Ikony świata win: Amarone

Alkohol, Dla Ciała / 

Każdy wie, że Werona to miasto Romeo i Julii. Nie wszyscy jednak zdają sobie sprawę, że niedaleko na północ od Werony leży Veneto gdzie powstaje jedno z najbardziej znanych i prestiżowych win włoskich. Amarone, bo o nim mowa, to wino, które powinien znać każdy kto chciałby szczycić się choćby powierzchowną znajomością świata win. 

Niezwykłe wino

Amarone della Valpolicella, bo tak brzmi jego pełna nazwa, to ekstraktywne, gęste, potężne w smaku, charakterne, taniczne wino, które zaskakuje wszystkich tym, że pomimo swojej wytrawności potrafi być aksamitne, a momentami wręcz słodkawe. Amarone to bez wątpienia jedno z najpotężniejszych wytrawnych win, jakie stworzył człowiek. Jego historia zaczęła się pod koniec lat 30. ubiegłego wieku i była prawdopodobnie wynikiem… przypadku.

Amarone Miler Podgórna Poznan 3

Ważny krewny amarone

Jednak, aby w pełni zrozumieć ten przypadek, należy przyjrzeć się samemu procesowi produkcji Amarone oraz przywołać inne legendarne wino z Veneto – słodkie Recioto, określane często mianem brata Amarone.

reciotto

Historia Recioto sięga czasów rzymskich, od których jego produkcja niewiele się zmieniła. Wino to było uznawane za wyjątkowe i otwierano je tylko na specjalne okazje. Od połowy września grona zbierane były przez najbardziej doświadczone w tym fachu osoby, które wybierały tylko najlepsze jakościowo owoce. Grona były podsuszane w wiklinowych koszach, które często magazynowano na poddaszach domostw by chronić je przed wilgocią. Z odpowiednio podsuszonych gron, wyciskany był moszcz, który poddawano procesowi winifikacji. W odpowiednim momencie fermentacja była przerywana, a efektem było Recioto czyli jedwabiści słodkie wino najwyższej próby.

Szczypta historii

Rewolucja miała jednak miejsce w latach 30 XX wieku kiedy to pewien winiarz zapomniał na parę lat o beczce swojego Recioto. Cukier resztkowy pozostały w winie po przewidzianej fermentacji, który nadawał recioto słodki smak ulegał w tym czasie całkowitej fermentacji podnosząc tym samym zawartość alkoholu i zmieniając smak wina ze słodkiego na gorzki. Nowopowstałe wino nazwano recioto amaro czyli „gorzkie recioto”, które z biegiem czasu zmieniło nazwę na Amarone.

Amarone Miler Podgórna Poznań 1

Metoda apassimento

Dzisiaj nazwa Amarone zarezerwowana jest dla win produkowanych metodą apassimento. Polega ona na tym, że po zbiorach, winogrona suszą się na bambusowych lub plastikowych matach. Proces ten trwa od trzech do czterech miesięcy i zazwyczaj kończy się na przełomie stycznia i lutego skutkując znaczną utratą wody przez owoce i koncentrację cukru w gronach.

Z podsuszonych winogron wyciska się moszcz, czyli bardzo słodki sok, który zostanie poddany fermentacji, aby mogło powstać wino. Ponieważ w moszczu z podsuszonych winogron znajduje się zwiększona zawartość cukru, po jego całkowitej fermentacji powstaje wino o wysokiej zawartości alkoholu czasami sięgającej aż 16% ABV.

Sprawcami fermentacji w Amarone są endemiczne drożdże występujące w regionie Veneto, które cechuje zwiększona odporność na obecność etanolu. Właśnie przez tę cechę, w efekcie ich pracy powstaje mocne wino, które odwrotnie niż recioto, jest wytrawne w smaku.

Amarone Miler podgórna Poznań 2

Długotrwały proces

Po fermentacji, wino trafia do dębowych beczek i spędza tam od 2 do 4 lat, a następnie kolejne dwa w butelce przed pojawieniem się na rynku.

