Kiedy pragnienie posiadania przeradza się w patologię – korupcja w sporcie

Hobby, Sport / 

Tylko ryba nie bierze – takie powiedzenie funkcjonuje a propos korupcji i prania pieniędzy.  Nie tylko w sporcie, choć to właśnie na tej dziedzinie życia skupimy się tym razem. Postaramy się odpowiedzieć także na pytanie, czy można obecnie mówić o czystej i uczciwej rywalizacji.

Korupcja jest formą patologii społecznej, a jej korzenie sięgają starożytności. Jednak przez lata stała się powszechna w wielu dziedzinach, w których obraca się dużymi pieniędzmi (tymi mniejszymi w zasadzie też). Utarło się nawet stwierdzenie, że wszystko ma swoją cenę, a obrazuje je dobrze film „Niemoralna propozycja” z Demi Moore i Robertem Redfordem w rolach głównych. Główna bohaterka twierdzi, że miłości nie można kupić, na co miliarder odpowiada: „naiwna”. Ludzie są naiwni i łatwo ulegają pokusom.

Z drugiej strony czy myślenie na zasadzie „mam dużo, ale chcę jeszcze więcej” może jakkolwiek być korupcjogenne?

Pazerność i chciwość to przecież grzechy główne i to nie jest żadna nowość. Człowiek jest regularnie wystawiany na pokusy. Nawet Kościół złagodził swoje stanowisko w sprawie chciwości – uleganie mu dawniej nazywał grzechem, teraz z kolei mówi, że to zaledwie wada. Co by jednak nie powiedzieć, jest ono wpisane w konstrukcję człowieka. Samo pragnienie posiadania nie jest złe, ale może w zło się przerodzić. Jest to niezwykle cienka granica, która wymaga dbałości i pielęgnacji  – mówi Robert Rutkowski, psychoterapeuta współpracujący z żołnierzami po misjach w Iraku, znanymi politykami i sportowcami.

Afera Calciopoli i polskie szwindle

W najwyższej klasie rozgrywkowej we Włoszech (Serie A), jak również na jej zapleczu (Serie B) handlowanie meczami było zjawiskiem powszechnym. Kluby dobierały sobie konkretnych sędziów na swoje spotkania, a oni “gwizdali” na ich korzyść. Ta sielanka nie mogła trwać w nieskończoność i wiosną 2006 roku tamtejsza policja zajeła się sprawą korupcji. W środowisku piłkarskim nastąpiło trzęsienie ziemi, gdyż – jak się później okazało – w sprawę zamieszana była cała liga włoska z  Juventusem, Milanem, Lazio i Fiorentiną na czele. Ta patologiczna działalność nie ograniczała się tylko do ustawiania samych meczów. Dyrektorowi generalnemu Juve postawiono zarzut m.in. nielegalnego ingerowania w ruchy transferowe na korzyść swojego klubu.

Kary dla wielu ośrodków były dotkliwe. Najbardziej jednak ucierpiał klub z Turynu, który zdegradowano i któremu odebrano dwa tytuły mistrzowskie. W jednej z rozmów, szefowie Juventusu przyznali, że liga była skorumpowana do tego stopnia, że nawet mając najsilniejszy skład musieli kupować mecze, bo w przeciwnym wypadku mogliby zapomnieć o wygraniu ligi, a nawet o zakwalifikowaniu się do Champions League. To dobitnie pokazało skalę zjawiska.

Polacy nie muszą wcale zaglądać na Półwysep Apeniński, żeby poznać problem korupcji. Ponad 10 lat temu ruszyła bowiem lawina afer w naszym rodzimym środowisku futbolowym. Prawie 650 osób usłyszało zarzuty, a blisko 500 skazano. Sprawa wstrząsnęła polską piłka, gdyż zamieszane w nią były topowe postaci z naszych boisk, włączając kadrowiczów. Korupcja nie ograniczała się do piłkarzy, zatrzymano także arbitrów, trenerów (w tym byłego selekcjonera Kadry) i działaczy. Z dnia na dzień lista oskarżonych się wydłużała, a w zakładach karnych przybywało osadzonych. W związku z aktywnym i wielopłaszczyznowym udziałem w aferze Amiki Wronki, przyjęło się takie powiedzenie: duże więzienie i małe domki – to Wronki.

