Likier, w którym kąpie się Dita von Teese – Cointreau

Alkohol, Dla Ciała / 

Co powiecie na likier o smaku pomarańczy? Jeśli jesteście fanami alkoholu wytwarzanego na bazie owoców , to dziś polecamy Wam francuski Cointreau – zdaniem wielu „nieodzowny element wyposażenia każdego baru”.

Likier powstaje w wyniku aromatyzowania spirytusu. W przypadku Cointreau (czyt. kłantro) mamy do czynienia z bezbarwnym trunkiem o 40% zawartości alkoholu, który swój charakterystyczny smak zawdzięcza słodko-gorzkiej skórce pomarańczy. Przezroczysty alkohol kryje w sobie tajemnicę, którą jest reakcja na chłód – przy oziębieniu pojawiają się w nim opalizujące chmurki. Historia Cointreau sięga drugiej połowy XVIII wieku, a sam proces jego wytwarzania pozostaje rodzinnym sekretem. Co ciekawe, niewielu wie, że reklama francuskiego likieru, w której wykorzystano nowatorską w ówczesnych czasach technikę braci Lumiere, uważana jest za pierwszą reklamę tego typu na świecie.

40-procentowy likier Cointreau typu triple sec, czyli potrójnie wytrawny, dla wielu osób jest zbyt mocny, aby pić go bez dodatków. W związku z powyższym trunek często serwowany jest z lodem, wodą bądź z wydobywającymi smak sokami cytrusowymi. Dla amatorów drinków – Cointreau idealnie sprawdza się przy przyrządzaniu Cosmopolitana, Margarity czy płonącego b-52. Wspomniany alkohol gości na naszym rodzimym rynku dopiero od początku XXI wieku, a jego cena oscyluje w granicach ok. 65 złotych za pół litrową butelkę.

Be Cointreau-versial

Kojarzycie Heather Renée Sweet? A może coś więcej powie Wam jej pseudonim artystyczny Dita von Teese? Amerykańska aktorka filmowa i burleskowa, tancerka erotyczna i modelka, w 2008 roku stała się nową twarzą marki Cointreau. Rozpoczynająca swoją karierę w klubie ze striptizem, zafascynowana od najmłodszych lat modą , von Teese za sprawą swojej urody, oryginalności i inspiracji stylem retro szybko zyskała popularność i uznanie. Od tego czasu zaistniała w świecie popkultury jako modelka, w mniejszym stopniu aktorka filmowa. Przez wiele lat zdobiła okładki najbardziej znanych magazynów świata – trzy razy zagościła na pierwszej stronie czasopisma „Playboy”. Nie ma wątpliwości, że Dita największy sukces odniosła w burlesce, w której została okrzyknięta niekwestionowaną królową. To właśnie jej słynny numer z kieliszkiem został odświeżony podczas współpracy z Cointreau.

Podczas występu von Tesse kąpie się w ogromnym kieliszku wypełnionym koktajlem Cointreau Teese. Pikanterii całemu widowisku dodaje skąpy strój kobiety wykonany z kryształów Swarovski. Zarówno kolor kamieni, jak i płynu, który stanowi postawę spektaklu, nawiązują do koktajlu Cointreau Teese. Co ciekawe receptura koktajlu została opracowana przez samą Ditę.

Światowa premiera koktajlu odbyła się 22 lipca 2009 roku w Los Angeles. Dla wszystkich, którzy do tej pory nie spróbowali kontrowersyjnego drinka, poniżej zamieszczamy przepis.

Składniki:
– 40ml Cointreau
– 20ml soku jabłkowego
– 15ml świeżego soku z limonki
– 15ml fiołkowego syropu Monin Violet

Przygotowanie:
Zmieszać w shakerze i podać w kieliszku koktajlowym (czyli do w tym do Martini)
Zwilżyć brzeg kieliszka kawałkiem świeżego imbiru, i gotowe!

