Polska kinematografia w ostatnich latach wychodzi z dołka, w jakim znalazła się w na początku XXI wieku. Sukcesy rodzimych filmów na arenie międzynarodowej spotkały się nie tyle z entuzjazmem, co z krytyką. Podniosło się wiele głosów, że film powinien ukazywać historię jedynie w sposób chwalebny dla Polaków. Czy faktycznie powinno tak być, nawet kosztem autorskiej wizji reżysera? Historia Roja pokazuje, że oparcie całego dzieła jedynie na “patriotyzmie” z zaniedbaniem innych aspektów nie jest najlepszym rozwiązaniem.
O Historii Roja było głośno już kilka lat temu – reżyser niejednokrotnie skarżył się na nieprzychylne władze Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, które uporczywie odmawiały przyznania dotacji na jego film. Było to o tyle dziwne, że obraz, nad którym pracował Jerzy Zalewski, poruszał tematy ważne i tak ciekawe, że nie trudno było by zrobić film interesujący i pouczający. Po premierze Historii Roja nie ma żadnych wątpliwości, dlaczego PISF nie chciał go wesprzeć finansowo – jest to klapa na całej linii.
Historia Roja opowiada o Mieczysławie Dziemaszkiewiczu, jednym z działaczy podziemnego ruchu oporu. Rój, bo taki pseudonim nosi główny bohater, po śmierci brata zaczyna partyzancką walkę z okupantem – wraz z innymi żołnierzami organizuje akcje, które mają doprowadzić do destabilizacji nowego rządu. Przez sześć lat swojej działalności Dziemaszkiewicz wraz z innymi żołnierzami przeprowadzali zamachy, obławy i egzekucje, siali strach wśród działaczy PRL i byli nieuchwytni dla UB. Film przybliża nam historię Roja od początków jego działalności aż do śmierci. Reżyser prezentuje kilka najważniejszych akcji NZW i NSZ oraz początki komunistycznych rządów w Polsce.
Trzeba przyznać, że intencje były szlachetne – Jerzy Zalewski chciał przypomnieć historię bohaterów, którzy z narażeniem życia swojego i swoich rodzin walczyli z powojennym reżimem. Ludzi, którzy przez władze sowieckie zostali skazani na zapomnienie. Nie ma wątpliwości, że ich historia jest warta upamiętnienia i należy się im film. Jednak to co pojawiło się w kinach w żadnym stopniu nie oddaje czci żołnierzom wyklętym. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że grzebie pamięć o nich jeszcze głębiej. Trudno uwierzyć, by dzieci ze szkół czy te, które przyszły na film z rodzicami, po seansie zafascynowane Historią Roja zaczęły na własną rękę szukać informacji o tamtych wydarzeniach, czy chociaż lepiej przykładać się do lekcji historii. A taki, między innymi, był cel tej produkcji. Niedoróbki z jakimi się zetkną podczas projekcji, mogą je nawet odstraszyć.
W filmie najbardziej razi pewna maniera aktorów, która została chyba wymuszona przez reżysera. Niemal wszystkie postacie mówią z niewiarygodną emfazą, tak, jakby każde słowo miało podkreślać tragizm sytuacji i ich bohaterską walkę. Jest to do tego stopnia nachalne, że najdalej w połowie filmu, ta maniera zaczyna mocno irytować i słuchanie dialogów staje się istną katorgą. Jeżeli już jesteśmy przy mówieniu, to należy wspomnieć o rozmowach, jakie prowadzą ze sobą bohaterowie. Tak źle napisanych dialogów dawno nie słyszałem – słowa i sformułowania całkowicie niepasujące do żołnierzy, czy nawet sytuacji w jakiej się znajdują, zalatują sztucznością na kilometr, a w połączeniu ze wspomnianą wcześniej manierą wypowiedzi wręcz kaleczą uszy.
Osobną kwestią jest dobór aktorów. W filmie nie zobaczymy wielkich gwiazd, ale nie o to chodzi, wszak warto stawiać na młodych i utalentowanych artystów. O ile Krzysztof Zalewski-Brejdygant w głównej roli poradził sobie całkiem nieźle, tak większość pozostałych aktorów wypadła po prostu źle. Najbardziej w oczy rzuca się marny warsztat aktorski Piotra Nowaka w roli Wyszomirskiego. Każda scena z jego udziałem to katastrofa – nie dość, że jego postać jest po prostu nieciekawa i bardzo stereotypowa, a dialogi (jak w pozostałych przypadkach) są tragiczne, to jeszcze aktor wszystkie emocje wyraża w przerysowany sposób.