Z tą niewielką, za to prężnie funkcjonującą, podpoznańską miejscowością wiąże się osoba Ryszarda F. Przez wielu uznawany był za mózg operacji korupcyjnych, a na jego polecenie sędziowie mocno wpływali na wyniki spotkań z udziałem Amiki. Wice naczelny tygodnika „Piłka Nożna” i autor książki „Spowiedź Fryzjera” – Adam Godlewski – opisywał go tymi słowami: „Był najlepszym informatorem w tamtym czasie. Wiedział naprawdę wszystko co się działo w polskiej piłce”. Ryszard F. o swoich rozległych kontaktach w środowisku futbolowym powiedział tak: “Tu mam ciotkę, tam mam wuja, znajomości mam od… metra”. Rolę „Fryzjera” w aferze marginalizował były trener reprezentacji Polski, Janusz Wójcik: “Fryzjer to tylko włosy może obciąć” – mówił. Wydaje się jednak, że te słowa były odpowiedzią na fakt , iż Ryszard F. nie oszczędzał selekcjonera Kadry i postawił go w negatywnym świetle jako wielokrotnego uczestnika korupcji.

Niemożliwym jest, żeby po tej aferze nagle zaprzestano procederów korupcyjnych w polskiej piłce. Według mnie po prostu mafijne kontakty zostały bardziej uszczelnione – opiniuje psycholog Rutkowski.

Wielka plama na białym sporcie

Kto by pomyślał, że takie patologie można znaleźć również w tenisie nazywanym przecież białym sportem. W 2007 roku podczas turnieju Orange Prokom Open w Sopocie doszło do jednego z najbardziej kuriozalnych pojedynków w historii tenisa. Nikołaj Dawydienko (ówczesna 4. rakieta świata) potykał się z Martinem Vassallo Arguello. I choć rosyjski zawodnik był zdecydowanym faworytem, to tuż przed początkiem meczu bukmacherzy zauważyli zaskakujące ruchy swoich klientów. Zaczęli oni obstawiać zwycięstwo Argentyńczyka, na którego kurs był bardzo wysoki. Spotkanie przebiegało pod dyktando Dawydienki, a liczba osób stawiających na Arguello niesamowicie rosła. Ostatecznie faworyt skreczował (oddał mecz walkowerem) i rozpętała się burza. Brytyjska firma bukmacherska posądziła tenisistę o korupcję, a późniejsze raporty jednoznacznie go obciążały.

To jednak nic w porównaniu z tym, o czym niedawno donieśli dziennikarze BBC. Wyniki śledztwa, w których posiadaniu się znaleźli jasno pokazują, że cała dyscyplina znalazła się w poważnych tarapatach. Zgromadzone materiały dowodzą, że męski tenis przesiąknięty jest korupcją, a podejrzani znajdują się w „TOP 50” rankingu ATP. Zawodnicy mieli ściśle współpracować z bukmacherami z Włoch i Rosji, za co przysługiwało im co najmniej 50 tysięcy euro. Aby nie wzbudzać podejrzeń, ustalano różne strategie, np. przegrywanie celowo pierwszego lub ostatniego seta, czy odpuszczanie konkretnych setów.

Najbardziej w tym wszystkim dziwi fakt, że władze organizacji ATP podobno od siedmiu lat wiedziały o tych procederach, ale pozostawały bierne. Być może korupcja w tzw. białym sporcie ma  jeszcze większą skalę. Oburzenie w środowisku wywołały wypowiedzi Andy’ego Murraya i Novaka Djokovicia, którzy przyznali, że sami otrzymali propozycje ustawienia meczów.

Mam wrażenie, że w przypadku tenisa to jest tak, że wśród sportowych dziwek szukamy dziewicy. Czysty sport jest wtedy i tylko wtedy, gdy zajmujesz się nim na poziomie amatorskim. W momencie kiedy pojawia się zawodowstwo i do gry wkraczają wielkie pieniądze kończy się jego czystość – uważa Rutkowski i dodaje: Kibic teraz musi czuć się jak zdradzona żona, ale chyba sportowcy w ogóle się tym nie przejmują.

