Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów – coś więcej niż efekty specjalne

Film, Kultura / 

Przez najbliższe miesiące nie ma co spodziewać się wielkich hitów w kinach. W branży filmowej zaczął się tzw. „martwy sezon” i na ekranach będą pojawiać się wyłącznie produkcje drugiej kategorii, a największe przeboje zobaczymy dopiero jesienią. Czy mimo tego w kinach jest coś wartego uwagi? Spośród produkcji ze średniej półki zdecydowanie wybija się Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów.

Od kilku lat nieustannie jesteśmy bombardowani filmami o superbohaterach. Wydaje się, że szczyt ich popularności jest już za nami, jednak producenci będą eksploatować ten gatunek dopóki będzie przynosił dochody. Zresztą, pomimo że wielu widzów znudziło się już filmami o bohaterach z nadprzyrodzonymi mocami, nadal istnieje rzesza fanów, dla której każda taka produkcja będzie wydarzeniem i świetną okazją, by pójść do kina. Zanim wybierzesz się na nowego Kapitana Amerykę, musisz odpowiedzieć sobie na pytanie, do której z tych grup należysz.

Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów rozpoczyna się od sekwencji w Nigerii. Tam właśnie grupa Avengers ma za zadanie udaremnić kradzież niebezpiecznej toksyny. Do przestępstwa co prawda nie dochodzi, ale w efekcie działań bohaterów ginie wielu cywilów. Przez akcję w Nigerii Avengersi stają się obiektem debaty publicznej, której efektem jest ustawa ONZ, mająca oddać superbohaterów pod jurysdykcję tej organizacji.

Jednak nie wszyscy Avengersi chcą przystać na międzynarodowe zwierzchnictwo. Najgłośniej sprzeciwia się temu Kapitan Ameryka, który za wszelką cenę chce zachować swobodę działań i niezależność. Po drugiej stronie barykady jest Tony Stark, przerażony skutkami działań grupy superbohaterów. Spór zaostrza dodatkowo zamach podczas szczytu ONZ w Brukseli, na którym miała zostać podpisana ustawa.

Głównym podejrzanym o ataki terrorystyczne staje się Bucky Barnes, dawny przyjaciel Rogersa i tytułowa postać poprzedniej części – Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz. Rogers od początku ma wątpliwości co do winy Barnesa i postanawia sprzeciwić się rządowi oraz przyjaciołom, by udowodnić, że za zamachami stoi ktoś inny. Okoliczności sprawiają, że w pewnym momencie Avangersi będą musieli walczyć przeciwko sobie.

Jeżeli nie jesteś fanem Spider-Mana, Iron Mana i reszty zespołu, to Wojna bohaterów raczej cię nie zachwyci. Jest to kolejna produkcja, gdzie największymi atutami są efekty specjalne, zabawne dialogi i superbohaterowie właśnie. Nowy Kapitan Ameryka dostarcza co prawda rozrywki, ale jednak dosyć wtórnej. Sprawa wygląda nieco inaczej, jeżeli lubisz tego rodzaju filmy.

Fani Avengersów z pewnością byli zachwyceni, gdy tylko usłyszeli, że będą mogli zobaczyć kolejny film ze swoimi ulubieńcami. Nie ma co się im dziwić, bo takie nagromadzenie supermocy w jednej produkcji gwarantuje dobrą zabawę. Jeżeli dodać do tego, że bohaterowie, którzy zawsze wspólnie zwalczali zło, tym razem stają przeciwko sobie, to zainteresowanie wzrasta jeszcze bardziej, po to by zmienić się w ekscytację w scenie walki na lotnisku. Majstersztyk.

Oprócz ulubionych postaci Kapitan Ameryka ma do zaoferowania także wysokiej jakości efekty specjalne oraz świetnie napisane dialogi. Warto też zwrócić uwagę na dramaturgię i pewną głębię, którą reżyserzy – bracia Russo – wprowadzili do filmu. Wojna bohaterów eksponuje emocje i trudne wybory moralne superbohaterów – jest to dobry kontrapunkt dla „efekciarstwa” typowego dla filmów tego gatunku. Nie są to oczywiście głębokie, psychologiczne analizy, ale jednak dosyć mocny akcent, bez którego film wiele by stracił.

