Kobiecy Samochód Roku, auto prezentem na walentynki?

Hobby, Motoryzacja / 

Już w niedzielę walentynki. Dzień, o którym żaden gentleman zapomnieć nie może. Nieodzownym elementem tego święta są prezenty, więc panowie często prześcigają się w pomysłach, czym obdarować swoje drugie połówki. Większość wybiera najczęściej klasyczne rozwiązania – kwiaty, upominki, kolacja we dwoje. Motomaniacy najprawdopodobniej, gdyby tylko mieli możliwość, obdarowaliby swoje dziewczyny, narzeczone czy żony, „czterema kółkami”. W takiej sytuacji pojawiłby się jednak problem, jaki model wybrać, aby przypadł do gustu osobie obdarowanej?

Stereotypowe auto kobiety – przestronne a zarazem małe, aby dało się łatwo parkować. Z dobrą widocznością i ergonomiczne, ale o finezyjnym i modnym designu, komfortowe i oszczędne. Przede wszystkim musi się jednak Jej podobać. Nieważne jak dobry to będzie samochód, jeśli jej się nie spodoba, to prezent okaże się klapą.

Kobiety postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce i same wskazać najbardziej pasujące do nich auta. Z tego powodu, co roku, organizują konkurs „Kobiecy Samochód Roku„, w którym to 25 sędziów płci pięknej, związanych z branżą motoryzacyjną, wybiera najbardziej kobiece auta, w kilku kategoriach. Pod uwagę brana jest oczywiście uroda pojazdu, łatwość obsługi, bezpieczeństwo i przyjazność dzieciom, pakowność, funkcjonalność oraz kolorystyka i aspekty ekologiczne. Sprawdźmy zatem, jakie auta przypadły Paniom do gustu najbardziej, w ostatniej edycji plebiscytu.

Jak się za chwilę przekonacie, stereotypy mają czasami mało wspólnego z rzeczywistością…

Najlepsze ekonomicznie auto: Toyota Auris

Auris został doceniony głównie za swoją wielozadaniowość i uniwersalność. Przestronne, nieduże auto, które idealnie radzi sobie zarówno w mieście, jak i na dłuższych trasach. Paniom przypadł do gustu wygląd Toyoty, jej ekonomiczność, jakość wykonania i niezawodność oraz możliwość zakupu wersji hybrydowej.

Rodzinny samochód roku: Renault Espace

Samochód rodzinny musi być pojemny i pakowny. Espace taki jest, przy okazji prezentując świetny design. Kobiety doceniły projektantów za ciekawy i nowoczesny wygląd, który współgra z ergonomią i pozwala w komfortowych warunkach przemieszczać się całą rodziną, bezpiecznie docierając do celu.

Luksusowy samochód roku : Mercedes klasy S

Mercedes został doceniony za swój prestiż. W końcu nie bez powodu nazywany jest królem limuzyn, ma wszystko, czego dusza zapragnie – styl, luksus, komfort i bezpieczeństwo oraz niezawodność. „S” przyciąga do siebie jednak głównie swoją elegancją i monumentalnością, która robi wrażenie na każdym, bez wyjątku. Dodatkowo, jeśli często się spieszymy, możemy zakupić wersję AMG – wtedy żadne spóźnienia na spotkania biznesowe nam nie grożą.^BBC59F460C4B39973C1214093741EE89EB7C1FCA02C9AC2004^pimgpsh_fullsize_distr

Sportowy samochód roku: Mercedes GT AMG

Drugi Mercedes doceniony przez płeć piękną. Trudno się im dziwić, wprowadzony rok temu model, zaprojektowany przez inżynierów z AMG, jest hitem sprzedaży. Płacąc ponad 550 tys. zł za podstawową wersję, otrzymujemy 462 KM, dostępne na skinienie prawej nogi. GT to idealne połączenie komfortu, piękna i prędkości, dodatkowo idealnie nadaje się jako auto na co dzień, pod warunkiem, że przemieszczamy się tylko we dwójkę.

Ekologiczny samochód roku: BMW i8

Pierwsze takie auto w ofercie BMW, sportowa hybryda, o niezwykle nowoczesnym wyglądzie. Dzięki połączeniu silnika benzynowego oraz elektrycznego zespołu napędowego, potrafi spalić jedyne 2,1 litra benzyny na 100 km. Wynik świetny, zważywszy na to, że auto dysponuje łączną mocą ponad 350 KM.

