Wkręć się w golfa

Hobby, Sport / 

Mówi się, że golf to sport bardzo drogi, mówi się, że dostępny wyłącznie dla wybranych i wreszcie mówi się, że grają w niego tylko snoby, a Polska jest zbyt biedna na jego rozwój. Czytając ten artykuł dowiecie się, że każde z tych stwierdzeń należy zaliczyć do mitów, a po okazaniu odrobiny zainteresowania, golf staje się niezwykle wciągającym zajęciem.

Królowa Szkocji i Winston Churchill, czyli wielka historia golfa

Od flamandzkiego słowa colf, oznaczającego kij, laskę, wywodzi się dzisiejsza nazwa golfa. Za kolebkę tego sportu uznaje się Szkocję, choć historyczne wzmianki pokazują, że podobną dyscyplinę uprawiano już na przełomie XIII/XIV wieku w Holandii. Miłośniczką golfa była najbardziej znana królowa Szkocji Maria I Stuart. Władczyni wywołała skandal, pojawiając się na pierwszym specjalnie przystosowanym polu golfowym w St Andrews kilka dni po tym, jak zamordowano jej męża.

Niezwykłe, regulaminowe rozwiązanie wymyślono podczas II wojny światowej. W Wielkiej Brytanii na polu St Mellon Golf and Country Club ustalono, że w czasie nalotów zawodnik może schować się i nie będzie z tego tytułu karany za opóźnianie rozgrywki. Czego się nie robiło, żeby tylko nie rezygnować z gry…

Nie wszyscy wiedzą, że tym sportem interesował się, także Winstona Churchilla. Premier Wielkiej Brytanii w charakterystyczny dla siebie sposób wypowiedział się na jego temat: „Golf to gra, której celem jest uderzyć bardzo małą piłkę w jeszcze mniejszy dołek narzędziami wyjątkowo źle skonstruowanymi do tego celu”.

W historii golfa wyróżnić należy sześć dat, które miały istotny wpływ na rozwój i znaczenie tego sportu:

  • 1552 r. – zbudowano pierwsze pole golfowe w St Andrews
  • 1744 r. – powołano pierwszy męski klub golfowy Gentlemens Golfers of Leith
  • 1764 r. – pierwszy raz rozgrano turniej na polu 18-dołkowym
  • XIX w. – powołano pierwszy kobiecy klub golfowy
  • 1900 r.  – golf zadebiutował na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu
  • 2016 r. – golf powraca do programu IO (w Rio de Janeiro) po 112 latach przerwy

Ciekawostkę stanowi również historia piłki golfowej. Dawniej, zwłaszcza w dziewiętnastym wieku, produkowano gutaperkowe piłeczki z żywicy kauczukowej. Postać ta sprzyjała niszczeniu oraz powstawaniu rys i innych uszkodzeń. Z czasem golfiści zauważyli, że im starsza piłka – im ma więcej pęknięć, tym lepiej lata. Stąd wzięły się tzw. dimple, czyli okrągłe niecki na piłce. Każdy, kto choć raz trzymał ją w ręce wie, że posiada ona swoiste wyżłobienia. Dzięki tym zagłębieniom piłka ma mniejszy opór powietrza i osiąga lepsze odległości. Dodatkowo, spore wrażenie wywiera prędkość, z jaką się porusza. Wynosi ona około 200 km/h, czyli uzyskuje podobne parametry do samolotów z początków XX wieku!

„Reguły gry w golfa” – i wszystko jasne

Arcyważnym elementem gry w golfa są zasady i etykieta. Znajomość niewielkiej książeczki „Reguły gry w golfa” jest niezbędna, ale i bardzo przydatna w rozmaitych sytuacjach na polu.

Cel gry stanowi przejście pola golfowego, w skład którego wchodzi przeważnie 18 dołków – tak w największym skrócie można by opisać zadanie stojące przed przeciętnym golfistą. My jednak nie będziemy tak drastycznie spłaszczać zagadnienia i poświęcimy mu więcej uwagi.

Rozgrywkę zaczyna się z poszczególnych miejsc startu, tzw. tee. Za pomocą kija golfowego piłkę trzeba umieścić na greenach, czyli terenach krótko i gładko ściętej trawy, a ostatecznie w dołkach. Aby grającym nie było zbyt łatwo, do zabawy włączone są także celowe utrudnienia. Zalicza się do nich np. bunkry (tereny wypełnione piaskiem), czy przeszkody wodne.

