Dzień św. Patryka w Irlandii i na świecie

Alkohol, Dla Ciała / 

Dzisiaj Irlandia obchodzi dzień swojego patrona – św. Patryka. To specyficzne święto zyskało jednak tak wielką popularność, że celebruje się je również poza granicami Zielonej Wyspy. W Polsce przyjęło się, że 17 marca wraz z przyjaciółmi pije się zielone piwo, jednak w ojczyźnie Guinnessa obchody św. Patryka wyglądają nieco inaczej.

Zielona wyspa, zielone ulice

Pierwsze o czym należy wspomnieć to fakt, że 17 marca w Irlandii jest dniem wolnym od pracy. W końcu św. Patryk jest patronem Zielonej Wyspy, a jego święto ma charakter zarówno narodowy, jak i kościelny. Brak obowiązków służbowych sprawia, że Irlandczycy chętnie uczestniczą w paradach przechodzących przez centra miasta, mało tego, sami aktywnie w nich uczestniczą! Największy pochód można zobaczyć na ulicach Dublina – po O’Connell Street przemieszczają się orkiestry, żołnierze, platformy i samochody.

Ulice wszystkich większych Irlandzkich miast w dniu św. Patryka są zielone – wszędzie powiewają flagi narodowe, szaliki, ale najbardziej charakterystyczni są przebrani ludzie. Mieszkańcy Zielonej Wyspy w dniu swojego Patrona przebierają się za Leprechauny – celtycką odmianę skrzatów, które łatwo poznać po kolorowym stroju, bujnej brodzie i charakterystycznym kapeluszu. Przechadzając się wśród tłumu świętujących, trudno znaleźć kogoś, kto nie ma na głowie czapki leprikona albo chociaż jednego zielonego elementu stroju.

Bardzo popularny jest też symbol koniczyny, który umieszcza się na niemal wszystkich gadżetach. W wersji dla eleganckich mężczyzn shamrock przypina się do klapy marynarki, chociaż wielu Irlandczyków (szczególnie tych mieszkających poza granicami swojego kraju) nosi koniczynę w butonierce na co dzień, by podkreślić swoje pochodzenie. Dlaczego akurat ta niepozorna roślina stała się symbolem Zielonej Wyspy? Według opowieści, św. Patryk za jej pomocą tłumaczył miejscowym ludziom tajemnicę trójcy świętej.

Irlandzki towar eksportowy

Parady i przebrania to bardzo widowiskowa część świętowania, ale na tym obchody się nie kończą. Już chwilę po zakończeniu kolorowego korowodu zapełniają się okoliczne puby i nie pustoszeją do późnej nocy. Irlandczycy świętują wraz ze znajomymi, spędzając długie godziny nad kuflem piwa lub szklaneczką whisky, a czas umilają im dodatkowo występy lokalnych zespołów.

Łatwo się domyślić, jaki alkohol jest podawany w tamtejszych lokalach. Prym wiedzie duma narodowa Irlandii – Guinness, a sprawny barman w czasie dnia św. Patryka na obfitej piance narysuje koniczynę. Panie, które wolą coś lżejszego niż stout, popijają Bullmersa – cydr produkowany na Zielonej Wyspie.

Dzień św. Patryka to też święto miłośników mocniejszych trunków. Zgodnie ze zwyczajem 17 marca należy wypić chociaż jedną szklankę whiskey, zwaną “dzbanem św. Patryka”. Tradycja ta ma związek z legendą, która głosi, że pewnego dnia patron Irlandii nastraszył nieuczciwą karczmarkę, która nie dolewała pełnej miarki whiskey. Dzięki świętemu kobieta już nigdy więcej nie oszukiwała. Cóż… każda okazja by napić się trunków z irlandzkich destylarni jest dobra. :) Najpopularniejsza whiskey z tego regionu? Jameson!

Legend związanych z patronem Zielonej wyspy jest mnóstwo i często są tak niedorzeczne, że bez wątpienia nikt już w nie nie wierzy. Jednak 17 marca na bok schodzi racjonalne myślenie, a Irlandczycy oddają się świętowaniu i zabawie. Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej o patronie Zielonej Wyspy, to zapraszamy do zapoznania się z tym artykułem.

Dzień św. Patryka poza Irlandią.

