Imperium słońca oczami dziecka

Film, Kultura / 

Steven Spielberg to nazwisko znane każdemu, a dzisiaj jest nawet symbolem kina najwyższych lotów. Trudno się dziwić, w końcu filmy stworzone przez Amerykanina od lat zajmują najwyższe miejsca w rankingach filmowych, a krytycy i widzowie nie bez powodu zachwycają się produkcjami takimi jak: Szeregowiec Ryan, Szczęki czy Indiana Jones. Jednak czy każdy film, za który zabiera się Steven automatycznie zamienia się w złoto? Oczywiście, że nie, ale w dorobku Spielberga trudno znaleźć produkcje, które jednoznacznie można uznać za porażkę. Świetny warsztat reżyserski i wspaniale komponowane plany zwykle windują ocenę filmu w górę, nawet jeżeli pozostałe elementy produkcji nie są najlepsze. Czy Imperium Słońca jest po prostu świetnym obrazem, czy talent Spielberga był tu niezbędny by uniknąć klapy?

Rok 1941. Mimo szalejącej wojny, biali osadnicy czują się bezpiecznie w Szanghaju. Narastające społeczne niepokoje nie przeszkadzają dobrze sytuowanym Europejczykom w prowadzeniu normalnego życia i urządzaniu wystawnych przyjęć. Jednak wkroczenie japońskich wojsk do Chin zmusza ich do opuszczenia kraju. Jedną z rodzin, która stara się uciec, z ogarniętego wojną Państwa Środka, są Grahamowie, ale z powodu zamieszania podczas ewakuacji rodzina zostaje rozdzielona i 11 letni Jamie (Christian Bale) zostaje sam zdany na pastwę losu. Chłopiec musi zadbać o siebie i przetrwać ciężkie czasy. Gdy w poszukiwaniu jedzenia bohater błąka się po najgorszych dzielnicach, na swej drodze spotyka Amerykanina Basiego (John Malkovich). Człowiek ten, jest pozbawiony skrupułów, a dzięki sprytowi potrafi poradzić sobie w każdych warunkach. Chłopiec i mężczyzna zostają złapani przez Japończyków i trafiają do obozu dla internowanych, który okazuje się być prawdziwym szkołą życia. W tak ciężkich warunkach Jamie musi dorosnąć i z chłopca zmienić się w mężczyznę.

Druga wojna światowa jest tematem mocno wyeksploatowanym, jednak spojrzenie na nią z perspektywy Azji wydaje się dosyć innowacyjnym pomysłem. Nie raz na ekranie widzieliśmy heroicznych alianckich żołnierzy walczących o wolność czy pogrążoną w cierpieniu Europę. Jednak udział Japonii w II wojnie światowej zwykle był marginalizowany do ataku na Perl Harbor. Spielberg postanowił zrobić film nieco inny – o chłopcu, który co prawda pochodzi z Wielkiej Brytani, ale nigdy nie widział jej na oczy, a całe dzieciństwo spędził w Chinach. Jamie mimo, że od lat mieszka w Sznaghaju nie rozumie, ani języka, ani miejsca, w którym żyje. Jeszcze, gdy oglądamy szczęśliwe życie rodziny Grahamów w ich willi, chłopiec jawi się jako rozpieszczony dziecko. Jednak wojenne wydarzenia sprawiają, że musi dorosnąć i stawić czoła trudnej sytuacji. Jedyne, co w Jamiem się nie zmienia to miłość do samolotów, która staje się o tyle bolesna, że za ogrodzeniem obozu znajduje się Japońskie lotnisko, z którego startują ukochane przez chłopca Mitsubishi Zero. Imperium Słońca to z jednej strony opowieść o wojnie widzianej oczami dziecka, a z drugiej o pasji, która jest silniejsza niż wszystko inne, i to własnie ona trzyma przy życiu.