Studnia bez dna

Podobnie sprawa wygląda w innych dyscyplinach – mimo że obraca się mniejszymi pieniędzmi, to nie brakuje tam działań korupcyjnych. Doskonale pamiętamy sukces polskich siatkarzy w 2014 roku. Biało-czerwoni wywalczyli wówczas tytuł mistrzów świata w turnieju rozegranym w naszym kraju. Jak się później okazało, organizacja tej imprezy nie przebiegła w sposób uczciwy i przejrzysty, a głównym oskarżonym został ówczesny prezes PZPS. Z czasem doszło też do wielu zatrzymań.

Oskarżony prezes związku wiele razy stawiał moją osobę w negatywnym świetle i właśnie mnie podawał jako przykład sytuacji patologicznej. Dzięki temu człowiek znikąd, przyniesiony w teczce biznesmen został prezesem PZPS. Przy okazji zawsze miał usta pełne frazesów, mówił o uczciwości i transparentności oraz wielokrotnie podkreślał, jak za jego kadencji związek jest znakomicie prowadzony – mówił były prezes Związku Janusz Biesiada, któremu najpierw zniszczono reputację bezpodstawnymi zarzutami, by później całkowicie go uniewinnić. W krótkim czasie wizerunek władz siatkówki zmienił się o 180 stopni.

Kilka lat temu głośno zrobiło się o piłce ręcznej w kontekście ustawiania spotkań. Podejrzany był jeden z najlepszych zawodników globu – Nikola Karabatić oraz jego koledzy z drużyny. Montpellier, którego barw bronili, miało już zapewnioną wygraną ligi i rywalizowało ze znacznie słabszym przeciwnikiem. Faworyci mieli celowo przegrać mecz, a osoby obstawiające takie rozstrzygnięcie miały zgarnąć blisko 300 tysięcy euro.

Syndrom zbrodni i kary

Były prezes Bayernu Monachium, Uli Hoeness, został skazany na 3,5 roku więzienia za dokonywanie oszustw podatkowych przez 7 lat pracy w klubie. Hoeness odsiedział zaledwie nieco ponad półtora roku i niebawem wyjdzie na wolność. Mało tego, nie było to zwyczajne wykonywanie wyroku, gdyż Niemiec w tym czasie działał społecznie w… Bayernie! Teraz nie dość, że zostanie zwolniony z więzienia, to zanosi się na jego wielki powrót do klubu z Monachium. Niebywałe.

Ten przykład tylko paradoksalnie nie wiąże się stricte z korupcją, bo w rzeczywistości problem i mechanizm jest ten sam. Musi być pokuta i musi boleć, a później dopiero może nastąpić błaganie o wybaczenie. Bez tych pierwszych elementów nie ma szans na poprawę – przekonuje Robert Rutkowski. Poza tym sami przedwcześnie usprawiedliwiamy karygodne zachowania. Nie dajemy nawet ludziom, którzy dopuścili się przewinień i matactw, szansy się oczyścić. To przykre i niepokojące – zauważa nasz rozmówca.

Powiedzenie, że: duże pieniądze deprawują, a bardzo duże deprawują bardzo, znajduje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Kiedy euro, funty, czy jeny biorą górę nad ambicją, chęcią zwycięstwa i walką z własnymi słabościami – wtedy to nie jest już sport. Wtedy jedyne czego się chce, to wyjść z kina.

Autor: Marcin Konieczny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Octomore – czacha dymi

Alkohol, Dla Ciała / 

Dym, smoła, popiół, lizol i bandaże. Dla wielu zapewne brzmi to jak opis płonącego szpitala. Jednak nie dla wszystkich. Miłośnicy whisky z Islay, czyli whisky torfowej, kojarzą wyżej wymienione aromaty głównie z ich ulubionym alkoholem. Brzmi kusząco? Prawdopodobnie nie, szczególnie dla przeciętnego konsumenta. Istnieją jednak tacy, których kubki smakowe tolerują tylko ten trunek, a im więcej dymu znajdą w kieliszku, tym lepiej. Można by było pomyśleć, że torf ma działanie narkotyczne, wręcz uzależniające. “Smoke junky” będzie szukał coraz większej dawki torfu, a bez wątpienia znajdzie ją w whisky Octomore – Świętym Gralu dla miłośników dymu i lizolu.

