Tylko ryba nie bierze – takie powiedzenie funkcjonuje a propos korupcji i prania pieniędzy. Nie tylko w sporcie, choć to właśnie na tej dziedzinie życia skupimy się tym razem. Postaramy się odpowiedzieć także na pytanie, czy można obecnie mówić o czystej i uczciwej rywalizacji.
Korupcja jest formą patologii społecznej, a jej korzenie sięgają starożytności. Jednak przez lata stała się powszechna w wielu dziedzinach, w których obraca się dużymi pieniędzmi (tymi mniejszymi w zasadzie też). Utarło się nawet stwierdzenie, że wszystko ma swoją cenę, a obrazuje je dobrze film „Niemoralna propozycja” z Demi Moore i Robertem Redfordem w rolach głównych. Główna bohaterka twierdzi, że miłości nie można kupić, na co miliarder odpowiada: „naiwna”. Ludzie są naiwni i łatwo ulegają pokusom.
Z drugiej strony czy myślenie na zasadzie „mam dużo, ale chcę jeszcze więcej” może jakkolwiek być korupcjogenne?
Pazerność i chciwość to przecież grzechy główne i to nie jest żadna nowość. Człowiek jest regularnie wystawiany na pokusy. Nawet Kościół złagodził swoje stanowisko w sprawie chciwości – uleganie mu dawniej nazywał grzechem, teraz z kolei mówi, że to zaledwie wada. Co by jednak nie powiedzieć, jest ono wpisane w konstrukcję człowieka. Samo pragnienie posiadania nie jest złe, ale może w zło się przerodzić. Jest to niezwykle cienka granica, która wymaga dbałości i pielęgnacji – mówi Robert Rutkowski, psychoterapeuta współpracujący z żołnierzami po misjach w Iraku, znanymi politykami i sportowcami.
Afera Calciopoli i polskie szwindle
W najwyższej klasie rozgrywkowej we Włoszech (Serie A), jak również na jej zapleczu (Serie B) handlowanie meczami było zjawiskiem powszechnym. Kluby dobierały sobie konkretnych sędziów na swoje spotkania, a oni “gwizdali” na ich korzyść. Ta sielanka nie mogła trwać w nieskończoność i wiosną 2006 roku tamtejsza policja zajeła się sprawą korupcji. W środowisku piłkarskim nastąpiło trzęsienie ziemi, gdyż – jak się później okazało – w sprawę zamieszana była cała liga włoska z Juventusem, Milanem, Lazio i Fiorentiną na czele. Ta patologiczna działalność nie ograniczała się tylko do ustawiania samych meczów. Dyrektorowi generalnemu Juve postawiono zarzut m.in. nielegalnego ingerowania w ruchy transferowe na korzyść swojego klubu.
Kary dla wielu ośrodków były dotkliwe. Najbardziej jednak ucierpiał klub z Turynu, który zdegradowano i któremu odebrano dwa tytuły mistrzowskie. W jednej z rozmów, szefowie Juventusu przyznali, że liga była skorumpowana do tego stopnia, że nawet mając najsilniejszy skład musieli kupować mecze, bo w przeciwnym wypadku mogliby zapomnieć o wygraniu ligi, a nawet o zakwalifikowaniu się do Champions League. To dobitnie pokazało skalę zjawiska.
Polacy nie muszą wcale zaglądać na Półwysep Apeniński, żeby poznać problem korupcji. Ponad 10 lat temu ruszyła bowiem lawina afer w naszym rodzimym środowisku futbolowym. Prawie 650 osób usłyszało zarzuty, a blisko 500 skazano. Sprawa wstrząsnęła polską piłka, gdyż zamieszane w nią były topowe postaci z naszych boisk, włączając kadrowiczów. Korupcja nie ograniczała się do piłkarzy, zatrzymano także arbitrów, trenerów (w tym byłego selekcjonera Kadry) i działaczy. Z dnia na dzień lista oskarżonych się wydłużała, a w zakładach karnych przybywało osadzonych. W związku z aktywnym i wielopłaszczyznowym udziałem w aferze Amiki Wronki, przyjęło się takie powiedzenie: duże więzienie i małe domki – to Wronki.