Film zachwyca wizualnie. Wspaniałe plenery i przemyślane ujęcia, to chleb powszedni w Imperium Słońca, ale scena nalotu amerykańskich myśliwców na japońską bazę jest majstersztykiem. Czegoś tak wspaniałego nie zobaczycie w żadnym innym filmie, gdy ogląda się nisko lecące Mustangi, to można w pełni  zrozumieć pasję Jamiego. Wiele dobrego należy również powiedzieć o muzyce, którą do filmu skomponował John Williams, i za którą był nominowany do Oscara. Ścieżka dźwiękowa podkreśla dramatyzm wydarzeń i wzbudza emocje nie mniejsze niż obraz. Jednak największe wrażenie robi młody Christian Bale w roli głównej. Dzisiaj oglądając jego popisy z perspektywy czasu i wiedząc jaką zrobił karierę przyglądamy mu się dużo baczniej. Bale mimo, że na planie filmu miał 13 lat, gra bardzo dojrzale, a jego ekranowe przejście w dorosłość wypada bardzo przekonujący. Czytając o tych wszystkich zaletach, można by dojść do wniosku, że Imperium słońca jest filmem wybitnym, jednak fabuła należy do przeciętnych i akcja momentami dłuży się niemiłosiernie. Postacie często są przerysowane i bazują raczej na stereotypach niż realnych postaciach. Tak na prawdę mamy do czynienia ze średnim kinem, zrealizowanym na bardzo wyskokom poziomie, które próbuje nas przekonać o swojej wyjątkowości.

Przed wojną niezbędny atrybut każdego gentlemana, dziś powraca…

Kaszkiet świetnie łączy się zarówno z dżinsami jak i garniturem dzięki czemu można nosić go praktycznie wszędzie! Detronizuje kompromitujące połączenie wełnianej czapki i garnituru oraz świetnie zastępuje kapelusz, który dzisiaj nie każdy chce nosić. Kaszkiety, które dla Was przygotowało Miler Spirits&Style, są całkowicie wyjątkowe i jesteśmy przekonani, że szybko stracicie dla nich głowę. Ale najpierw warto się dowiedzieć o co tu w ogóle chodzi – klik

121

Film ze wspaniałą stroną wizualną i godną uwagi rolą młodego Bale, opowiada o wojnie z trochę innej perspektywy. Ogląda się go całkiem przyjemnie, ale po seansie czegoś brakuje. Imperium słońca nie wstrząsa, nie budzi emocji, ani nie skłania do głębszej refleksji. Miłośnikom filmów wojennych można go polecić, ale pozostali będą ziewać.

Nasza ocena: 

5

Autor: Mateusz Stachura

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Kilka kroków do lepszego wina

Alkohol, Dla Ciała / 

Powodów otwarcia butelki z winem jest wiele. Niektórzy z nas szukają chwili relaksu i odpoczynku po długim dniu w pracy. Często też kieliszek wypełniony bordowym trunkiem staje się kompanem przy książce, dobrym filmie lub innych codziennych czynnościach, przyjmując niezobowiązującą formę. Dla innych wino będzie nierozłącznym elementem posiłku. Choćby niewielka jego ilość, gdy jest dobrze dobrane i podane, potrafi zwielokrotnić doznania kulinarne, a w najlepszym przypadku osiągnąć przez wielu efekt synergii. To „niebiańskie połączenie” ma miejsce wtedy, gdy złączenie wina i jedzenia daje lepszy smak niż te same elementy spożywane oddzielnie. Jeśli tego nie doświadczyliście, to najlepsze przed Wami. Jeszcze inni lubią po prostu świętować przy akompaniamencie tego, a nie innego alkoholu. 

wino Rioja Navajas

Inwestując nierzadko kilkadziesiąt, a nawet kilkaset złotych, chcemy, by dany trunek pokazał nam to, co ma w sobie najlepszego. Należy jednak pamiętać, że w przypadku prostszych win odpowiednie podanie potrafi zdecydowanie polepszyć jego odbiór, ale także ukryć ewentualne wady. I obojętnie w jakiej sytuacji widzisz siebie najczęściej, sugeruję by poświęcić parę minut na proste przygotowania, tak aby alkohol, po który sięgasz, pokazał swój największy potencjał i klasę oraz oddał to, co ma najlepszego do zaoferowania. 