octomore7_9.02

Octomore – parę słów dla niewtajemniczonych

Pierwsze pytanie, które nasuwa sie na myśl, to jaka jest geneza tak nietypowego aromatu i smaku, i co torf ma wspólnego z dymem. Otóż wiele. Istnienie whisky torfowej, z resztą jak wielu genialnych wynalazków, jest po trochu dziełem przypadku. Szkocja, uważana za ojczyznę tego trunku, jest krajem o niskim stopniu zalesienia. Brak drewna opałowego i ogromna ilość torfu znajdująca się w Szkocji (szczególnie na wyspie Islay) doprowadziła do używania tego surowca w procesie suszenia słodu jęczmiennego. Jako że niegdyś nie znane były alternatywne formy wytwarzania energii cieplnej, a torfu było “w bród”, Szkoci nie mieli wyjścia i chcąc-niechcąc musieli go używać. Surowiec ten jest skałą osadową, która płonąc wytwarza gęste kłębowiska dymu. Ten natomiast wnika w strukturę jęczmienia, tworząc zapachowe związki fenolowe mierzone w PPM (eng. parts per milion). Im więcej fenoli, tym więcej dymnych aromatów w butelce. Podsumowując i parafrazując popularne powiedzenie – w przypadku whisky – nie ma dymu bez torfu.

octomore3_9.02

Popularne torfiaki

Ojczyzną whisky torfowej jest wyżej wspomniana wyspa Islay. Uwarunkowania geograficzne i tradycja sprawiły, że to właśnie tam używa się najwięcej torfu do suszenia słodu. Na wyspie obecnie znajduje się osiem destylarni, a jedna z nich, Bruichladdich, dąży do stworzenia torfowej bestii – whisky o najwyższej zawartości związków fenolowych. Dążenia destylarni przekuwają się na stworzenie cyklicznie wypuszczanej serii Octomore. Przeciętna whisky dymna (np. Ardbeg czy Laphroaig) posiada ok. 30-40 PPM, natomiast najbardziej torfowe wydanie Octomora (06.3) ma tych PPMów 258! Obecnie jest to najbardziej torfowa whisky na świecie.

Octomore

“What if” project

Bruichladdich jest niezwykle nowoczesną destylarnią, która stawia na oryginalne rozwiązania. Nawet oprawa butelki jest modernistyczna i wyróżnia się na tle innych standardowych butelek z old-scholowymi etykietami. Historia Octomora rozpoczęła się w 2002 roku od pomysłu, powstałego w głowach zarządu i gorzelników: What if we distilled the most heavily peated whisky on the planet? (pol. Co jeśli stworzymy najbardziej torfową whisky na świecie?) Pytanie to przerodziło się w plan, a plan w działanie. Destylarnia konsekwentnie, aczkolwiek z różnym skutkiem dąży do stworzenia coraz to silniejszych w związki fenolowe whisky. Pierwsze wydanie 1.1 miało 131 PPMów, kolejne 2.1 – 140 PPM. Destylarnia sukcesywnie zwiększała “torfowość” whisky do 5. wydania, po którym nastąpił nieznaczny spadek i ponowna eksplozja dymu w wydaniu 6.3 – 258 PPM. Obecnie najnowszym wypustem jest 7.4 Octomore Virgin Oak o nieco skromniejszej zawartości związków fenolowych – 167.

Octomore

Octomore – czy warto?

Do spróbowania każdej z wersji Octomore nie trzeba namawiać żadnego z miłośników dymu i smoły w kieliszku. Jeżeli ktoś jednak zaczyna swoją przygodę z whisky, Octomore nie jest najlepszym i najbardziej przystępnym preludium. Degustując jakikolwiek alkohol, wrażenia należy dawkować, aby nie znaleźć się przedwcześnie na mecie. Istotna jest podróż i wrażenia z nią związane, a nie tylko jej cel.

Octomore

^2B9DFD79EB8228F0032289032F950AD90A6479BBE5EEDE4B3B^pimgpsh_fullsize_distr

Anita Więckowiak – Pasjonatka wina i whisky. Pierwsze kroki stawiała pracując w muzeum wina w Bordeaux, gdzie prowadząc liczne degustacje, zbudowała silne fundamenty w tej tematyce.

portfel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Nie tylko GROM, czyli jednostki specjalne w polskiej armii.

Hobby, Militaria / 

Polskie siły specjalne należą do jednych z najlepszych na świecie. Przeciętny człowiek słyszał zapewne o GROM-ie, ale nasza armia ma w swoich szeregach jeszcze inne równie dobrze wyszkolone jednostki. Zobaczcie, kto tworzy elitę Wojska Polskiego.