Dużym minusem jest też praca kamery, szczególnie przy scenach akcji. Operator biorąc przykład z najlepszych, nadaje dynamizmu sytuacji “machając kamerą”, jednak robi to na tyle energicznie, że po pierwsze widzowi może zrobić się niedobrze, po drugie – sprzęt nie nadąża z łapaniem ostrości. Z tego powodu sceny akcji bardzo często są niezrozumiałe i chaotyczne, czasem nawet nie bardzo wiadomo co się dzieje. Jest to o tyle dziwne, że szybkie rozmazane sekwencje przeplatane są ujęciami zrobionymi w zwolnionym tempie. Efekt końcowy jest przedziwną, chaotyczną mieszanką, która wymaga wiele wysiłku od widza.
Błędów technicznych jest wiele, ale najgorsze co mogło stać się w tego typu produkcji to dziury w scenariuszu i nieścisłości historyczne. Już kilkukrotnie wspominałem o chaosie jaki panuje w filmie, ale należy powiedzieć o tym jeszcze raz – bieg wydarzeń jest niezrozumiały dla widza, który nie zna bliżej losów Dziemaszkiewicza. W scenariuszu pojawia się wiele przeskoków, wydarzenia nie są ze sobą w żaden sposób powiązane, akcje jakie przeprowadza Rój nie są nawet poprzedzone planszami, które mówiłyby co to za wydarzenie i podawały jego datę. Historia Roja jest zbiorem wrzuconych bez ładu i składu bitew, a co gorsze w wielu z nich, wbrew temu co widzimy na ekranie, nie uczestniczył Dziemaszkiewicz.
Osobną kwestią jest też to, że film jest nieomal laurką wystawioną żołnierzom wyklętym. Są to bezkrytyczne pomniki moralności i odwagi. Nie wygląda to zbyt realistycznie i zdecydowanie nie sprzyja utożsamianiu się z bohaterami filmu. Co prawda pojawia się kilka scen, gdzie bohater na moment nabiera ludzkich cech, ale jest ich zdecydowanie za mało. Reżyser prezentuje czarno-biały obraz historii, a jak wszyscy wiemy pomiędzy tymi barwami występuje jeszcze cała paleta szarości. W Historii Roja na próżno również szukać wątków, które przybliżałyby życie zwykłych ludzi zaraz po wojnie, a szkoda. Takie spojrzenie mogło dodać realizmu całej historii.
O wadach filmu Zalewskiego można by jeszcze wiele napisać, jednak jest kilka elementów, które należy docenić. Parę kadrów jest naprawdę ładnych, muzyka w dużej części utrzymuje się na przyzwoitym poziomie (chociaż umieszczenie piosenki Dawida Podsiadło podczas napisów końcowych nie było najlepszym pomysłem), a do kostiumów nie można mieć żadnych zarzutów. Mimo narzekań na obsadę, trzeba zaznaczyć, że kilku aktorów zdecydowanie się wyróżniało – poza odtwórcą roli tytułowej należy pochwalić m.in. Mariusza Bonaszewskiego, Jerzego Światłonia czy Magdalenę Kutę w roli matki Roja. Na plus należy też zaliczyć fakt, że reżyser chciał opowiedzieć zapomnianą historię o ludziach, którzy zdecydowanie zasługują na pamięć. Niestety, same intencje nie wystarczą by stworzyć dobry film.
Odpowiedź na pytanie, czy warto iść na Historię Roja pewnie nasunęła się sama podczas czytania poprzednich akapitów. Z całą stanowczością odradzam seansu – nie pogłębi on ani naszej wiedzy historycznej, ani nie zapewni żadnej rozrywki jaką niesie oglądanie dobrych filmów. Te kilka plusów w żadnym wypadku nie ratują filmu, który mimo szumnych zapowiedzi okazał się porażką. Na dobry film o chwalebnej historii Polski niestety przyjdzie nam jeszcze poczekać.
Nasza ocena:
Autor:Mateusz Stachura
Dodaj komentarz
Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.