Powiadomienie o plikach cookie - Gentleman's Choice korzysta z plików cookie. Pozostając na tej stronie, wyrażasz zgodę na korzystanie z plików cookie.Zamknij
Craig zrezygnował z roli Bonda. Kto nowym agentem 007?
Od dawna po Hollywood krążą plotki, o tym, że Daniel Craig chce zrezygnować z roli Jamesa Bonda. Już przed premierą „Spectre” media donosiły, że to będzie ostatni film o agencie 007 w karierze Brytyjczyka, a nawet, że Craig nie dokończy tej produkcji. Sam aktor w wywiadach często mówił o zmęczeniu rolą i o planach związanych z powrotem na deski teatru, jednak krótko po premierze „Spectre” w rozmowie dla Esquire powiedział, że porzuci rolę Jamesa Bonda dopiero gdy kondycja uniemożliwi mu dalszą grę. W obliczu dzisiejszych faktów, może to brzmieć jak sprytne mylenie tropu, bo Craig już oficjalnie porzucił rolę agenta 007. Brytyjczyk nie podpisał kontraktu na dwie kolejne części o przygodach szpiega MI6, mimo olbrzymich pieniędzy jakie mu oferowano – nieoficjalnie mówi się, że producenci zaoferowali Craigowi 68 milionów funtów plus procent od zysków z filmu. Bez dwóch zdań oferta godna rozpatrzenia….
Nasuwa się oczywiste pytanie, kto ma zastąpić, wydawało by się, niezastąpionego. Tak kasowe filmy, jak te o agencie Jej Królewskiej Mości od zawsze wzbudzają wiele emocji, a wokół nich nieustannie krążą plotki i różne przypuszczenia. O aktorach mających wcielić się w główna rolę, mówi się więc od kilku lat. Sami aktorzy zresztą prowokują tego typu przypuszczenia – jak na przykład Hugh Jackman w krótkim filmiku (o długości 0:07 min.:)), który umieścił na Twitterze. Odtwórca m.in Wolverina pije na nim drinka, a później wypowiada kultową już kwestię: Shaken, not stirred.
Jackman, na krótko rozpalił wyobraźnie fanów Bonda, a dzisiaj gdy mówi się o kandydatach na miejsce Craiga jego nazwisko się nie pojawia. Kto więc ma szanse stanąć przed kamerą w nienagannie skrojonym smokingu w towarzystwie pięknej kobiety i powiedzieć: Bond… James Bond?Jednym z kandydatów, który walczył o angaż do Casino Royal razem z Craigiem jest Idris Elba. Aktor od samego początku wzbudza wiele kontrowersji, ze względu na kolor skóry. Fani agenta 007 nie mogą sobie wyobrazić żeby ich ulubiony bohater był czarnoskóry. Warto przypomnieć, że Daniel Craig również zebrał wiele krytycznych opinii po ogłoszeniu go nowym Bondem. Może producenci znowu nas zaskoczą?
Jest to raczej mało prawdopodobne, bo największe szanse na zdobycie roli przystojnego szpiega ma Tom Hiddleston. Kandydatura jest na tyle pewna, że nawet bukmacherzy wstrzymali zakłady na to kto będzie nowym Bondem. Hiddeleston jak przystało na wszystkich jego poprzedników (oprócz australijczyka George’a Lazenby, ale on był Bondem jedynie raz) pochodzi z Wielkiej Brytanii i podobnie jak niemal wszyscy (tym razem z pominięciem Craiga) jest brunetem. Gdzie wcześniej mogliśmy zobaczyć Hiddlestona? Największą popularność przyniosła mu rola Lokiego w filmach z serii Thor i Avangers, ale pojawił się również np. w „O północy w Paryżu” Woody’ego Allena. 35-letni aktor ma duże doświadczenie w wielkich Hollywoodzkich projektach, więc rolę Jamesa Bonda również powinien unieść, szczególnie, że jak do tej pory nie omijał siłowni, co można zobaczyć np. w ubiegłorocznym High-Rise.