Wiadomo, że najlepiej tego dnia byłoby usiąść w The Temple Bar w Dublinie i rozkoszować się świeżym Guinnessem, jednak nie wszystkim może się to udać. Na szczęście dzień św. Patryka zyskał olbrzymią popularność i obchodzi się go również poza granicami kraju. Największe parady poza Dublinem odbywają się w Bostonie i Nowym Jorku, a w wielu innych miastach 17 marca podświetla się ważne budowle na zielono, np. Wieże Eiffla, rzymskie koloseum, London Eye, Empire State Building w Nowym Jorku, Operę w Sydney a nawet Burdż al-Arab w Dubaju. Polskie miasta również lśnią zielonym blaskiem – Warszawa oświetla Pałac Kultury, Poznań miejski ratusz, a Wrocław Arenę.

Irlandzkie święto jest też świetnym czasem, by spotkać się ze znajomymi w barze. Polskie lokale dobrze sobie z tego zdają sprawę i od lat organizują tematyczne wieczory z występami muzyków z Zielonej Wyspy. Przyjęło się również, że tego dnia pije się zielone piwo, jednak nie jest to tradycja, którą praktykuje się na wyspach – prawdopodobnie została ona stworzona przez Irlandzkich emigrantów w USA. Oprócz barów, również wiele restauracji proponuje w ten dzień specjalną kartę dań inspirowaną potrawami z Zielonej Wyspy, a różne instytucje kultury przygotowują specjalne programy i wydarzenia. Jeżeli chcecie się dzisiaj świetnie bawić, a przy okazji “wziąć łyk” (byle by ich nie wziąć za dużo:)) irlandzkiej kultury, sprawdźcie, co ciekawego dzieje się w waszym mieście.

SLÁINTE

Autor: Mateusz Stachura

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Ikona stylu – Howard Hughes

Ikony Stylu, Moda / 

Howard Hughes za cele obierał marzenia. Ekscentryk, milioner, wizjoner. Jego życiorys mógłby posłużyć jako scenariusz dla kilku filmów. Tak też się stało, a najbardziej znanym z nich jest obraz Martina Scorsese pt. Aviator. Elegancki bon-vivant żyjący pasją do kobiet, filmów i lotnictwa. Z każdej swej namiętności brał tyle, ile tylko był w stanie. A mógł więcej niż ktokolwiek inny.

Podniebna fantazja

Miał tylko 18 lat, gdy jego ojciec zmarł, pozostawiając synowi w spadku swoją firmę. Świetnie prosperujące przedsiębiorstwo naftowe służyło dla młodego Hughesa jako źródło finansowania i realizacji celów. Zaczął od inwestycji w branżę filmową. W 1930 roku wyprodukował kultowe dzieło Hell’s Angels. Po raz pierwszy w historii sceny podniebnych walk zrealizowano z takim rozmachem. Marzenia stawały się rzeczywistością, a Hughes nie skąpił środków. Inne znane filmy jego produkcji to między innymi:

  • The Front Page (1931)
  • Scarface (1932)
  • Banita (1941)
  • The Outlaw (1943)

Odtwórca głównej roli w filmie Aviator, Leonardo DiCaprio, bardzo przekonująco wykreował postać Hughesa jako eleganckiego, pewnego siebie wizjonera. Jak trafnie film ten oddaje realia tamtych czasów świadczą otrzymane Oscary w takich kategoriach jak scenografia, kostiumy, czy najlepsze zdjęcia. Dzisiaj przyzwyczajeni jesteśmy do kinowego rozmachu (głównie za pomocą efektów komputerowych), ale kręcenie podniebnych scen batalistycznych w czasach Hughesa było dużo większym wyzwaniem. Wszystko musiało być prawdziwe. W latach trzydziestych ten młody milioner dokonał prawdziwej rewolucji w kategoriach pojmowania kina akcji.

Wszystko można kupić

Powyższa dewiza towarzyszyła Hughesowi od zawsze. Także w odniesieniu do płci pięknej. Zbyt pragnął kobiet, by poświęcić się jednej. Niezliczone randki, skandale i historie miłosne były nieodłączną częścią jego osobowości. Pierwsze małżeństwo zawarł z Ellą Rice, jednak był to związek zaaranżowany przez rodzinę. Hughes nie zajmował się małżonką, często odsyłał ją do rodzinnego miasta, aż w końcu Ella wniosła o rozwód. Howard nie przejął się tym wcale.

Kobiety (często ze świata filmu) widziały w nim przystojnego, tajemniczego milionera. Nie był jednak typem playboya w powszechnym znaczeniu tego słowa – choć zawsze elegancki, nie zwykł błyszczeć w towarzystwie. Skupiał swoją uwagę na wybranych przez siebie damach, które rozkochiwał z prędkością godną projektowanych przezeń samolotów. Wydaje się, że prawdziwym uczuciem obdarzył tylko amerykańską aktorkę – Billie Dove. Jednak po gorącym romansie trwającym rok, Billie odeszła.

