Miast Boga – ciemna strona Rio de Janeiro

Film, Kultura / 

Fotografia dla wielu jest pewna drogą. Jedni dzięki robieniu zdjęć realizują swoją pasję, kolejni tylko dokumentują ważne wydarzenia, a jeszcze inni z każdym otwarciem migawki tworzą dzieło sztuki. Czasem zdarza się, że jedno ujecie zagwarantuje fotografowi olbrzymią sławę i pieniądze, ale czy zdjęcie może uratować życie? W przypadku bohatera Miasta Boga tak własnie się stało, dzięki swojej pasji udało mu się wyrwać z nizin społecznych.

Kapiszon (Alexandre Rodrigues) to chłopak wychowujący się w najgorszej dzielnicy Rio de Janeiro. W „Mieście Boga” można być tylko gangsterem, albo „frajerem” wykonującym ciężką pracę za marne pieniądze. Głównemu bohaterowi nie odpowiada żadna z tych ścieżek, jego marzeniem jest, by zostać fotografem. Na ekranie oglądamy dorastanie Kapiszona oraz zmiany jakie zachodzą w Rio.

Każde wydarzenie i każda spotkana przez niego osoba staje się pretekstem do rozpoczęcia dłuższej historii, która ostatecznie splata się z innymi. Bohater z jednej strony opowiada o wojnach gangów, a z drugiej o miłości do koleżanki, czy swoich początkach jako fotograf. Historia jest o tyle fascynująca, że codzienne życie toczy się w ekstremalnych warunkach, a każde wyjście na ulicę można przypłacić życiem.

Większość aktorów grających w Mieście Boga to amatorzy, którzy faktycznie mieszkają w tym miejscu. Reżyser od początku chciał by w filmie występowały wyłącznie „świeże twarze” i nawet angażując wykształconych aktorów zwracał uwagę by nie byli jeszcze znani szerszej publiczności. Dzięki temu film nabiera niewiarygodnej wręcz realności, bez trudu możemy zanurzyć się w zgiełku ulicy i całkowicie oddać się prądowi fabuły.

Trudno oceniać w jakiś sposób aktorstwo, ale wszystkie postacie wypadają bardzo przekonująco, zresztą inaczej być nie mogło, skoro odtwórcy nie muszą wcielać się w żadne role – po prostu są sobą. Trzeba tutaj pochwalić reżysera, bo praca z amatorami jest o wiele bardziej wymagająca niż z profesjonalnymi aktorami, którzy dokładnie wiedzą co i jak powinni zrobić. Łatwo sobie wyobrazić, że tłumaczenie poszczególnych scen kilkunastu wyrostkom z najgorszej dzielny Rio, nie było łatwym zadaniem, ale Fernando Meirelles poradził sobie z tym znakomicie i stworzył bardzo wiarygodny film.

Reżyser chciał by jego dzieło było jak najbliższe rzeczywistości. Widać to nie tylko w doborze „aktorów”, ale także po stronie formalnej filmu. Ujęcia sprawiają wrażenie jak gdyby były realizowane przez dziennikarza amatora – szybkie ruchy kamery, czy filmowanie z „ręki”, sprawiają, że widz wierzy, że cała akacja jest nagrywana na bieżąco.

Również montaż odgrywa ważną rolę w Mieście boga, warto tu zwrócić uwagę nie tylko na ciekawe przejścia czy dobry rytm, ale również na dynamikę jaką nadaje on obrazowi. Równie ciekawym aspektem filmu jest splecenie losów Kapiszona i historii dzielnicy w której mieszka, dzięki temu film ogląda się bardzo przyjemnie, co sprawia, że warstwa fabularna jest ciekawa. Połączenie tych elementów i niesamowitych ujęć biednego i brutalnego Rio sprawiło, że film odniósł niebywały sukces.

„Miasto Boga” to świetny film, który można polecić każdemu. Trudno znaleźć w nim jakieś większe mankamenty. Począwszy od muzyki, przez aktorstwo, aż po montaż – wszystko stoi na bardzo wysokim poziomie. Z pewnością nikt nie będzie żałował dwóch godzin, które spędził na oglądaniu obrazu.