Jak GROM z jasnego nieba

Jednostka Wojskowa 2305 powstała w 1990 roku. Narodziny GROM-u były odpowiedzią na zapotrzebowanie w Polsce na elitarny oddział komandosów, mogący prowadzić działania anty i kontr terrorystyczne. Jednym z najsilniejszych bodźców do powołania tego typu grupy, była realna groźba zamachów terrorystycznych, która pojawiła się na przełomie lat 80. i 90. Wtedy to arabskie organizacje terrorystyczne dokonały zamachu na polskiego attache handlowego i zapowiedziały dalsze ataki. Te zdarzenia skłoniły odpowiedzialnego za bezpieczeństwo zagranicznych placówek płk. Petelickiego do wyjścia z inicjatywą stworzenia oddziału komandosów, wzorowanego na jednostkach brytyjskich, amerykańskich i izraelskich. Zgromadził on wokół siebie grupę doświadczonych oficerów, którzy mieli tworzyć kadrę i rozpoczął rekrutację. Pierwszy nabór nie przypominał dzisiejszych ostrych selekcji, trudnych egzaminów i testów sprawnościowych, które eliminują większość kandydatów chcących dostać się w szeregi GROM-u.

Żeby utworzyć pierwszy oddział, Petelicki odwiedzał elitarne formacje Wojska Polskiego i rekrutował najlepszych spośród komandosów, a także żołnierzy oddziałów desantowych, płetwonurków marynarki oraz snajperów. Ogromną rolę przy tworzeniu jednostki odegrali Amerykanie, którzy w zamian za przeprowadzenie przez polski wywiad niezwykle trudnej operacji ewakuowania z Iraku agentów CIA, zgodzili się pomóc w organizacji jednostki i szkoleniu żołnierzy. Jako ciekawostkę można dodać, że dzięki tej brawurowej akcji USA umorzyło część długu zaciągniętego przez Polskę jeszcze w czasach PRL.

Jedną z najbardziej spektakularnych akcji GROM-u było aresztowanie serbskiego zbrodniarza wojennego, Slavka Dokmanovicia, w 1997 roku we wschodniej Sławonii (dzisiejsza Chorwacja). Operacja nosiła kryptonim Little Flower i do dzisiaj służy jako przykład doskonale przeprowadzonej akcji. Przez kilka tygodni służby wywiadowcze dezinformowały Dokmanovicia i przekonały go, że władze UNTAES nie podejrzewają go o udział w masowych mordach. W pewnym momencie sam Serb zaczął nalegać na spotkanie – chciał potwierdzić swoją niewinność. Wywiad zorganizował spotkanie-zasadzkę, które miało zakończyć się aresztowaniem Dokamanovicia. By nie wzbudzać podejrzeń, komandosi zablokowali drogę prowadzącą do “celu”, by kierowca (operator Gromu) musiał zmienić trasę, tak by przebiegała obok miejsca, w którym miało nastąpić aresztowanie. Błyskawiczna akcja GROM-owców odniosła sukces i zbrodniarz wojenny został przekazany władzom UNTAES.

O służbę w GROM-ie mogą ubiegać się tylko i wyłącznie żołnierze. Jednostka nie rekrutuje cywilów. Kandydat musi złożyć podanie i wypełnić formularz rekrutacyjny, a także przedłożyć wymagane dokumenty opisujące przebieg służby, stan zdrowia i predyspozycje do pracy w jednostkach specjalnych. Osoby, które przejdą rekrutację zostają poddane składającej się z trzech etapów selekcji. Pierwszy z nich jest sprawdzianem fizycznym obejmującym m.in. walkę wręcz, skoki do wody, pływanie, a także sprawdziany wysokościowe. Następne kandydaci zostają skierowani na badania psychologiczne i rozmowy kwalifikacyjne. Zwieńczeniem rekrutacji jest test psychofizyczny, w trakcie którego rekruci pozbawiani snu i pożywienia muszą odbyć wyczerpujący, kilkudniowy sprawdzian terenowy.