Mimo, że Hiddleston jest niemal pewniakiem, to jako jego konkurentów wymienia się również: Aidan’a Trunera, Damiena Lewisa i Toma Hardy’ego. Ten ostatni podobnie jak Elba od dłuższego czasu pojawia się w mediach jako kandydat do roli Bonda, ale jakoś ciągle mu nie po drodze.
Co sądzicie o Tomie Hiddlestonie w roli agenta 007? Może macie jakąś lepszą propozycje, aktora,który powinien wcielić się w Jamesa Bonda?
Można znaleźć zdjęcia, na których Moore ma kilka nieco jaśniejszych kosmyków, ale nazwanie go blondynem jest chyba lekkim nadużyciem.:) Ma Pan jakieś zdjęcie?
Nie ma drugiej dziedziny, która wzbudzała by tyle emocji, co sport. My, Polacy, mamy to szczęście, że na brak sukcesów w rozmaitych dyscyplinach narzekać nie możemy. Wybranie dziesięciu z tak wielu wydarzeń nie było łatwe. Sprawdźcie, co znalazło się w naszym zestawieniu.
Mając na uwadze fakt, że dla większości sportowców najwyższym celem w karierze jest medal olimpijski, warto wspomnieć kilka dat stanowiących początki udziału Polski w tej zaszczytnej imprezie:
1912 rok – Sztokholm – pierwszy Polak (Wacław Ponurski) na Olimpiadzie. Pewnie niewiele osób wie, że występował on w barwach austriackich. Dlaczego? Otóż Karta Olimpijska dopuszczała wyłącznie drużyny narodowe, więc dopóki Polska nie odzyskała niepodległości, nie mogła wystawić swojej reprezentacji.
1924 rok – Paryż – reprezentacja Polski zadebiutowała na letnich Igrzyskach i od razu odniosła sukces. Srebrny medal wywalczył bowiem zespół kolarzy torowych w składzie: Tomasz Stankiewicz, Józef Lange, Franciszek Szymczyk i Jan Łazarski.
1928 rok – Amsterdam – Pierwsze upragnione złoto dla Polski. Halina Konopacka w rzucie dyskiem nie miała sobie równych i zdobyła medal z najcenniejszego kruszcu.
1928 rok – Amsterdam – Złoto Kazimierza Wierzyńskiego w Olimpijskim Konkursie Sztuki za poematy „Laur Olimpijski” (do 1948 roku równocześnie z Olimpiadą odbywały się konkursy literackie).
Gest Kozakiewicza
Konkurs skoku o tyczce na igrzyskach w Moskwie w 1980 roku został zdominowany przez Polaków – Władysława Kozakiewicza i Tadeusza Ślusarskiego. Mimo wielu nieprawidłowości i oszustw ze stornu gospodarzy Olimpiady, pokonali oni zawodnika ZSSR, który był faworytem tych zawodów. Władysław Kozakiewicz nie miał tego dnia łatwego zadania. Przy każdej próbie towarzyszyła mu ogromna porcja gwizdów, a gospodarze robili naprawdę wszystko, by utrudnić rywalom życie. Radzieccy kibice wspierali Konstantina Wołkowa, który startował w roli faworyta.
Historyczny moment nastąpił przy drugiej próbie Polaka na wysokość 5,74. Zakończyła się ona powodzeniem, a nasz zawodnik pokazał gest ręki zgiętej w łokciu, co dziś określa się mianem gestu Kozakiewicza. Gdyby tego było mało, polski sportowiec pokonał jeszcze wysokość 5,78 i ustanowił tym samym nowy rekord świata. Publiczność sprawiała wrażenie jakby miała zaraz wybuchnąć ze złości. Ależ nieprawdopodobnej próbie charakteru poddany został Kozakiewicz!
Wembley – remis, który obiegł świat
Kmiotki znad Wisły – tak o Polakach pisały brytyjskie media w przededniu słynnej potyczki na Wembley (17 października 1973 roku). Anglicy nie czuli najmniejszego respektu przed przeciwnikiem i jak się później okazało, zostali za to przykładnie ukarani. Nadmieńmy, że starcie odbyło się w ramach eliminacji do Mistrzostw Świata w piłce nożnej, które obyły się w RFN w 1974 roku. Gospodarze potrzebowali zwycięstwa do awansu, natomiast biało-czerwonym wystarczał remis, by uzyskać przepustkę do turnieju finałowego. Atmosfera od samego początku była bardzo napięta, a prymitywne zachowania Anglików jeszcze bardziej nakręcały drużynę Kazimierza Górskiego. Podczas Mazurka Dąbrowskiego, angielscy fani wykrzykiwali: Animals!.
