Garnitur – może nie podstawowy, ale z pewnością najważniejszy element męskiej garderoby. W życiu każdego mężczyzny przychodzi taki moment, że jeansy i t-shirt nie wystarczają. Niektóre okazje wymagają tego, aby założyć spodnie zaprasowane w kant, marynarkę z wypełnionymi ramionami, porządnie zawiązany krawat i śnieżnobiałą koszulę. Kiedyś jednak to właśnie garnitury – albo coś, co je przypominało – były fundamentem męskiej szafy. Aby osiągnąć taką postać, jaką mają dzisiaj, musiały przebyć naprawdę długą drogę. Skąd więc wziął się pomysł na męski, dwu- lub trzyczęściowy, elegancki strój?
Ubranie, które można określić pierwszym garniturem, pojawiło się około 1700 roku. W tamtym czasie mężczyźni powoli przestawali nosić rajstopy w połączeniu z długimi, rozkloszowanymi okryciami wierzchnimi, a zaczynali lubować się w bryczesach – spodniach wiązanych tuż pod kolanem. W modzie męskiej występowały one już wcześniej, jednak dopiero w tych latach stały się smuklejsze i bardziej eleganckie, dzięki czemu eksponowanie ich nie było powodem do wstydu. Długie płaszcze lub marynarki oczywiście nie zniknęły – przeszły jednak swoistą metamorfozę poprzez znaczące wyszczuplenie rękawów, a kamizelki noszone pod nimi stały się krótsze. Zestaw składający się z bryczesów, kamizelki oraz płaszcza możemy uznać za „pierwszy garnitur”.
Barok charakteryzował się przepychem – z tego powodu na męskich ubraniach można dostrzec złote ornamenty i bogate przeszycia. Z kolei okres rokoko rozpoczął trend, który, w pewnym sensie, utrzymał się do dziś. To właśnie wtedy mężczyźni zaczęli odchodzić od dodatkowych ozdób. W XVIII wieku niekwestionowanym centrum mody była Francja i to właśnie tam rozwinięto pomysł na trzyczęściowy kostium. Bryczesy szyto z tego samego materiału, co marynarkę, a całość stała się bardziej luksusowa poprzez wykorzystanie jedwabiu w okresie letnim, a aksamitu w okresie zimowym. Kamizelki znów zmieniły swoją długość (po raz kolejny stały się krótsze), lecz nadal odszywano je z kontrastującego materiału i zdobiono przy pasie. Dolne części męskich marynarek były usztywniane i bardzo dobrze eksponowały wszystkie detale. Ubrania były dopasowane, lecz dalej dość krzykliwe jak na dzisiejsze standardy – w tym zakresie do rewolucji doszło w Anglii.
Moda angielska była bardziej stonowana i nie aż tak bogata kolorystycznie – dominował styl wiejski i wypoczynkowy, na podstawie którego zaczęto szyć surduty (marynarki sięgające do kolan), w których pierwszy raz pojawiły się klapy wywinięte na zewnątrz, optycznie poszerzające klatkę piersiową. Rezygnowano z francuskiego, pełnego przepychu, stylu, na rzecz prostoty i elegancji, o czym świadczą kamizelki pochodzące z tamtego okresu – znów stały się krótsze i przestały być zdobione przez odwracające uwagę elementy.
Co ciekawe, stroje dalej posiadały wcięcia w talii, wąskie rękawy i nogawki – pod względem dopasowania ubioru do ciała nadal najważniejsze było realne odwzorowanie sylwetki. Zanim Francja oficjalnie przestała być europejską stolicą mody, pojawił się podział na „makaroniarzy” oraz „dandysów”, gdzie ci pierwsi nosili wręcz karykaturalne, kolorowe i „udekorowane” po brzegi przebrania, a drudzy szczycili się swoim wysublimowanym wyczuciem stylu.
Kolejnym kamieniem milowym na drodze do dzisiejszego garnituru był strój rozpowszechniony przez George’a Bryana Brummella. Beau, bo tak również go nazywano, był doradcą księcia Walii – księcia-regenta Jerzego. Królewskiemu styliście podobał się kierunek, w jakim zmierzała męska moda i dość szybko (mając trochę ponad dwadzieścia lat) stał się ikoną elegancji. Zrezygnował z bryczesów na rzecz dłuższych, dopasowanych pantalonów, jego surduty były koniecznie dwurzędowe i zapięte, a pod szyją ekstrawagancko wiązał kawałek materiału, który później przekształcił się w krawat. Wełniana, granatowa lub czarna marynarka była wysoko podcięta z przodu, dzięki czemu odsłaniała jasne spodnie, a z tyłu schodziła niemal do kolan, zasłaniając pośladki. Pod marynarką znajdowała się oczywiście biała koszula – Beau uwielbiał te wykrochmalone i lniane, zapewniające świetną przewiewność i niespotykany wcześniej komfort. Dzięki niemu Londyn stał się ostoją krawiectwa miarowego i jest nią, w zasadzie, do dziś.