Autor: Mateusz Stachura

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Bawarski batmobil – BMW 3.0 CSL

Hobby, Motoryzacja / 

Są w historii motoryzacji takie auta, które nie są ani najszybsze, ani najdroższe, ale jednak zapewniły sobie miejsce w pamięci motomaniaków. Do takich pojazdów na pewno zalicza się BMW E9 3.0 CSL, często nazywane “batmobilem”.

Jego historia zaczęła się w 1968 roku, kiedy bawarską fabrykę zaczęły opuszczać pierwsze modele 2800 CS – luksusowe, duże i mocne coupe dla biznesmenów. Cztery lata później, we wrześniu 72, fabrykę opuściło pierwsze dziecko sportowego oddziału BMW – M GMBH. To dzięki niemu CSL bardzo mocno zakorzenił się w historii motoryzacji, stając się najbardziej kultowym BMW serii 6.

CSL był wyjątkowy w każdym calu. Już sama koncepcja zakładająca stworzenie najbardziej “torowego” auta dopuszczonego do ruchu, była niezwykła. Samochód miał bowiem służyć jako podstawa do zbudowania czysto wyścigowej wersji E9 i uzyskania homologacji FIA. Do jej zdobycia wymagano zbudowania 1000 egzemplarzy – założenie zostało spełnione przez BMW z nadwyżką 39 sztuk.

Nadwozie CSL różni się od podstawowych wersji E9 bardziej niż można by przypuszczać na pierwszy rzut oka. Nie ograniczono się tylko do dodania innego przedniego zderzaka z wlotami do chłodzenia hamulców, płetw na przednich błotnikach czy ogromnego, charakterystycznego spoilera na tylej klapie, wspomaganego przez mniejszy spoiler dachowy. Nadwozie CSL dla redukcji masy wykonano z cieńszej blachy, a stalową maskę, pokrywę bagażnika i drzwi zastąpiono odpowiednikami z aluminium. Po pierwszych testach zrezygnowano jednak z aluminiowej klapy bagażnika – nie wytrzymywała 90 kg docisku, wytwarzanego przez ogromny spoiler.

Jako ciekawostkę warto dodać, że ów spoiler nie spełniał norm homologacyjnych, dlatego BMW zalecało niemieckim dealerom wydawanie aut klientom, ze zdemontowanym spoilerem w bagażniku, który każdy właściciel miał potem zamontować we własnym zakresie.

Dla zmniejszenia masy auta zastosowano szyby z poliwęglanu, zrezygnowano z klimatyzacji, radia i wspomagania kierownicy, a także elektrycznych szyb. Mimo to, nawet bez tych dodatków, wnętrze auta prezentowało się pięknie. Było połączeniem luksusu z wyścigową prostotą i surowością. Pięknie wykończona szlachetnym drewnem deska, filigranowa, wyścigowa kierownica oraz kubełkowe fotele tworzyły klimat, którego nie da się podrobić.

Sercem CSL jest 3 litrowa, rzędowa, 6 cylindrowa jednostka, którą umieszczono wzdłużnie z przodu auta. Ta wyposażona we wtrysk Bosha D-Jet jednostka, legitymowała się 206 KM i 272 Nm. Dzięki tym parametrom auto pierwszą “setkę” osiągało po 7,5 sekundach i maksymalnie rozpędzało się do 214 km/h. Silnik sprzężono z 4 biegową przekładnią, sterowaną oczywiście ręcznie.

Osoby mające okazję prowadzić CSL najczęściej określały go słowami: surowe, szorstkie, gołe i dzikie. Największy wpływ na charakterystykę auta ma jego zawieszenie. W tym modelu inżynierowie BMW postawili na niezależne zawieszenie każdego koła, o względnie prostej i mało awaryjnej konstrukcji. Wspierały je gazowe amortyzatory, sprężyny śrubowe i stabilizatory obu osi. O odpowiednio agresywne i skuteczne hamowanie dbały wentylowane, tarczowe hamulce obu osi, niewspierane przez żadne elektroniczne systemy – tutaj liczyły się umiejętności kierowcy.