Gra była bardzo zacięta, ale do przerwy żadnej z ekip nie udało się trafić do bramki rywala. Pierwszy gol padł dopiero w 57. minucie, gdy podanie Grzegorza Laty wykorzystał Jan Domarski. Polacy próbowali jeszcze podwyższyć wynik, ale kilka minut później sędzia podyktował rzut karny dla gospodarzy, a jedenastkę na bramkę zamienił Allan Clarke. Więcej goli kibice już nie obejrzeli, choć do końca było bardzo gorąco – bynajmniej nie za sprawą angielskiej pogody. Bohaterem spotkania okrzyknięty został Jan Tomaszewski, którego do dziś określa się mianem człowieka, który zatrzymał Anglię.
Złoty Kulej w Tokio
W styczniu 1964 w potyczce reprezentacyjnej Jewgienij Frołow zapewnił zespołowi Związku Radzieckiego wygraną w walce bokserskiej z kadrą biało-czerwonych. Kilka miesięcy później na Igrzyskach Olimpijskich nadarzyła się znakomita okazja do rewanżu. Tym razem na ringu w Tokio rękawice skrzyżowali wspomniany Frołow i Jerzy Kulej. Mając w pamięci styczniową porażkę, trener Polaka Feliks Stamm postanowił zaskoczyć rywala.
Doradził on swojemu podopiecznemu: Zmieniamy twój styl walki. Tym razem nie zaatakujesz, a poczekasz na niego. Po konfrontacji Kulej wspomniał: Byłem znany z tego, że idę do przodu, a tymczasem miałem udawać kogoś, kto się boi. Właśnie ta taktyka okazała się kluczem do sukcesu. Polski pięściarz wywalczył złoty medal, a swój wyczyn powtórzył jeszcze cztery lata później w Meksyku.
Niedościgniona Szewińska
W biegu na 200 metrów nie miała sobie równych Irena Szewińska. Na Olimpiadzie w Meksyku (1968) we wspomnianym dystansie zdeklasowała rywalki i świętowała triumf. Była wybitną lekkoatletką, która w swojej karierze zgromadziła aż siedem medali IO.
To był dla mnie najlepszy spośród wszystkich moich występów. Głównie dlatego, że oprócz wywalczenia złota pobiłam jeszcze rekord świata. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło pójść jeszcze lepiej. Do wirażu co prawda ostro rywalizowałam jeszcze z Australijką i Amerykanka, ale ostatnie 50 metrów należało już do mnie – sięgała pamięcią Irena Szewińska w rozmowie w Polskim Radiu.
Korzeniowski zaszedł na szczyt
Australijska ziemia okazała się bardzo przychylna dla jednego z najlepszych polskich lekkoatletów w historii – Roberta Korzeniowskiego. W Sydney w 2000 roku nasz chodziarz został podwójnym złotym medalistą. Triumfował zarówno na dystansie 20 jak i 50 kilometrów.
Jego dorobek mógł być bogatszy, ale w 1992 roku na igrzyskach w Barcelonie chodziarz został zdyskwalifikowany za, jak to sędziowie określili, “nieprawidłowy krok”, co budzi kontrowersje do dziś. Na przestrzeni całej kariery Korzeniowskiemu zarzucano podbieganie na niektórych odcinkach i domagano się dla niego kary, ale oficjalnie niczego podobnego mu nie udowodniono.
Motylem po tytuł
200 metrów motylkiem to koronny dystans Otylii Jędrzejczak. Właśnie dlatego polska pływaczka była pretendentką do złota w Atenach w 2004 roku. Rekordzistka świata sprostała oczekiwaniom i wygrała pomimo ogromnego zmęczenia wynikającego z wcześniejszych finałów. Nie sposób nie wspomnieć, że nasza wyśmienita sportsmenka na tej samej imprezie sięgnęła jeszcze po dwa “srebra”: na dystansie 100 metrów stylem motylkowym oraz na 400 metrów stylem dowolnym.