Na nowego Kapitana Amerykę zdecydowanie warto pójść do kina, nie tylko ze względu na brak innych ciekawych pozycji w repertuarze. Jest to solidny film, który wyróżnia się na plus wśród innych tego typu produkcji, a sceny walki należą chyba do najlepszych w tym gatunku. Jednak od dłuższego czasu można czuć przesyt superbohaterami, którzy co kilka miesięcy pojawiają się na ekranie w nowym filmie. Znudzonych widzów Kapitan Ameryka raczej nie porwie.

Nasza ocena:

x

Autor: Mateusz Stachura

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Krowy Kobe – królewskie życie, szlachetne mięso

Dla Ciała, Jedzenie / 

Picie piwa, oddawanie się masażom i słuchanie odprężającej muzyki to dla wielu z nas sposób na udany odpoczynek i relaks. Dla Japończyków to natomiast typowa metoda hodowli krów Wagyu. Tak przygotowana wołowina jest bardzo smaczna, zdrowa i… droga.

Kegare – nieczyste lepiej smakuje?

Ryż, warzywa i owoce morza to typowe dania kuchni japońskiej. Zaskakujący więc wydaje się fakt, że to właśnie z Japonii, gdzie przez niemalże tysiąc lat obowiązywała prohibicja mięsna, pochodzi najlepsza wołowina świata.

Zdumiewające okazują się być również statystyki dotyczące ilości spożycia mięsa wołowego na świecie, które świadczą o tym, że w Japonii, gdzie nie ma tradycji związanych z jedzeniem mięsa, a zakaz jego spożywania obowiązywał do 1868 roku, ludzie zjadają 5 razy więcej wołowiny niż w Polsce. W Kraju Kwitnącej Wiśni przeciętny mieszkaniec konsumuje rocznie około 10 kilogramów wołowiny, zaś w Polsce mniej więcej 2 kg.

Mimo tych znaczących różnic oba kraje należą do państw, gdzie wskaźnik spożycia tego mięsa jest najniższy na świecie. W japońskiej diecie wołowina nie zajmuje najważniejszego miejsca w menu, niemniej jednak jest kilka potraw z mięsa krowiego, które na stałe wpisały się w jadłospis Japończyków. Jedną z podstawowych jest uznana za danie narodowe kare raisu, czyli curry z ryżem, warzywami oraz paskami wołowiny.

Oficjalną zgodę na spożywanie mięsa w Japonii wydał cesarz Meiji, który w 1872 roku, świętując obchody Nowego Roku, spożył posiłek mięsny. Szybko pojawiły się lokale, gdzie serwowano potrawy z mięs, a ludność wiejska zaczęła hodować bydło w celach konsumpcyjnych. Wcześniej, za sprawą wpływów buddyzmu, mięso było traktowane jako ”kegare”, czyli czynnik kalający człowieka. Z tego powodu Japończycy nie jedli mięsa, a bydła używali wyłącznie jako zwierząt pociągowych oraz w celach rozrywkowych.

Dlaczego więc, mimo niesprzyjających warunków i stosunkowo niewielkiego doświadczenia w hodowli bydła przez Japończyków, wołowina z japońskich krów stała się najbardziej pożądaną, a przez to najdroższą na świecie? Wszystko za sprawą jakości, właściwości odżywczych i wspaniałych walorów smakowych wołowiny z Wagyu, a w szczególności z jej najdelikatniejszej odmiany pochodzącej od krów hodowanych w mieście Kobe.

Bądźmy delikatni!

Mięso z krów Wagyu jest delikatne i aromatyczne. Swój smak zawdzięcza specyficznej metodzie hodowli. Krowy karmione są ekologiczną, certyfikowaną paszą oraz pojone piwem, które równomiernie rozprowadza tłuszcz w tkance mięśniowej. Dodatkowo bydło jest poddawane masażom.

Krowy Wagyu spędzają całe dnie stojąc w jednym miejscu, co sprawia, że często są ospałe, dlatego hodowcy pobudzają zwierzęta poprzez codzienne masowanie. Hodowca bierze do ust sake, po czym wypluwa płyn na krowę rozpylając go na całej powierzchni skóry zwierzęcia. Następnie wmasowuje sake w ciało krowy za pomocą specjalnych rękawic wykonanych z trawy. Na tym jednak nie koniec. Zwierzętom dla większego relaksu puszczana jest muzyka klasyczna.

