Ikona stylu: Zbigniew Cybulski

Ikony Stylu, Moda / 

Wybitny aktor filmowy i teatralny, legenda powojennej polskiej kinematografii, polski James Dean. Choć zmarł tragicznie w wieku zaledwie 40 lat, wszyscy pamiętają jego role — charakterystyczne i autentyczne niczym sam Cybulski. W pamięć zapadł nam również jego styl, który zdecydowanie wyróżniał się wśród szarości okresu PRL-u.

Grał siebie. W filmach był taki sam jak w życiu. Robił to świadomie. Bez przerwy się spóźniał, ale jeśli zaszła taka potrzeba, przychodził z dokładnością co do minuty. Sprawiał wrażenie człowieka, który niczym się nie przejmuje. Często czekała na niego taksówka, licznik bił, a on gadał godzinę, dwie — tymi słowami wypowiedzianymi przez jednego z rozmówców Marioli Pryzwan w jej książce Cześć, starenia! Cybulski we wspomnieniach można rozpocząć opowieść o tym niezwykłym człowieku, który stał się wzorem dla ówczesnego pokolenia młodych Polaków.

Młodość Cybulskiego

Zbigniew Cybulski urodził się 3 listopada 1927 roku w Kniażach koło Stanisławowa. W wieku dwudziestu  lat rozpoczął naukę na Wydziale Dziennikarstwa w Wyższej Szkole Nauk Społecznych w Krakowie, jednak już po dwóch latach porzucił je dla aktorstwa i przystąpił do egzaminów na Państwowej Wyższej Szkole Artystycznej w Krakowie, którą ostatecznie ukończył w 1953 roku. Wtedy też pod opieką reżyserki Lidii Zamkow wyjechał do Gdańska i zaczął występować w Teatrze Wybrzeże. Zadebiutował tam w sztuce Intryga i Miłość Schillera.

Początek kariery

Rok później, wraz z Bogumiłem Kobielą, stał się współzałożycielem legendarnego już teatru studenckiego Bim-Bom, gdzie pełnił rolę kierownika artystycznego. Był to, tuż obok warszawskiego Studenckiego Teatru Satyryków, najpopularniejszy teatr ówczesnego okresu. Cybulski z Kobielą w nim nie grali (…) Tylko gdy Bim-Bom występował za granicą — w Paryżu, Moskwie — wchodzili na scenę, ale poza tym nie mieli w zwyczaju tego robić. Oni obmyślali, animowali. Żona Cybulskiego, Elżbieta Chwalibóg, napisała potem: „Najszczęśliwsi byliśmy na Wybrzeżu” — wspomina teatrolog, prof. Jan Ciechowicz. W latach 60-tych aktor przeniósł się do Warszawy, gdzie grał  w teatrze Wagabunda, a następnie Ateneum. Cybulski był bardzo charakterystyczną postacią. Prof. Jan Ciechowicz wspomina, że artysta w swojej grze bywał nieobliczalny. Stosował sposoby grania, które jego partnerów przyprawiały o palpitację serca, a które były przy tym zawsze oryginalne, niepowtarzalne. O ile w kinie było to jeszcze do przyjęcia, o tyle w teatrze – w żadnym razie —  zauważa teatrolog. Cybulskiemu często zarzucano, że nie potrafi nauczyć się na pamięć tekstu i każdego dnia odgrywa swoją rolę inaczej. Pomimo tego, w późniejszym okresie aktor na stałe zapisał się w historii polskiej kinematografii.

Eksplozja popularności

Sukces Cybulskiego przypieczętował występ w filmie Andrzeja Wajdy Popiół i Diament z 1954 roku. To właśnie tam stworzył tak dobrze zapamiętaną przez widzów postać Maćka Chełmickiego. Bohater Maciek Chełmicki, akowiec, romantyk i buntownik, polski młody gniewny, który tragicznie wkracza z doświadczeniem okupacji w powojenną Polskę, ma zniewalający urok Cybulskiego, nowoczesne dżinsy i czarne okulary — pisze Magda Podsiadły. Po tej roli aktor został okrzyknięty polskim James’em Dean’em. W rozmowie z Magdą Podsiadły, Wowo Bielicki zauważył, że: Prości chłopcy naśladowali jego zewnętrzność  — okulary, uczesanie, nosili skórzane kurtki. A w tym nie było niczego z jego osobowości. Nikogo nie interesowało, jaki jest naprawdę. Lucyna Legut dodaje:  Marzeniem Zbyszka Cybulskiego było grać tak jak James Dean. I tak jak słynny amerykański aktor Zbyszek Cybulski stał się aktorem kultowym. I jak Amerykanin zginął tragicznie i przed czasem.