Na wypadek niepowodzenia Polka miała plan awaryjny: – Mówiłam, że gdyby się nie udało wygrać, to wrócę do rodziców i będę miała okazję poimprezować, a później to się chyba powieszę. Narzeczony razem ze mną, bo przecież nie może beze mnie żyć (śmiech).
Wynieśli skoki na wyżyny
Trio skoczków narciarskich zapisało się złotymi zgłoskami w historii polskiego sportu. Mowa o Wojciechu Fortunie, Adamie Małyszu i Kamilu Stochu. Pierwszy z nich w 1972 roku w Sapporo dokonał rzeczy, której wtedy nikt po nim się nie spodziewał, a już na pewno nikt nie oczekiwał. Fortuna pofrunął po olimpijskie złoto, choć niewiele brakowało, a na Igrzyska w ogóle by nie pojechał! Jego dyspozycja przed tą imprezą była daleka od ideału i nominacja dla tego akurat skoczka nie była przesądzona.
Kolejnym wielkim skoczkiem był człowiek, który zapoczątkował „małyszomanię”. W 2001 roku na zawodach w Lahti Adam Małysz odniósł swój pierwszy ogromny sukces zdobywając tytuł Mistrza Świata w skokach narciarskich. Od tamtego czasu Polacy wpadli w narodowy szał, a późniejszy komentarz Włodzimierza Szaranowicza „leć Adam, leć!”, stał się prawdziwym klasykiem.
Mało kto się spodziewał, że po erze Małysza tak szybko przyjdzie nam świętować kolejne triumfy w skokach narciarskich. W ślad za swoim starszym kolegą ruszył Kamil Stoch. Prawdziwa eksplozja jego formy nastąpiła na Olimpiadzie w Soczi w 2014 roku. Dokonał tego, co przez całą karierę nie udało się nawet Orłowi z Wisły – wywalczył mistrzostwo olimpijskie. Jakby tego było mało, na tej samej imprezie zdobył drugie złoto i dokonał rzeczy bez precedensu w polskim narciarstwie. Dziwne, że po tych sukcesach skocznie w Soczi nie zostały nazwane jego imieniem…
Antiga i spółka na wagę złota
Jeśli ktoś odniósł wrażenie, że niniejszy artykuł wspomina wyłącznie odległą przeszłość, to spieszymy z sukcesem bliższym naszej pamięci. W 2014 roku Polska była organizatorem siatkarskiego mundialu i spisała się w tej roli w wyśmienicie. Nie dość, że goście czuli się dobrze nad Wisłą, to fani biało-czerwonych z wypiekami na polikach śledzili rywalizację do ostatniego meczu turnieju. Tak daleko zawędrowali bowiem podopieczni Stephana Antigi.
W finale stanęli w szranki z herosami z Brazyli, którzy bronili tytułu. Okazało się, że nie taki diabeł straszny jak go malują i niesieni kapitalnym dopingiem swojej publiczności Polacy rozbili Canarinhos 3:1. Pierwsze skrzypce w naszej drużynie grał powracający po wielu nieporozumieniach do kadry Mariusz Wlazły i od razu sięgnął do nagrodę MVP mistrzostw. Nasi siatkarze powtórzyli tym samym sukces reprezentacji Huberta Wagnera z Meksyku z 1974 roku.
Jesteśmy przekonani, że na tym nie koniec wielkich sukcesów polskich sportowców. Okazje do kolejnych medali za pasem, wszak zbliżają się Letnie Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro i… Mistrzostwa Europy w piłce nożnej we Francji. Pomyśli ktoś, że to drugie, to spóźniony żart prima aprillisow. Być może, choć jak mawiał Kazimierz Górski: „Dopóki piłka w grze…”, dokończcie sami.
Seryjni mordercy to temat, który od zawsze rozpalał wyobraźnię masowych odbiorców, stając się przedmiotem wielu filmów, utworów muzycznych czy książek. Choć było ich naprawdę wielu, zdecydowaliśmy się przedstawić Wam trzech najbardziej przerażających seryjnych morderców, którzy weszli do kanonu popkultury.