1200x500kieliszkipopr

To piękny, kobiecy koktajl. Uwielbiam Cointreau Teese. To taki szykowny drink, który można zamówić we wszystkich tych miejscach, gdzie lubię bywać. To coś więcej niż koktajl – to część mnie.

Dita von Teese

Modelka, uznawana przez wielu za jedną z najseksowniejszych kobiet świata, w ramach kooperacji z producentami likieru zaprojektowała luksusowy kuferek. W niezwykle kobiecym i zmysłowym opakowaniu, którego standardowym przeznaczeniem jest przechowywanie biżuterii i kosmetyków, kryje się cointreau-wersyjna zawartość. Pudełko, nawiązujące wyglądem do lat 50-tych, skrywa w sobie coś zupełnie innego, niż kobiece atrybuty – jest to niezbędnik do przygotowania najpopularniejszego, możliwe, że za sprawą filmu „Seks w wielkim mieście”, kobiecego koktajlu Cosmopolitan. Zawartość szkatułki, nazywanej przewrotnie mini-barkiem tworzą: pomarańczowy likier Cointreau, dwa kieliszki koktajlowe oraz shaker. Pomysł okazał się wielkim sukcesem, a kobiecy niezbędnik stał się jednym z najbardziej pożądanych akcesoriów dla kobiet na świecie. W momencie premiery koktajlowego kuferka, która miała miejsce w 2011 roku, jego dostępność była bardzo ograniczona – można było go kupić tylko w trzech miejscach na świecie: Londynie, Mediolanie i w Monachium.

Ponieważ Cosmopolitan (Cointreaupolitan), to koktajl typowo kobiecy, to dla wszystkich Gentlemanów, którzy w piątkowy wieczór chcą zaskoczyć swoje kobiety, podajemy prosty przepis:

Składniki:
– 40 ml wódki cytrynowa
– 15ml Cointreau
– 15ml świeżego soku z limonki
– 30ml sok żurawinowy
– lód

Przygotowanie:
Zmieszać wszystkie składniki w shakerze z lodem – przelać do schłodzonego kieliszka koktajlowego.
Dla pełnego efektu warto przyozdobić brzeg kieliszka plasterkiem limonki lub skórką pomarańczy.

Na wspomnienie zasługuje również lekka i przede wszystkim łatwa w wykonaniu receptura koktajlu Cointreau Bubbles. Orzeźwiający napój idealnie nadaje się do szybkiego przygotowania w domu.

Składniki:
– 40ml Cointreau
– świeże limonki lub sok limonkowy
– woda gazowana lub tonik

Przygotowanie:
Do szklanki wlać, najlepiej świeżo wyciśnięty, sok z limonek, dodać Cointreau, koktajl dopełnić wodą lub tonikiem. Przyozdobić wedle uznania.

Podczas promocji pomarańczowego likieru, nie zabrakło polskiego akcentu w postaci Mateusza Przybylskiego. Znany projektant mody męskiej w 2009 roku zaprojektował pudełko dla limitowanej edycji Cointreau. Opakowania, które powstały w ramach projektu „Notre-Dame de Cointreau” zostały ręcznie wykonane i sygnowane przez polskiego twórcę.

Dajcie znać, czy powodem do picia Cointreau jest, a może stała się po dzisiejszym artykule, Dita von Tesse czy oryginalny słodko-gorzki smak likieru.

Autor: Aleksandra Gimbut

Komentarze

  1. Pingback: Czym ona się maluje? : Gentleman's Choice

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Pizza – długa historia najprostszej potrawy

Dla Ciała, Jedzenie / 

Historia pizzy jest długa i niepewna – pierwsze zachowane wzmianki pochodzą z czasów starożytnych. Chociaż w literaturze znaleźć można informacje, oparte bardziej na przypuszczeniach niż na faktach, na temat greckiego pochodzenia pizzy, to dziś nikt nie ma wątpliwości, że ta prawdziwa narodziła się we Włoszech, a konkretniej w Neapolu.