Niepowtarzalny styl

Cybulski otwarcie inspirował się amerykańską modą i kulturą. Jego znakiem rozpoznawczym stały się przede wszystkim charakterystyczne ciemne okulary w mocnej, rogowej oprawie, w których pojawiał się w każdym swoim filmie. Podobne modele do tych, w których chodził Cybulski, znajdziemy dziś w ofercie producentów takich jak Massada czy Ray Ban. Aktor zapoczątkował też modę na wojskowe i skórzane kurtki, w których pojawiał się regularnie — jak chociażby w Popiele i Diamencie, w którym nosił klasyczną kurtkę wojskową M43. Całość jego stylizacji dopełniała charakterystyczna fryzura Cybulskiego — bujne włosy zaczesane do tyłu oraz dżinsy, które w ówczesnym okresie były obiektem pożądania większości młodych Polaków. Zarówno strój, jak i sposób bycia Cybulskiego zasługiwały na uwagę. Był człowiekiem niezwykle wrażliwym, spontanicznym i życzliwym, że marzył o bohaterstwie, miał niezwykle dobre serce i przejmował się cudzym nieszczęściem — mówił na antenie Trójki Polskiego Radia Michał Nogaś.

Jednym z bardziej pamiętnych wydarzeń z życia Cybulskiego był jego ślub z Elżbietą Chwalibóg. — To było niezapomniane wydarzenie tego lata, na miarę całego kraju, bo na wesele Zbyszka zjechał cały Bim-Bom, cała artystyczna socjeta Wybrzeża i Polski. Ten ślub był w ogóle przedziwny. Po ceremonii ślubnej w Sopocie, zresztą cywilnej, pojechaliśmy autobusami do dużej kaszubskiej karczmy, gdzieś za Kartuzy. Atmosfera, jaką stworzyli państwo młodzi, też była niezwykła, odbywały się życiowe spory, zawarte zostały nowe przyjaźnie, tworzyły się konflikty, inne nieporozumienia zostały rozwiązane — wspomina aktorka Zofia Czerwińska.

Tragiczny koniec

8 stycznia 1967 roku okazał się dla Cybulskiego pechowym dniem. Wraz ze swoim przyjacielem Alfredem Andrysem „Alfą” jechał z Wrocławia do Warszawy. Tego samego dnia aktor miał pojawić się w stolicy w Teatrze Telewizji, gdzie grał w Tajemnicy starego domu w reżyserii Iwana Komitowa. Pechowy zbieg okoliczności i, jak przypuszczają niektórzy, problem z alkoholem, z którym borykał się Cybulski, doprowadziły tamtego poranka do tragicznego w skutkach wypadku. Aktor zginął pod kołami pociągu, próbując wskoczyć do rozpędzającej się właśnie maszyny. Zauważyła to dyżurna ruchu stojąca na peronie i, widząc dwóch mężczyzn próbujących wskoczyć do pociągu, dała sygnał konduktorowi. Pociąg zaczął hamować, ale Cybulski zaklinował się pomiędzy stopniem pociągu a krawędzią peronu. W stanie krytycznym został odwieziony do szpitala, gdzie w krótkim czasie zmarł.

Ostatni film, w którym zagrał Cybulski, Morderca zostawia ślad Aleksandra Ścibora-Rylskiego, kręcony był, o ironio, w gmachu ówczesnej Dolnośląskiej Dyrekcji Kolei Państwowych. Cybulski pozostawił po sobie bogatą spuściznę filmową i teatralną. Jego najważniejszą rolą teatralną była postać młodego narkomana Johnny’ego Pope’a w sztuce Kapelusz pełen deszczu Michaela Vincente’a Gazzo, wyreżyserowanym przez Andrzeja Wajdę.