Japończycy bardzo dbają również o to, by krowy pozostały spokojne aż do końca, dlatego ubój odbywa się w humanitarnych warunkach. Tak przygotowana wołowina jest wzbogacona w tłuszcz o marmurkowym wyglądzie, który pozwala na pieczenie steku bez dodatkowych tłuszczów.

Jak twierdzą dietetycy, mięso krów Kobe jest odpowiednie dla diety niskocholesterolowej. Ten typ wołowiny, ze względu na obecność kwasów omega 3, porównuje się z rybami i małżami. Za taki rarytas trzeba jednak słono zapłacić, bo aż 500 dolarów za kilogram.

Wspaniałe walory smakowe wołowiny Kobe oraz jej rzeczywisty potencjał ekonomiczny na rynku kulinarnym dostrzegła restauracja Fleur w Las Vegas, która wykorzystuje ten typ mięsa wołowego do przygotowania najdroższego na świecie burgera. Oprócz wołowiny Kobe w jego składzie odnajdziemy czarne trufle oraz sos truflowy. Burgera podaje się z frytkami oraz w towarzystwie butelki wina Petrus z 1995 roku. Za takie danie trzeba zapłacić 5 tysięcy dolarów. Natomiast cena steku, który zazwyczaj waży 350 g, to 350 dolarów. Mimo to chętnych nie brakuje, ponieważ, aby móc cieszyć się smakiem burgera, zamówienie trzeba złożyć z kilkutygodniowym wyprzedzeniem.

Znak handlowy Kobe Beef

Zamawiając w japońskiej restauracji stek z wołowiny Kobe możemy mieć pewność, że mięso jest najwyżej jakości, ponieważ japoński rząd ustanowił standardy, które wołowina ze znakiem Kobe Beef musi spełniać.

Wbrew nazwie Kobe Beef, zwierzę nie musi pochodzić z miasta Kobe; wystarczy, że urodzi się na terenie Japonii i pochodzi z rasy Wagyu. Czystość rasowa nie jest wymagana jedynie, gdy krowa pochodzi ze skrzyżowania Wagyu z rasami: szwycle, Shortorm i Simental. Ponadto wołowina opatrzona znakiem Kobe Beef pochodzi od specjalnie wyselekcjonowanych jałowców w wieku od 22 do 30 miesięcy, które do 4 roku życia są karmione wyliczonymi dawkami ekologicznej, certyfikowanej paszy.

Walory smakowe tak przygotowanego mięsa zwróciły dużą uwagę innych krajów. Rząd japoński zakazał jednak eksportu rodzimych krów za granicę. Mimo tego w 1976 roku sprzedano do USA pierwsze sztuki tego bydła w celach naukowych. Obecnie zwierzęta znajdują się również w Australii oraz w Europie: w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Belgii czy Francji.

W tym ostatnim kraju przedstawiciel przemysłu winiarskiego, Jean Charles Tastavay, zaproponował, by poić krowy winem, a nie piwem, przez co zwierzęta mają być szczęśliwsze. Koszt dziennego utrzymania francuskiej krowy wzrósł co prawda z 6 do 18 euro, ale Francuzi mają nadzieję, że dzięki temu luksusowe mięso pochodzące od ich krów będzie jeszcze lepszym źródłem dochodów niż japońskie. Jeśli chodzi o hodowlę w Polsce, wg Polskiego Związku Hodowców Bydła Mięsnego na razie możemy się pochwalić tylko jednym gospodarstwem posiadającym osobniki tej rasy.

Ze względu na niekontrolowany przyrost krów Kobe na świecie, rząd japoński zastrzegł w 2006 roku nazwę Kobe Beef jedynie dla osobników urodzonych i hodowanych na terytorium Japonii.

Autor: Katarzyna Augustyniak

portfel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Mistrzowie boksu, których musisz znać

Hobby, Sport / 

Wielu początkujących kibiców boksu nie ma zbyt dużej wiedzy o wybitnych mistrzach. Zna Tysona, Muhammada Alego i kilka innych znanych nazwisk. Są jednak pięściarze równie wybitni, o których mogłeś w ogóle nie słyszeć, a jako kibic z prawdziwego zdarzenia musisz ich po prostu znać.