Każdy dołek posiada par, czyli przewidywaną normę uderzeń, wystarczającą do skończenia danego etapu przez gracza. Przykładowo: na dołku par 4 normą są 4 ruchy. W tym przypadku, jeśli udałoby się nam „zaliczyć” go w trzech uderzeniach, wówczas z satysfakcją mówimy, że uzyskaliśmy birdie. Jeszcze lepiej jest w momencie, gdy pokonamy dołek wykorzystując jedynie dwie szanse. Wtedy uzyskamy eagle. Z kolei kończąc według normy notujemy par, a uderzając o 1 powyżej – bogey (+2 to double bogey). Należy pamiętać, że po przejściu każdego następnego dołka, wyniki trzeba zapisać na specjalnej karcie (scorecard).

Jeasny i t-shirt „nie przejdą”

Wybierając się na pole golfowe należy pamiętać o odpowiednim stroju. Jeansy i t-shirt kategorycznie powinniśmy zostawić w domu. Zaleca się grę w koszulce polo lub półgolfie. Dopuszczalne są też krótkie spodenki do kolan. Nakryciem głowy może być kaszkiet, klasyczna czapka golfowa czy łukowo wygięty daszek. Zdecydowanie odradzamy kapelusze, które w przypadku wietrznej pogody lubią płatać psikusy…

Stylowe nakrycie głowy.

Kaszkiet świetnie łączy się zarówno z dżinsami jak i garniturem dzięki czemu można nosić go praktycznie wszędzie! Detronizuje kompromitujące połączenie wełnianej czapki i garnituru oraz świetnie zastępuje kapelusz, który dzisiaj nie każdy chce nosić. Kaszkiety, które dla Was przygotowało Miler Spirits&Style, są całkowicie wyjątkowe i jesteśmy przekonani, że szybko stracicie dla nich głowę. Ale najpierw warto się dowiedzieć o co tu w ogóle chodzi.

121

Nieodzowną częścią wyposażenia jest pojedyncza rękawiczka wykonana z delikatnej skóry. Zakłada się ją na dłoń, która odpowiada za podtrzymanie kija i zapobiega jego wysunięciu. Nie trudno zatem spostrzec, że praworęczni przywdzieją rękawiczkę na lewą dłoń, natomiast leworęczni na prawą.

Jeśli chodzi o obuwie, to zwłaszcza w przypadku początkujących mamy tutaj dużą dowolność. Najważniejsze, by były to nieprzemakalne, wygodne, sportowe buty. Dla graczy bardziej zaawansowanych przeznaczone jest obuwie ze specjalnymi pazurkami w odlewie podeszw. Dawniej montowano w butach metalowe kolce, by uniknąć poślizgu, ale cierpiały przez nie greeny, więc zaprzestano ich używania.

Ile i dlaczego tak (nie)drogo?

Wielu teraz zapewne odetchnie z ulgą, bowiem ogłaszamy: nie trzeba mieć dziewięciu zer na koncie, żeby grać w golfa! A tak całkiem serio, to zaraz przekonacie się, że mamy do czynienia z zajęciem w średnim przedziale cenowym. Członkostwo w klubie to koszt ok. 2000 złotych rocznie, co w przeliczeniu na miesiące wychodzi ok. 165 złotych. Biorąc pod uwagę, że w ciągu roku możemy rozegrać np. 50 rund, wówczas jedna kosztuje nas 40 złotych. Dodajmy tylko, że uśredniony czas trwania jednej rozgrywki to 4 godziny. Znacznie korzystniejsze warunki cenowe spotkają początkujących. Taka osoba w celu wyrobienia techniki dokona zakupu członkostwa na mniejszym, 9-dołkowym polu za ok. 1000 złotych. Analogicznie do pierwszego przykładu, tutaj miesiąc gry kosztować będzie nieco ponad 80 złotych a runda 20 złotych. Te przedziały cenowe można niemal w skali 1:1 porównać z karnetem fitness, czy uprawianiem dowolnej dyscypliny sportu.

Inne wydatki wiążą się z kupnem sprzętu. Ten, kto nie chce na początku inwestować we własne wyposażenie, może wypożyczyć kij za ok. 10 złotych i za tyle samo koszyk piłek. Kompletny sprzęt golfowy dla gracza kosztuje natomiast kilkaset złotych i jest dostępny nawet w sklepach internetowych.