Występował też w Teatrze Telewizji, gdzie został doceniony za rolę Sammy’ego w sztuce Sammy Kena Hughes’a w reż. Jerzego Gruzy. Na wielkim ekranie zadebiutował w Pokoleniu Wajdy, jednak podczas montażu jego rola została ograniczona do minimum i ostatecznie Cybulski pojawia się w filmie jedynie epizodycznie. Jedną z jego najlepszych ról był film Rękopis znaleziony w Saragossie. Na uznanie zasługuje również rola Romka w filmie dyplomowym absolwentów łódzkiej szkoły filmowej: Juliana Dziedziny, Pawła Komorowskiego i Walentyny Uszyckiej, pod tytułem Koniec nocy. Ze względu na wierne odwzorowanie realiów lat 50-tych film nie mógł być wyświetlany w Polsce aż do lat 80-tych. Zyskał za to uznanie w RFN, gdzie doceniono jego walory aktorskie, sztukę reżyserską i operatorską. Warto wspomnieć także film Do widzenia, do jutra… który znacznie przyczynił się do kreacji wizerunku Cybulskiego jako romantycznego bohatera. Aktor miał zagrać w telewizyjnej wersji sztuki Tramwaj zwany pożądaniem oraz wystąpić w filmie z Marleną Dietrich. W sumie Cybulski zagrał w 35 filmach, 10 sztukach teatralnych i 9 spektaklach telewizyjnych, a dla młodego pokolenia stał się niedoścignionym wzorem romantycznego buntownika.

Autor: Alicja Szwarczyńska

Inne wpisy z tej kategorii

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Wirtuozi stylu – o muzykach, którzy ukształtowali współczesną modę

Kultura, Muzyka / 

Stwierdzić, iż strój artysty jest jednym z najważniejszych elementów jego wizerunku to w zasadzie nie powiedzieć nic. Często staje się emblematem, który funkcjonuje w powszechnej świadomości na równych zasadach z samym dorobkiem artystycznym. Muzycy, którym z samej definicji „wolno więcej”, byli kreatorami masowej wyobraźni od początku istnienia popkultury.

Elegancja pionierów popkultury

Na długo przed nastaniem ery wszędobylskich mediów plotkarskich czy społecznościowych kombinatów, masową świadomością zawładnął biały garnitur Elvisa Presleya, jego kolorowe, pasiaste koszule i ekstrawaganckie marynarki, które chętnie przywdziewał zwłaszcza we wczesnych etapach kariery w latach 50. W licznych zestawieniach ikon elegancji, np. w rankingu 50 muzycznych ikon stylu przygotowanym przez magazyn Esquire, dzielą i rządzą herosi starej daty: Miles Davis, pionier rock’n’rolla Bo Didley czy też Frank Sinatra, którego słynne kapelusze stały się jednym z najbardziej wyrazistych symboli epoki.

Zmarły przed niemal dwudziestoma laty Sinatra wypracował w najdrobniejszych detalach kompletny, niepodrabialny styl łączenia elegancji z kontrolowaną nonszalancją. Smoking to styl życia – mawiał, a do historii przeszły jego nienagannie skrojone garnitury, jedwabne krawaty, czy wyglancowane buty. Choć akurat najsłynniejszą parę obuwia w historii muzyki rozrywkowej – słynne blue suede shoes przywdziewał wspomniany Elvis. Możesz mnie powalić / Stanąć na twarz / Szargać moje imię/ Możesz zrobić cokolwiek ale z dala od moich niebieskich zamszowych butów. To bez wątpienia jedne z najbardziej charakterystycznych dwóch minut rock‘n’rolla.

