20 lat najpiękniejszej bielizny i kobiet, czyli jubileuszowy pokaz Victoria’s Secret

Moda / 

Już od 20 lat marka Victoria’s Secret zachwyca i słynie ze swoich niezwykłych pokazów na których prezentuje najnowsze kolekcje. Wczoraj odbyła się kolejna jubileuszowa edycja. Czym tym razem zaskoczyła ta najsłynniejsza na świecie marka bieliźniana?

Powstała ,wbrew pozorom, dla mężczyzn choć zajmuje się dystrybucją damskiej bielizny. Jej założyciel krępował się kupować negliż dla swojej żony i dlatego postanowił stworzyć miejsce przyjazne panom, którzy mogliby swobodnie wybierać te intymne prezenty dla ukochanych. Choć pierwszy sklep powstał w 1977 roku w San Francisco to prawdziwy rozgłos wzbudziły pokazy z lat 90., do których angażowano „Aniołki” jak nazywano kobiety prezentujące najnowsze kolekcje. Po kilku latach ten zwyczaj stał się najsłynniejszym przedsięwzięciem w świecie mody. Przełomem okazał się rok 1999 kiedy występ był emitowany na żywo przez telewizję oraz pokazywany na ekranie na Times Square, gdzie obejrzały go 2 miliony osób. Znakiem rozpoznawczym firmy są skrzydła noszone przez „Aniołki”, które nie ograniczają się do białych, pierzastych stelaży, ale są wykonywane tak aby pasowały do stylizacji, zwykle w kolorze odpowiadającym bieliźnie.

Bez najpopularniejszych modelek pokaz nie mógłby się odbyć. W tym roku  bieliznę prezentowały: Alessandra Ambrosio, Adriana Lima, Joan Smalls czy Candice Swanepoel. Wśród nich były dwie Polki – Magdalena Frąckowiak i Monika JAC Jagaciak. Panie zaprezentowały najnowszą kolekcję VS, która za chwilę pojawi się w sklepach na całym świecie. Dla JAC był to szczególny wieczór, bo po raz pierwszy pojawiła się na wybiegu jako oficjalny  aniołek VS. Oprócz polskich modelek, które dumnie reprezentują nasz kraj odziane w skąpą bieliznę, w 2012 roku został otwarty pierwszy sklep Victoria’s Secret w centrum handlowym Złote Tarasy w Warszawie. Niektóre modele, i te ze sklepów, i te z wybiegu, zszokowały publiczność nie tylko swoją innowacyjnością i oryginalnością, ale i ceną.

Stanik wart miliony

Corocznie podczas pokazu prezentowany jest wyjątkowy biustonosz wykonany z szlachetnych kamieni i złota – fantasy bra tym razem kosztuje 2 miliony dolarów i został wykonany przez pracownię jubilerską Mouawad. Ozdobiony tysiącami brylantów stanik i dopasowany do niego pas na biodra miała zaszczyt włożyć Lily Aldrige, która pierwszy raz założyła tą drogocenną bieliznę, wypadła znakomicie.  Motywem przewodnim, który inspirował projektantów w tym roku były fajerwerki. Do tej pory najdroższe modele tej biżuteryjnej bielizny kosztowały 12,5 miliona dolarów i zostały zaprezentowane w 2001 roku jako Niebiański Biustonosz oraz w 2005 roku z wiele mówiącą nazwą Seksownie Wspaniały Biustonosz. Co ciekawe do tej pory sprzedały się jedynie dwa egzemplarze tej bielizny. A co się dzieje z tymi, które nie znalazły swojego właściciela? Po roku od premiery zostają „rozbierane” na poszczególne kamienie.

Z kości na ości

Wiele kontrowersji wzbudzają również figury modelek. Niemal po każdym pokazie podnoszą się głosy jakoby te były wychudzone. Kilka lat temu w sieci pojawiły się informacje, że na miesiąc przed tym wydarzeniem dziewczyny przechodzą na ścisłą dietę i godzinami są katowane na siłowni. Szczególnie kontrowersyjną kampanią była ta, która głosiła hasło „the perfect body” czyli perfekcyjne ciało. Wiele kobiet oburzyło się, bo w ich opinii „Aniołki” są po prostu chude. Według psychologów kreowanie takiego wizerunku przez VS może zaburzać postrzeganie własnego ciała wielu kobiet dla których niemożliwe jest osiągnięcie standardów modelek. Przeciętna kobieta nosi rozmiar 40 a modelki prezentujące bieliznę 34 i mniej.