JWK – Cisi i skuteczni

JW 4101 Jednostka Wojskowa Komandosów powstała w 1961 roku, ale przez 55 lat jej istnienia kilkukrotnie zmieniała się jej nazwa i miejsce stacjonowania. Aktualnie znajduje się ona w składzie Wojsk Specjalnych i stacjonuje w Lublińcu. Komandosi z JWK brali udział w wielu misjach na całym świecie, zyskując szacunek innych tego typu jednostek.

„Specjalsi” z Lublińca brali udział m.in w niwelowaniu skutków trzęsienia ziemi w Pakistanie czy w działaniach bojowych w Iraku i Afganistanie. Do ich zadań należało: przechwytywanie transportów broni i ładunków wybuchowych, odbijanie zakładników, uczestniczyli także w zatrzymaniach niebezpiecznych terrorystów.

Jedną z najbardziej niebezpiecznych misji, w której brali udział komandosi JWK była operacja Sledgehammer. W 2012 roku talibowie planowali opanować siedzibę gubernatora, wziąć ważnych oficjeli jako zakładników i wysadzić się w powietrze. Zostali jednak zaskoczeni na jednej z kontroli drogowych i po wymianie ognia opanowali budynek urzędu i wzięli zakładników. Siły Afgańskie kilkukrotnie szturmowały posterunek, ale ich działania zakończyły się niepowodzeniem. Do akcji wkroczyli komandosi z Lublińca. Polacy przystąpili do szturmu budynku i unieszkodliwili wszystkich obwieszonych ładunkami wybuchowymi terrorystów i uwolnili zakładników.

Rekrutacja i szkolenie przebiega podobnie, jak w najlepszych jednostkach tego typu na świecie. Przyszli komandosi przechodzą długie i wyczerpujące treningi – są uczeni nurkowania, skoków spadochronowych a także wspinaczki. Selekcja to równie długa i bolesna droga. Każdy z kandydatów poddawany jest szeregowi testów psychologicznych i sprawnościowych na torach przeszkód oraz w wodzie i na wysokości.


Ponadczasowa elegancja…
Warto wiedzieć jak rozpoznać dobry garnitur i jakich błędów nie popełniać kupując swój pierwszy egzemplarz. Nierzadko mogą to być bardzo kosztowne pomyłki, których stosunkowo łatwo można ominąć. Zapoznaj się z artykułem, który rozwieje wszystkie Twoje wątpliwości klikając w baner poniżej.


FORMOZA – to nie jest piękna wyspa

JW 4026 Formoza to morska jednostka do zadań specjalnych. Powstała w 1975 roku, a od 2011 roku Formoza została oficjalną nazwą jednostki (wcześniej była jedynie przydomkiem). Jest najmniej liczną grupą w wojskach specjalnych.

Od 1994 roku komandosi z Gdyni utrzymują kontakty i współpracują z morskimi jednostkami specjalnymi wielu krajów członkowskich NATO – Stanów Zjednoczonych, Francji, Wielkiej Brytanii i Niemiec. Komandosi służyli w składzie PKW w Zatoce Perskiej w 2000 roku. Polacy działali tam w ramach sił mających kontrolować, czy na wodach zatoki nie jest łamane embargo nałożone na Irak po inwazji na Kuwejt w 1990 roku.

Formoza prowadziła tam działania abordażowe, wchodząc na podejrzane statki. Była to pierwsza zagraniczna misja jednostki.

Drugą zagraniczną misją bojowych płetwonurków był udział w II wojnie w Zatoce Perskiej. Komandosi operowali z pokładu ORP “Kontradmirał Xavery Czarnecki” – uczestniczyli w patrolach i działaniach ratowniczych. Aktualnie płetwonurkowie cały czas biorą udział w akcjach ratunkowych i poszukiwawczych w akwenie morza bałtyckiego.

Testy sprawnościowe decydujące o przyjęciu kandydata do Formozy opierają się w dużej mierze na pływaniu i tradycyjnych testach kondycyjno-wytrzymałościowych. Każdy żołnierz starający się o przyjęcie do jednostki, musi przejść dodatkowo szereg ćwiczeń wykonywanych w wodzie i pod wodą. Jako, że Formoza działa nie tylko w środowisku morskim, jej żołnierze szkolą się również w walkach miejskich, odbijaniu zakładników, szturmowaniu budynków czy ochronie VIP-ów. Ćwiczenia obejmują również prowadzenie rajdów w otwartym terenie, organizowanie zasadzek, czy prowadzenie akcji bezpośrednich. Kandydaci muszą przejść trwający kilka dni sprawdzian wytrzymałości fizycznej i psychicznej w trudnym terenie.