Sprzeciw i bunt wypisany na ubraniach

Symbole bywały również kwestią przypadku. Johnny Cash, legendarna postać bluesa i amerykańskiego folku, swój przydomek „Man in Black” zawdzięczał przywiązaniu do czerni. Jak wspomniał w wywiadzie przed jednym z pierwszych koncertów, który miał odbyć się w kościele w Memphis, szukał z zespołem wspólnego elementu garderoby, dodatkowo pasującego do okoliczności występu. Jedyną wspólną rzeczą, jaką mieliśmy, były czarne koszule. Tak dobrze się w nich czuliśmy, że po prostu w nich zostaliśmy. W innym wywiadzie mówił: Noszę się na czarno, bo to lubię. Wielu próbowało do tych prozaicznych przyczyn dorobić ideologię. Dorabiał ją po trochu i sam Cash, mówiąc później o znaczeniu czarnego koloru – symbolu buntu, sprzeciwu wobec stagnacji, nierównościom i dyskryminacji.

Przypadek Casha dobrze pokazuje, że styl artysty może odgrywać wielką rolę jako nośnik idei i być niejako dodatkowym, równorzędnym kanałem komunikacji artysty ze światem zewnętrznym. Czasami jest narzędziem podkreślającym osobowość muzyka, natomiast sięgając do historii wiemy, że ubiór bardzo często był jednym z przejawów działań kontrkulturowych czy zwyczajnie oznaką obyczajowego buntu, jak w przypadku hippisów oraz rozwijającej się kilka lat później subkultury punkrockowej.

Jestem w stanie uwierzyć, że ktoś nie zna takich szlagierów jak „Blitzkrieg Bop” czy „Beat on the Brat”. Każdy jednak kojarzy nieśmiertelny zestaw pod tytułem: skórzana kurtka, jeansy, T-shirt i trampki. A oba te zestawy to dorobek tych samych ludzi – muzyków spod szyldu The Ramones. Paradoksalnie zestaw, który dziś uznawany jest za symbol buntu, odwoływał się do wyglądu przeciętnego jankeskiego młodzieńca z pierwszej połowy lat 70. Słynna ramoneska na trwałe wpisała się do masowej świadomości kilka lat później, gdy stała się jednym z pokoleniowych znaków wspomnianej punkowej fali, symbolem łamania zasad, sprzeciwem wobec postaw mainstreamowych i wyrazem młodzieńczego nieposłuszeństwa.

David Bowie – wizerunek totalny

Muzyka i moda zawsze szły ze sobą w parze, ale w żadnym przypadku w historii muzyki nie były ze sobą tak autentycznie i nierozerwalnie związane jak w miało to miejsce w karierze Davida Bowiego. W chwili, gdy świat opłakiwał rozpad Beatlesów, a Mick Jagger na trwałe ustalił archetyp rockmana, Bowie zrewolucjonizował znaczenie mody, pokazując całkowicie nowe, autorskie podejście do kreowania wizerunku. Był pierwszym, dla którego ubiór przestał być wyłącznie użytkową formą, której można w zależności od potrzeb dosztukować ideologię. Jego kreacje były raczej przesłaniem ubranym w precyzyjną formę – ekstrawaganckim przebraniem, rozbudowanym o odważny makijaż i całą niemalże fabularną historię powoływania do życia kolejnych wcieleń artysty – Majora Toma, Ziggy’ego Stardusta, Alladyna, czy wreszcie Białego Księcia.

Bowie to w zasadzie trwający kilkadziesiąt lat eklektyczny eksperyment sceniczny, w którym artysta wizjonersko łączył całkowicie odmienne stylizacje i trendy, będąc inspiracją dla dziesiątek wykonawców, począwszy od rocka, glam rocka, szeroko pojętego świata muzyki pop, dance i rzeszy projektantów momentalnie podchwytujących jego styl. Do tego stopnia, że międzynarodowa wielkoformatowa wystawa „David Bowie is”, objeżdżająca największe miasta świata, obok dorobku muzycznego, prezentuje jego osiągnięcia w dziedzinie designu i mody oraz liczne znaki firmowe artysty: dziwaczne kombinezony, buty na koturnach, ekscentryczne fryzury. Dlatego bardzo symboliczne i zarazem niezwykle wymowne jest opublikowane zaledwie kilka dni przed śmiercią jedno z ostatnich zdjęć artysty, przedstawiające eleganckiego pana przed siedemdziesiątką w modnym garniturze i kapeluszu. Imponujący katalog ekstrawaganckich wcieleń zamknęła klasyczna, ponadczasowa stylizacja. Historia zatoczyła koło.