Nie tylko bielizna

Gośćmi specjalnymi, którzy uświetnili pokaz muzyką na żywo byli Selena Gomez,  Ellie  Goulding i The Weeknd. Niewątpliwie część w której występują najsłynniejsi wokaliści i zespoły zawsze wzbudza wiele emocji. Dla artysty to nie tylko ogromy prestiż, ale i wyzwanie. Koncert odbywa się na wybiegu i ułożenie choreografii, która nie będzie przeszkadzała modelkom prezentującym bieliznę podczas występu to trudne zadanie. Pokaz, pomimo że odbywa się w listopadzie, oficjalnie będzie prezentowany w telewizji dopiero w przyszłym miesiącu.

Autor: Julia Adamska

Inne wpisy z tej kategorii

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Lego jako dzieło sztuki.

Kultura, Sztuka / 

Kolorowe klocki lego to element niemal każdego dzieciństwa. Nie wierzcie jednak tym, którzy twierdzą, że z miłości do lego się wyrasta. Artyści widzą w nich źródło inspiracji do tworzenia replik obrazów, makiet ogrodów zoologicznych a nawet krematorium z nazistowskich obozów koncentracyjnych. Poniżej przedstawiamy kilka dowodów na to, że te pozornie zwykłe klocki pobudzają nie tylko dziecięca wyobraźnię.

ZBIGNIEW LIBERA

Zacznijmy od najbardziej kontrowersyjnego projektu. Obóz koncentracyjny Zbigniewa Libery, to jedna z najbardziej znanych medialnie prac tego artysty. Stworzył on siedem pudełek z klockami, łudząco podobnymi do tych, które można kupić w sklepie – nie są to jednak zabawki dla dzieci. Po złożeniu nie powstanie średniowieczny zamek, statek kosmiczny, ani nawet posterunek policji. Z oryginalnych  klocków pochodzących z różnych zestawów autor zbudował nazistowski obóz koncentracyjny. Można z nich więc zbudować krematorium, obozowe baraki, które pilnują wartownicy, czy magazyn z którego wysypują się osobiste rzeczy odebrane więźniom przez nazistów.  Praca została wykonana w 1996 roku i powstała dzięki firmie Lego, która podarowała autorowi klocki. Po raz pierwszy została zaprezentowana na wystawie w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie.

NATHAN SAWAYA

Plastikowe rzeźby, których nie musimy ukrywać przed dziećmi, takie jak: zwierzęta, budynki, abstrakcyjne struktury oraz ludzie – stworzył Nathan Sawaya. Artysta może się również pochwalić budowlą swojego autoportretu. Wszystkie klocki są ze sobą sklejone, po to, aby mogły być bezpiecznie przewożone. Pierwsza wystawa  jego prac odbyła w 2007 roku w Lancester Museum of Art. Jego studio to raj dla miłośników wytwórni lego. Znajduje się w nim ponad 1,5 miliona kolorowych klocków.

MARCO SODANO

Przetworzyć słynne dzieła malarskie w pikselowe obrazy może tylko mistrz, którym na pewno jest Sodano. Wśród kompozycji włoskiego artysty znalazły się między innymi znane wszystkim Mona Lisa i Dama z Łasiczką Leonarda da Vinci, oraz Dziewczyna z perłą Johannesa Veermera.  Pomimo, że jego prace wyglądają jak spikselizowany obraz komputerowy, to każdy odbiorca z łatwością określi jakie dzieło zostało odwzorowane i może się zainspirować do ich odtworzenia. Prace te były częścią kampanii reklamowej firmy Lego, głoszącej, że każde dziecko może stać się prawdziwym artystą.