Kobiecy samochód roku 2015: Volvo XC90

Zwycięzca plebiscytu kategorycznie podważył słuszność tego, że kobiece auto musi być małe. Ogromny szwedzki SUV skradł serca sędzin bezpieczeństwem, jakie oferuje, ogromnym komfortem podróżowania i ciekawym, wpadającym w oko, lekkim, mimo swoich gabarytów, designem. Kobiety doceniły również wyposażanie ułatwiające poruszanie się tym kolosem – czujniki parkowania, kamerę cofania, asystenta pasa ruchu i odległości itp.

Patrząc na zwycięzców w swoich kategoriach, zaczynamy zastanawiać się, skąd wziął się stereotyp kobiecego auta. Żadne z sześciu zwycięskich auta nie mieści się w jego ramach. Być może gust motoryzacyjny kobiet coraz bardziej ewoluuje, stają się pewniejsze za kierownicą, a producenci auta dostrzegają ich wymagania, potrzeby i Panie nie muszą, i nie chcą ograniczać się do aut pokroju Fiata 500 czy Mini. Co o tym sądzicie?

Drogie Panie, pochwalcie się w komentarzach, jakie auto chciałybyście dostać od swoich partnerów na walentynki. A wszystkim, niezależnie od płci, dział Moto życzy udanych walentynek i spełnienia motoryzacyjnych marzeń.

Autor: Adrian Walkiewicz

Komentarze

  1. Najbardziej ucieszyłabym się z auta które mnie zauroczyło ostatnio, czyli Infiniti Q30, dla mnie idealny samochód miejski, komfortowy i niepowtarzalny, zupełnie inny niż te które dotąd oglądałam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Kiedy pragnienie posiadania przeradza się w patologię – korupcja w sporcie

Hobby, Sport / 

Tylko ryba nie bierze – takie powiedzenie funkcjonuje a propos korupcji i prania pieniędzy.  Nie tylko w sporcie, choć to właśnie na tej dziedzinie życia skupimy się tym razem. Postaramy się odpowiedzieć także na pytanie, czy można obecnie mówić o czystej i uczciwej rywalizacji.

Korupcja jest formą patologii społecznej, a jej korzenie sięgają starożytności. Jednak przez lata stała się powszechna w wielu dziedzinach, w których obraca się dużymi pieniędzmi (tymi mniejszymi w zasadzie też). Utarło się nawet stwierdzenie, że wszystko ma swoją cenę, a obrazuje je dobrze film „Niemoralna propozycja” z Demi Moore i Robertem Redfordem w rolach głównych. Główna bohaterka twierdzi, że miłości nie można kupić, na co miliarder odpowiada: „naiwna”. Ludzie są naiwni i łatwo ulegają pokusom.

Z drugiej strony czy myślenie na zasadzie „mam dużo, ale chcę jeszcze więcej” może jakkolwiek być korupcjogenne?

Pazerność i chciwość to przecież grzechy główne i to nie jest żadna nowość. Człowiek jest regularnie wystawiany na pokusy. Nawet Kościół złagodził swoje stanowisko w sprawie chciwości – uleganie mu dawniej nazywał grzechem, teraz z kolei mówi, że to zaledwie wada. Co by jednak nie powiedzieć, jest ono wpisane w konstrukcję człowieka. Samo pragnienie posiadania nie jest złe, ale może w zło się przerodzić. Jest to niezwykle cienka granica, która wymaga dbałości i pielęgnacji  – mówi Robert Rutkowski, psychoterapeuta współpracujący z żołnierzami po misjach w Iraku, znanymi politykami i sportowcami.

Afera Calciopoli i polskie szwindle

W najwyższej klasie rozgrywkowej we Włoszech (Serie A), jak również na jej zapleczu (Serie B) handlowanie meczami było zjawiskiem powszechnym. Kluby dobierały sobie konkretnych sędziów na swoje spotkania, a oni “gwizdali” na ich korzyść. Ta sielanka nie mogła trwać w nieskończoność i wiosną 2006 roku tamtejsza policja zajeła się sprawą korupcji. W środowisku piłkarskim nastąpiło trzęsienie ziemi, gdyż – jak się później okazało – w sprawę zamieszana była cała liga włoska z  Juventusem, Milanem, Lazio i Fiorentiną na czele. Ta patologiczna działalność nie ograniczała się tylko do ustawiania samych meczów. Dyrektorowi generalnemu Juve postawiono zarzut m.in. nielegalnego ingerowania w ruchy transferowe na korzyść swojego klubu.

Kary dla wielu ośrodków były dotkliwe. Najbardziej jednak ucierpiał klub z Turynu, który zdegradowano i któremu odebrano dwa tytuły mistrzowskie. W jednej z rozmów, szefowie Juventusu przyznali, że liga była skorumpowana do tego stopnia, że nawet mając najsilniejszy skład musieli kupować mecze, bo w przeciwnym wypadku mogliby zapomnieć o wygraniu ligi, a nawet o zakwalifikowaniu się do Champions League. To dobitnie pokazało skalę zjawiska.