Składanie oświadczyn nie przeszkadzało mu rozpoczynać kolejnej batalii o kobiece serca. Uważał, że miłość można kupić. Jako adorator nie szczędził prezentów, wycieczek, rejsów na jachtach. Spotykał się z takimi gwiazdami jak Katharine Hepburn, Ava Gardner, czy Ginger Rogers. Według relacji asystentów Hughesa w pewnym momencie na jego utrzymaniu były 164 kochanki.

Jedyna miłość

Szybkość, nie tylko ta w zdobywaniu kobiecych serc, była wpisana w naturę Howarda Hughesa. Oprócz miłosnych podbojów i realizacji projektów filmowych, poświęcał się także lotnictwu. Do tego stopnia kochał samoloty, że oprócz tego, że był pilotem, także je projektował. Jednym z  jego autorskich wynalazków był największy drewniany samolot na świecie.

Hughes H-4 Hercules, bo tak nazywał się ten rekordowy samolot, był w istocie latającą łodzią o charakterze transportowym. Zaprojektowany został na potrzeby wojska, jako że fronty II Wojny Światowej postawiły nowe problemy natury logistycznej. Armia szukała sposobu zastąpienia transportu morskiego do Europy, tak by ominąć Ocean Atlantycki, na którym królowały niemieckie U-booty. Odpowiedzią firmy Hughes Aircraft Company na te potrzeby był właśnie Hercules. Samolot mógł pomieścić do 750 w pełni uzbrojonych żołnierzy, lub dwa czołgi typu M4 Sherman. Rozpiętość skrzydeł miała imponującą szerokość 97,54 metrów. Z powodu opóźnień w budowie, pierwszy i jedyny lot odbył się dopiero w 1947 roku. Komisja oceniająca samolot uznała go jednak za niezdolny do pokonywania długich dystansów.

Firma Hughesa miała też imponujące sukcesy inżynierskie, takie jak produkcja śmigłowców AH-64 Apache, które do tej pory są na wyposażeniu armii Stanów Zjednoczonych. Hughes Aircraft Company zajmował się również produkcją rakiet powietrze-powietrze, sond kosmicznych (Pioneer Venus 1) czy satelit telekomunikacyjnych. Genialny, ale i szalony umysł Hughesa nie pozwalał mu próżnować. Jako pilot mógł poszczycić się kilkoma rekordami, za co został wyróżniony przez prezydenta Franklina D. Roosevelta nagrodą Harmony Trophy dla najlepszego lotnika świata. W 1935 roku Howard ustanowił rekord prędkości przekraczając 567 km/h. Dokonał tego za sterami zaprojektowanej przez siebie maszyny H-1 Racer. Cztery lata później ustanowił rekord świata, okrążając glob w czasie 91 godzin. Hughes był najszybszym człowiekiem na kuli ziemskiej.

Bakterie i miliony

Czas dzieciństwa naznaczony tragediami, a także kontakt z rozpieszczającą matką odbiły się na psychice Hughesa. W roku 1946 zdarzyła się tragedia. Podczas oblotu modelu XF-11 nastąpiła awaria silnika, a maszyna wraz z Hughesem rozbiła się o dom w Beverly Hills. Mocno ranny milioner nigdy nie pozbył się traumy po wypadku. Równocześnie postępowała u niego choroba dwubiegunowa – zaczął izolować się od społeczeństwa.

W 1958 roku udzielił ostatniego wywiadu. Przeprowadził się do Las Vegas, gdzie mieszkał sam w apartamencie. Towarzyszyło mu pięciu Mormonów, z którymi związał się w miarę jak postępowała choroba. Dalej zarządzał swoimi przedsięwzięciami, jednak ciągle nasilały się objawy obsesji. W latach siedemdziesiątych żył poza USA. Zmarł chory, opuszczony i samotny w 1976 roku. W wyniku wygłodzenia i zaniedbania jego ciało było trudne do zidentyfikowania. Hughes pozostawił po sobie wielomiliardową fortunę, która stała się celem starań oszustów próbujących wyłudzić pieniądze na podstawie fałszywych testamentów.