AGAT – dla silnych i odważnych

JW 3940 Agat to najmłodsza jednostka w polskich siłach specjalnych. Została powołana w 2011 roku i powstała w miejsce Oddziału Specjalnego Żandarmerii Wojskowej w Gliwicach. Żołnierze Agat-u ćwiczą w różnych warunkach klimatycznych, przechodzą szkolenia spadochronowe i wspinaczkowe. Jednostka ta, w przeciwieństwie do starszych, bardziej doświadczonych i “ostrzelanych” formacji, nie specjalizuje się w cichych akcjach wykonywanych z chirurgiczna precyzją.

Żołnierze JW 3940 szkoleni są głównie w zadaniach lekkiej piechoty, co nie znaczy, że ich ćwiczenia są takie jak w zwykłych jednostkach wojskowych. Komandosi z Gliwic mają przeprowadzać akcje bezpośrednie, jak zasadzki czy rajdy. Do ich zadań zależy też kierowanie ogniem artylerii i lotnictwa, a także zapewnienie wsparcia innym jednostkom. Żołnierze JW 394 nieustannie szkolą się również w szturmach na budynki, ochronie VIP-ów czy obiektów o szczególnym znaczeniu.

Agat choć powstał na bazie OSŻW i większość żołnierzy z żandarmerii przeszła do nowej jednostki, prowadzi rekrutację. Kandydaci poddawani są szeregowi testów w tym językowych i tradycyjnemu dla wojsk specjalnych psychotestowi w górach. Jednostka nie brała jeszcze udziału w działaniach bojowych.

NIL – wiemy o tobie wszystko

JW 4724 NIL powstała w 2008 roku i jest „oczami i uszami” polskich wojsk specjalnych. Jej podstawowymi zadaniami jest: wsparcie informacyjne, zabezpieczenie logistyczne i wsparcie dowodzenia. Ponadto NIL organizuje i realizuje zakupy na potrzeby wojsk specjalnych.

Formacja odbywała misję bojową w ramach PKW Afganistan, gdzie wspomagała Jednostkę Wojskową Komandosów, Formozę i GROM. Pododdziały NIL-a prowadziły rozpoznanie osobowe polegające na zdobywaniu informacji od osób fizycznych: żołnierzy, mieszkańców czy uchodźców. Operatorzy działający w ten sposób muszą być szczególnie odporni na stres i posiadać umiejętność wpływania i zdobywania informacji od np. nieprzychylnie nastawionych mieszkańców.

Drugim rodzajem rozpoznania, jakim zajmuje się NIL jest tzw. IMINT czyli rozpoznanie obrazowe gdzie informacje pozyskuje się z kamer samolotów bezzałogowych. Obserwacje przeprowadza się za pomocą przyrządów optycznych umożliwiających podgląd nawet w nocy. Żołnierze JW 4742 dostarczają dane o aktualnej pozycji operatorów, osób poszukiwanych i przeciwników. Wspierają dowodzenie poszczególnymi grupami, a nawet żołnierzami.

Choć zadania jednostki odbiegają znacząco od tych stawianych przed zespołami bojowymi, to jej żołnierze przechodzą podobne postępowanie kwalifikacyjne, a także testy sprawnościowe, do których zalicza się również pływanie. Chcący dostać się do tej jednostki poddawani są weryfikacji, w trakcie której sprawdza się zachowanie kandydata w trudnych warunkach, ograniczając sen. Przy maksymalnym zmęczeniu rekruci rozwiązywali testy psychologiczne i na spostrzegawczość. Poza wysoką sprawnością fizyczną, od przyszłych żołnierzy oczekuje się wiedzy i umiejętności technicznych i analitycznych.

Jaką jednostkę specjalną uważacie za najlepszą na świecie?

Autor: Maciej Drewniak

Od dzieciństwa związany z Częstochową. Opuścił ją tylko na czas studiów w Jeleniej Górze i Wrocławiu. Z wykształcenia dziennikarz, z zamiłowania historyk. Jego pasją jest II Wojna Światowa i góry, o obu potrafi opowiadać godzinami.

portfel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Miler Menswear
Top