Polacy nie muszą wcale zaglądać na Półwysep Apeniński, żeby poznać problem korupcji. Ponad 10 lat temu ruszyła bowiem lawina afer w naszym rodzimym środowisku futbolowym. Prawie 650 osób usłyszało zarzuty, a blisko 500 skazano. Sprawa wstrząsnęła polską piłka, gdyż zamieszane w nią były topowe postaci z naszych boisk, włączając kadrowiczów. Korupcja nie ograniczała się do piłkarzy, zatrzymano także arbitrów, trenerów (w tym byłego selekcjonera Kadry) i działaczy. Z dnia na dzień lista oskarżonych się wydłużała, a w zakładach karnych przybywało osadzonych. W związku z aktywnym i wielopłaszczyznowym udziałem w aferze Amiki Wronki, przyjęło się takie powiedzenie: duże więzienie i małe domki – to Wronki.

Z tą niewielką, za to prężnie funkcjonującą, podpoznańską miejscowością wiąże się osoba Ryszarda F. Przez wielu uznawany był za mózg operacji korupcyjnych, a na jego polecenie sędziowie mocno wpływali na wyniki spotkań z udziałem Amiki. Wice naczelny tygodnika „Piłka Nożna” i autor książki „Spowiedź Fryzjera” – Adam Godlewski – opisywał go tymi słowami: „Był najlepszym informatorem w tamtym czasie. Wiedział naprawdę wszystko co się działo w polskiej piłce”. Ryszard F. o swoich rozległych kontaktach w środowisku futbolowym powiedział tak: “Tu mam ciotkę, tam mam wuja, znajomości mam od… metra”. Rolę „Fryzjera” w aferze marginalizował były trener reprezentacji Polski, Janusz Wójcik: “Fryzjer to tylko włosy może obciąć” – mówił. Wydaje się jednak, że te słowa były odpowiedzią na fakt , iż Ryszard F. nie oszczędzał selekcjonera Kadry i postawił go w negatywnym świetle jako wielokrotnego uczestnika korupcji.

Niemożliwym jest, żeby po tej aferze nagle zaprzestano procederów korupcyjnych w polskiej piłce. Według mnie po prostu mafijne kontakty zostały bardziej uszczelnione – opiniuje psycholog Rutkowski.

Wielka plama na białym sporcie

Kto by pomyślał, że takie patologie można znaleźć również w tenisie nazywanym przecież białym sportem. W 2007 roku podczas turnieju Orange Prokom Open w Sopocie doszło do jednego z najbardziej kuriozalnych pojedynków w historii tenisa. Nikołaj Dawydienko (ówczesna 4. rakieta świata) potykał się z Martinem Vassallo Arguello. I choć rosyjski zawodnik był zdecydowanym faworytem, to tuż przed początkiem meczu bukmacherzy zauważyli zaskakujące ruchy swoich klientów. Zaczęli oni obstawiać zwycięstwo Argentyńczyka, na którego kurs był bardzo wysoki. Spotkanie przebiegało pod dyktando Dawydienki, a liczba osób stawiających na Arguello niesamowicie rosła. Ostatecznie faworyt skreczował (oddał mecz walkowerem) i rozpętała się burza. Brytyjska firma bukmacherska posądziła tenisistę o korupcję, a późniejsze raporty jednoznacznie go obciążały.

To jednak nic w porównaniu z tym, o czym niedawno donieśli dziennikarze BBC. Wyniki śledztwa, w których posiadaniu się znaleźli jasno pokazują, że cała dyscyplina znalazła się w poważnych tarapatach. Zgromadzone materiały dowodzą, że męski tenis przesiąknięty jest korupcją, a podejrzani znajdują się w „TOP 50” rankingu ATP. Zawodnicy mieli ściśle współpracować z bukmacherami z Włoch i Rosji, za co przysługiwało im co najmniej 50 tysięcy euro. Aby nie wzbudzać podejrzeń, ustalano różne strategie, np. przegrywanie celowo pierwszego lub ostatniego seta, czy odpuszczanie konkretnych setów.

Najbardziej w tym wszystkim dziwi fakt, że władze organizacji ATP podobno od siedmiu lat wiedziały o tych procederach, ale pozostawały bierne. Być może korupcja w tzw. białym sporcie ma  jeszcze większą skalę. Oburzenie w środowisku wywołały wypowiedzi Andy’ego Murraya i Novaka Djokovicia, którzy przyznali, że sami otrzymali propozycje ustawienia meczów.