Ponieważ historia pizzy sięga zamierzchłych czasów, łatwo się domyślić, że z biegiem lat zmieniał się również sposób i forma jej serwowania. Od płaskich chlebów z czosnkiem, oliwą i ziołami w czasach starożytnych, aż po wiek XVII pizza niczym nie przypominała przysmaku, który na stałe zagościł w menu większości z nas. W ówczesnych czasach, dzięki małej liczbie składników i prostocie wyrobu szybko została okrzyknięta mianem jedzenia ubogich. Jednym z przełomowych momentów dla pizzy, ze względu na sos, było sprowadzenie do Królestwa Neapolu pomidorów. Z czasem pizza zaczęła coraz bardziej zmieniać swój wygląd i smak, rosła również jej powszechność i popularność. Jeśli wierzyć źródłom, historia współczesnej pizzy rozpoczyna się w momencie odwiedzin Neapolu przez króla i królową Sabaudii – Umberto i Margheritę di Savoia. W pamiętnym roku 1889, nijaki piekarz Raffele Esposito zaserwował, do dziś najbardziej znaną i lubianą, pizzę Margheritę. Margherita stworzona na bazie białego sera mozzarella, sosu z czerwonych pomidorów oraz zielonej bazylii została stworzona nie tylko na cześć pięknej królowej, ale także w celu oddania czci nowo narodzonemu państwu włoskiemu i fladze republiki. Wiele osób uważa, że pizza jest, ze skromnością Włosi raczej nie mają problemu, przejawem geniuszu neapolitańskiego, który objawił się w możliwości stworzenia wielu dań w jednej potrawie, która będzie inna w zależności od sposobu wyrobienia ciasta i dołączonych do niego dodatków. Biorąc pod uwagę powyższą historię i wszystkim dobrze znany smak, nikogo nie dziwi fakt, że w 2010 roku pizza neapolitańska została zastrzeżona przez Komisję Europejską jako certyfikowany wyrób tradycyjny. W 2015 roku potrawa została kandydatką Włoch na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO.

Typy pizzy

Często poszukując ideału w polskich pizzeriach zadziwia różnorodność oraz nazwy oferowanych pizz. O co chodzi z nazwami? A o to, że często pizza, którą pod daną nazwą zamówimy w Polsce, we Włoszech albo nie istnieje, albo składają się na nią całkowicie inne składniki. Pozostawmy schabowy schabowym, a margheritę margheritą. Wracając do tematu, pizzę możemy klasyfikować między innymi ze względu na: sposób podania, grubość ciasta oraz jej geograficzne pochodzenie. Ze względu na sposób podania wyróżniamy: pizzę okrągłą (pizza tonda), pizzę na kawałki (pizza al taglio, pizza a pezzi) oraz pizzę wielkich rozmiarów, często sprzedawaną na metry (pizza alla pala). W kwestii grubości ciasta, w większości przypadków placek na bazie: mąki, wody, drożdży, soli i ewentualnie oliwy, jest cienki i kruchy, a przygotowywanie go w drewnianym piecu sprawia, że jego krańce są delikatnie nadpalone. Przeciwieństwem takiego ciasta jest pasta neapolitańska, którą charakteryzuje grubość i puszystość. Rozróżniając pizzę ze względu na pochodzenie geograficzne, poza wspomnianą pizzą neapolitańską, możemy wyróżnić między innymi: cienką rzymską, grubszą sycylijską, białą oraz miękką i sprzedawaną na kawałki genewską. Jeżeli dokonać klasyfikacji ze względu na charakterystyczne dla niej dodatki, uda nam się wymienić co najmniej kilkadziesiąt. I chyba w tym tkwi cały urok pizzy, w zależności od upodobań smakowych, każdy może stworzyć taką, która jego zdaniem będzie najlepsza.

