Mistrzowie boksu, których musisz znać

Hobby, Sport / 

Wielu początkujących kibiców boksu nie ma zbyt dużej wiedzy o wybitnych mistrzach. Zna Tysona, Muhammada Alego i kilka innych znanych nazwisk. Są jednak pięściarze równie wybitni, o których mogłeś w ogóle nie słyszeć, a jako kibic z prawdziwego zdarzenia musisz ich po prostu znać.

Jack Dempsey

Zacznijmy od Jacka Dempseya, pięściarza walczącego na początku XX wieku, a dokładniej w latach 1914-1927. Czym wyjątkowym charakteryzował się ten pięściarz? Oprócz tytułu mistrza świata wagi ciężkiej, Dempsey, jako pierwszy bokser, zyskał także miano międzynarodowej gwiazdy sportu oraz symbolu popkultury, zaś walki z jego udziałem były wielkimi widowiskami. To właśnie na jego walce po raz pierwszy wpływy z biletów z walki bokserskiej przekroczyły milion dolarów. Korzystając ze sławy, bokser zaczął też grywać w filmach. Dempsey, jak większość pięściarzy z tamtego okresu, nie był wirtuozem boksu, jednak posiadał bardzo silny cios, był szybki i zwinny. Kilka jego walk przeszło do historii boksu, w tym ta, w której zdobył mistrzostwo z mierzącym niemal dwa metry Jessy Willardem. Dempsey w pierwszej rundzie aż siedmiokrotnie posłał rywala na deski, złamał mu kilka żeber oraz wybił pare zębów. Z kolei pierwsza runda z Luisem Angelo Firpo została nazwaną „rundą wszech czasów”, a jej szalony przebieg sprawił, że zaczęto dyskutować o zmianach przepisów w boksie zawodowym. Dempseyowi wówczas nikt nie mógł zagrozić, a tamtą epokę w boksie nazwano Erą Dempseya. Sam pięściarz dożył późnych lat. Zmarł w 1983 roku, jako jedna z największych legend wagi ciężkiej.

Joe Louis

Drugim pięściarzem z dawnej epoki, i jednocześnie jednym z najwybitniejszych w historii boksu (a dla niektórych najwybitniejszym bokserem wagi ciężkiej) jest Joe Louis. Ten bokser to legenda jakich mało. Co prawda nie był pierwszym czarnoskórym mistrzem, jednak jako pierwszy czarnoskóry bokser zdobył powszechny podziw i szacunek. Jego postawa przyczyniła się do zmniejszenia poglądów rasistowskich wśród białej części społeczeństwa, a było to w okresie przed i po II wojnie światowej, kiedy segregacja rasowa była czymś naturalnym. Joe Louis stoczył też najbardziej upolitycznioną walkę w historii boksu, z dumą Niemiec i samego Hitlera – Maxem Schmelingiem. Ich pierwsze starcie w 1936 r. jeszcze mało doświadczony Louis przegrał. Jednak to rewanż miał rozgrzać wszystkich kibiców do czerwoności. Był rok 1938, wszyscy znali już zapędy Hitlera, a wojna wisiała w powietrzu. Schmeling przyjechał do USA, by, jak planował Hitler, udowodnić wyższość białej rasy. Stawką był tym razem tytuł Mistrz Świata Wszechwag. Presja była ogromna, obaj pięściarze zostali zmobilizowani przez przywódców swoich państw. Joe Louis znokautował Schmelinga już w pierwszej rundzie, tym samym zapoczątkowując 11-letni okres, w którym nieprzerwanie dzierżył najważniejszy tytuł w boksie zawodowym. Do tej pory jest to niepobity rekord, tak samo jak 25 udanych obron tytułu z rzędu!

Rocky Marciano

O nim na pewno słyszałeś! Marciano uznawany jest za jednego z najlepszych bokserów wagi ciężkiej. Czym zasłużył sobie na takie miano ten niepozornie wyglądający pięściarz o włoskich korzeniach? Właśnie tym, że jako jedyny bokser odszedł jako niepokonany mistrz! Do dziś dzierży rekord 49 wygranych walk bez porażki ani remisu. Dopiero niedawno rekord Marciano wyrównał Floyd Mayweather Jr. Marciano miał mniej niż 180 cm wzrostu i krótki zasięg ramion, ale nie przeszkadzało mu to wygrywać i to często przed czasem. To, co charakteryzowało tego pięściarza, to potężne uderzenie oraz serce do walki. Krytycy zarzucają mu, że pokonał tylko kilku podstarzałych byłych mistrzów i w porę zakończył karierę, unikając potyczki z młodym Floydem Pattersonem. Mistrzem był tylko przez 3 lata, staczając zaledwie 6 obron tytułu. Na ringach zawodowych spędził tylko 8 lat. Zginął na dzień przed 46 urodzinami w katastrofie samolotowej.

Sugar Ray Robinson

Niemal we wszystkich rankingach na najwybitniejszego boksera wszech czasów bez podziału na kategorie wagowe wygrywa Sugar Ray Robinson. Ale nie może być inaczej, bo bokser ten to prawdziwy geniusz, a podziwiał go nawet Muhammad Ali. Robinson walczył z niezwykłą lekkością i gracją. Jego kariera trwała od 1940 r. do 1965 r., a w tym czasie stoczył bagatela 202 walk z których wygrał 175. U szczytu swojej kariery był hegemonem w wadze półśredniej i średniej, a jego potyczki z Jackiem LaMottą przeszły do historii jako jedne z najbardziej zaciętych. Mało brakowało, aby Sugar Ray Robinson zdobył też tytuł mistrza w wadze półciężkiej, ale w walce ze znakomitym Joey Maximem pokonała go aura. Mimo przewagi w pojedynku, organizm Robinsona nie wytrzymał piekielnego upału, w jakim toczyła się ta potyczka i zasłabł po 13 rundzie. Była to jednak jedyna walka, w której Robinson nie dotrwał do ostatniego gongu.