Mam wrażenie, że w przypadku tenisa to jest tak, że wśród sportowych dziwek szukamy dziewicy. Czysty sport jest wtedy i tylko wtedy, gdy zajmujesz się nim na poziomie amatorskim. W momencie kiedy pojawia się zawodowstwo i do gry wkraczają wielkie pieniądze kończy się jego czystość – uważa Rutkowski i dodaje: Kibic teraz musi czuć się jak zdradzona żona, ale chyba sportowcy w ogóle się tym nie przejmują.

Studnia bez dna

Podobnie sprawa wygląda w innych dyscyplinach – mimo że obraca się mniejszymi pieniędzmi, to nie brakuje tam działań korupcyjnych. Doskonale pamiętamy sukces polskich siatkarzy w 2014 roku. Biało-czerwoni wywalczyli wówczas tytuł mistrzów świata w turnieju rozegranym w naszym kraju. Jak się później okazało, organizacja tej imprezy nie przebiegła w sposób uczciwy i przejrzysty, a głównym oskarżonym został ówczesny prezes PZPS. Z czasem doszło też do wielu zatrzymań.

Oskarżony prezes związku wiele razy stawiał moją osobę w negatywnym świetle i właśnie mnie podawał jako przykład sytuacji patologicznej. Dzięki temu człowiek znikąd, przyniesiony w teczce biznesmen został prezesem PZPS. Przy okazji zawsze miał usta pełne frazesów, mówił o uczciwości i transparentności oraz wielokrotnie podkreślał, jak za jego kadencji związek jest znakomicie prowadzony – mówił były prezes Związku Janusz Biesiada, któremu najpierw zniszczono reputację bezpodstawnymi zarzutami, by później całkowicie go uniewinnić. W krótkim czasie wizerunek władz siatkówki zmienił się o 180 stopni.

Kilka lat temu głośno zrobiło się o piłce ręcznej w kontekście ustawiania spotkań. Podejrzany był jeden z najlepszych zawodników globu – Nikola Karabatić oraz jego koledzy z drużyny. Montpellier, którego barw bronili, miało już zapewnioną wygraną ligi i rywalizowało ze znacznie słabszym przeciwnikiem. Faworyci mieli celowo przegrać mecz, a osoby obstawiające takie rozstrzygnięcie miały zgarnąć blisko 300 tysięcy euro.

Syndrom zbrodni i kary

Były prezes Bayernu Monachium, Uli Hoeness, został skazany na 3,5 roku więzienia za dokonywanie oszustw podatkowych przez 7 lat pracy w klubie. Hoeness odsiedział zaledwie nieco ponad półtora roku i niebawem wyjdzie na wolność. Mało tego, nie było to zwyczajne wykonywanie wyroku, gdyż Niemiec w tym czasie działał społecznie w… Bayernie! Teraz nie dość, że zostanie zwolniony z więzienia, to zanosi się na jego wielki powrót do klubu z Monachium. Niebywałe.

Ten przykład tylko paradoksalnie nie wiąże się stricte z korupcją, bo w rzeczywistości problem i mechanizm jest ten sam. Musi być pokuta i musi boleć, a później dopiero może nastąpić błaganie o wybaczenie. Bez tych pierwszych elementów nie ma szans na poprawę – przekonuje Robert Rutkowski. Poza tym sami przedwcześnie usprawiedliwiamy karygodne zachowania. Nie dajemy nawet ludziom, którzy dopuścili się przewinień i matactw, szansy się oczyścić. To przykre i niepokojące – zauważa nasz rozmówca.

Powiedzenie, że: duże pieniądze deprawują, a bardzo duże deprawują bardzo, znajduje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Kiedy euro, funty, czy jeny biorą górę nad ambicją, chęcią zwycięstwa i walką z własnymi słabościami – wtedy to nie jest już sport. Wtedy jedyne czego się chce, to wyjść z kina.