Szczepy winogron, z których produkuje się amarone to corvina, rondinella i molinara. Aby wyprodukować 25 litrów wina potrzeba aż 100 kg winogron! Najlepsze wydania często tworzone są z bardzo starych krzewów, których wiek sięga czasami 100 lat.

Jak smakuje i z czym pić?

Przez wiele osób Amarone uważane jest za ideał wina. Jego złożoność i obfitość sprawiają że doskonale nadaje się do picia dla czystej przyjemności intensywnego smaku lub łączenia z równie wyrazistymi potrawami jak np. dziczyzna. Potężna struktura i oleistość połączone z aromatami konfitur, czerwonych owoców, deserowej czekolady, lekkiego dymu i drewna, potrafią zrobić na pijącym ogromne wrażenie. W zależności od filozofii producenta, Amarone może różnić się charakterem, ale bez wątpienia wyróżniać się będzie intensywnością i złożonymi aromatami. Unikatowy proces produkcji, mała wydajność oraz długi okres powstawania powodują, że Amarone jest winem drogim. Ceny w sklepach specjalistycznych zaczynają się od około 200 zł za butelkę, często sięgając nawet kilkuset. Amarone doskonale nadaje się do dłuższego dojrzewania, a jego najlepsze wydania mogą starzeć się przez dekady. Wino to wydaje się doskonałym pomysłem na prezent. Przemawia za tym jego prestiż i doskonały smak. Jego dyskretna słodycz bez wątpienia pomoże osobie początkującej, równoważąc dość wysoką taniczność a złożone aromaty, imponująca struktura zadowoli najbardziej „wytrawnego” konesera.

Przykładowym sklepem, w którym można nabyć Amarone jest MILER Spirits & Style  w Poznaniu przy ulicy. Podgórnej 4.

O Autorze:

MaurycyMichalak
Maurycy Michalak – pasjonat win i mocnych alkoholi. Wieloletnie doświadczenie w branży alkoholowej zdobywał w całej Europie. Posiada trzeci poziom certyfikatu WSET (Wine & Spirit Education Trust). Na co dzień odpowiedzialny jest za dobór portfolio win w sklepie Miler Spirits & Style.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Tylko Męska Klasyka!

Lifestyle / 

W zeszłym tygodniu to Poznań był polską stolicą klasycznej męskiej elegancji. W mieście tym odbyła się impreza pt. „Tylko męska klasyka” organizowana przez stowarzyszenie But w Butonierce. Eleganci z całego kraju zjechali się do stolicy Wielkopolski celem wspólnego spędzenia czasu oraz wymiany informacji o najnowszych trendach w elegancji.

spotkanie stowarzyszenia But w butonierce

Wydarzenia tego typu to u nas w kraju cały czas rzadkość. Na szczęście są w Polsce pasjonaci, którym zależy na niesieniu kaganka eleganckiej oświaty, aby przywracać należyte miejsce ubioru w życiu społecznym. Tak na imprezie prezentowali się przedstawiciele zarządu stowarzyszenia BWB.

przedstawiciele zarządu stowarzyszenia BWB

But w Butonierce

Stowarzyszenie But w Butonierce zrzesza miłośników klasycznej męskiej elegancji z całej Polski, a jego działalność skupia się wokół forum o tej samej nazwie. Struktura stowarzyszenia uwzględnia także instytucję członka wspierającego, czyli firm, które świadczą usługi najwyższej jakości, przez co Stowarzyszenie BWB może rekomendować je swoim członkom i sympatykom. Oczywiście na imprezie „Tylko Męska Klasyka” nie mogło zabraknąć członków wspierających BWB, którzy kusili oczy odwiedzających przepięknymi stoiskami.