Kupując kije, warto mieć na uwadze, że w torbie regulaminowo może znajdować się ich 14. Dwa najbardziej charakterystyczne to putter i driver. Pierwszym ostatecznie kieruje się piłkę do dołka i służy do gry na greenie. Drugim z kolei wykonuje się najdłuższe uderzenia na polu. Puttery różnią się od siebie kształtem główek, długością trzonka i uchwytami. Drivery są najdłuższe, najlżejsze, a mimo to posiadają bardzo okazałą główkę, w której mogłoby się zmieścić blisko pół litra płynu. Pozostałe dwie grupy kijów to żelaza (irons) i drewna (woods). W przypadku tych ostatnich pozostała jedynie nazwa (dawniej grało się właśnie drewnianymi kijami), gdyż obecnie niemal wszystkie wykonane są z metalu.
Ważne jest, by przed zakupem zestawu kijów skonsultować się z trenerem lub kimś znajomym, kto posiada wiedzę w tym zakresie.

Sam na sam z golfem po raz pierwszy

Na starcie zaleca się nowym osobom wziąć udział w lekcjach indywidualnych lub grupowych dla początkujących, gdzie trener pokaże prawidłową technikę uderzenia i sposób, w jaki należy trafiać w piłkę. Opanowanie podstaw gry w golfa jest uzależnione od zaangażowania własnego i czasu, jaki poświęci się na trening. Koszt lekcji rozpoczyna się od kilkudziesięciu złotych.

Nadmieńmy, że wybierając się na pierwsze zajęcia na polu golfowym nie potrzeba specjalnego przygotowania. Trener dostosowuje odpowiedni poziom indywidualnie, jak również zapewnia sprzęt. Początkowo najwięcej problemów sprawiać będzie zapewne opanowanie samego siebie. Chodzi przede wszystkim o koncentrację i synchronizację różnych części ciała w danym momencie. Z treningu na trening powinny być widoczne znaczące postępy.

Jeśli dana osoba złapie już bakcyla i zechce naprawdę rozpocząć swoją przygodę z golfem powinna zdać egzamin na Zieloną Kartę. Jest do dokument poświadczający zdobyte umiejętności i uprawniający do gry na polach golfowych w całej Polsce, a także udziału w turniejach. W uproszczeniu: golfowe „prawko”. Egzamin składa się z dwóch części: teoretycznej (reguły i etykieta golfa) i praktycznej (zazwyczaj polega na rozegraniu z trenerem co najmniej 3 dołków). Ustalony jest zakres szkoleniowy oraz lista wymagań egzaminacyjnych. Koszt kursu przygotowującego do egzaminu na Zieloną Kartę waha się od 500 do 1200 złotych (zależnie od liczby uczestników).

Sąsiedzi naszym przykładem

Szacuje się, że w Polsce mamy około 10 tysięcy golfistów, co jest wynikiem bardzo słabym w porównaniu, chociażby do naszych sąsiadów Czechów, czy Niemców. Aż ośmiokrotnie więcej golfistów mają nasi południowi sąsiedzi, a liczba grających w Niemczech jest wprost nieporównywalna, bo wynosi około 400 tysięcy!

– Ta sytuacja ma też swoje drugie dno. W Czechach golf nigdy nie został zakopany do podziemi. U nas natomiast uprawiano go przed wojną, a pierwsza (powojenna) sekcja w Katowicach powstała dopiero w 1983 roku. Tamtejszy klub – Start – grał w Czechach, bo pierwsze pole golfowe w naszym kraju powstało dopiero w 1992 roku w Rajszewie. Widać zatem, że mieliśmy około pięćdziesiąt lat przerwy w rozgrywaniu golfa, a Czesi nie – powiedział Jerzy Dutczak, instruktor golfa i autor książki „Pola golfowe dla wszystkich. Poradnik inwestora.”

W najbliższych latach należy spodziewać się rozwoju infrastruktury golfowej i wzrostu popularności tego sportu w naszym kraju. Optymizmem napawa fakt, że każde województwo wyposażone jest w co najmniej jedno pole do gry. Liderzy tej klasyfikacji (mazowieckie i dolnośląskie) posiadają odpowiednio 8 i 11 przystosowanych obiektów.