Włosi o polskiej pizzy

Jeśli zapytasz Włochów, co sądzą o polskiej pizzy, to ich pierwszą odpowiedzią będzie „Jest zupełnie inna od włoskiej, a różnice można by wymieniać w nieskończoność!”. Włosi uważają, że nasza rodzima pizza, ze względu na grubość ciasta, bardziej przypomina pizzę neapolitańską. Wielkim zaskoczeniem, które przyjmują z dość dużą przychylnością jest bardzo duża ilość dodatków oraz sosy, bez których znaczna część Polaków nie wyobraża sobie jedzenia narodowej potrawy Italii. Tak modne w ostatnim czasie oliwy (również te wymyślne, smakowe), którymi polskie pizzerie zalecają polewać pizzę są rzeczą nieznaną i nie spotykaną we Włoszech. Prawdziwa pizza sama w sobie jest robiona na bazie najlepszej oliwy z oliwek zatem nie ma sensu natłuszczać jej jeszcze bardziej niż to konieczne. Co drażni Włochów w Polskiej pizzy? Wszystkie zapytane osoby zgodnie odpowiedziały, że jakość dodatków. Każdy Włoch, ręcząc za tym własnym życiem, zapewnia, że w Italii nie istnieje taka możliwość, aby ktokolwiek zaserwował nam pizzę na bazie sera, który nie jest mozzarellą albo zamiast najlepszej jakości surowej szynki, przyozdobił ją szynką konserwową. Dużym zaskoczeniem dla przyjaciół z południa jest również cena. Zgodnie deklarowali, że gdyby w Italii pizza kosztowała 20-30 euro nikt by jej nie jadł. Dlaczego? Bo w tej cenie w dobrej restauracji zjesz przystawki, pierwsze i drugie danie, a to wszystko na bazie ryb i owoców morza. Podsumowując, większość Włochów, którzy mieli okazję spróbować naszego rodzimego placka z sosem i dodatkami, zgodnie twierdzą, że jest smaczny, choć ciężko nazwać go pizzą. Dlaczego? Bo prawdziwa pizza, to tylko pizza robiona na włoskiej ziemi, przez Włocha i z włoskich składników. Może brzmi to dość próżnie i wyniośle, jednak każdy kto spróbował wersji z południa, przyzna im rację.

Autor: Aleksandra Gimbut

portfel

Komentarze

  1. Pizza to nie pasta :)

    1. Pasta to po włosku po prostu ciasto, każdego rodzaju, natomiast z artykułu wynika, że królowa Margherita rządziła republiką :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

McLaren F1- niech żyje król lat 90.

Hobby, Motoryzacja / 

McLaren F1- auto, które ma w sobie jakąś niewytłumaczalną magię. Na pewno lwia część tych czarów bierze się z wizji Gordona Murray’a – twórcy tego nieszablonowego supersamochodu. Historia najszybszego, brytyjskiego auta lat 90. zaczęła się bowiem od przejażdżki owego Pana… autem wprost z kraju kwitnącej wiśni.

Murray początkowo za wyznacznik jakości dla swojego projektu, przyjmował takie marki jak Ferrari i Lamborghini – czar prysł już po pierwszej wycieczce do Japonii. Tam Gordon, jako pracownik McLarena, miał okazję przejechać się Hondą NSX. Tak narodziła się miłość od pierwszego wejrzenia, której owocem parę lat później stał się McLaren F1. Od pamiętnej wizyty w Tochigi Research Center Honda, to NSX była wzorem jakości i właściwości jezdnych dla projektu Murray’a. W swoich założeniach poszedł on jednak o krok dalej niż Japończycy, postanowił zbudować auto jeszcze lepsze. Dziś możemy stwierdzić że spełnił swoją wizję w 100%.