Odpowiednia temperatura 

Większość osób uważa, że wino białe należy podawać schłodzone, a czerwone w temperaturze pokojowej. Niestety, te obiegowe prawdy nie są zbyt dokładne, a rozumiane dosłownie mogą wręcz wyrządzić więcej szkód niż pożytku. Należy pamiętać, że czerwone wino powinno być delikatnie schłodzone. Obecnie temperatura w naszych domach sięga 20-24 stopni i picie tak ciepłego trunku na pewno nie sprawi nam odpowiedniej przyjemności. Chyba, że mówimy o temperaturze pokojowej średniowiecznego zamku, czyli 16-18 stopni. Lekko schłodzony trunek spowoduje, że alkohol będzie mniej lotny i nie przytłoczy właściwych aromatów. Chłodniejsze wino ma także świeższy charakter i jest delikatniejsze w odbiorze.

Z białym sytuacja wydaje się prostsza. Zazwyczaj wkładamy je do lodówki na kilka godzin przed otwarciem butelki. Jednak serwowanie wina w temperaturze “lodówkowej”, to nie najlepszy pomysł. Należy pamiętać, że zbyt mało stopni zamyka aromaty i trunek najzwyczajniej przestanie pachnieć. Nie każdy jednak ma chęci by mierzyć jego temperaturę termometrem. W mojej opinii najprostszym i najbardziej uniwersalnym sposobem na odpowiednie schłodzenie tego trunku jest tzw. “zasada 20 minut”. Mówi ona o tym, żeby białe wina trzymać w lodówce, a czerwone poza nią. Kiedy najdzie nas ochota na otwarcie butelki, białe wyciągamy 20 minut przed piciem, a czerwone na 20 minut wkładamy do lodówki. Tym sposobem większość win doprowadzimy do prawie idealnej temperatury.

 barman z kieliszkiem wina

Odpowiednie szkło

Wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, jak ważny w odbieraniu wina jest odpowiedni kieliszek. W domowym zaciszu często nie zwracamy uwagi na to, z czego pijemy. Warto jednak poświęcić temu większą uwagę, gdyż różnica potrafi być znacząca. Więcej o szkle przeczytasz tutaj.

barman nalewający wino do kieliszka

Dekantacja i napowietrzanie

Sięgając po starsze wina, bardziej dojrzałe, z tak zwanym “potencjałem”, które często nie są poddawane filtracji, istnieje ryzyko, że w środku butelki znajduje się osad. Jest to nic innego jak koncentracja cząsteczek stałych, garbników oraz substancji kolorystycznych, które wytrącają się z trunku. Te składniki dają bardzo dużo dojrzewającemu winu, ale nie są pożądane podczas samego picia. Trunek ten należy wtedy poddać procesowi dekantacji, czyli zlania cieczy znad osadu. Polega to najczęściej na delikatnym przelaniu go do szklanej karafki, uważając, by stałe cząstki z resztką trunku pozostały w butelce. Jeszcze jednym powodem, dla którego warto przelewać czerwone wino do karafki, jest jego napowietrzanie. Dojrzałe i leciwe wina, które przez lata były zamknięte w butelce, potrzebują powietrza, aby uwolnić skondensowane aromaty. Jednakże w przypadku prostszych i bardziej codziennych win napowietrzanie również przynosi pozytywne efekty. Przelanie ich do karafki uwydatnia owocowość, ukrywa ewentualne wady oraz powoduje, że staje się ono delikatniejsze w odbiorze. Należy jednak pamiętać, że po pewnym czasie powietrze zaczyna mieć destrukcyjny wpływ na wino. Pewne aromaty zaczynają bezpowrotnie ulatywać i trunek staje się płaski. Dostęp powietrza sprzyja także rozwojowi mikroorganizmów, co może doprowadzić do jego zepsucia. 

butelki wina

Co z otwartą butelką?