Z tą niewielką, za to prężnie funkcjonującą, podpoznańską miejscowością wiąże się osoba Ryszarda F. Przez wielu uznawany był za mózg operacji korupcyjnych, a na jego polecenie sędziowie mocno wpływali na wyniki spotkań z udziałem Amiki. Wice naczelny tygodnika „Piłka Nożna” i autor książki „Spowiedź Fryzjera” – Adam Godlewski – opisywał go tymi słowami: „Był najlepszym informatorem w tamtym czasie. Wiedział naprawdę wszystko co się działo w polskiej piłce”. Ryszard F. o swoich rozległych kontaktach w środowisku futbolowym powiedział tak: “Tu mam ciotkę, tam mam wuja, znajomości mam od… metra”. Rolę „Fryzjera” w aferze marginalizował były trener reprezentacji Polski, Janusz Wójcik: “Fryzjer to tylko włosy może obciąć” – mówił. Wydaje się jednak, że te słowa były odpowiedzią na fakt , iż Ryszard F. nie oszczędzał selekcjonera Kadry i postawił go w negatywnym świetle jako wielokrotnego uczestnika korupcji.
Niemożliwym jest, żeby po tej aferze nagle zaprzestano procederów korupcyjnych w polskiej piłce. Według mnie po prostu mafijne kontakty zostały bardziej uszczelnione – opiniuje psycholog Rutkowski.
Wielka plama na białym sporcie
Kto by pomyślał, że takie patologie można znaleźć również w tenisie nazywanym przecież białym sportem. W 2007 roku podczas turnieju Orange Prokom Open w Sopocie doszło do jednego z najbardziej kuriozalnych pojedynków w historii tenisa. Nikołaj Dawydienko (ówczesna 4. rakieta świata) potykał się z Martinem Vassallo Arguello. I choć rosyjski zawodnik był zdecydowanym faworytem, to tuż przed początkiem meczu bukmacherzy zauważyli zaskakujące ruchy swoich klientów. Zaczęli oni obstawiać zwycięstwo Argentyńczyka, na którego kurs był bardzo wysoki. Spotkanie przebiegało pod dyktando Dawydienki, a liczba osób stawiających na Arguello niesamowicie rosła. Ostatecznie faworyt skreczował (oddał mecz walkowerem) i rozpętała się burza. Brytyjska firma bukmacherska posądziła tenisistę o korupcję, a późniejsze raporty jednoznacznie go obciążały.
To jednak nic w porównaniu z tym, o czym niedawno donieśli dziennikarze BBC. Wyniki śledztwa, w których posiadaniu się znaleźli jasno pokazują, że cała dyscyplina znalazła się w poważnych tarapatach. Zgromadzone materiały dowodzą, że męski tenis przesiąknięty jest korupcją, a podejrzani znajdują się w „TOP 50” rankingu ATP. Zawodnicy mieli ściśle współpracować z bukmacherami z Włoch i Rosji, za co przysługiwało im co najmniej 50 tysięcy euro. Aby nie wzbudzać podejrzeń, ustalano różne strategie, np. przegrywanie celowo pierwszego lub ostatniego seta, czy odpuszczanie konkretnych setów.
Najbardziej w tym wszystkim dziwi fakt, że władze organizacji ATP podobno od siedmiu lat wiedziały o tych procederach, ale pozostawały bierne. Być może korupcja w tzw. białym sporcie ma jeszcze większą skalę. Oburzenie w środowisku wywołały wypowiedzi Andy’ego Murraya i Novaka Djokovicia, którzy przyznali, że sami otrzymali propozycje ustawienia meczów.