Nowe auto McLarena miało charakteryzować się niską masą i niewielkimi gabarytami. Dodatkowo miało niwelować błędy ówczesnej konkurencji wśród supersamochodów – małą ilość miejsca dla podróżnych, niewielką przestrzeń bagażową i nie ergonomiczne rozmieszczenie przyrządów w kokpicie kierowcy. Projekt od początku dysponował nieograniczonym budżetem, więc konstruktorzy nie musieli korzystać z półśrodków.

Bardzo wiele pieniędzy pochłonęły badania i testy prototypów, nie były to jednak zmarnowane środki. Początkowo rozwiązania techniczne, które miały zostać użyte w F1, testowano w dwóch nadwoziach kit caru Ultima MK3. W późniejszej fazie badań zbudowano pięć prototypów, już kompletnie gotowych F1 o oznaczeniach od XP1 do XP5.

Efekt pracy Murray’a po raz pierwszy oficjalnie pokazano światu 28 marca 1992 roku w Monako, gdzie wzbudził ogromne zainteresowanie. McLaren, jako pierwszy w drogowym aucie, zastosował znany z wyścigowych maszyn monokokpit z włókna węglowego, z którego wykonano również zewnętrze poszycie auta. Nadowzie F1 charakteryzowało się bardzo mały współczynnikiem oporu powietrza i doskonałą aerodynamiką. Aby maksymalnie “dokleić” auto do nawierzchni asfaltu podczas jazdy, zaprojektowano liczne wloty powietrza, przetłoczenia i aktywny spoiler, a w podłodze zamontowano dwa wentylatory zasysające powietrze spod auta, zwiększając jego docisk. Wentylatory zastosowano również we wspomaganiu chłodzenia ogromnych i skutecznych hamulców Brembo.

Jedynym z wyznaczników kunsztu F1 były właśnie jego hamulce i zawieszenie. Po raz pierwszy w drogowym aucie zastosowano jednoczęściowe, czterotłoczkowe zaciski wykonane z aluminium wspomagane przez wentylowane i nawiercane, pływające tarcze hamulcowe. W zawieszeniu McLarena zastosowano aluminiowe, podwójne, poprzeczne wahacze i leżące, regulowane amortyzatory – rozwiązanie skomplikowane, ale wymiernie poprawiające prowadzenie w stosunku do np. klasycznej kolumny McPersona. Auto wyposażone było w piasty z śrubą centralną, więc do wymiany koła wystarczyło odkręcić jedną nakrętkę – rozwiązanie wprost z torów wyścigowych. Projektując zawieszenie F1 konstruktorzy brali przykład oczywiście z Hondy NSX, poprawiając jej rozwiązania według własnej szkoły – uzyskany efekt był bardziej niż zadowalający.

Konstruktor F1 chciał stworzyć auto dla kierowcy, dlatego zrezygnowano z wszelkich układów wspomagających siedzącego za sterami. Nie zastosowano nawet ABS-u i wspomagania kierownicy, a pojęcie stabilizacji kontroli trakcji było dalece obce temu bolidowi – tutaj wszystko zależało od człowieka siedzącego za kierownicą…

…. ,która umieszczona była centralnie. Kierowca McLarena F1 zajmuje bowiem pozycję na środku auta, a po bokach przewidziano, lekko cofnięte w tył, dwa miejsca dla pasażerów. Jest to więc uniwersalne auto, zarówno do ruchu prawo, jak i lewostronnego. W myśl zasady, że wszystko w tym aucie zależy od kierowcy, zrezygnowano z wielu luksusów w jego wyposażeniu. Oczywiście zastosowano skórzaną tapicerkę czy klimatyzację, ale próżno szukać tutaj poduszek powietrznych, nawigacji czy radia, w zamian którego zamontowano odtwarzacz płyt CD, wspierany przez system dziesięciu głośników Kenwood – dostrajanych indywidualnie do klienta. Również pozycja fotela i kierownicy była dobierana “na miarę” pod każdego klienta. Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że zamawiający mógł indywidualnie stworzyć kolor swojego F1, a przed faktycznym lakierowaniem auta otrzymywał mały model F1 w wybranym przez siebie kolorze. Mógł wtedy ostatecznie zdecydować czy auto ma być pomalowane w zamówiony kolor, czy jednak należy dokonać jego zmiany.