Za to właśnie doceniano CSL, pozwalał kierowcy wykazać się i sprawdzić. Gdy doda się do tego bezpośredniość auta i genialną stylistykę, to uznać można, że stworzono połączenie idealne. Niestety nie było ono dostępne dla każdego, bowiem w latach 70. nowy CSL kosztował w Anglii tyle samo co rodzinny domek.

Ponadczasowa elegancja!

Z przyjemnością zapraszamy Państwa do obejrzenia filmu o koszulach Miler Luxury Shirts, który powstał z wykorzystaniem najnowszych technologi pozwalających na rejestrowanie 500 klatek na sekundę. Film został nakręcony przez operatora jednej z największych stacji telewizyjnych w Polsce, a głos podłożył jeden z najlepszych polskich lektorów. Zamiast pustych słów ukazaliśmy proces produkcji naszych koszul od kuchni. Każdy może teraz zajrzeć do profesjonalnej szwalni i zobaczyć jak powstają najwyższej klasy koszule

Jeżeli komuś nie wystarczała agresywności i sportowy styl, mógł sięgnąć po torową wersję CSL, z poszerzonymi błotnikami, ogromnymi wlotami powietrza i jeszcze bardziej rozbudowaną aerodynamiką. Wersja ta oferowała również więcej mocy i lepsze prowadzenie, a o bezpieczeństwo kierowcy dbała klatka bezpieczeństwa i wielopunktowe pasy. W latach swojej produkcji CSL wygrywał praktycznie wszystko i to w wielkim stylu.

Nie tak dawno temu, BMW postanowiło wskrzesić legendę w “kompozytowym” i ekologicznym wydaniu. Nowemu CSL niestety brakuje surowości i klimatu jaki miał jego pierwowzór, ale taka jest dzisiejsza motoryzacja – “elektroniczna”. Czasy się zmieniają, auta i kierowcy też, dlatego nie wolno zapomnieć o legendzie.  

Autor: Adrian Walkiewicz

portfel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

10 rzeczy, których nie wiedziałeś o kawie

Dla Ciała, Kawa / 

Prawdziwi mężczyźni wiedzą dużo o eleganckim, męskim ubiorze, o savoir-vivrze, o alkoholach i cygarach. Wiedzą także, jak przyrządzić perfekcyjnego steka albo romantyczną kolację. Szkoda jednak, że do przedłużonej kolacji zwanej śniadaniem podadzą, w większości przypadków, paskudną kawę rozpuszczalną albo jakąś zalewaną mielonkę. Mężczyzno, poznaj się także na dobrej kawie! Dziś służę pomocą kilkoma zaskakującymi faktami na temat kawy.

Nie ma lepszej kawy niż włoska

Bzdura! Włosi doskonale wykorzystują swoje espresso italiano jako produkt eksportowy na cały świat, robiąc z tego symbol doskonałej kawy. Niestety, nie licząc kilku wyjątków, które zwiastują duże zmiany na rynku, jest to nędznej jakości kawa, spalona, błyszcząca od olejków, w której nie wyczuwa się niczego prócz posmaków drewna, dymu, spalenizny, ziemistości czy gumy. To są smaki zdecydowanie niepożądane w dobrej kawie. Okazuje się, że obecne trendy kawowe dyktują kraje skandynawskie, Wielka Brytania czy Niemcy. Także w Polsce rynek kaw specialty i tak zwanej trzeciej fali jest bardzo silny i dynamicznie rozwijający się.