Odpowiednia koszula na przyjęcie po wygranym turnieju.

Z przyjemnością zapraszamy Państwa do obejrzenia filmu o koszulach Miler Luxury Shirts, który powstał z wykorzystaniem najnowszych technologi pozwalających na rejestrowanie 500 klatek na sekundę. Film został nakręcony przez operatora jednej z największych stacji telewizyjnych w Polsce, a głos podłożył jeden z najlepszych polskich lektorów. Zamiast pustych słów ukazaliśmy proces produkcji naszych koszul od kuchni. Każdy może teraz zajrzeć do profesjonalnej szwalni i zobaczyć jak powstają najwyższej klasy koszule.

Młodzi mistrzowie

Jednym ze stereotypów jest to, że najlepszymi golfistami zajmują się geriatrzy. Nie wiadomo, skąd wzięło się to stwierdzenie. W golfa coraz częściej zaczynają grać bardzo młodzi a na samym szczycie mamy tego najlepsze przykłady. Aktualny nr 1 na liście światowej – Jordan Spieth – ma 22 lata a poprzedni lider (Rory McIlroy) był w wieku 25 lat. Ocenia się, że dzisiaj najlepsze wyniki notuje się w przedziale wiekowym 20-23. Ten czynnik daje też możliwości zarobienia ogromnych pieniędzy i awansu społecznego. W tym miejscu proszę zauważyć, że to właśnie golfiści spośród wszystkich sportowców zarabiają najwięcej. W Stanach Zjednoczonych do ich zarobków nie zbliżają się nawet koszykarze, czy uprawiający futbol amerykański, o soccerze nie wspominając. Jerzy Dutczak zauważa jeszcze jedną, bardzo działającą na wyobraźnię statystykę. – Porównując liczby, ponad połowie polskiego PKB odpowiada sam przemysł golfowy w USA! – mówi. Ponadto, uprawiających tę dyscyplinę jest więcej niż chociażby tenisistów czy narciarzy.

Doskonałą okazją do spróbowania swoich sił w golfie jest organizowany corocznie Ogólnopolski Dzień Golfa. W tym czasie można skorzystać z darmowej gry na polu i samemu przekonać się o walorach tego sportu. Ma to stanowić magnes dla ludzi i popularyzować go wśród Polek i Polaków.

Nietrafionym pomysłem wydaje się promowanie golfa przez celebrytów. W taki sposób odcina się dyscyplinę od zwykłych ludzi. W Polsce nie brakuje utalentowanych golfistów, którzy znajdują się wśród najlepszych amatorów na świecie. Może, gdyby wykorzystać ich wizerunki, pokazać młode twarze, to taka forma byłaby bardziej przystępna dla odbiorców.

Inną ideą jest chęć wprowadzenia golfa do szkół. Trudno spodziewać się, żeby zagościł on od razu na lekcjach wychowania fizycznego, ale dlaczego by nie pomyśleć o dodatkowych zajęciach? W tym celu użyć można „orlików”. Instruktorzy są zgodni, że na tak przystosowanym boisku można przeprowadzić całkiem sensowną naukę gry w golfa. Szkoląc najmłodszych trzeba pamiętać, że dzieci przyswajają nową wiedzę i umiejętności naturalnie, a to ogromny atut. Do tego dziecko nie odczuwa presji i traktuje zajęcie typowo „zabawowo”.

Warto też rozpropagować dyscyplinę wśród studentów. Pierwsze kroki ku temu poczyniono zakładając Akademicki Klub Golfowy. O zainteresowaniu tym sportem może świadczyć też wprowadzenie wielu zniżek w cennikach na polach golfowych.

Myśląc golf, pamiętajmy, że to nie tylko Tiger Woods i Jerzy Dudek, ale przede wszystkim znakomita forma spędzania wolnego czasu i rekreacji. Olbrzymią radość daje obcowanie z naturą i przebywanie na świeżym powietrzu. Na polu golfowym znajdziemy coś i dla ciała i dla duszy. Grzechem byłoby nie spróbować!