Potwór z Florencji
Pietro Pacciani, nazywany Potworem z Florencji, został oskarżony o zamordowanie co najmniej 14 osób pomiędzy 1974 a 1985 rokiem. W latach 90-tych Pacciani został skazany na karę czternastokrotnego dożywocia(!), a oprócz niego do więzienia trafiło jeszcze dwóch oskarżonych o tę samą zbrodnię — Mario Vanni oraz Giancarlo Lotti.
Modus operandi sprawcy było zawsze podobne — zabójca mordował samotne pary, które w ciemne, bezksiężycowe noce przebywały w oddalonych od miasta obszarach, często oddając się igraszkom w swoich samochodach. Morderca swoje ofiary zabijał oddając strzały z włoskiego pistoletu Beretta 22, a następnie za pomocą noża rozczłonkowywał ciała denatek. Świadectwa jego zbrodni znajdowano w różnych, niekiedy znacznie od siebie oddalonych, wiejskich obszarach dookoła Florencji.
Sprawa Potwora z Florencji z wielu powodów została uznana za unikatową dla historii światowej kryminologii. Zabójca wypracował swój własny model zabijania — działał w oddalonych od miasta obszarach, podczas ciemnych, bezksiężycowych nocy. Atakował nieregularnie — pomiędzy kolejnymi uderzeniami mijało od roku do nawet siedmiu lat. Morderca ze swoimi ofiarami podejmował niejednokrotnie czynności seksualne, zarówno przed jak i po ich śmierci, a swoje zbrodnie planował ostrożnie i racjonalnie. Niewinne, idylliczne krajobrazy środkowych Włoch kontrastowały z brutalnością popełnionych tam zbrodni.
Pacciani został ostatecznie skazany 1 listopada 1994 roku wyrokiem czternastokrotnego dożywocia. Oskarżony wpadł wówczas w histerię powtarzając, że jest niewinny. Wtórowała mu Anna Maria Mazzari, siostra zakonna, która odwiedzała skazańców w więzieniu Sollicciano we Florencji. Publicznie przyznała, że wierzy w niewinność Pacianiego, z którym odbyła wiele rozmów podczas jego odsiadki. W procesie pojawiało się coraz więcej wątpliwości co do faktycznej winy Pietro, dzięki czemu 13 lutego 1996 roku Pacciani został oczyszczony z zarzutów i wypuszczony na wolność. Proces został jednak wznowiony dwa lata później, w związku z wykryciem nowych dowodów w sprawie morderstw popełnionych w Toskanii w latach 1968-1985. Ustalono wówczas, że zbrodnie zostały dokonane przez co najmniej trzy osoby, których przywódcą był właśnie Pacciani — 70-letni Mario Vanni i 54-letni Giancarlo Lotti zostali uznani za wspólników Pietra i trafili do więzienia.
Kilka dni po rozpoczęciu procesu Pacciani zmarł na zawał serca, tym samym pozbawiając śledczych możliwości doprowadzenia procesu do końca. W 2001 roku ponownie wszczęto śledztwo, w którym pojawiło się domniemanie, że za ówczesnymi zbrodniami mogła stać grupa dziesięciu zamożnych osób przynależących do sekty — organy ofiar miały być przez nich rzekomo używane do odprawiania rytuałów. W związku z nowym wątkiem, który pojawił się w tej sprawie, w 2007 roku aresztowano domniemanego członka sekty, 66-letniego farmaceutę Francesco Calamandreli. Zarzuty wycofano jednak rok później, tym samym uznając sprawę Potwora z Florencji za ciągle nierozwiązaną.
Potwór z Florencji na stałe zagościł w świecie popkultury. Jego figura częściowo przyczyniła się do wykreowania postaci Hannibala Lectera. Thomas Harris, twórca postaci kultowego kanibala, był świadkiem procesu Paccianiego, który zainspirował go do umieszczenia akcji swojej powieści Hannibal we Florencji. Co ciekawe, w III sezonie serialu o tym samym tytule, grany przez Madsa Mikkelsena Hannibal Lecter jest utożsamiany właśnie z Mostro di Firenze. Z kolei Douglas Preston i Mario Spezi napisali o tej postaci kultową książkę — The Monster of Florence: A True Story, a w 2013 roku we Florencji miała miejsce pierwsza Narodowa Konwencja w sprawie Potwora z Florencji.