czarna kawa w filiżance

Marcin Rzońca, PopularCoffee Blog

Espresso niczym w łeb obuchem

Pozostając w temacie niewielkiej filiżanki z jeszcze mniejszą ilością kawy, czyli espresso – panuje powszechne przekonanie, że ten rodzaj kawy ma w sobie tyle kofeiny, że chodzimy po niej nakręceni niczym zabawka. Nie jest to jednak prawdą. Przynajmniej nie jest to takie proste. Kofeina ze zmielonej kawy w największych ilościach, wypłukiwana jest dopiero od okolic pierwszej minuty od rozpoczęcia kontaktu z gorącą wodą, do około trzeciej – czwartej. Jak dobrze wiecie, espresso przygotowuje się kilkadziesiąt sekund (w okolicach trzydziestu). Więc od razu widać, że nie ma tu czasu na kofeinę w dużych ilościach. Skąd zatem ta potoczna opinia o sile espresso? Wynika to z kilku aspektów. Po pierwsze, moc kawy jest często błędnie utożsamiana z jej intensywnością smakową. Espresso jest bardzo esencjonalne, gęste, o bardzo wyraźnym smaku, często ze sporą dozą goryczy, spowodowanej użyciem złej jakości ziaren. To może sygnalizować dużą moc kawy – mocny smak to mocna kawa. Oczywiście, to nie jest tak, że espresso nie pobudza. Pobudza, ale ze względu na sposób parzenia, to pobudzenie następuje bardzo szybko i równie szybko przestaje działać. Kolejną sprawą jest gatunek używanych ziaren. W popularnych mieszankach do espresso, oprócz ziaren arabiki, znajdują się także ziarna robusty. Ta druga odmiana charakteryzuje się dużą zawartością kofeiny. Ma też bardzo duży wpływ na smak. Robusta jest ciężka, ziemista, szorstka… Trudno nazwać to przyjemnym bukietem. Jest jednak dużo tańsza od średniej jakości arabik.

Kwaśna kawa

Praktycznie każdy, kto chce, żebym polecił mu jakąś kawę, podkreśla – byle nie była kwaśna! Bardzo nie lubię kwaśnej kawy! – i ja się wcale nie dziwię, że takiej nie lubi. Bo kwaśność w kawie nie jest pożądana, ale kwaskowatość już owszem. To nie jest to samo? – zapytacie. Nie, różnica jest diametralna. Kwaśna kawa to złej jakości kawa. Wynika to z niedostatków surowca (defekty, kiepska gleba, zła uprawa) oraz niepoprawnego wypalenia jej. Przez to w filiżance znajduje się cierpka, kwaśna ciecz, która z kawą ma niewiele wspólnego. Dobra kawa ma w sobie naturalną kwaskowatość. Lubicie na pewno śliwki, maliny bądź czereśnie. Dojrzałe owoce są kwaskowate, ale jednocześnie słodkie i przyjemne. Takie smaki bez problemu można wyczuć w kawach wysokiej jakości i poddanych odpowiedniej obróbce.

kawa w szklance

Marcin Rzońca, PopularCoffee Blog

Kawa z odchodów

Na pewno słyszeliście o najlepszej i najdroższej kawie świata – kopi luwak. Kawa ta pozyskiwana jest z odchodów cywety, a kilogram ziaren osiąga naprawdę duże kwoty. Mam nadzieję, że na „słyszeniu” o tej kawie poprzestaliście, i że nie przyszło Wam do głowy jej kupować. Prawda jest taka, że jest to jeden, wielki, marketingowy bełkot, który nie ma nic wspólnego z dobrym smakiem i ekskluzywnością. Pomijając fakt współczesnej, masowej produkcji takiej kawy, nie wyróżnia się ona niczym nadzwyczajnym, bo w kawie najważniejsze jest to, gdzie leży farma, na jakich ziemiach, jak się ją uprawia, jakiej jest odmiany, jakiej obróbce jest poddawana, jak jest wypalona i jak jest zaparzona. To, że wygrzebuje się ją z odchodów nie nadaje jej żadnych punktów do smaku. Naprawdę doskonałe ziarna z segmentu specialty to wysoki poziom słodyczy, czystości smaku i jego bogactwa. Nawet niedoświadczona osoba jest w stanie stwierdzić, obiektywnie, że to jest coś naprawdę smacznego.