Polska ucieczka od szarzyzny

Polska scena również miała w ciągu kilku dekad swoich modowych bohaterów, choć nie da się ukryć, że pojawiające się trendy były efektem przejmowania w mniejszym bądź większym stopniu zagranicznych inspiracji. Kontekst polityczny oraz kilkudziesięcioletnia międzynarodowa izolacja spowodowały jednak, że trendy światowej popkultury trafiały nad Wisłę ze znacznym opóźnieniem. Cieniutki głos tęsknoty za indywidualizmem i wolnością artystyczną dało się już słyszeć w drugiej połowie lat 50. za sprawą bikiniarzy i ich ojca chrzestnego Leopolda Tyrmanda zafascynowanego jazzem i zachodnią modą. Jednak za pierwszego prawdziwie kolorowego ptaka na polskiej scenie może uchodzić dopiero Czesław Niemen. Jego wyraziste stroje, awangardowe kapelusze wybijały się na tle wszechobecnej szarzyzny nie mniej niż brawurowe i dziś już legendarne utwory.

Ponad dekadę później nastały czasy Republiki, nowofalowego zespołu z Torunia i jej lidera – Grzegorza Ciechowskiego, który stworzył jeden z bardziej konsekwentnych i spójnych wizerunków w historii polskiej muzyki rozrywkowej. W 2014 roku jedna z marek odzieżowych przygotowała nawet kolekcję zainspirowaną wizerunkiem legendarnego lidera Republiki. Seria prezentowała minimalistyczne propozycje utrzymane w czarno–białych barwach, a wśród nich garnitury, marynarki, płaszcz, a nawet krawat w „republikańskich” kolorach. Wprowadzeniu kolekcji towarzyszyły liczne głosy krytyki ze strony m.in. byłych członków zespołu dotyczące biznesowego wykorzystania sylwetki Obywatela G.C do stricte komercyjnych celów.

Na zakończenie – nieco przewrotnie – słowo o modowych rebeliantach. Przywołany ranking Esquire wskazuje, że stylistyczni ignoranci, hołdujący często zwykłemu niedbalstwu, po latach dalej inspirują, a niektórzy nawet otrzymują miano ikony stylu, mimo że z podstawowym wyczuciem estetyki nie mają nic wspólnego. Bo jak inaczej ocenić obecność w różnych notowaniach Axla Rose –frontmana Guns n’ Roses i jego nieco kiczowaty styl, czy Kurta Cobaina w brudnych trampkach i w rozciągniętym zgniłozielonym swetrze? Przy nich nawet Pete Doherty, lider The Libertines i enfante terrible współczesnej sceny rockowej, wygląda cokolwiek gustownie, mimo że sprawia wrażenie jakby zaraz po przebudzeniu założył przypadkowe ciuchy. Nie da się ukryć, że granice nonszalancji rozumianej kategoriami czasów Sinatry czy Davisa znacznie się przesunęły.

Kto Waszym zdaniem jest najlepiej ubranym muzykiem?

Autor: Michał Kosiorek

portfel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Craig zrezygnował z roli Bonda. Kto nowym agentem 007?

Film, Kultura / 

Od dawna po Hollywood krążą plotki, o tym, że Daniel Craig chce zrezygnować z roli Jamesa Bonda. Już przed premierą „Spectre” media donosiły, że to będzie ostatni film o agencie 007 w karierze Brytyjczyka, a nawet, że Craig nie dokończy tej produkcji. Sam aktor w wywiadach często mówił o zmęczeniu rolą i o planach związanych z powrotem na deski teatru, jednak krótko po premierze „Spectre” w rozmowie dla Esquire powiedział, że porzuci rolę Jamesa Bonda dopiero gdy kondycja uniemożliwi mu dalszą grę. W obliczu dzisiejszych faktów, może to brzmieć jak sprytne mylenie tropu, bo Craig już oficjalnie porzucił rolę agenta 007. Brytyjczyk nie podpisał kontraktu na dwie kolejne części o przygodach szpiega MI6, mimo olbrzymich pieniędzy jakie mu oferowano – nieoficjalnie mówi się, że producenci zaoferowali Craigowi 68 milionów funtów plus procent od zysków z filmu. Bez dwóch zdań oferta godna rozpatrzenia….

