Bugatti ? Veyron ! Takie jest pierwsze skojarzenie większości osób słyszących nazwę tej francuskiej firmy motoryzacyjnej. Pora dowiedzieć się czegoś więcej o tej legendarnej marce.
Wszystko zaczęło się we wrześniu 1881 roku, kiedy urodził się Ettore Bugatti, który 28 lat później otworzył zakład produkujący jedne z najlepszych supersamochodów na świcie. Wszystko układało się dobrze do pamiętnego, w historii świata, roku 1939. Wtedy to rodzina Bugatti przeżyła, oprócz rozpoczęcia II Wojny Światowej, również swój prywatny dramat. Podczas testowania jednego z modeli z fabryki w Molsheim, zginął syn Ettore – Jean. Ojciec marki nigdy już nie otrząsnął się z tej tragedii i w 1947 roku, po jego śmierci, Bugatti zniknęło z rynku motoryzacyjnego. Aż do roku 1987, kiedy to włoski miliarder Romano Artioli, odkupił prawa do jej nazwy.
Celem działań Artioli było wskrzeszenie marki, poprzez budowanie najbardziej zaawansowanych i najszybszych samochodów świata, które jednocześnie miały się nadawać do jazdy “na co dzień”. Ogromny budżet pozwolił miliarderowi sięgnąć po najlepszych w swoim fachu inżynierów. Pozyskał ich, nomen omen, od swoich konkurentów: Ferrari i Lamborghini. Za wygląd nowego Bugatti miał odpowiadać nie kto inny jak Marcelo Gandini, twórca nadwozia Miury, Countacha i opisywanego ostatnio na łamach naszego portalu – Diablo.
Zespół inżynierów stworzył model EB110. Nie trudno się domyślić, że litery EB w nazwie modelu, pochodzą od inicjałów założyciela marki, natomiast liczba 110 oznacza, że model ten został zaprezentowany w 110 rocznicę jego narodzin.
Artioli urzeczywistnił swoją wizję. W momencie prezentacji w 1991 roku, 110 była najbardziej “zaawansowanym” autem na świecie. Bugatti napędzany jest przez dwunastocylindrowy, widlasty, turbodoładowany silnik, o małej, jak na tę ilość cylindrów, pojemności zaledwie 3,5 litra. Kluczem do jego wielkiej mocy okazało się jednak zaawansowanie technologiczne – sucha miska olejowa, pięć zaworów na cylinder oraz turbosprężarki, których liczba wynosiła aż cztery ! Takie rozwiązanie zapewniło aż 560 KM i 611 Nm, przekazywanych na asfalt napędem na cztery koła, oczywiście za pośrednictwem jedynej słusznej tutaj, bo manualnej, 6- biegowej skrzyni biegów. Zamontowany centralnie silnik, pozwalał rozpędzić EB do “setki” w 3,5 sekundy, a licznik w tym supersamochodzie zatrzymywał się przy wartości aż 341 km/h.
Jeżeli te wartości nie wszystkich jeszcze przekonały o niezwykłości tego auta, to warto wspomnieć, że jego rama wykonana jest w całości z włókna węglowego, które w tamtych latach było materiałem niezwykle rzadko spotykanym i drogim. Z tego samego materiału zostało wykonane nadwozie Bugatti, a jego produkcją zajęła się firma… lotnicza. Mimo zastosowania lekkich materiałów EB110 auto ważyło aż 1600 kg. Doświadczeni inżynierowie zadbali również o odpowiednie hamowanie tego modelu, który ze 100 km/h zatrzymywał się zaledwie po 33 metrach, co w tamtych czasach było świetnym wynikiem.
Często zarzucano Bugatti, że “podkradła” drzwi od Lamborghini, bowiem w EB110 unosiły się one również do góry, tak samo jak w Countachu czy Diablo. Nic dziwnego, ponieważ wszystkie trzy auta projektowała osoba, która ten system otwierania wymyśliła, dlatego też Marcelo Gandini miał pełne prawo do tego, by go używać. Bugatti miało tę przewagę nad swoją konkurencją, że prowadziło się niezwykle zwinnie i pewnie. Napęd AWD dbał o przyczepność w każdych warunkach i choć napęd tylko na tylną oś daje więcej przyjemności z jazdy, w tym aucie trzeba uznać wyższość 4×4.
W trakcie produkcji Bugatti wprowadziło do oferty wzmocnioną wersję SS. Wyprodukowana w 31 egzemplarzach odmiana była mocniejsza o 50 KM i 40 Nm, wyposażono ją również w wydajniejsze hamulce.
Standardem w Bugatti była również wysoka jakość wykonania. Auto tworzono z dbałością o najmniejsze szczegóły, co gwarantowało zadowolenie klienta siedzącego w niezwykle luksusowym, świetnie wyposażonym i względnie przestronnym wnętrzu.
Dlaczego więc, jeśli EB110 to takie świetne auto, dziś niewielu o nim pamięta? Sprzedano zaledwie 139 egzemplarzy, bowiem auto było po prostu zbyt zaawansowane i za drogie. Kosztowało 350 tys dolarów, co w czasach panującego kryzysu i zaciskania pasa, było kwotą astronomiczną. Można rzec, że ten model technologicznie i cenowo wyprzedził swoje czasy. W 1995 roku, firma Bugatti, właśnie z tego powodu niestety zbankrutowała. 10 lat później “wskrzesił” ją Volkswagen rozpoczynając produkcję Veyrona, którą w lutym tego roku zakończono. Ostatni, 450 egzemplarz modelu, został oznaczony “La Finale” i trafił do klienta z Bliskiego Wschodu. Cały świat motoryzacyjny czeka z niecierpliwością na następce auta, które bez problemu pokonywało barierę 400 km/h, bowiem prezentacja nowego modelu Bugatti zawsze jest godna odnotowania w historii motoryzacji.
Na co zwrócić uwagę kupując koszulę?
Z przyjemnością zapraszamy Państwa do obejrzenia filmu o koszulach Miler Luxury Shirts, który powstał z wykorzystaniem najnowszych technologi pozwalających na rejestrowanie 500 klatek na sekundę. Film został nakręcony przez operatora jednej z największych stacji telewizyjnych w Polsce, a głos podłożył jeden z najlepszych polskich lektorów. Zamiast pustych słów ukazaliśmy proces produkcji naszych koszul od kuchni. Każdy może teraz zajrzeć do profesjonalnej szwalni i zobaczyć jak powstają najwyższej klasy koszule.
Jako ciekawostkę warto dodać, że po upadku Bugatti, niemiecka firma Dauer wykupiła magazyn z częściami wraz z licencją EB110 i rozpoczęła produkcję swojej wersji tego auta. Było ono lżejsze o 120kg i mocniejsze. Na życzenie klienta silnik po modyfikacjach mógł osiągać aż 865 KM ! Przy takich parametrach prędkość maksymalna wynosiła aż 370 km/h. Dauer EB110 SS został wyprodukowany jedynie w 5 egzemplarzach, każdy w innym kolorze.
Bugatti wyprodukowało również wersje EB110, przeznaczoną do wyścigów na torze. Nie zapisała się ona jednak w historii sportu świetnymi wynikami. Historia EB110 jak widać nie jest niestety szczęśliwa, ale warto pamiętać o takich autach, bowiem więcej ich już nie będzie.
Autor: Adrian Walkiewicz
Inne wpisy z tej kategorii
Dodaj komentarz
Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.
Pingback: Alkohol wieczoru #250: Mortlach 53 yo (vintage 1951) by Gordon & Macphail • Bez kategorii • Milerpije.pl