Zegarki Copernicus

Na targach pojawiła się między innymi marka Copernicus, która jest jedną z nielicznych polskich firm produkujących zegarki automatyczne w oparciu o szwajcarskie mechanizmy.

przedstawiciele marki Copernicus

W swoim portfolio firma posiada sześć zegarków w dość masywnych kopertach, które nie tylko prezentują się niezwykle urokliwie, ale także nawiązują nazewnictwem do polskiej historii.

zegarek Copernicus

Miler Spirits & Style

Na stowarzyszeniowym evencie pojawiło się także stoisko firmy Miler Spirits & Style, która prezentowała swoją obszerną ofertę obejmującą zarówno ubrania jak i luksusowe alkohole. Obejrzeć było można najwyższej światowej klasy grenadynowe krawaty, buty marki Loake, niedawno zaprezentowane koszule linii Miler Luxury Shirts, a także tkaniny vintage, na których pracuje perła w koronie firmy, czyli pracownia krawiecka Miler Bespoke Tailoring.  Oto, jak prezentowało się stoisko firmy.

stoisko Miler Spirits & Style

Yanko i Saphir

Kolejnym wystawcą na imprezie była firma Patine, która prezentowała buty hiszpańskiej marki Yanko oraz luksusowe produkty do pielęgnacji i renowacji obuwia francuskiej marki Saphir. Stoisko, na którym pięknych butów nie brakowało.

stoisko firm Yanko i Saphir

Krupa & Rzeszutko

Na imprezie wzrok przykuwało także stoisko pracowni krawieckiej Krupa & Rzeszutko, która prezentowała liczne realizacje, koszule, dodatki męskie oraz tkaniny.

stoisko firmy Krupa & Rzeszutko

Krawat But w Butonierce

Ważnym punktem imprezy była premiera krawata stowarzyszenia But w Butonierce, na którym znalazł się charakterystyczny oxford, czyli but, którego srebrną miniaturkę członkowie stowarzyszenia wpinają sobie w klapę.

krawat stowarzyszenia But w Butonierce

Tylko męska klasyka

„Tylko męska klasyka” przyciągnęła także blogerów o zasięgu ogólnopolskim, co z pewnością dodało spotkaniu medialności i zasięgu. W błękitnym kapeluszu brylował Roman Zaczkiewicz prowadzący bloga Szarmant.pl, a w przepięknej marynarce z klapami frakowymi spotkać można było Jakuba Filipa Szymaniaka stojącego za blogiem WDrugiejSkorze.pl.

Tomasz Miler i Roman Zaczkiewicz (Szarmant)

 

goście imprezy

A uczestnicy? Tematem przewodnim spotkania była oczywiście elegancja. Dyskutowano o krojach garniturów, obowiązujących trendach zaobserwowanych podczas odbywających się kilka dni wcześniej we Florencji targach Pitti Uomo oraz najciekawszych dodatkach.

goście imprezy

W czasie burzliwych dyskusji część odwiedzających rozsmakowała się w whisky słodowej, którą ochoczo rozlewał Tomasz Miler. Lista whisky dostępnych w sklepie Milera jest bardzo długa, a ich różnorodność z łatwością kradnie męskie serca.

Tomasz Miler częstuje whisky

Podsumowując, można napisać, że impreza „Tylko męska klasyka” była wielkim sukcesem. Zainteresowanie, którym cieszyło się to niezwykłe spotkanie potwierdza fakt, że w Polsce głód wiedzy o klasycznej elegancji cały czas rośnie, a imprezy tego typu będą z pewnością cieszyć się rosnącym powodzeniem.

Zapisz

portfel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

A może lot balonem?

Lifestyle / 

Godzina 5:30, blady świt, gdzieś na Dolnym Śląsku. Oficer meteo beznamiętnym głosem dyktuje dane dotyczące siły i kierunku wiatru na poszczególnych wysokościach. To ważne informacje – dzisiaj nalot na cel. Musimy znaleźć miejsce do startu, nie bliżej celu niż 1,5 km, nie dalej niż 10 km, postawić balon, wystartować, po czym tak manewrować wysokością lotu, by wiatry wiejące z różną siłą i w różnych kierunkach na różnych wysokościach, przyniosły nas nad cel. A celem jest wieża ratusza w jednej z dolnośląskich miejscowości. Zaczyna się kolejny dzień Balloon Festival Krzyżowa 2015.

mężczyźni napełniający balon przed startem

Napełnianie balonu powietrzem przed startem. Pierwszy od prawej to Krzysztof Zapart, trzeci pilot na ubiegłorocznych balonowych zawodach o Puchar Gordona Benetta. Drugi od prawej, autor artykułu.