Nasuwa się oczywiste pytanie, kto ma zastąpić, wydawało by się, niezastąpionego. Tak kasowe filmy, jak te o agencie Jej Królewskiej Mości od zawsze wzbudzają wiele emocji, a wokół nich nieustannie krążą plotki i różne przypuszczenia. O aktorach mających wcielić się w główna rolę, mówi się więc od kilku lat. Sami aktorzy zresztą prowokują tego typu przypuszczenia – jak na przykład Hugh Jackman w krótkim filmiku (o długości 0:07 min.:)), który umieścił na Twitterze. Odtwórca m.in Wolverina pije na nim drinka, a później wypowiada kultową już kwestię: Shaken, not stirred.

Jackman, na krótko rozpalił wyobraźnie fanów Bonda, a dzisiaj gdy mówi się o kandydatach na miejsce Craiga jego nazwisko się nie pojawia. Kto więc ma szanse stanąć przed kamerą w nienagannie skrojonym smokingu w towarzystwie pięknej kobiety i powiedzieć: Bond… James Bond? Jednym z kandydatów, który walczył o angaż do Casino Royal razem z Craigiem jest Idris Elba. Aktor od samego początku wzbudza wiele kontrowersji, ze względu na kolor skóry. Fani agenta 007 nie mogą sobie wyobrazić żeby ich ulubiony bohater był czarnoskóry. Warto przypomnieć, że Daniel Craig również zebrał wiele krytycznych opinii po ogłoszeniu go nowym Bondem. Może producenci znowu nas zaskoczą?

Jest to raczej mało prawdopodobne, bo największe szanse na zdobycie roli przystojnego szpiega ma Tom Hiddleston. Kandydatura jest na tyle pewna, że nawet bukmacherzy wstrzymali zakłady na to kto będzie nowym Bondem. Hiddeleston jak przystało na wszystkich jego poprzedników (oprócz australijczyka George’a Lazenby, ale on był Bondem jedynie raz) pochodzi z Wielkiej Brytanii i podobnie jak niemal wszyscy (tym razem z pominięciem Craiga) jest brunetem. Gdzie wcześniej mogliśmy zobaczyć Hiddlestona? Największą popularność przyniosła mu rola Lokiego w filmach z serii Thor i Avangers, ale pojawił się również np. w „O północy w Paryżu” Woody’ego Allena. 35-letni aktor ma duże doświadczenie w wielkich Hollywoodzkich projektach, więc rolę Jamesa Bonda również powinien unieść, szczególnie, że jak do tej pory nie omijał siłowni, co można zobaczyć np. w ubiegłorocznym High-Rise.

Mimo, że Hiddleston jest niemal pewniakiem, to jako jego konkurentów wymienia się również: Aidan’a Trunera, Damiena Lewisa i Toma Hardy’ego. Ten ostatni podobnie jak Elba od dłuższego czasu pojawia się w mediach jako kandydat do roli Bonda, ale jakoś ciągle mu nie po drodze.

Co sądzicie o  Tomie Hiddlestonie w roli agenta 007? Może macie jakąś lepszą propozycje, aktora,który powinien wcielić się w Jamesa Bonda?

Autor: Mateusz Stachura

portfel

Komentarze

  1. Oj tam Idris Elba, jedźmy po całości – Takeshi Kaneshiro na Bonda! Albo Shahid Kapoor! Trzeba być nowoczesnym…. ;)

  2. Moim zdaniem. Musi to być jakiś Tom

  3. No to Tom asz Karolak. Bond – Słowianin.

  4. Jason, Jason Stetham.

  5. To oczywiście drobnostka, ale Roger Moore rownież jest blondynem.

    1. Gentleman's Choice

      Można znaleźć zdjęcia, na których Moore ma kilka nieco jaśniejszych kosmyków, ale nazwanie go blondynem jest chyba lekkim nadużyciem.:) Ma Pan jakieś zdjęcie?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Miler Menswear
Top