Jego ekscentryzm dostarczał wielu zabawnych anegdot. Gdy podczas pobytu w hotelu Desert Inn jego niecodzienny tryb życia stawał się niepożądany, Hughes po prostu go…kupił. W latach sześćdziesiątych nie było w Las Vegas całodobowego kanału telewizyjnego, zatem Hughes, który cierpiał także na chroniczną bezsenność, kupił stację Channel 8, by móc cały czas cieszyć się swoimi ulubionymi filmami. Gdy przysypiał, dzwonił do centrali by puszczono ponownie fragmenty, które ominął.

Jego działalność dobroczynna przejawiła się w budowie Howard Hughes Medical Institute – największej instytucji non-profit w Stanach Zjednoczonych. Z drugiej strony, podłączenie swojej firmy pod fundację pozwoliło na zwolnienie jej z podatków. Nie zmienia to jednak faktu, że z instytutem związanych jest aż jedenastu laureatów nagrody Nobla, a wartość jego majątku szacuje się około 15 miliardów dolarów.

Majątek Hughesa pozwalał mu na nieprzeciętną prezencję, co zawsze podkreślał ubiorem i wystawnym życiem. Jego atrakcyjność, zważywszy na liczbę kobiet w jego życiu, musiała być niezwykła. Z zachowanych zdjęć wyłania się postać eleganckiego dżentelmena… Smukła, gładka twarz (lub ozdobiona starannie pielęgnowanym wąsem) promieniowała nieustępliwością. Jego teksańskie pochodzenie było wyraźnie zaznaczone w rysach twarzy, ciemnych oczach i włosach. Raczej jednolite kolorystycznie marynarki, dobrane do spodni i butów przełamywał, a to ciekawym krawatem, a to elementem stroju pilota. Łączenie świata mody i awiacji owocowało przyciągającym wzrok efektem.

W czapce pilotce i kurtce lotnika, ale pod krawatem starannie zawiązanym pod szyją. Zawsze w otoczeniu kobiet, na planie filmowym lub sterami samolotu. Tak wygląda legenda opowiadająca o urzeczywistnianiu marzeń i nadawaniu im czysto ludzkiego wymiaru: Howard Hughes, bez którego świat nie byłby tak szybki.

Autor: Franciszek Świtała

Inne wpisy z tej kategorii

portfel

Komentarze

  1. Tacy ludzie rodzą się nie tylko w Ameryce tylko że tam mogą bez przeszkód rozwinąć skrzydła i tego trzeba im zazdrościć.
    Postać Howarda potwierdza opinię,że tylko jednostki zmieniają świat poświęcając swoje życie i trzeba ich za to szanować.

  2. Zawsze go podziwiałam i będę podziwiać,piekielnie zdolna bestia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Christie’s i Sotheby’s – legendarne domy aukcyjne

Kultura, Sztuka / 

Zacięte licytacje, ogromne sumy pieniędzy i dziesiątki kolekcjonerów, którzy chcą wejść w posiadanie dzieł sztuki. Tak według reżyserów filmowych wygląda zwykły dzień w domu aukcyjnym. Jak jest naprawdę i czy kino rozmija się z prawdą? Sprawdzimy to na przykładzie dwóch największych firm pośredniczących w obrocie działami sztuki – Christie’s i Sotheby’s. Mamy dla Was również kilka skandali, w które zamieszane były oba z tych, legendarnych już dzisiaj, domów aukcyjnych.

Sotheby’s

Sotheby’s to najstarszy dom aukcyjny na świecie. Swoją działalność rozpoczął 11 marca 1744 roku, kiedy to jego założyciel, londyński księgarz Samuel Baker zorganizował aukcję książek z biblioteki Sir Johna Stanley’a. Założona przez Samuela firma otrzymała nazwę Sotheby’s Holdings Inc, która wzięła się od nazwiska jego siostrzeńca – Johna Sotheby’ego.

Przedsiębiorstwo specjalizowało się w aukcjach książek i manuskryptów, jednak już po pierwszej wojnie światowej firma rozszerzyła swoją działalność na inne gałęzie sztuki. Prawdziwy rozkwit Sotheby’s zaczął się po drugiej wojnie światowej i od tego czasu firma niezmiennie uchodzi za jedną z najlepszych w swojej branży. Przedsiębiorstwo przez 239 lat było brytyjskie, jednak zmieniło się to w 1983 roku, kiedy zostało zakupione przez amerykański holding kolekcjonera Alfreda Taubmana.

Sotheby’s ma swoich przedstawicieli w blisko 70 miastach na całym świecie, można tam skorzystać z pomocy renomowanych ekspertów, którzy np. wycenią planowany do licytacji przedmiot. Aukcje odbywają się w 9 miastach, m.in. w Londynie, Nowym Jorku, Honk Kongu i Paryżu.