Sezonowość

Na półkach w sklepie roi się od znanych etykiet kawowych. Żółtych, zielonych, czerwonych… Różne firmy mają w swojej ofercie stałe mieszanki, dostępne cały rok, a nawet lata. Wspominam o tym, żeby przekazać Wam rzecz, z której mało kto zdaje sobie sprawę – kawa jest produktem sezonowym. W dodatku jest produktem jeszcze bardziej ulotnym od wina. W przypadku tego szlachetnego trunku mamy do czynienia z rocznikami. W uproszczeniu, zasada jest taka, że im wino starsze, tym lepsze, a jak się trafi dobry sezon, to z danego roku, z danej winnicy, ceny za butelkę mogą szybować swobodnie w górę. Z kawą tak nie jest. Czas negatywnie wpływa na ziarna. Nie ma tu mowy o rocznikach. Nie wdając się teraz w szczegóły: im kawa świeższa, im krótszy czas pomiędzy zbiorem, a wypaleniem, tym lepiej i jeśli wiele dobrych czynników złoży się w całość, dana partia kawy jest wysoce pożądana, a jej ceny idą w górę. Jednak w następnym sezonie sytuacja może się nie powtórzyć, a po ziarnach z poprzedniego okresu nie będzie już śladu, albo będą już surowcem o obniżonej jakości. To pokazuje, jak kruchym i ulotnym dobrem jest kawa, a jednocześnie ciekawym i ekscytującym. Utrzymanie takiego samego smaku w popularnych mieszankach sprowadza się do używania ziaren niskiej jakości, pozbawionych dobrych niuansów smakowych i wypaleniu ich w sposób skutecznie niwelującym wszelkie różnice, sprowadzając wszystko do jednego, najczęściej miernego, mianownika.

sypka kawa

Marcin Rzońca, PopularCoffee Blog

Palenie i mielenie

Niebagatelną sprawą jest data palenia kawy oraz jej mielenie. Na opakowaniach możemy doczytać, że kawę najlepiej spożyć do roku czy nawet osiemnastu miesięcy od daty produkcji. Nawet jeśli opakowanie jest napompowane azotem, to najlepsze właściwości smakowe po takim czasie z pewnością odejdą w niepamięć. Generalnie zakłada się, że najlepsze walory smakowe kawa ma od kilku dni po wypaleniu, do dwóch – trzech miesięcy. Wtedy ziarna mają pełnię smaków i aromatów. Z mieleniem jest jeszcze ciekawsza sprawa. Choćby nie wiadomo jak dobrze odciągnąć powietrze z paczki, choćby użyć jak najszczelniejszego słoika, kawa po kilkunastu – kilkudziesięciu minutach będzie zwietrzała, płaska i pozbawiona dużej części swojej palety barw smakowych. Tego się nie przeskoczy. Chcesz dobrej kawy? Miel ją w ilościach zaspokajających tylko bieżące potrzeby.

Espresso w domu

Panuje stereotyp, że chcąc mieć dobrą kawę w domu, trzeba koniecznie kupić ekspres ciśnieniowy, który miałby być panaceum na złą kawę. Tak, dobrze przygotowane espresso jest czymś pysznym, gęstym, słodkim (bez słodzenia!), jednak by takie przygotować w warunkach domowych, trzeba spełnić szereg wymogów, w tym finansowych. Espresso jest sposobem parzenia kawy, który wymaga największych nakładów (w tysiącach złotych), ale także wiedzy i opanowania różnych zmiennych. We własnym zakresie łatwiej zacząć od tak zwanych metod alternatywnych, polegających przede wszystkim na używaniu różnego rodzaju urządzeń przelewowych, korzystaniu z dobrych kaw, singli, jasno wypalanych, soczystych, pachnących, o interesujących profilach smakowych. Największą inwestycją i najważniejszą (w każdej metodzie), jest zakup dobrego młynka żarnowego. To koszt od kilkuset do kilku tysięcy złotych, ale jest to koszt niezbędny do uzyskania dobrej kawy.