Jack Dempsey

Zacznijmy od Jacka Dempseya, pięściarza walczącego na początku XX wieku, a dokładniej w latach 1914-1927. Czym wyjątkowym charakteryzował się ten pięściarz? Oprócz tytułu mistrza świata wagi ciężkiej, Dempsey, jako pierwszy bokser, zyskał także miano międzynarodowej gwiazdy sportu oraz symbolu popkultury, zaś walki z jego udziałem były wielkimi widowiskami. To właśnie na jego walce po raz pierwszy wpływy z biletów z walki bokserskiej przekroczyły milion dolarów. Korzystając ze sławy, bokser zaczął też grywać w filmach. Dempsey, jak większość pięściarzy z tamtego okresu, nie był wirtuozem boksu, jednak posiadał bardzo silny cios, był szybki i zwinny. Kilka jego walk przeszło do historii boksu, w tym ta, w której zdobył mistrzostwo z mierzącym niemal dwa metry Jessy Willardem. Dempsey w pierwszej rundzie aż siedmiokrotnie posłał rywala na deski, złamał mu kilka żeber oraz wybił pare zębów. Z kolei pierwsza runda z Luisem Angelo Firpo została nazwaną „rundą wszech czasów”, a jej szalony przebieg sprawił, że zaczęto dyskutować o zmianach przepisów w boksie zawodowym. Dempseyowi wówczas nikt nie mógł zagrozić, a tamtą epokę w boksie nazwano Erą Dempseya. Sam pięściarz dożył późnych lat. Zmarł w 1983 roku, jako jedna z największych legend wagi ciężkiej.

Joe Louis

Drugim pięściarzem z dawnej epoki, i jednocześnie jednym z najwybitniejszych w historii boksu (a dla niektórych najwybitniejszym bokserem wagi ciężkiej) jest Joe Louis. Ten bokser to legenda jakich mało. Co prawda nie był pierwszym czarnoskórym mistrzem, jednak jako pierwszy czarnoskóry bokser zdobył powszechny podziw i szacunek. Jego postawa przyczyniła się do zmniejszenia poglądów rasistowskich wśród białej części społeczeństwa, a było to w okresie przed i po II wojnie światowej, kiedy segregacja rasowa była czymś naturalnym. Joe Louis stoczył też najbardziej upolitycznioną walkę w historii boksu, z dumą Niemiec i samego Hitlera – Maxem Schmelingiem. Ich pierwsze starcie w 1936 r. jeszcze mało doświadczony Louis przegrał. Jednak to rewanż miał rozgrzać wszystkich kibiców do czerwoności. Był rok 1938, wszyscy znali już zapędy Hitlera, a wojna wisiała w powietrzu. Schmeling przyjechał do USA, by, jak planował Hitler, udowodnić wyższość białej rasy. Stawką był tym razem tytuł Mistrz Świata Wszechwag. Presja była ogromna, obaj pięściarze zostali zmobilizowani przez przywódców swoich państw. Joe Louis znokautował Schmelinga już w pierwszej rundzie, tym samym zapoczątkowując 11-letni okres, w którym nieprzerwanie dzierżył najważniejszy tytuł w boksie zawodowym. Do tej pory jest to niepobity rekord, tak samo jak 25 udanych obron tytułu z rzędu!

Rocky Marciano

O nim na pewno słyszałeś! Marciano uznawany jest za jednego z najlepszych bokserów wagi ciężkiej. Czym zasłużył sobie na takie miano ten niepozornie wyglądający pięściarz o włoskich korzeniach? Właśnie tym, że jako jedyny bokser odszedł jako niepokonany mistrz! Do dziś dzierży rekord 49 wygranych walk bez porażki ani remisu. Dopiero niedawno rekord Marciano wyrównał Floyd Mayweather Jr. Marciano miał mniej niż 180 cm wzrostu i krótki zasięg ramion, ale nie przeszkadzało mu to wygrywać i to często przed czasem. To, co charakteryzowało tego pięściarza, to potężne uderzenie oraz serce do walki. Krytycy zarzucają mu, że pokonał tylko kilku podstarzałych byłych mistrzów i w porę zakończył karierę, unikając potyczki z młodym Floydem Pattersonem. Mistrzem był tylko przez 3 lata, staczając zaledwie 6 obron tytułu. Na ringach zawodowych spędził tylko 8 lat. Zginął na dzień przed 46 urodzinami w katastrofie samolotowej.