Charles Manson
Charles Manson urodził się w latach 30. ubiegłego wieku. Był nieślubnym dzieckiem prostytutki, która została skazana za napad z bronią w ręku i zostawiła swojego syna z jego fanatycznie religijną babcią. Sam Manson wielokrotnie trafiał za kratki, a pod koniec lat 60. założył i stał się przywódcą własnej grupy religijnej — Rodziny.
W swojej ideologii odwoływał się do nauk Process Church, które zakładały pojednanie się Szatana z Chrystusem i ich ponowne przyjście na koniec świata, żeby ostatecznie osądzić ludzkość. Wierzył, że on i jego wyznawcy są reinkarnacją pierwotnych chrześcijan, a on sam Jezusem Chrystusem. W swojej ideologii kierował się m.in. spaczoną interpretacją piosenek… Beatlesów. Teoria spiskowa, w którą święcie wierzył, nosiła taką samą nazwę, jak jedna z piosenek tego zespołu – Helter Skelter. Była to nazwa apokaliptycznej wojny, która miała powstać z napięć pomiędzy rasą białą a czarną. Do jej wywołania miały przyczynić się rytualne morderstwa, które Rodzina zaplanowała z inspiracji samego Mansona. W zamierzeniu wizjonera, winą za całe zło mieli zostać obarczeni czarni obywatele. Czarnuchy nigdy nie robią niczego bez białasów, którzy im coś pokażą. Wygląda na to, że musimy im pokazać, jak to zrobić – powiedział Manson.
Jedną z pierwszych ofiar grupy padła ówczesna żona Romana Polańskiego, Sharon Tate. Zginęła w nocy z 8 na 9 sierpnia 1969 roku. Wraz z nią banda Mansona zamordowała również kilkoro ich znajomych: Wojciecha Frykowskiego, Abigail Folger, Jaya Sebringa oraz Stevena Parenta. Na miejscu zbrodni policjanci zastali zmasakrowane ciała ofiar i napis Pig, wymalowany krwią denatów na drzwiach willi. O morderstwo z inspiracji Charles’a Mansona oskarżono Charles’a „Tex” Watsona, Patricię Krenwinkel, Susan Atkins i Lindę Kasabian. Rodzina dokonała również innych zbrodni, w tym m.in na małżeństwie państwa LaBianca czy nauczycielu muzyki Gary’m Hinmanie. Sam Manson został ostatecznie skazany na karę dożywotniego więzienia. Zmarł w 2017 r.
Motywy zbrodni Mansona są nieznane, choć mówi się o tym, że inspirował się on piosenkami The Beatles. Sam nagrał kilka utworów z pogranicza rocka psychodelicznego i bluesa, a na początku lat 70. wydał album zatytułowany Lie: The Love and Terror Cult, którym chciał opłacić własnych adwokatów. Cała dyskografia Mansona jest bardzo bogata i obejmuje kilkadziesiąt pozycji. O Charlesie Mansonie powstało wiele książek, filmów, a nawet opera i musicial. Telewizja Lifetime wypuściła produkcję Manson’s Lost Girls, która opowiada o kobietach będących pod wpływem diabolicznego przywódcy. W serialu Aquarius wyprodukowanym przez amerykańską stację NBC jeden z głównych bohaterów śledzi bandę Mansona. Na temat mordercy powstało również kilkadziesiąt książek — wystarczy wspomnieć takie pozycje jak Helter Skelter: The True Story of the Manson Murders Vincenta Bugliosi czy The Family Eda Sandersa.
Ted Bundy
Uznawany za jednego z najkrwawszych seryjnych morderców w USA, Ted Bundy zapisał się w historii kryminologi jako bezwzględny zabójca i nekrofil. Urodził się w latach 40-tych ubiegłego wieku i żył raptem 43 lata. Pomimo młodego wieku został oskarżony o ponad 30 zbrodni, których dokonał pomiędzy 1974 a 1978 rokiem.