Autor: Marcin Konieczny

Komentarze

  1. Z doświadczenia wiem, że na początek zdecydowanie lepiej wziąć kilka lekcji niż od razu zapisywać się na kurs na ZK.

  2. Bardzo sympatyczny sposób opisania golfa. Zabrakło, że to najlepsza gra z wymyślonych przez człowieka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Piwne gusła i zabobony powszechnie zwane mitami

Alkohol, Dla Ciała / 

W miarę jak zmieniają się zwyczaje spożycia alkoholu w Polsce, zmienia się także świadomość konsumentów. Pojawia się chęć spróbowania czegoś nowego, poszukiwania nowych smaków i aromatów. Inny jest również poziom wiedzy na temat wybieranego trunku. Dotyczy to również mojej dziedziny – piwa. Przez lata narosło wiele mitów związanych z piwem, w niniejszym artykule postaram się rozwiać niektóre wątpliwości.

Prowadząc przez wiele lat szkolenia dla pasjonatów piwa i piwowarstwa nie mogłem nie zauważyć pewnego, nomen omen, garnituru standardowych pytań dotyczących możliwych oszustw ze strony browarów, producentów piwa i knajp. Dzisiaj zajmę się tymi, według mnie, najpopularniejszymi.

Mit 1 – „Zawiera słód jęczmienny” – oznaką obecności całej Tablicy Mendelejewa w piwie

Prawda jest o wiele bardziej prozaiczna. W świetle prawa, receptury trunku alkoholowego mogą być tajemnicą handlową. Nic dziwnego, bo w niektórych przypadkach są one wręcz wielowiekowe. Nie zmienia to jednak faktu, że producenta nadal obowiązują przepisy spożywcze, a to z kolei wymusza wymienienie na etykiecie alergenów, które mogą znaleźć się w piwie. Podobnie jest w przypadku czekolady, która może być gorzka (99 procent kakao), ale na opakowaniu będzie napisane „wyprodukowano w zakładzie przetwarzającym orzechy, soję, truskawki itp.”. Co jest jednoznaczne z „może zawierać śladowe ilości”.

etykieta kabanosów - detal

fot. Michał Kopik

Dlaczego słód jęczmienny? Jęczmień zawiera gluten, więc jest to ważna informacja dla osób na diecie bezglutenowej.  Na rynku są oczywiście dostępne piwa dla celiaków, warzone na przykład ze słodu gryczanego.

To wszystko oznacza, że mit jest FAŁSZEM. Browar, w zgodzie z obowiązującymi przepisami, nie musi podawać pełnego składu trunku i nie oznacza to żadnych machlojek. Coraz więcej browarów decyduje się jednak na pełen opis, ponieważ coraz bardziej wymagający rynek konsumencki zaczął tego oczekiwać.

Mit 2 – Skoro nie oszukują na słodzie, to pewnie na chmielu. Co z byczą żółcią, o której tak często się słyszy/czyta?

Jest to mój ulubiony mit, zdążyłem nawet nakręcić na swoim vlogu materiał z nim związany. Sam wielokrotnie czytałem artykuły na ten temat na największych polskich portalach. Wspomniany wątek pojawiał się również przy wielu rozmowach. Próbowałem dotrzeć do źródła tego, przekazywanego z trwogą w głosie, stwierdzenia.

I wiecie co? Absolutnie nie udało mi się znaleźć ani jednego browaru, który by stosował żółć zamiast chmielu. Mit ma swoje korzenie w czasach pierwszej wojny światowej, wtedy rzeczywiście, ze względu na działania wojenne, występował niedobór surowców do produkcji piwa. W związku z powyższym znane są przypadki, gdzie surogatem słodu były ziemniaki. Pojawiały się też  informacje na temat stosowania żółci bydlęcej przy produkcji piwa, tylko że zawsze były to stwierdzenia na zasadzie „zobaczcie co robi nasz przeciwnik”. Niemcy twierdzili, że tak robią Rosjanie, a Rosjanie, że Niemcy. W rezultacie nie ma ani jednego przykładu browaru, który stosowałby takie metody.

ciemne piwo w kuflu

fot. Michał Kopik

Jeśli się nad tym głębiej zastanowić, to mit oczywiście jest bez sensu. Cena chmielu, jego dostępność, łatwość zastosowania różnego rodzaju ekstraktów chmielowych oraz niskie chmielenie większości piw obecnych na rynku absolutnie nie zachęca do takich podstępnych zabiegów. Paradoksalnie tego typu surogat byłby droższy w zastosowaniu niż chmiel, który niby miałby zastępować właśnie ze względu na koszty.