Firma zarabia na opłacie aukcyjnej, która waha się od 8 do 10 procent ceny sprzedaży dzieła (to mniej niż w polskich domach aukcyjnych). Wymagane jest też ubezpieczenie w wysokości 1,5 procent wartości dzieła. Dodatkowo trzeba zapłacić około 150/200 funtów za wykonanie zdjęcia i przygotowanie opisu przedmiotu do katalogu.

Sotheby’s podąża za najnowszymi trendami i jako pierwszy dom aukcyjny na świecie zaprezentował możliwość aukcji online. Od 2000 roku w tym domu aukcyjnym można licytować nie tylko osobiście, ale również za pomocą telefonu i internetu.

Na aukcjach w Sotheby’s wystawiane są zarówno pojedyncze przedmioty, jak i całe kolekcje dzieł sztuki. Przez cały okres działalności firmy sprzedano wiele wyjątkowych eksponatów, a ich ceny często biły kolejne rekordy.

Sotheby’s to pierwszy dom aukcyjny, który przekroczył granice miliona dolarów za sprzedaż biżuterii. Stało się to w 1968 roku, kiedy to na aukcji w Nowym Jorku sprzedano 69,42 karatowy pierścionek za 1,1 miliona dolarów.

Rok 1997 był wyjątkowy dla tego przedsiębiorstwa. Na aukcji w Nowym Jorku sprzedano najdłużej zachowany egzemplarz Teorii Względności Alberta Einsteina za sumę 1,2 milionów dolarów. W tym samym roku w Genewie ustanowiono rekord świata dla sprzedaży kolekcji biżuterii, uzyskując za zbiór klejnotów księżnej Windsoru 75,4 milinów franków szwajcarskich. Kolejny rekord, który został pobity w 1997 roku, dotyczył pojedynczego obrazu – Irysy Vincentego van Gogha osiągnęły rekordową sumę 53,9 milionów dolarów.

Ogromnym szczęściem może się pochwalić właściciel, pozornie niewiele wartego obrazu, który nabył na pchlim targu za 4 dolary. Okazało się, że z tyłu dzieła ukrywał o wiele cenniejszy przedmiot – pierwszy druk Deklaracji Niepodległości, który wylicytowano później na aukcji w Sotheby’s za 2,4 miliona dolarów.

W 1997 roku w nowojorskim oddziale Sotheby’s kilka organizacji połączyło swoje siły, aby wylicytować największy i najlepiej zachowany szkielet Tyranozaura, jaki kiedykolwiek odkryto. Szczątki trafiły do Muzeum Historii Naturalnej, gdzie do dziś są jedną z głównych atrakcji.

W 2004 roku padł kolejny rekord. Obraz Pabla Picassa Chłopiec z fajką sprzedano za sumę 104, 1 milionów dolarów. Jednak nie jest to najwyższa kwota jaką udało się osiągnąć za dzieło sztuki w tym domu aukcyjnym, w maju 2012 roku Krzyk Edwarda Muncha osiągnął niewiarygodną sumę 120 milionów dolarów.

Okazuje się, że nie tylko obrazy osiągają milionowe sumy. W czerwcu 2013 roku sprzedano XVIII wieczny dywan Clark Sickle – Leaf za 33,8 miliona dolarów. Dwa lata wcześniej na aukcji w Hong Kongu niebiesko – biała waza z dynastii Ming osiągnęła wartość 168,7 milionów dolarów hongkońskich ustanawiając tym samym rekord świata dla porcelany z dynastii Ming.

Christie’s

James Christie w 1766 roku założył w Londynie dom aukcyjny Christie, Manson & Woods Lt obecnie znany po prostu jako Christe’s. W przeciwieństwie do swojego głównego rywala – Sotheby’s, James od początku swojego istnienia specjalizował się w handlu dziełami sztuki. Obecnie jest to największy pod względem przychodów dom aukcyjny na świecie.

Christie’s ma swoje filie aż w 54 miastach, w 32 krajach, ale tylko w 12 miejscach prowadzone są aukcje. Licytować można między innymi w Londynie, Nowym Jorku, Genewie, Dubaju, Hong Kongu, Amsterdamie, czy Paryżu.

Co roku przeprowadzanych jest około 350 aukcji, podzielonych na 80 kategorii. Osobny dział mają między innymi: sztuka japońska, biżuteria, ceramika, fotografia, a nawet dywany.