Napełnianie balonu powietrzem przed startem. Na zdjęciu największy w Polsce i Europie Środkowej balon na ogrzane powietrze.

Napełnianie balonu powietrzem przed startem. Na zdjęciu największy w Polsce i Europie Środkowej balon na ogrzane powietrze.

Napełnianie balonu powietrzem przed startem.

Napełnianie balonu powietrzem przed startem.

ogrzewanie powietrza w balonie

Po napełnieniu balonu, znajdujące się w nim powietrze należy ogrzać.

Historia baloniarstwa

Baloniarstwo to, zdaniem wielu, jeden z najbardziej szlachetnych sportów lotniczych, zdecydowanie jeden z najstarszych – jeśli nie liczyć samobójczych skoków tego i owego delikwenta z wysokich, nadmorskich klifów, niesławnej historii więźniów chińskiego cesarza Wenxuana, których zmuszono do oddania skoków z wysokiej wieży z wykorzystaniem latawców (jeden z nich, Yuan Huangtou, przeżył, co jednak nie uchroniło go przed egzekucją), czy też Eilmera z Malmesbury, benedyktyna, którego dwustumetrowy lot na lotni w XI wieku zakończył się połamaniem obu nóg i dożywotnim kalectwem. Balony na ogrzane powietrze, bo o nich konkretnie w tym przypadku mowa, fascynowały amatorów latania od pierwszego udanego lotu załogowego – lotu balonu braci Montgolfier w październiku 1783r. Co ciekawe, tylko jeden z braci, Jacques-Étienne, zasmakował rozkoszy lotu balonem jako pierwszy człowiek na świecie, tylko raz i tylko na uwięzi. Pierwszy swobodny lot, w listopadzie tego samego roku, stał się udziałem Jean-François Pilâtre de Rozier i markiza François Laurent le Vieux d’Arlandes.

podnoszenie balona do pionu za pomocą ogrzanego powietrza

Ogrzane powietrze stopniowo podnosi balon do pionu. W operację czynnie zaangażowanych jest sześć osób.

Popularność balonów na ogrzane powietrze była jednak przez długie wieki znikoma – wyparły je łatwiejsze w obsłudze, opracowywane i udoskonalane równolegle, balony wypełnione wodorem (później helem) – ze względu na ograniczenia źródła ciepła potrzebnego do utrzymywania wysokiej temperatury powietrza w czaszy balonu. Aerostaty opracowane przez braci Montgolfier wykorzystywały rodzaj koksownika przymocowanego w dolnej części  balonu, co musiało być niezwykle niewygodne w obsłudze. Dopiero dostępność palników wykorzystujących skroplony propan doprowadziła do renesansu tego rodzaju lotnictwa w latach 50-tych i 60-tych XX wieku.

balon gotowy do lotu

Jeszcze chwila i wystartujemy.

widziałam balona cień...

Poranny lot.

Lot balonem

Rozmyślam o tym wszystkim, siedząc w gondoli jak najbardziej współczesnego balonu na ogrzane powietrze znajdującej się na przyczepce samochodowej, pędząc co koń wyskoczy w stronę Dzierżoniowa i klnąc raz po raz, rzucany o wiklinowe ściany gondoli na zakrętach, podczas gdy reszta załogi usiłuje znaleźć dogodne miejsce do startu wśród okolicznych łąk i pól. Takie, w którym po pierwsze w ogóle możliwe będzie rozwinięcie i postawienie balonu, a po drugie – z którego start da nam szanse na nalot nad dzierżoniowski ratusz, przy wykorzystaniu wiedzy o kierunku i sile wiatrów, uzyskanej podczas odprawy. A drogi polne potrafią być kręte i wyboiste.