Jeśli zdarzy się, że zostanie nam trochę wina w butelce, powinniśmy je jak najszybciej zamknąć i włożyć do lodówki. Niestety trunek ten po otwarciu, w odróżnieniu do mocniejszych alkoholi, ma bardzo krótką zdatność do spożycia. Już po kilku dniach możemy zauważyć znaczący ubytek smaków i aromatów. Oczywiście istnieją pewne sposoby na wydłużenie jego życia. Najbardziej popularnym jest używanie pompek, które tworzą w butelce próżnie i konserwują wino. Jeżeli jednak nie mamy takich akcesoriów, sugeruję wypijać trunek maksymalnie dwa dni po jego otworzeniu.

Pamiętajmy, że pić powinniśmy tak, jak lubimy. Jeżeli jednak będziemy pamiętać o wyżej wymienionych zasadach, to w prosty sposób możemy zintensyfikować doznania lub po prostu uniknąć niepotrzebnych rozczarowań. Nie chcemy bowiem, aby zbyt wysoka temperatura lub osad w cennym i rzadkim trunku spowodowały, że jego odbiór będzie przeciętny.

Dotyczy to także prostych i codziennych win, które odpowiednio podane potrafią zaoferować zdecydowanie więcej niżeli bez tych kilku prostych zabiegów. Czynności niewiele a różnica ogromna.

O Autorze:

MaurycyMichalak

Maurycy Michalak – pasjonat win i mocnych alkoholi. Wieloletnie doświadczenie w branży alkoholowej zdobywał w całej Europie. Posiada trzeci poziom certyfikatu WSET (Wine & Spirit Education Trust). Na co dzień odpowiedzialny jest za dobór portfolio win w sklepie Miler Spirits & Style.

Zapisz

portfel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Black Friday – święto wyprzedaży

Lifestyle / 

Tłumy ludzi, śpiących pod sklepami, czekających na wybicie godziny 0. Szturmowanie drzwi, regałów i kas sklepowych. Filmiki przedstawiające przepychanki, a nawet poważne bójki o nowy telewizor czy telefon. Koszyki wypchane ubraniami, zabawkami i jedzeniem. Nie, to nie otwarcie nowego hipermarketu w Polsce lecz Black Friday – nieoficjalne, amerykańskie święto wyprzedaży.

Po dziękowaniu

Pierwszy piątek po święcie Dziękczynienia to raj dla wszystkich zakupoholików. Czarny piątek już na dobre zagościł w amerykańskiej tradycji, choć nie jest oficjalnym świętem, to w kilku stanach stał się dniem wolnym od pracy. Oczywiście nie dla pracowników sklepów. Zakupowe szaleństwo ściśle wiąże się z poprzedzającym je świętem. Między amerykańskimi handlowcami istnieje niepisana zasada, według której nie mogą reklamować swoich bożonarodzeniowych produktów i obniżek z nimi związanych, przed zakończeniem parady odbywającej się w dniu Dziękczynienia. Sama nazwa, Black Friday, nie jest przypadkowa. Wywodzi się z Filadelfii, gdzie w ten sposób opisywano sytuację na drogach, kiedy w piątek po święcie dziękczynienia ulice zapełniały się samochodami. Z biegiem lat określenie stało się coraz bardziej popularne i zaczęto go oficjalnie używać. Druga teoria, dotycząca nazwy związana jest z tuszem jakim handlowcy oznaczali przychody. Czerwonym zapisywano straty a czarnym zyski. Black Friday oznaczał czysty profit, więc tego dnia wszystkie rachunki i podliczenia były zapisywane na czarno.

 

Zakupowy American Dream

70% zniżki na laptopy, tablety, ubrania czy gry, to marzenie każdego. Amerykanie mogą korzystać z niej tylko jeden dzień w roku. Wielu z nich dokładnie go planuje i właśnie wtedy kupuje nie tylko świąteczne prezenty, ale ubrania, dekoracje czy upominki na cały przyszły rok. Do tej pory, w ten dzień przed sklepami ustawiały się długie kolejki na wiele godzin przed otwarciem, a w momencie wybicia godziny 0 tłum napierał na drzwi i po trupach (niestety czasem dosłownie) biegł do celu, czyli najdroższych, elektronicznych gadżetów. W dobie internetu sklepy on-line mają równie atrakcyjne oferty i część Amerykanów z nich korzysta, choć wyczekiwanie pod sklepami, dla niektórych rodzin, stało się już tradycją. 