Christie’s to dom aukcyjny, który może pochwalić się najdrożej sprzedanym dziełem sztuki na aukcji (największą sumę w ogóle, osiągnął obraz w sprzedaży prywatnej – za dzieło Paula Gauguina Nafea Faa Ipoipo zapłacono 300 milinów dolarów!). W 2015 roku na aukcji Christie’s za dzieło Pabla Picassa Kobiety z Algierii zapłacono sumę 179,4 milinów dolarów! Kwota ta znacznie przewyższyła oczekiwania pracowników domu aukcyjnego – szacowano, że dzieło Picassa sprzeda się za maksymalnie 140 milionów dolarów.

W 2006 roku na licytacji w tym przedsiębiorstwie padł inny rekord sprzedaży na aukcji. Tym razem dotyczył on instrumentu muzycznego – za skrzypce Stradivariusa zapłacono ponad 3,5 miliona dolarów!

Na aukcjach w Christie’s można wylicytować nie tylko dzieła sztuki, ale nawet alkohol – wina stanowią jedną z 80 kategorii. Również one osiągają bardzo wysokie ceny. W 2010 roku anonimowy kolekcjoner wylicytował sześciolitrową butelkę Cheval Blanc 1947 za 304 tysiące dolarów.

Pod młotek trafił również znaleziony w Botswanie 100 karatowy, bezbarwny diament. Na aukcji w Genewie uzyskano za niego sumę 26,7 milinów dolarów. To niewiarygodna kwota, jednak pracownicy domu aukcyjnego spodziewali się uzyskać za niego nawet 30 milinów dolarów.

Skandale

Największe domy aukcyjne to nie tylko rekordy, ale również liczne skandale. W 2000 roku oba domy aukcyjne oskarżono o ustalanie wspólnej polityki cenowej – w USA uznawane jest to za przestępstwo. Dzięki temu, że szefostwo Christie’s współpracowało z FBI nikt z przedstawicieli nie został skazany. Nie odbyło się jednak bez kary, firma musiała zapłacić ponad 250 milinów odszkodowania. Na Sotheby’s nałożono grzywnę o podobnej wartości, dodatkowo dwóch właścicieli skazano na karę pozbawienia wolności.

Bardzo często domy aukcyjne muszą wycofywać dzieła opublikowane w katalogu z licytacji, ponieważ istnieje podobieństwo, że osoby wystawiające nie są ich prawowitymi właścicielami. Zdarza się również, że nabywcy oskarżają dom aukcyjny o sprzedaż falsyfikatu.

Niezbyt dobrą opinią cieszy się australijski oddział Christie’s. W 2014 roku postawiono go przed sądem za sprzedaż falsyfikatów. Podejrzewano, że nawet 30% obrazów oferowanych na aukcjach może być podrobionych. Problemy tego oddziału zaczęły się już w 2000 roku, kiedy to pewna kolekcjonerka na jednej z aukcji wylicytowała obraz Faun i Papuga autorstwa Alberta Tuckera za 86 tysięcy dolarów australijskich. Wydało się, że to falsyfikat, kiedy chciała sprzedać dzieło konkurencji. Eksperci Sotheby’s nie mieli wątpliwości, że nie jest to praca Tuckera.

Bzy w wazonie Paula Gaugunia to obraz, który zasłynął dlatego, że pojawił się w katalogu Christhie’s i Sotheby’s niemal jednocześnie! Oczywiste było, że jedno z dzieł musi być falsyfikatem, ponieważ mistrz namalował tylko jedno takie płótno. Przedstawiciele obu domów aukcyjnych byli przekonani, że chcą sprzedać oryginalną pracę Gauguina. O autentyczności płótna z Sotheby’s świadczyć miała jego proweniencja (udokumentowana historia obrazu z nazwiskami kolejnych właścicieli), natomiast dzieło z Christhie’s posiadało certyfikat autentyczności. Sprawę rozstrzygnęła niezależna ekspertka – Syliwia Crussard, znawczyni twórczości Gauguina, która bez trudu rozpoznała, że dzieło oferowane przez Christhie’s jest tylko bardzo dobrą kopią. Ostatecznie obraz został wycofany z licytacji.

Inwestorzy i miłośnicy sztuki zostawili w największych domach aukcyjnych astronomiczne kwoty, które dla przeciętnych miłośników sztuki są niewyobrażalne. Dowodzi to tylko temu, jak potężny jest dziś rynek sztuki.

Autor: Patrycja Kasterska

portfel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Miler Menswear
Top