Zanim wzniesie się w powietrze, gdzie jest okazem lekkości i gracji, balon jest bardzo wrednym, ciężkim i mało mobilnym urządzeniem. Trochę tak, jak foka po wyjściu z wody na ląd ma problemy z poruszaniem się, jednak w swoim naturalnym środowisku – pilnujcie się dorsze, śledzie, a nawet ośmiornice! Póki co, jesteśmy jednak ciągle na lądzie. Miejsce wybrane, teraz trzeba zrzucić z przyczepy ciężką gondolę, butle z gazem, rozwinąć czaszę balonu, dokonać wszelkich połączeń, mocowań i regulacji. I można się zabrać za wypełnianie balonu powietrzem.

Do rozwiniętej na płasko czaszy balonu najpierw trzeba wprowadzić  powietrze. Zimne powietrze. Stosuje się w tym celu dmuchawy, kształtem i zasadą działania przypominające nieco wentylatory biurowe. Wbrew pozorom, nie jest to prosta operacja, wymaga uwagi i często niemałego wysiłku kilku osób – dwie utrzymują dolny otwór gondoli tak, by umożliwić swobodny nadmuch powietrza do środka, jedna dzierży linę zapobiegającą przesuwaniu się czaszy – coraz bardziej wypełnionej, coraz bardziej kształtnej, a jednocześnie coraz bardziej podatnej na działanie najlżejszego nawet wiatru. Jedna kontroluje działanie nawiewu, sprawdza mocowania klapy wewnątrz balonu – słowem, kupa roboty. A balon w dalszym ciągu zachowuje się jak foka wyrzucona na ląd. Jest ciężki, ospały i uparty.

balon lecący nisko, tuż nad wierzchołkami drzew

Balonem można latać bardzo nisko, tuż nad wierzchołkami drzew.

Po pewnym czasie, kiedy czasza balonu jest już wypełniona powietrzem, ale w dalszym ciągu leży poziomo na ziemi, przychodzi pora na zaopatrzenie balonu w siłę nośną – ogrzanie znajdującego się wewnątrz powietrza tak, by uniosło całe to ustrojstwo w niebo. Przychodzi moment uruchomienia palników gazowych. Pilot balonu, bo przecież tak odpowiedzialnego zadania nie powierzy nikomu innemu, zasiada przy przewróconej na bok gondoli, przyjmuje pozycję operatora ciężkiego karabinu maszynowego, kieruje dysze palników w stronę otworu, uruchamia je – i już można zapomnieć o jakichkolwiek rozmowach między członkami załogi. Hałas otwartych palników i płonącego gazu zagłusza wszystko. Dwaj załoganci, którzy dzielnie trzymają balon jak najszerzej otwarty, mają wrażenie, jakby dostali się w pole rażenia miotacza ognia. Z tym, że płomień łaskawie ich oszczędza, jakby nie trafiał w cel, ale jego języki śmigają tuż obok głowy. Robi się gorąco. Dosłownie gorąco, wszak te płomienie to nie zimne ognie, a w przypadku mniej doświadczonych adeptów baloniarstwa, również gorąco z wrażenia.

Przelot balonów nad Dzierżoniowem w ramach Balloon Festival Krzyżowa 2015

Przelot balonów nad Dzierżoniowem w ramach Balloon Festival Krzyżowa 2015.

Stopniowo, najpierw niezdarnie i powoli, centymetr po centymetrze, z coraz większą gracją, czasza balonu unosi się ponad gondolę. Teraz trzeba z powrotem przewrócić kosz do pionu – ciągle na ziemi, ciągle ciężki i niezgrabny. Załoganci jak najszybciej muszą znaleźć się wewnątrz, gdyż stale rosnąca siła wyporu powietrza nie będzie czekała. Jeśli balon nie będzie obciążony załogą, to i siła potrzebna do uniesienia go będzie stosunkowo mniejsza, a co za tym idzie, istnieje niebezpieczeństwo, że balon uniesie się bez nas. I obejdziemy  się smakiem.

podgrzewanie powietrza w balonie

Powietrze w balonie trzeba od czasu do czasu podgrzewać, by się zbytnio nie ochłodziło i by nasz lot nie skończył się przedwcześnie.