SEAN KENNEY

Ten amerykański konstruktor za pomocą klocków jest w stanie zbudować niemal wszystko. Do najbardziej znanych dzieł Sean’a należą gigantyczna replika konsoli Nintendo DS, oraz niedźwiedź polarny zamówiony przez ogród zoologiczny w Filadelfii. Jednak najbardziej imponujący jest 3 metrowy model Trump Tower Chicago. Do jego wykonania wykorzystano około 65 tys. elementów. Artysta ukrywając za warstwą przezroczystych klocków kolorowe części uzyskał efekt sprawiający wrażenie, że w oknach budynku odbija się światło słoneczne.

MARCO PECE

Kolejny twórca, który upodobał sobie układanie replik najsłynniejszych obrazów to włoski fotograf Marco Pece, jest on jednocześnie miłośnikiem sztuki oraz klocków lego. Prace którymi się inspirował i dzięki nim stworzył swoje budowle to między innymi: Ostatnia Wieczerza – Leonarda da Vinci, Zaślubiny Marii – Rafaela Santi, Krzyk – Edwarda Muncha, czy Marlin Monroe – Andego Warhola. We wszystkich przypadkach podobieństwo do oryginału jest zdumiewające, odbiorcy nie będą mieli wątpliwości do jakich źródeł sięgnąć aby je porównać.

Sztuka z klocków lego przybiera najrozmaitsze formy. Jest dowodem na to, że dla artystów nie istnieją już żadne bariery – poza granicami ich własnych wyobraźni. Dzięki temu, że dzieła sztuki zbudowane są z klocków, które można bez trudu kupić w sklepie, każdy z nas może poczuć się jak artysta i stworzyć własne dzieło sztuki. A Wy, macie już jakieś „dzieła” na swoim koncie?

portfel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Mercedes-Benz G 55 AMG – perfekcyjna Pani drogi (i bezdroża)

Hobby, Motoryzacja / 

Gdyby się dłużej zastanowić, jaki segment w motoryzacji stworzyć tylko dla jednego wyjątkowego samochodu, to bezapelacyjnie byłby to segment o nazwie G-klasa. Dlaczego? Model ten, idealnie opisuje stwierdzenie, że jest to auto o “wielu twarzach”, mimo że od 1979 roku praktycznie się nie zmieniło. Na czym polega więc fenomen “terenowego pudełka” od Panów z Mercedesa?

Wszystko zaczęło się we wspomnianym 1979 roku, od modelu W460. Mercedes stworzył rasową terenówkę, idealnie spełniającą potrzeby wojska. Cieszyła się ona powodzeniem wśród docelowych odbiorców, dlatego postanowiono wprowadzić wersję bardziej cywilną. Model oznaczono jako W463 i pierwsze egzemplarze tej odmiany opuszczały fabrykę w 1989 roku. Do chwili obecnej, czyli przez 26 lat produkcji, dokonano tylko dwóch niewielkich liftingów auta. Dzisiaj postanowiłem skupić się na wersji G55 AMG sprzed pierwszego liftingu.

G klasa od ponad 30 lat prezentuje się prawie tak samo. Charakterystyczny pudełkowaty kształt, ostre linie, pionowa, przednia szyba i przejawiająca się w detalach toporność, nie pozwala pomylić tego auta z żadnym innym. Wielu fanów motoryzacji żartobliwie twierdzi, że G-klasa była projektowana tylko za pomocą… ekierki. Jak widać, projektantowi wystarczyło to w zupełności, aby stworzyć auto, za którym obejrzy się prawie każdy. Topowa wersja została wyposażona dodatkowo w pewne, nie rzucające się w oczy, detale, takie jak 18-calowe obręcze w charakterystycznym dla AMG wzorze.

O ile G-klasa na zewnątrz aż bije po oczach “wojskowością”, to w środku poczujemy się już bardziej cywilizowanie i jak przystało na mercedesa, luksusowo. Bogate wyposażenie i najlepsze materiały to standard w tym aucie. Fotele obito skórzaną tapicerką, a deskę rozdzielczą zdobią wykończenia ze szlachetnego drewna. Terenowy zapał we wnętrzu zdradzają tylko przyciski do sterowania trybem napędu i charakterystyczna, umieszczona przed pasażerem rączka, która w drodze może się bez wątpienia przydać i ochronić przed nieplanowanym opuszczeniem prawego fotela.