Dzięki Brummellowi mężczyźni zaczęli zwracać większą uwagę na jakość materiału, z którego szyto ich ubrania. Zainteresowanie zdobionym jedwabiem malało na rzecz mocnej i przyjemnej w dotyku wełny, która z pewnością nie była aż tak delikatna. Bryczesy całkowicie wyszły z użytku, odnosząc druzgocącą porażkę w pojedynku ze spodniami z wysokim stanem. Okrycia wierzchnie przypominały surduty – co prawda nie były charakterystycznie wycięte, posiadały za to szerokie klapy z guzikami na całej długości, dając możliwość zapięcia w zasadzie pod samą szyję. Jedynymi elementami, które się wyróżniały były kontrastowe klapy lub kolorowy krawat – ten z kolei w latach dwudziestych XIX wieku zaczynał przypominać muszkę, a jego wiązanie dalej było niezwykle szykowne. Dominowały zestawy z białymi spodniami i ciemnymi surdutami, a dokładając kamizelkę z rewersem, można było uzyskać jeden z bardziej formalnych ubiorów.
Pierwsza połowa XIX wieku była również okresem, w którym mężczyźni zaczęli interesować się sportem – albo przynajmniej udawali, że się interesują, ponieważ było to w dobrym guście. Różnica pomiędzy tak zwanym „morning outfit”, czyli strojem porannym, a strojem sportowym, zacierała się coraz bardziej. Ten pierwszy dalej był elegancki, jednak stroje zakładane przez mężczyzn, chociażby na polowania, również nie przynosiły im wstydu. Płaszcz odsłaniający spodnie, przypominający dwurzędową marynarkę Brummella, miał tutaj praktyczne zastosowanie, ponieważ pozwalał bezproblemowo jeździć konno. Powiększone obcasy w skórzanych butach pozwalały na dobre zakleszczenie nóg w strzemionach. Odważniejsi dalej nosili kontrastowe pantalony, zazwyczaj w jasnych kolorach, powoli jednak odchodzono od tego zwyczaju, na rzecz jeszcze większego uproszczenia całego stroju.
Nastała druga połowa XIX wieku – czas, w którym maszyny do szycia weszły do powszechnego użytku, a garnitur w zasadzie nabrał ostatecznego kształtu. Kamizelki wróciły do łask i znów były szyte ze wzorzystych materiałów, jednak nie aż tak krzykliwych, jak w okresie baroku. Były one widoczne dzięki jednorzędowym marynarkom, które w latach 1840-1870 uległy znaczącemu skróceniu i nie sięgały już do kolan. Zaczęto doceniać cięższe odmiany wełny jak chociażby tweed, i ciemniejsze, bardziej praktyczne spodnie. Nastąpiło rozdzielenie ozdób wiązanych pod szyją na muchy i krawaty – wtedy też został rozpowszechniony piękny w swej prostocie węzeł „na cztery”, optycznie wydłużający szyję i wyszczuplający twarz.
Na początku XX wieku stroje „wiejskie” noszono już w miastach, przez co garnitur trzyczęściowy stał się pomostem pomiędzy formalnym, wieczorowym surdutem (który powoli przekształcał się we frak) a ubraniem odpowiednim na poranne spacery. Delikatnie obniżono najwyższy guzik w marynarce, aby wyeksponować kamizelkę, i zmieniono przeznaczenie butonierki – teraz kiedy nie można było zapiąć marynarki pod samą szyję, zaczęto wkładać do niej kwiaty. Ciężko jednoznacznie stwierdzić, kiedy te wszystkie zmiany nastąpiły – tak naprawdę od czasów Brummella brakowało kolejnej ikony stylu, która wyznaczałaby trendy, aż do ówczesnego Księcia Walii. Kreowanie garnituru, jak widać, trwało setki lat i wykorzystywało doświadczenie wielu mężczyzn i krawców, z tego powodu nie można jednoznacznie wskazać jednej przełomowej daty. Mimo wszystko dzisiejsze garnitury różnią się detalami od tych, które noszono sto lat temu. Tempo zmian znacząco wzrastało, nie tylko w świecie mody, ale i we wszystkich dziedzinach życia. W zasadzie każda dekada miała w rękawie coś nowego dla spragnionych nowości mężczyzn. Garniturom popularnym w kolejnych latach przyjrzymy się jednak dopiero w kolejnych artykułach z cyklu Moda przez dekady.
Autor: Kamil Brycki
Pasjonat muzyki, literatury i mody. Klasyczną męską elegancją interesuje się od 18 roku życia i od tego czasu jego ciekawość tylko przybiera na sile. Redaktor serwisu muzycznego Music To The People.
Inne wpisy z tej kategorii
Komentarze
Dodaj komentarz
Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.
Kuba Stach
świetny artykuł :)