 

 

Pola rzepaku, Wzgórza Kiełczyńskie, żółty balon.

Pola rzepaku, Wzgórza Kiełczyńskie, żółty balon.

Wszyscy są w koszu, z zewnątrz przytrzymuje go kto tylko może – na przykład członkowie ekipy naziemnej (ktoś musi zostać na ziemi, zabrać samochód, przyczepę, a potem przyjechać na miejsce lądowania), stanowiący w tym momencie idealny balast – pilot w dalszym ciągu operuje palnikami. Na jego sygnał kosz zostaje uwolniony – i zaczynamy lot, wznosimy się w powietrze.

Wnętrze największego w Polsce balonu na ogrzane powietrze.

Wnętrze największego w Polsce balonu na ogrzane powietrze. Podczas napełniania, przed startem, pilot sprawdza stan powłoki i zabezpieczeń.

Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ciężka i niezgrabna konstrukcja balonu staje się lżejsza od piórka unoszonego przez wiatr. Z niewiarygodną gracją, powoli unosi się ponad okoliczne uprawy, wierzchołki drzew, dachy domów. Zaczyna się magia latania. Kiedy milknie hałas palników (ten potrafi być nieznośny), zalega doskonała cisza. Balon niesiony jest przez ruchy powietrza, więc członkowie załogi siedzący w gondoli przez większość czasu nie odczuwają nawet cienia powiewu wiatru. Jest to możliwe jedynie podczas zmiany wysokości, gdy balon dostaje się w strumień wiatru wiejącego z inną siłą i w innym kierunku niż na poprzednim pułapie. A i to tylko przez chwilę.

Balony nad Dzierżoniowem

Nad Dzierżoniowem w maju 2015 – Balloon Festival Krzyżowa 2015.

Kiedy wynurzamy się ponad korony drzew i dachy domów, oczom naszym ukazuje się widok iście magiczny – panorama niewielkiego, dolnośląskiego miasteczka, a nad nim co najmniej dwa tuziny kolorowych balonów. Nasz balon jest największym balonem w Polsce, tak więc postawienie go i start zabrały najwięcej czasu. Niemal wszyscy pozostali uczestnicy fiesty balonowej są już w powietrzu, już lecą nad Dzierżoniowem. My też suniemy ponad dachami domów, nasz pilot robi co może, by znaleźć ten prąd powietrza, który zaniesie nas nad wyznaczony cel. Podziwiamy widoki, pstrykamy zdjęcia. Pod nami domy, ulice, potem pola, lasy, drogi. Na horyzoncie widać Ślężę, świętą górę Słowian. Na żółto kwitnie rzepak, im bliżej horyzontu, tym wyraźniej widać poranną mgłę snującą się nad polami.

W zależności od wielkości balonu, liczby załogantów, ilości zabranego ze sobą gazu, wysokości lotu, i pewnie jeszcze paru innych czynników, lot może trwać kilka godzin, a dystans między miejscem startu a lądowania to zwykle kilkanaście kilometrów. Rzecz jasna, mowa tu o lotach rekreacyjnych, a nie o rekordach długości lotu mierzonych w tysiącach kilometrów. W trakcie takiego lotu można zejść na stosunkowo niskie pułapy – obserwować zwierzynę płową, latać nad budynkami i oglądać je z niezwykłej perspektywy, można nawet wdać się w rozmowy z ludźmi znajdującymi się na ziemi. A już na pewno trzeba – ku ich wielkiej uciesze – odpowiedzieć na machanie dzieciarni zadzierającej głowy do góry z podziwem i zazdrością. Doświadczony pilot potrafi zapewnić swoim pasażerom kilka atrakcji, w tym „postawienie stempelka”, czyli uderzenie gondolą o ziemię na zaoranym polu tak, by pozostawić po sobie odbicie zarysu gondoli. Świetnie się do tego nadaje również świeży śnieg. Inną atrakcją może być przelot tuż nad czubkami drzew – tak, by czasza balonu unosiła się bezpiecznie nad drzewami, lecz by gondola sunęła wśród wierzchołków drzew, rozgarniając na boki gałęzie.