FAŁSZ – nigdy żaden browar nie stosował żółci bydlęcej jako zamiennika dla chmielu, jak również nie widzę szans by zmieniło się to kiedykolwiek w przyszłości. Dodatkowo żółć jest enzymem tłuszczowym – dodawanie jej do piwa zawierającego 97-98% wody raczej byłoby dość łatwe do wykrycia.

Mit 3 – Żółć nie, ale spirytus to na pewno dodają

Nie dodają i jest to mit najłatwiejszy do obalenia. Podatki, a zwłaszcza akcyza, są restrykcyjnie nadzorowane przez organy państwowe. Gdyby producenci piwa wzmacniali je spirytusem, na kapslu bądź puszce musiałaby znaleźć się banderola. Jest to nie do uniknięcia.

Skąd więc czasami bierze się ten „alkoholowy” aromat i smak? Cóż, część słodu można zastąpić surowcami niesłodowanymi, np. cukrem, o ile słód nie jest w całości przekształcany w alkohol to inaczej dzieje się z cukrem. Warto wspomnieć o najpopularniejszej recepturze bimbru, czyli 1410 (tzw. Grunwaldówka: 1kg cukru, 4l wody i 10g drożdży). Dlaczego? Cukier w piwie zachowa się podobnie jak ten użyty do produkcji bimbru – zostanie on odfermentowany od alkoholu i dwutlenku węgla. Co te chemiczne reakcje mają do smaku? Właśnie one odpowiadają za to, że możemy wyczuć alkoholowe lub bimbrowe nuty w piwie. Jeżeli receptura nie jest dobrze przemyślana, trunek może być niezbalansowany. Ma za mało pełni i ciała co powoduje, że alkoholowy aromat jest łatwo wyczuwalny.

Kolejny mit, który możemy uznać za FAŁSZYWY.

Mit 4 – Woda, woda, woda

Mit niejako powiązany z poprzednim. Powszechnym jest przekonanie o rozwadnianiu przez restauratorów piwa w kegach. To stwierdzenie ma pewne podstawy, ale o tym zaraz.

Dolewanie wody do „beczki” – w teorii jest jak najbardziej możliwe. Ale to tylko teoria. Dlaczego? Piwo w kegu jest pod dużym ciśnieniem, dodatkowo do odkręcenia fittingu (zawór umożliwiający podpięcie kega do aparatury barowej), wymagany jest odpowiedni klucz. Dlatego by dolać wodę do tak przechowywanego piwa, należałoby najpierw całkowicie spuścić gaz, następnie odkręcić fitting, dolać wody, zakręcić i powtórnie nagazować. Zupełnie bez sensu. Tak samo jak zmienianie instalacji by z jednej beczki lało się piwo, z drugiej woda. Żeby proporcja piwa i wody nie była 50/50 trzeba by już mocniej pomyśleć, dodatkowo kara przy pierwszej kontroli byłaby bardzo dotkliwa.

keg z piwem

fot. Michał Kopik

Skąd więc taki pomysł? Przyczyn jest kilka. Pierwsza została wymieniona w poprzednim micie. Jeżeli piwo jest niezbalansowane, ma mało ciała i jeszcze zostanie podane w bardzo niskiej temperaturze (do 4 stopni Celsjusza), to jak najbardziej odczucia sensoryczne będą dawać nam efekt piwa „rozwodnionego”.

Drugą wyjaśnił mi kiedyś na szkoleniu barman. Większość chłodziarek używanych przy wyszynku piwa posiada bank lodowy. Żeby go stworzyć, trzeba nalać do niego najpierw całkiem sporo wody. Wspomniany barman miał okazję serwować piwo na jednej z popularnych w sezonie letnim imprez plenerowych. Chłodziarka poza wodą potrzebuje jeszcze jednej rzeczy do działania – prądu. I tego niestety zabrakło. Skończyło się na tym, że jeden z barmanów kursował między kranem z zimną wodą i rollbarem, by uzupełniać wodę w chłodziarce, jednocześnie spuszczając tą już ogrzaną. Jak to wyglądało dla klienta z pewnej odległości? Można się bardzo łatwo domyślić.