Mam wrażenie, że w przypadku tenisa to jest tak, że wśród sportowych dziwek szukamy dziewicy. Czysty sport jest wtedy i tylko wtedy, gdy zajmujesz się nim na poziomie amatorskim. W momencie kiedy pojawia się zawodowstwo i do gry wkraczają wielkie pieniądze kończy się jego czystość – uważa Rutkowski i dodaje: Kibic teraz musi czuć się jak zdradzona żona, ale chyba sportowcy w ogóle się tym nie przejmują.
Studnia bez dna
Podobnie sprawa wygląda w innych dyscyplinach – mimo że obraca się mniejszymi pieniędzmi, to nie brakuje tam działań korupcyjnych. Doskonale pamiętamy sukces polskich siatkarzy w 2014 roku. Biało-czerwoni wywalczyli wówczas tytuł mistrzów świata w turnieju rozegranym w naszym kraju. Jak się później okazało, organizacja tej imprezy nie przebiegła w sposób uczciwy i przejrzysty, a głównym oskarżonym został ówczesny prezes PZPS. Z czasem doszło też do wielu zatrzymań.
Oskarżony prezes związku wiele razy stawiał moją osobę w negatywnym świetle i właśnie mnie podawał jako przykład sytuacji patologicznej. Dzięki temu człowiek znikąd, przyniesiony w teczce biznesmen został prezesem PZPS. Przy okazji zawsze miał usta pełne frazesów, mówił o uczciwości i transparentności oraz wielokrotnie podkreślał, jak za jego kadencji związek jest znakomicie prowadzony – mówił były prezes Związku Janusz Biesiada, któremu najpierw zniszczono reputację bezpodstawnymi zarzutami, by później całkowicie go uniewinnić. W krótkim czasie wizerunek władz siatkówki zmienił się o 180 stopni.
Kilka lat temu głośno zrobiło się o piłce ręcznej w kontekście ustawiania spotkań. Podejrzany był jeden z najlepszych zawodników globu – Nikola Karabatić oraz jego koledzy z drużyny. Montpellier, którego barw bronili, miało już zapewnioną wygraną ligi i rywalizowało ze znacznie słabszym przeciwnikiem. Faworyci mieli celowo przegrać mecz, a osoby obstawiające takie rozstrzygnięcie miały zgarnąć blisko 300 tysięcy euro.
Syndrom zbrodni i kary
Były prezes Bayernu Monachium, Uli Hoeness, został skazany na 3,5 roku więzienia za dokonywanie oszustw podatkowych przez 7 lat pracy w klubie. Hoeness odsiedział zaledwie nieco ponad półtora roku i niebawem wyjdzie na wolność. Mało tego, nie było to zwyczajne wykonywanie wyroku, gdyż Niemiec w tym czasie działał społecznie w… Bayernie! Teraz nie dość, że zostanie zwolniony z więzienia, to zanosi się na jego wielki powrót do klubu z Monachium. Niebywałe.
Ten przykład tylko paradoksalnie nie wiąże się stricte z korupcją, bo w rzeczywistości problem i mechanizm jest ten sam. Musi być pokuta i musi boleć, a później dopiero może nastąpić błaganie o wybaczenie. Bez tych pierwszych elementów nie ma szans na poprawę – przekonuje Robert Rutkowski. Poza tym sami przedwcześnie usprawiedliwiamy karygodne zachowania. Nie dajemy nawet ludziom, którzy dopuścili się przewinień i matactw, szansy się oczyścić. To przykre i niepokojące – zauważa nasz rozmówca.
Powiedzenie, że: duże pieniądze deprawują, a bardzo duże deprawują bardzo, znajduje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Kiedy euro, funty, czy jeny biorą górę nad ambicją, chęcią zwycięstwa i walką z własnymi słabościami – wtedy to nie jest już sport. Wtedy jedyne czego się chce, to wyjść z kina.
Autor: Marcin Konieczny
Dodaj komentarz
Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.