Sugar Ray Robinson

Niemal we wszystkich rankingach na najwybitniejszego boksera wszech czasów bez podziału na kategorie wagowe wygrywa Sugar Ray Robinson. Ale nie może być inaczej, bo bokser ten to prawdziwy geniusz, a podziwiał go nawet Muhammad Ali. Robinson walczył z niezwykłą lekkością i gracją. Jego kariera trwała od 1940 r. do 1965 r., a w tym czasie stoczył bagatela 202 walk z których wygrał 175. U szczytu swojej kariery był hegemonem w wadze półśredniej i średniej, a jego potyczki z Jackiem LaMottą przeszły do historii jako jedne z najbardziej zaciętych. Mało brakowało, aby Sugar Ray Robinson zdobył też tytuł mistrza w wadze półciężkiej, ale w walce ze znakomitym Joey Maximem pokonała go aura. Mimo przewagi w pojedynku, organizm Robinsona nie wytrzymał piekielnego upału, w jakim toczyła się ta potyczka i zasłabł po 13 rundzie. Była to jednak jedyna walka, w której Robinson nie dotrwał do ostatniego gongu.

Archie Moore

Archie Moore to chyba najwybitniejszy bokser kategorii półciężkiej, choć dla mniej obeznanych może być postacią anonimową. Był mistrzem w latach 1952-1963 i w jego posiadaniu jest wiele rekordów niepobitych do dziś. Stoczył 220 walk, jako jedyny walcząc w obrębie aż czterech dekad, od lat 30-tych do 60-tych XX wieku. Jest rekordzistą pod względem walk wygranych przed czasem (131). Przez lata był najstarszym pięściarzem, który bronił tytułu mistrza świata (miał 49 lat), dopiero w 2014 r. rekord ten pobił Bernard Hopkins. Archie Moore walczył też w wadze ciężkiej, np. o mistrzostwo z Floydem Pattersonem, później stoczył także pojedynek z Cassiusem Clayem i został jedynym pięściarzem, który walczył zarówno z nim, jak i z Rockym Marciano. Moore’a można było też obejrzeć na wielkim ekranie w filmie „Przygody Huckleberry Finn’a”

Muhammad Ali

Zmarły niedawno Cassius Clay, znany jako Muhammad Ali (imię i nazwisko zmienił przechodząc na islam), to pięściarz powszechnie uznawany za najwybitniejszego w całej historii boksu. O tej postaci można by pisać książki, gdyż wykraczała ona daleko poza sport. Ali stał się symbolem przemian społecznych i walki z nietolerancją rasową, a za swoje poglądy zakazano mu walczyć na 3 lata. Z boksu zawodowego zrobił widowisko, jakiego ludzie dotąd nie widzieli. Był zarazem showmanem i znakomitym sportowcem, z niespotykaną charyzmą i pewnością siebie. Walczył w czasach, kiedy nie brakowało znakomitych bokserów wagi ciężkiej i praktycznie wszystkich ich pokonał! Na jego koncie są wygrane pojedynki z takimi legendami wagi ciężkiej, jak: Sonny Liston, Joe Frazier, George Foreman, Floyd Patterson, Ken Norton, Ron Lyle czy Earnie Shavers. Muhammad Ali aż 19-krotnie bronił tytułu mistrza świata wszechwag. Jako pierwszy bokser wagi ciężkiej odzyskał utracony tytuł. Jego zwycięska potyczka z Georgem Foremanem to chyba najsłynniejsza walka w historii, a trzecia potyczka z Joe Frazierem (Thriller in Manila) jest uznana za najbardziej zacięty pojedynek w dziejach wagi ciężkiej. Ale to nie liczby, tytuły i rekordy zdecydowały, że jest uznawany za największego, a sposób walki. Żaden pięściarz wagi ciężkiej nie poruszał się po ringu z taką gracją, jak Ali. Był zwinny i szybki niczym bokser wagi średniej, i tak pewny swoich umiejętności, że jeszcze przed walką zapowiadał, w której rundzie pokona przeciwnika i, o dziwo, często się to sprawdzało. Nigdy nie przebierał w słowach, a jego „trash talk” nie ma sobie równych po dzisiejszy dzień. Do annałów boksu przeszło powiedzenie na temat jego stylu walki: „Lata jak motyl, żądli jak osa.”