Bundy urodził się jako Theodore Robert Cowell w Domu Samotnej Matki jako syn sprzedawczyni Eleanor Louise Cowell. Spekulowano, że dziecko mogło być owocem kazirodczego związku Eleanor z jej ojcem Samuelem Cowellem. Ted został adoptowany przez dziadków i przez wiele lat ukrywano przed nim fakt, że osoba, którą uważał za własną siostrę, była w rzeczywistości jego matką. Odkrycie prawdy zaważyło na całym późniejszym życiu mordercy.
Jego ofiarami padały młode kobiety, które pozbawiał życia dusząc lub zabijając tępym narzędziem. Często rozcinał je i usuwał im narządy wewnętrzne. Zdarzało się również, że wykorzystywał je seksualnie, zarówno przed, jak i po śmierci. Wszystkie ofiary miały ciemne włosy z przedziałkiem w środku. Były szczupłe, atrakcyjne i inteligentne. Przypominały ukochaną Bundy’ego – cytat pochodzi z fragment z filmu „Morderca Wszechczasów – Ted Bundy„. Spekuluje się, że Bundy wybierał na swoje ofiary kobiety podobne do swojej pierwszej wielkiej miłości, która złamała mu serce.
Bundy był bardzo inteligentnym mężczyzną, każde morderstwo planował niczym operację wojskową. W połowie lat 60-tych skończył szkołę średnią i rozpoczął studia na University of Puget Sound, a następnie przeniósł się do University of Washington w Seattle, żeby studiować orientalistykę i psychologię. W ramach praktyki studenckiej pomagał jako wolontariusz w centrum pomocy kryzysowej dla osób myślących o samobójstwie. W 1972 roku uzyskał tytuł na kierunku psychologii i udał się do Utah, żeby studiować prawo. W czasie jego pobytu w obu miastach w tajemniczy sposób zaczęły znikać mieszkające tam kobiety. W 1975 roku Bundy został aresztowany za napaść na Carol DaRonch, jedną z nielicznych ocalałych z jego napaści kobiet. Dwa lata później został oskarżony i skazany za morderstwo innej młodej kobiety z Colorado. Dzięki temu, że w tej sprawie występował jako własny adwokat, miał dostęp do biblioteki i pewnego razu po prostu wyskoczył przez okno. Po ośmiu dniach został złapany i ponownie trafił do placówki. W 1972 roku udało mu się zbiec po raz drugi. Ostatecznie został ujęty i skazany na karę śmierci na krześle elektrycznym.
W popkulturze Bundy zaistniał po raz pierwszy w 1986 roku za sprawą książki i filmu telewizyjnego The Deliberate Stranger. Dwa lata później powstał o nim utwór zespołu Jane’s Addiction Ted, Just Admit It…. Jako bohater utworów muzycznych pojawiał się jeszcze kilkukrotnie m.in w Stay Wide Awake Eminema czy Bundy’s DNA zespołu Acid Drinkers. W 2002 roku Matthew Bright nakręcił film o Bundym pod tytułem Bezlitosny Morderca.
Wszyscy seryjni mordercy wzbudzali w społeczeństwie mieszane uczucia – od panicznego strachu aż po zachwyt i chęć naśladowania swoich mrocznych idoli. Bez względu na to, czy zbrodnie, które popełniali, były prawdziwe, czy też stanowiły jedynie wytwór zbiorowej fantazji, dzięki obecności w popkulturze zapisali się w pamięci szerokiego grona odbiorców.
Multi Srulti
Oj tam Idris Elba, jedźmy po całości – Takeshi Kaneshiro na Bonda! Albo Shahid Kapoor! Trzeba być nowoczesnym…. ;)
Andrzej
Moim zdaniem. Musi to być jakiś Tom
Marek
No to Tom asz Karolak. Bond – Słowianin.
wkoorwiony
Jason, Jason Stetham.
Mordechaj
To oczywiście drobnostka, ale Roger Moore rownież jest blondynem.
Gentleman's Choice
Można znaleźć zdjęcia, na których Moore ma kilka nieco jaśniejszych kosmyków, ale nazwanie go blondynem jest chyba lekkim nadużyciem.:) Ma Pan jakieś zdjęcie?