Autor: Marcin Konieczny

portfel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Octomore – czacha dymi

Alkohol, Dla Ciała / 

Dym, smoła, popiół, lizol i bandaże. Dla wielu zapewne brzmi to jak opis płonącego szpitala. Jednak nie dla wszystkich. Miłośnicy whisky z Islay, czyli whisky torfowej, kojarzą wyżej wymienione aromaty głównie z ich ulubionym alkoholem. Brzmi kusząco? Prawdopodobnie nie, szczególnie dla przeciętnego konsumenta. Istnieją jednak tacy, których kubki smakowe tolerują tylko ten trunek, a im więcej dymu znajdą w kieliszku, tym lepiej. Można by było pomyśleć, że torf ma działanie narkotyczne, wręcz uzależniające. “Smoke junky” będzie szukał coraz większej dawki torfu, a bez wątpienia znajdzie ją w whisky Octomore – Świętym Gralu dla miłośników dymu i lizolu.

octomore7_9.02

Octomore – parę słów dla niewtajemniczonych

Pierwsze pytanie, które nasuwa sie na myśl, to jaka jest geneza tak nietypowego aromatu i smaku, i co torf ma wspólnego z dymem. Otóż wiele. Istnienie whisky torfowej, z resztą jak wielu genialnych wynalazków, jest po trochu dziełem przypadku. Szkocja, uważana za ojczyznę tego trunku, jest krajem o niskim stopniu zalesienia. Brak drewna opałowego i ogromna ilość torfu znajdująca się w Szkocji (szczególnie na wyspie Islay) doprowadziła do używania tego surowca w procesie suszenia słodu jęczmiennego. Jako że niegdyś nie znane były alternatywne formy wytwarzania energii cieplnej, a torfu było “w bród”, Szkoci nie mieli wyjścia i chcąc-niechcąc musieli go używać. Surowiec ten jest skałą osadową, która płonąc wytwarza gęste kłębowiska dymu. Ten natomiast wnika w strukturę jęczmienia, tworząc zapachowe związki fenolowe mierzone w PPM (eng. parts per milion). Im więcej fenoli, tym więcej dymnych aromatów w butelce. Podsumowując i parafrazując popularne powiedzenie – w przypadku whisky – nie ma dymu bez torfu.

octomore3_9.02

Popularne torfiaki

Ojczyzną whisky torfowej jest wyżej wspomniana wyspa Islay. Uwarunkowania geograficzne i tradycja sprawiły, że to właśnie tam używa się najwięcej torfu do suszenia słodu. Na wyspie obecnie znajduje się osiem destylarni, a jedna z nich, Bruichladdich, dąży do stworzenia torfowej bestii – whisky o najwyższej zawartości związków fenolowych. Dążenia destylarni przekuwają się na stworzenie cyklicznie wypuszczanej serii Octomore. Przeciętna whisky dymna (np. Ardbeg czy Laphroaig) posiada ok. 30-40 PPM, natomiast najbardziej torfowe wydanie Octomora (06.3) ma tych PPMów 258! Obecnie jest to najbardziej torfowa whisky na świecie.

Octomore

“What if” project

Bruichladdich jest niezwykle nowoczesną destylarnią, która stawia na oryginalne rozwiązania. Nawet oprawa butelki jest modernistyczna i wyróżnia się na tle innych standardowych butelek z old-scholowymi etykietami. Historia Octomora rozpoczęła się w 2002 roku od pomysłu, powstałego w głowach zarządu i gorzelników: What if we distilled the most heavily peated whisky on the planet? (pol. Co jeśli stworzymy najbardziej torfową whisky na świecie?) Pytanie to przerodziło się w plan, a plan w działanie. Destylarnia konsekwentnie, aczkolwiek z różnym skutkiem dąży do stworzenia coraz to silniejszych w związki fenolowe whisky. Pierwsze wydanie 1.1 miało 131 PPMów, kolejne 2.1 – 140 PPM. Destylarnia sukcesywnie zwiększała “torfowość” whisky do 5. wydania, po którym nastąpił nieznaczny spadek i ponowna eksplozja dymu w wydaniu 6.3 – 258 PPM. Obecnie najnowszym wypustem jest 7.4 Octomore Virgin Oak o nieco skromniejszej zawartości związków fenolowych – 167.

Octomore

Octomore – czy warto?

Do spróbowania każdej z wersji Octomore nie trzeba namawiać żadnego z miłośników dymu i smoły w kieliszku. Jeżeli ktoś jednak zaczyna swoją przygodę z whisky, Octomore nie jest najlepszym i najbardziej przystępnym preludium. Degustując jakikolwiek alkohol, wrażenia należy dawkować, aby nie znaleźć się przedwcześnie na mecie. Istotna jest podróż i wrażenia z nią związane, a nie tylko jej cel.

Octomore

^2B9DFD79EB8228F0032289032F950AD90A6479BBE5EEDE4B3B^pimgpsh_fullsize_distr

Anita Więckowiak – Pasjonatka wina i whisky. Pierwsze kroki stawiała pracując w muzeum wina w Bordeaux, gdzie prowadząc liczne degustacje, zbudowała silne fundamenty w tej tematyce.

portfel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Miler Menswear
Top