Najpiękniejszy nawet lot musi się kiedyś skończyć. Operacja lądowania potrafi dostarczyć kolejnych wrażeń amatorom podniebnych wojaży. Balony podwozia nie mają, balonem nie da się sterować, a jeśli dodatkowo weźmiemy pod uwagę fakt, iż czasza balonu działa w dużej mierze jak ogromny żagiel, powodując poruszanie się balonu wraz z najmniejszym nawet ruchem powietrza, lądowanie wymaga od pilota niemałych umiejętności i sporej sprawności, a od pasażerów – żelaznych nerwów.

niebieski balon nad zielonymi polami

Poranny przelot nad wiosennymi polami.

Jeśli tuż przy powierzchni ziemi panuje bezwietrzna pogoda, zadanie jest stosunkowo łatwe. Wystarczy tylko znaleźć odpowiednie miejsce, nad które ma szanse nadlecieć nasz balon, miejsce wolne od przewodów energetycznych, zabudowań, czy innych obiektów, o które nie chcielibyśmy zahaczyć balonem, po czym umiejętnie doprowadzić go do tego miejsca, stopniowo obniżając wysokość lotu. Bezpośrednio nad ziemią pilot ma bardzo ograniczoną możliwość wyhamowania lotu. Jeśli warunki te zostaną spełnione, a tempo obniżania pułapu niezbyt duże, podczas lądowania wystarczy lekko ugiąć kolana, by zamortyzować uderzenie o grunt – i jesteśmy znowu bezpiecznie na ziemi.

balony nad łąkami i polami rzepaku

Gdzieś w polu.

Jeśli jednak w deficycie są umiejętności pilota w kwestii znalezienia odpowiedniego miejsca, oraz wykonania samej operacji lądowania, a na dodatek tuż przy gruncie ciągle wieje – biada zarówno temu, kto znajduje się w gondoli, jak i temu, kto na ziemi napatoczy się na miejsce lądowania. Balon – gondola, butle z gazem, czasza, zawarte w niej nagrzane powietrze oraz kilkoro członków załogi – mimo iż rzeczywiście stanowi obiekt lżejszy od powietrza, jednak nie jest pozbawiony masy. Wręcz przeciwnie, łączna masa całości potrafi wynieść kilka ton. Tak, tak, średnio ponad trzy tony. I jeśli pamiętamy o tym ogromnym żaglu w postaci czaszy balonu – jej opróżnienie też potrafi zająć jakiś czas – to niewielki nawet wiaterek przy powierzchni ziemi oznacza bezlitosne targanie gondolą po ziemi, jej przewrócenie, a czasem wręcz zaoranie gruntu na długości kilkudziesięciu metrów.

plecy członka załogi w bluzie świdnickiego klubu balonowego

Świdnicki klub balonowy lata wysoko. Tutaj – nad chmurami, na wysokości ponad 3000 metrów.

Tym razem jednak nie zdarzyło się nic takiego. Doświadczony pilot, doskonałe warunki, ugór na poletku o powierzchni około hektara tuż za zagajnikiem, stanowiącym wymarzoną osłonę przed podmuchami wiatru. Ogromny balon usiadł grzecznie, gorące powietrze spokojnie zaczęło uciekać przez otwartą klapę w czaszy balonu. Wystarczyło tylko delikatnie przykucnąć – i już znowu jesteśmy na twardym gruncie. Jeszcze tylko wizyta patrolu miejscowej policji, którą natychmiast zawiadomił właściciel nieużytkowanego poletka – co mi tu będą nie tylko na moim niebie, ale i na moim polu robić! Policjanci, jak się okazało, byli co najmniej tak rozbawieni „donosem”, jak i my. Wezwany na miejsce właściciel „akurat miał pilną wizytę u lekarza”, więc nie przyjechał oszacować strat. A szkoda. Jak się okazuje, pokłady dobrej woli są w narodzie niewyczerpane.

autor: Rajmund Matuszkiewicz

Zapisz

portfel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Miler Menswear
Top