Kolejną kwestią jest zraszacz do szkła. Według sztuki barmańskiej, każde szkło do piwa przed napełnieniem powinno zostać wewnętrznie zroszone.  I znowu – w lokalu nie ma z tym problemu, wystarczy podpiąć zraszacz pod istniejącą instalację. Ale co zrobić w przypadku pleneru bądź braku możliwości podłączenia do wody? Wykorzystuje się wtedy właśnie albo zwyczajne kegi wypełnione wodą, albo specjalne kegi serwisowe. Ktoś, nie znając meandrów instalacji do wyszynku piwa, widząc nalewanie wody do beczki, może mieć tylko jedno skojarzenie – rozwadniają.

Rozwadnianie piwa w kegach, jak widać, nie jest łatwe, ale istnieje kilka innych sztuczek dobrze znanych barmanom. Sam się z tym procederem już od dawna nie spotkałem, co oczywiście nie oznacza, że gdzieś nadal się nie zdarza. W myśl zasady „dobry barman z jednej połówki nalewa siedem setek”, wystarczy zostawić w szkle trochę wody. Taca barmańska z wysokim rantem może to dobrze ukryć, może to również maskować dłoń barmana. Taki „zabieg” barmański na kilku szklankach pozwala „zaoszczędzić” nawet pół litra piwa. Nie mniej jednak każdy renomowany lokal nic takiego nie będzie przeprowadzał.

To tylko cztery z całej listy piwnych mitów, które w większości ukazują jak bardzo rozwinięta jest ludzka wyobraźnia.

Autor: Michał Kopik, PiwnyGaraz.pl

Inżynier Ochrony Środowiska, specjalizacja żywnościowa. Od 2005 roku w branży. Zaczął jako piwowar domowy na pierwszym roku studiów, a potem potoczyło się już szybko: sklep zaopatrujący piwowarów i browary, praca na stanowisku piwowara w jednym z bardziej znanych browarów regionalnych, ukończenie indywidualnego kursu sensoryki piwowarskiej, rozwinięcie działalności o eventy i szkolenia. Posiada również certyfikat sędziowski PSPD.

portfel

Komentarze

  1. Koncerny nie podają składu na swoich piwach, bo zastępują droższe substraty tańszymi, np. dają syrop glukozowo-gruktozowy zamiast słodu. Wstydzą się i nie chcą pisać tego na kontrze. Ot cała tajemnica.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Matrix – sen o życiu

Film, Kultura / 

Co gdyby Twoje dotychczasowe życie okazało się ułudą? Gdyby posiłki, które jesz były tylko cyfrowym sygnałem pobudzającym Twój mózg. Gdyby praca i Twój wspaniały samochód tak na prawdę nie istniały, a wszystkie Twoje osiągnięcia nic nie znaczyły? Gdyby to co widzisz było programem stworzonym przez maszyny, które potrzebują Twojego ciała by dalej działać? Chcesz poznać prawdę o Matrixie? Masz odwagę by wziąć czerwoną pigułkę?

Neo (Keanu Reeves) jest hakerem, który czuje, że z rzeczywistością, w której żyje jest coś nie tak. Odpowiedzi na pytania dręczące bohatera podobno zna człowiek ukrywający się pod pseudonimem Morfeusz (Laurence Fishburne), ale jego znalezienie wydaje się niemożliwe. Neo spędza długie godziny na bezowocnych próbach skontaktowania się z osobą, która może mu pomóc. Pewnego dnia to Morfeusz za pośrednictwem legendarnej hakerki Trinity ( Carrie-Anne Moss) kontaktuje się z bohaterem. Niemal od razu w życiu Neo zaczynają dziać się dziwne rzeczy, które mogą mu wyjaśnić tylko nowo poznani ludzie. Prawda jaką objawia mu Morfeusz jest szokująca – światem rządzą maszyny, a rzeczywistość, w której aktualnie się znajdują to rozbudowany program, będący cyfrową iluzją prawdziwego życia. Neo ma jedyną szanse by wydostać się z Matrixa i zacząć żyć w prawdziwym świecie, który nie przypomina niczego co dotąd poznał. Jak wygląda rzeczywistość poza programem? Czym jest Matrix? Kim tak naprawdę jest Neo?

Film, który musisz obejrzeć!