Siorbanie

Kawę się siorbie. Może niekoniecznie zawsze i wszędzie oraz nie każdą, ale się to robi. Najlepiej podczas cuppingu, czyli metody próbowania i oceniania kawy. Tak samo, jak próbuje się i smakuje wina, tak samo robi się z kawą. Cupping to najczęściej zaparzenie kilku kaw (w uproszczeniu: poprzez zalanie ich gorącą wodą i odstawieniu na kilka minut) w celu porównania ich między sobą. Może on mieć różne oblicza, na przykład porównywania kaw z różnych palarni i regionów (mogą to być takie same kawy z różnych palarni), a także oceniania ich punktowo. Ten ostatni rodzaj cuppingu jest stosowany przez profesjonalnych Q Graderów. Dzięki ich pracy, dana kawa jest oceniona w stupunktowej skali. Sprawdza się jej smak, zapach, defekty, balans czy słodycz. Jeśli kawa zdobędzie powyżej osiemdziesięciu punktów, klasyfikowana jest jako kawa specialty. Wracając jednak do siorbania – robi się to właśnie przy cuppingu, siorbiąc kawę z łyżki. Dzięki temu kawa jest dobrze rozprowadzana po kubkach smakowych i dużo łatwiej wyczuć w niej wszelkie niuanse.

Mleko

Osobiście uważam, że łączenie kawy z mlekiem nie jest wielką zbrodnią. Przynajmniej pod pewnymi warunkami. Nie każda kawa dobrze komponuje się z mlekiem (mam na myśli zarówno profil smakowy, jak i metodę parzenia), a po drugie, mleko też musi spełnić pewne wymogi. Mówię oczywiście o słynnym cappuccino, czyli espresso połączonym ze spienionym mlekiem. Podstawą jest wspomniane espresso. Właśnie na bazie tej metody parzenia robi się cappuccino (można także użyć kawy z kawiarki w domu). Poprawnie spienione mleko przy pomocy gorącej pary z dyszy ma konsystencję gęstego jogurtu. To nie może być ubita na sztywno piana, jak białka na biszkopt, wystająca ponad filiżankę. To nie mogą być wielkie pęcherze powietrza. Tekstura dobrze spienionego mleka jest gładka i lśniąca. Temperatura mleka też ma znaczenie. Optimum wypada w okolicach 60-70 st. C, czyli kiedy dzbanek do spieniania zaczyna parzyć rękę. Dlaczego tyle? Wówczas w mleku uwydatnia się naturalna słodycz, która bardzo pozytywnie wpływa na smak cappuccino, dzięki czemu w połączeniu z dobrym espresso pojawiają się nuty wanilii, czekolady, orzechów czy kandyzowanych owoców.

Marcin Rzońca, PopularCoffee Blog

Marcin Rzońca, PopularCoffee Blog

Kawa i alkohol

Myślę, że ten temat zainteresuje wielu z Was. Dobra kawa może być doskonale wykorzystana do połączenia jej z dobrymi alkoholami, ot, choćby popularna Irish Coffee, czyli czarna kawa z whisky i śmietaną. Z pewnością w większości knajp i kawiarni znajdziecie Irish Coffee w słabym wydaniu, z przeciętną, gorzką kawą i nijaką whisky oraz śmietaną w aerozolu. Jednak pole do popisu jest znacznie szersze. Łącząc profile smakowe kawy i whisky można wyczarować naprawdę interesujące drinki. To oczywiście nie jedyna opcja, co potwierdzają choćby cieszące się niesłabnącym powodzeniem zawody Coffee In Good Spirits.

 

Autor: Marcin Rzońca, PopularCoffee Blog.

popularcoffee-logo-png

Zapisz

portfel

Komentarze

  1. Pingback: Inspirująca włoszczyzna z niewłoskich blogów # 4 - Primo CappuccinoPrimo Cappuccino - Blog o Włoszech, pracy pilota wycieczek, slow life, slow travel i slow coffee.

  2. janusz skibibski

    Nie dodano, ze kawa palona zawiera kilkaset szkodliwych związków w tym 17 rakotworczych..czym dluzej palona tym bardziej toksyczna. Oczywiście ilości tych związków są niewielkie ale pijąc latami przyblizamy ewentualne choroby…amen

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Miler Menswear
Top