Chaos jaki panuje w sklepach nie uchodzi uwadze samych Amerykanów. W związku z czarnym piątkiem pojawia się wiele kontrowersji. Są one związane przede wszystkim z tym, że pracownicy sklepów muszą pracować nie tylko w sam piątek, ale także w święto Dziękczynienia. Poza tym większość hipermarketów, pomimo prognoz, nie jest gotowa na tak dużą ilość ludzi, co wiąże się też z wypadkami do jakich dochodzi podczas przepychanek.

Czy czarny piątek przyjmie się w Polsce?

Chociaż nie obchodzimy święta dziękczynienia, to czarno-piątkowe zniżki zaczynają pojawiać się w naszych sklepach. Znajdziemy je głównie w internecie, chociaż centra handlowe również korzystają z okazji do przyciągnięcia klientów. Dla niektórych to dość kontrowersyjny pomysł, który zaliczają do tej samej kategorii, co Halloween. Jednak to nie zwykłe naśladownictwo, a pojawienie się zjawiska, jakim są globalne zakupy, zmusiły do tego handlowców. Zakupy przez amerykańskie serwisy internetowe są coraz łatwiejsze, dlatego polskie oddziały sklepów w ten sposób walczą o klienta. Co prawda zniżki nie sięgają 70% jak w USA a 30-40%, lecz dostawa jest o wiele szybsza i często darmowa. Każdy lubi kupować po niższych cenach, ale czy Black Friday nie jest zwykłym oszustwem?

Sprzątanie magazynów

Wiele sklepów wyprzedaje stare (2- albo 3-letnie) kolekcje lub sprzęty. O ile przy ubraniach nie jest to tak dużym problemem, to ma znaczenie, gdy chcemy kupić elektronikę. Roczne urządzenie będzie znacząco odbiegało od rynkowych nowości i powinno być przecenione bez względu na czarno-piątkową tradycję. Poza tym sprzedawcy często fabrykują obniżki. Na kilka dni przed wyprzedażami podnoszą wartości produktów, aby później obniżyć je do pierwotnej stawki. Na metki nakleja się kilka cen, jedna na drugą, co sprawia wrażenie dużych zniżek. Dla tych, którzy przygotowują się do czarnego piątku takie triki nie stanowią zagrożenia, bo monitorują ceny aby nie dać się oszukać. Poza tym duże upusty prowokują kupowanie rzeczy, których nikt nie potrzebuje, często niskiej jakości, więc to swoiste sprzątanie magazynów przed świątecznym szaleństwem.

W tym roku nie trzeba daleko szukać, aby znaleźć atrakcyjne oferty. Największe przeceny znajdziemy w sklepach z zabawkami, księgarniach i na stronach z biletami lotniczymi. Sklepy z ubraniami, także obniżają swoje ceny, które często są aktualne nie tylko dzisiaj, ale przez cały weekend. Choć Polacy nieufnie podchodzą do tego amerykańskiego „święta”, to ilość promocji z roku na rok rośnie i być może za kilka lat uda się nam doczekać obniżek rzędu 70%. Oprócz czarnego piątku, drugim dniem, w którym wszystko kupimy za pół ceny jest Cyber Monday, który, jak nazwa wskazuje, odbywa się w poniedziałek po święcie Dziękczynienia i wszystkie zakupy można robić tylko przez internet. Ze statystyk GENIUS wynika, że w Polsce tradycja pełnego zniżek poniedziałku jest lepiej przyjmowana niż słynny czarny piątek.

 

Korzystacie z promocji podczas Black Friday?

 

Autor: Julia Adamska

portfel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Miler Menswear
Top