Mike Tyson

Nazwisko Mike’a Tysona zna każdy, nawet ten, kto nie interesuje się boksem. Tyson to jeden z najbardziej spektakularnych pięściarzy, nieobliczalny tak na ringu, jak i poza nim, przez co zyskał sobie miano „Bestii”. Demolował swoich przeciwników jak żaden inny bokser i był szybki jak żaden inny bokser. Mimo swojej skromnej postury, był obdarzony być może najsilniejszym ciosem w historii boksu, co pozwoliło mu zostać najmłodszym mistrzem świata (20 lat i 4 mies.). Mike Tyson szybko stał się ikoną, symbolem popkultury i ucieleśnieniem „Bad Boya”. Był także najbardziej kasowym bokserem, a miliony wydawał równie szybko, jak zarabiał. Kłopoty były  jego specjalnością – w 1991 r. został skazany za gwałt i trafił do więzienia na ponad 3 lata. Po wyjściu nadal był groźny, odzyskał mistrzostwo, ale dobrą passę zepsuł mu Evander Holyfield, który dwukrotnie go pokonał. To właśnie podczas drugiego starcia z Holyfieldem, Tyson z bezradności i frustracji odgryzł kawałek ucha rywalowi. Mike Tyson to postać niezwykle kontrowersyjna, jednak w szczycie swojej formy siał strach jak żaden inny pięściarz. Nikomu dziś nie trzeba tłumaczyć, co znaczy, że ktoś bije… jak Tyson.

George Foreman

George Foreman to niezwykła postać, gdyż to jedyny pięściarz wagi ciężkiej, który walczył w dwóch zupełnie innych epokach bokserskich, w latach 70-tych, za czasów Muhammada Alego i Joe Fraziera, oraz w latach 90-tych, za czasów Tysona, Holyfielda i Lennoxa Lewisa. Foreman, niczym swoisty wehikuł czasu, daje kibicom i znawcom obraz tego, jak bokser walczący kiedyś poradziłby sobie w dzisiejszym boksie. Foreman został mistrzem świata w 1973 r. pokonując Joe Fraziera, tak samo jak resztę swoich rywali. Był silny jak tur i miał znakomite warunki fizyczne. Wydawało się, że będzie dominował w wadze ciężkiej przez długie lata. Jednak miano niezwyciężonego pięściarza zniszczył mu Muhammad Ali, nokautując Foremana w 1974 r. Po tej porażce Foreman już nie był tak pewny siebie, wygrał kilka walk, ale po drugiej porażce w 1977 r. zakończył karierę. 10 lat później ludzie przecierali oczy ze zdumienia, gdy George Foreman ogłosił, że wraca na ring, aby ponownie zdobyć tytuł mistrzowski. Najpierw nie traktowano tego poważnie, jednak gdy Foreman z charakterystycznym brzuszkiem nokautował rywala za rywalem, zmieniono o nim zdanie. Po dwóch nieudanych próbach ataku na tytuł w walkach z Evanderem Holyfieldem i Tommym Morrisonem, w 1994 r. Foreman w końcu zdobył upragnione mistrzostwo. Znokautował w 10 rundzie Michaela Moore zostając tym samym najstarszym mistrzem wagi ciężkiej (45 lat, 9 miesięcy i 26 dni). Foreman odzyskał tytuł po 20 latach! Czegoś takiego boks zawodowy jeszcze nie widział. Big George stał się tym samym symbolem dążenia do celu i nie poddawania się upływającemu czasowi.

To zaledwie kilka postaci spośród wielu znakomitości boksu zawodowego, jednak każda z nich odcisnęła wyraźne piętno na dyscyplinie, która jak żadna inna od ponad wieku wywołuje niespotykane emocje na całym świecie, wyzwalając w ludziach pierwotne instynkty.

Kogo uważacie za najlepszego pięściarza w historii boksu?

Autor: Krzysztof Borowik

portfel

Komentarze

  1. A Joe Calzaghe?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Miler Menswear
Top