Brytyjski supersamochód i typowo brytyjskie nakrycie głowy.

Kaszkiet świetnie łączy się zarówno z dżinsami jak i garniturem dzięki czemu można nosić go praktycznie wszędzie! Detronizuje kompromitujące połączenie wełnianej czapki i garnituru oraz świetnie zastępuje kapelusz, który dzisiaj nie każdy chce nosić. Kaszkiety, które dla Was przygotowało Miler Spirits&Style, są całkowicie wyjątkowe i jestem przekonany, że szybko stracicie dla nich głowę. Ale najpierw warto się dowiedzieć o co tu w ogóle chodzi – klik

121

Przyszła pora żeby wspomnieć o najważniejszym elemencie McLarena – silniku. Początkowo w F1 zastosowany miał być motor produkcji Hondy o pojemności 4,5 litra w układzie widlastym 12 lub 14 cylindrów. Niestety japońska marka nie podjęła ostatecznie współpracy z Brytyjczykami, przez co McLaren zwrócił się o pomoc do BMW. Bawarczycy zaprojektowali 6.1 litrowy silnik S70 w układzie V12 – specjalnie dla Murray’a i według jego ścisłych wytycznych. “V-ka” legitymowała się mocą 627 KM i 650 Nm, co w przypadku wolnossącego motoru jest wynikiem, który robi wrażenie, zwłaszcza uwzględniając charakterystykę silnika widlastego – zapas mocy i momentu dostępny w dolnych partiach prędkości obrotowej powodował, że F1 można było ruszać bez dodawania gazu, wystarczyło łagodnie odpuścić sprzęgło. Uzyskanie takich właściwości zapewniły takie rozwiązania jak: zmienne fazy rozrządu, podwójny wtrysk paliwa czy tytanowe kolektory wydechowe – Panowie z działu M-Power dali więc McLarenowi od siebie to, co najlepsze. Dodatkowo wyposażyli auto w 6 stopniową, manualną skrzynię biegów o idealnie dobranych przełożeniach i niezwykłej precyzji, która oczywiście napędzała koła tylnej osi.

F1 zadziwiał również swoimi osiągami. Pierwsza “setka” pokazywała się na cyferblacie prędkościomierza już po 3,2 sekundy, a zatrzymywała się przy wartości 391 km/h! Takich osiągów w latach 90. nie zapewniało żadne inne auto. McLaren F1 był bezapelacyjnie najszybszym samochodem swoich czasów. Tytuł ten utrzymał, aż do 2005 roku, czyli siedem lat po zakończeniu swojej produkcji. Do 1998 roku wyprodukowano łącznie 64 szosowe egzemplarze F1. W czasie produkcji modelu powstało łącznie 100 egzemplarzy, wliczając w to prototypy i egzemplarze torowe. Każdy z nich został wyprodukowany ręcznie, pod indywidualne zamówienie i kosztował milion dolarów.

Mało kto mógł sobie pozwolić na przyjemność posiadana tego brytyjskiego supersamochodu, ale mogę śmiało powiedzieć, że jeśli już ktoś zdecydował się wydać owy milion na McLarena, to był to najlepiej wydany milion dolarów w jego życiu. Król szos lat 90. warty był każdego centa swojej ceny. Jak stwierdził sam Gordon Murray – lepszego auta nie byłby w stanie już zaprojektować – stworzył bowiem auto idealne w każdym calu, które do dziś, bije na głowę wiele nowych supersamochodów. Król jest tylko jeden i dalej jest żywą legendą, od której projektanci mogą się uczyć kunsztu budowania superaut. McLaren F1!

portfel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Miler Menswear
Top