Zajrzyjmy jednak do miejsca, które najbardziej odróżnia AMG od “zwykłych” wersji G-klasy, mianowicie pod maskę. Znajdziemy tam ośmiocylindrowy widlasty silnik, który wspomaga kompresor śrubowy. Ta pancerna (jak całe auto) jednostka, generuje 500 KM i 700 Nm. Liczby te gwarantują, że terenówka nie będzie drogowym żółwiem. Nie można jej jednak nazwać typowym sportowcem, bryła kartonu od mleka nie pomaga rozpędzać się G-klasie do zawrotnych szybkości. Prędkość maksymalną ograniczono elektronicznie do skromnych 210 km/h. Od bicia rekordów “v-maxa” auto zdecydowanie woli konkurencję sprintu do “setki”, gdzie osiąga bardzo dobry wynik 5,5 sekundy. Spalanie? Nie pytajcie, zresztą kto by na to zwracał uwagę w takim aucie.

G-klasa, jak przystało na prawdziwą terenówkę, niepodrabianego SUVa czy innego Crossovera, jest zbudowana na konstrukcji ramowej. W zawieszeniu zaadaptowano wielowahaczowy system zapewniający ogromny skok koła. Takie rozwiązanie doskonale sprawdza się w terenie, ale również na ulicy daje pełną kontrolę nad autem i komfort podróżowania. Wersja AMG została z osiągowych względów, wyposażona w wydajniejsze, tarczowe i wielotłoczkowe hamulce. W końcu po każdym sprincie spod świateł, trzeba jakoś zatrzymać ten 2,5 tonowego kolosa.

To co najlepsze w G-klasie to właśnie jej wielozadaniowość. Idealnie radzi sobie w szybkim pokonywaniu miasta czy dłuższych wyjazdach, dzięki swojemu prestiżowi i luksusowi idealnie nadaje się jako auto reprezentacyjne, a jeśli kierowca postanowi pojechać off-roadowo “na skróty” auto nie będzie stawiało oporu. Nie ma chyba takiego zadania, któremu Mercedes by nie podołał. Kluczem do sukcesu w terenie jest stały napęd 4×4, z możliwością blokowania dyferencjałów. O komfort podróży dba za to 5-stopniowy “automat”, a o stabilność i bezpieczeństwo dbają systemy ESP, ABS i poduszki powietrzne.

Samochód idealny? Richard Hammond twierdził, że tak, nie ma powodów żeby się z nim nie zgodzić. Osiągi, legenda, luksus i prestiż oraz gwarancja tego, że G-klasa poradzi sobie perfekcyjnie w każdej sytuacji, są warte każdego grosza. A koszt jest niemały – ceny nawet dziesięcioletniej wersje AMG nadal kształtują się na poziomie ponad 200 tys. zł.

Chyba jednak warto? Co o tym myślicie?

Autor: Adrian Walkiewicz

portfel

Komentarze

  1. Słaby. Range Rover Supercharged deklasuje ten czołg pod kazdym względem.

    1. Pod jakim względem deklasuje? Dwa całkowicie odmienne auta. G klasa jest jedyna w swoim rodzaju. RR może byc ewentualnie jej najbliższym konkurentem. G klasa jest co jakis czas poprostu odswieżana, a RR mamy juz 4 generacje, i sam Supercharged jak się nie mysle, jest z nami od 3 gen., a więc 2002 czy 2003 r. Ponadto od tejże generacji RR nie jest też juz na ramie, lecz to konstrukcja samonośna przez co ląduje w klasie luskusowych SUV jak q7 czy ML Mercedesa. Jest wprawdzie najdzielniejszy w terenie posród swoich konkurentow.
      Moim skromnym zdaniem G klasa jest fenomenalna, chóc nie jeździłem nigdy ani modelami AMG ani zwyklymi. Mialem przyjemnośc obejrzec z bliska G320 i auto ma w sobie to cos. Klasyczny i elegancki z zewnątrz jak i w srodku, równocześnie bardzo luksusowy. Taki motoryzacyjny synonim męskości, bo pasuje zarówno dla gentelmana w garniturze jak i wytatuowanego twardziela w czarnej skórze. Nie dla chlopców w rurkach ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Miler Menswear
Top