Z przyjemnością zapraszamy Państwa do obejrzenia filmu o koszulach Miler Luxury Shirts, który powstał z wykorzystaniem najnowszych technologi pozwalających na rejestrowanie 500 klatek na sekundę. Film został nakręcony przez operatora jednej z największych stacji telewizyjnych w Polsce, a głos podłożył jeden z najlepszych polskich lektorów. Zamiast pustych słów ukazaliśmy proces produkcji naszych koszul od kuchni. Każdy może teraz zajrzeć do profesjonalnej szwalni i zobaczyć jak powstają najwyższej klasy koszule

Film Wachowskich jest bardzo ciekawym głosem w dyskusji o tym jaka czeka nas przyszłość w świecie coraz bardziej zdominowanym przez maszyny. Matrix roztacza pesymistyczną wizję, w której ludzie są zaledwie akumulatorami dla robotów rządzących światem, a rzeczywistość to sztuczny twór mający na celu utrzymanie ich ciała w jak najlepszej kondycji. Wachowscy w swoim obrazie zadają też pytanie o status człowieka w dzisiejszych czasach, czy zastanawiają się nad odwiecznym pytaniem o realność rzeczywistości w której żyjemy. Czasem ich refleksje są świeże i ciekawe, ale często też bardzo błahe i dosyć toporne. Niemniej wątki filozoficzne są bardzo ważnym elementem tej produkcji i sprawiły, że Matrix jest nie tylko kolejnym ładnym, pełnym efektów specjalnych film, ale też wartościowym i dającym wiele do myślenia obrazem. Jednak o sukcesie kasowym dzieła Wachowskich zadecydowały przede wszystkim sekwencje walki i strzelanin zrealizowane w rewolucyjnej technologi. W 1999 roku to co można było zobaczyć na ekranie absolutnie zachwycało. Sceny z pociskami lecącymi w zwolnionym tempie, czy kopnięciami z wyskoku, które trwają kilkanaście sekund to szczyt możliwości zarówno animacji komputerowej jak i sztuczek filmowych. Nawet dzisiaj, gdy pomysły z Matrixa zostały przetworzone w tak wielu innych produkcjach, obraz Wachowskich robi wrażenie.

Warstwa fabularna i techniczna filmu to atuty, które sprawiły, że miliony oglądających dosłownie zwariowało na punkcie Matrixa. Wszystkie gadżety, które pojawiły się w filmie od okularów, przez telefony na ubraniach kończąc natychmiast zyskały status kultowych i były obiektem pożądania fanów. Jednak ten ogromny sukces nie znaczy, że obraz nie ma żadnych wad. Najbardziej w oczy rzuca się niezbyt dobra gra aktorska drugoplanowych postaci. Świetna kreacja Keanu Reeves’a niestety nie jest w stanie przykryć braków warsztatowych Carrie-Anne Moss. Jej postać jest sztywna, a o pokazaniu jakichkolwiek emocji nie ma tu mowy, nawet gdy Trinity wyznaje miłość ma się wrażenie, że to wyjątkowo nieudolna mowa pogrzebowa. Niewiele lepsza jest też reszta załogi statku Nabuchodonozora. Moment, gdy zostają zdradziecko zabici wywołuje raczej ulgę niż smutek. Na szczęście najbardziej charakterystyczne postacie udźwignęły swoje role i bardzo przyjemnie patrzy się na Hugo Weavinga w roli Agneta Smitha i Laurenca Fishburne’a jako Morfeusza. Do wad Matrixa jako trylogii należy zaliczyć jego kolejne części, który nie spełniły pokładanych w nich nadziei i „spłaszczyły” świetnie zapowiadający się temat. Zarówno Rewolucje jak i Reaktywacja pokazały, że filozoficzna nadbudowa pierwszego filmu była w dużej mierze wydmuszką, która w kolejnych częściach pękła zostawiając jedynie efekty specjalne. Szkoda.

Matrix jest jednym z najważniejszych filmów dla gatunku science fiction i to za jego sprawą pod koniec lat dziewięćdziesiątych ten nurt odrodził się na nowo. Wśród fanów kina fantatstyczno-naukowego obraz Wachowskich jest stawiany na równi z takimi klasykami jak 2001: Odyseja Kosmiczna czy  Łowcą Androidów. Z kolei widzowie, niezbyt zainteresowani tym gatunkiem, doceniają Matrixa za dopracowane w najdrobniejszych detalach sceny walki i rewolucyjne efekty specjalne. Z pewnością film powinien obejrzeć każdy, kto nie ma alergii na kino spod znaku sci-fi.

Sami zobaczcie jak powstawał Matrix.

Nasza ocena:

5

Autor: Mateusz Stachura

portfel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Miler Menswear
Top