Archie Moore

Archie Moore to chyba najwybitniejszy bokser kategorii półciężkiej, choć dla mniej obeznanych może być postacią anonimową. Był mistrzem w latach 1952-1963 i w jego posiadaniu jest wiele rekordów niepobitych do dziś. Stoczył 220 walk, jako jedyny walcząc w obrębie aż czterech dekad, od lat 30-tych do 60-tych XX wieku. Jest rekordzistą pod względem walk wygranych przed czasem (131). Przez lata był najstarszym pięściarzem, który bronił tytułu mistrza świata (miał 49 lat), dopiero w 2014 r. rekord ten pobił Bernard Hopkins. Archie Moore walczył też w wadze ciężkiej, np. o mistrzostwo z Floydem Pattersonem, później stoczył także pojedynek z Cassiusem Clayem i został jedynym pięściarzem, który walczył zarówno z nim, jak i z Rockym Marciano. Moore’a można było też obejrzeć na wielkim ekranie w filmie „Przygody Huckleberry Finn’a”

Muhammad Ali

Zmarły niedawno Cassius Clay, znany jako Muhammad Ali (imię i nazwisko zmienił przechodząc na islam), to pięściarz powszechnie uznawany za najwybitniejszego w całej historii boksu. O tej postaci można by pisać książki, gdyż wykraczała ona daleko poza sport. Ali stał się symbolem przemian społecznych i walki z nietolerancją rasową, a za swoje poglądy zakazano mu walczyć na 3 lata. Z boksu zawodowego zrobił widowisko, jakiego ludzie dotąd nie widzieli. Był zarazem showmanem i znakomitym sportowcem, z niespotykaną charyzmą i pewnością siebie. Walczył w czasach, kiedy nie brakowało znakomitych bokserów wagi ciężkiej i praktycznie wszystkich ich pokonał! Na jego koncie są wygrane pojedynki z takimi legendami wagi ciężkiej, jak: Sonny Liston, Joe Frazier, George Foreman, Floyd Patterson, Ken Norton, Ron Lyle czy Earnie Shavers. Muhammad Ali aż 19-krotnie bronił tytułu mistrza świata wszechwag. Jako pierwszy bokser wagi ciężkiej odzyskał utracony tytuł. Jego zwycięska potyczka z Georgem Foremanem to chyba najsłynniejsza walka w historii, a trzecia potyczka z Joe Frazierem (Thriller in Manila) jest uznana za najbardziej zacięty pojedynek w dziejach wagi ciężkiej. Ale to nie liczby, tytuły i rekordy zdecydowały, że jest uznawany za największego, a sposób walki. Żaden pięściarz wagi ciężkiej nie poruszał się po ringu z taką gracją, jak Ali. Był zwinny i szybki niczym bokser wagi średniej, i tak pewny swoich umiejętności, że jeszcze przed walką zapowiadał, w której rundzie pokona przeciwnika i, o dziwo, często się to sprawdzało. Nigdy nie przebierał w słowach, a jego „trash talk” nie ma sobie równych po dzisiejszy dzień. Do annałów boksu przeszło powiedzenie na temat jego stylu walki: „Lata jak motyl, żądli jak osa.”

Mike Tyson

Nazwisko Mike’a Tysona zna każdy, nawet ten, kto nie interesuje się boksem. Tyson to jeden z najbardziej spektakularnych pięściarzy, nieobliczalny tak na ringu, jak i poza nim, przez co zyskał sobie miano „Bestii”. Demolował swoich przeciwników jak żaden inny bokser i był szybki jak żaden inny bokser. Mimo swojej skromnej postury, był obdarzony być może najsilniejszym ciosem w historii boksu, co pozwoliło mu zostać najmłodszym mistrzem świata (20 lat i 4 mies.). Mike Tyson szybko stał się ikoną, symbolem popkultury i ucieleśnieniem „Bad Boya”. Był także najbardziej kasowym bokserem, a miliony wydawał równie szybko, jak zarabiał. Kłopoty były  jego specjalnością – w 1991 r. został skazany za gwałt i trafił do więzienia na ponad 3 lata. Po wyjściu nadal był groźny, odzyskał mistrzostwo, ale dobrą passę zepsuł mu Evander Holyfield, który dwukrotnie go pokonał. To właśnie podczas drugiego starcia z Holyfieldem, Tyson z bezradności i frustracji odgryzł kawałek ucha rywalowi. Mike Tyson to postać niezwykle kontrowersyjna, jednak w szczycie swojej formy siał strach jak żaden inny pięściarz. Nikomu dziś nie trzeba tłumaczyć, co znaczy, że ktoś bije… jak Tyson.

George Foreman

George Foreman to niezwykła postać, gdyż to jedyny pięściarz wagi ciężkiej, który walczył w dwóch zupełnie innych epokach bokserskich, w latach 70-tych, za czasów Muhammada Alego i Joe Fraziera, oraz w latach 90-tych, za czasów Tysona, Holyfielda i Lennoxa Lewisa. Foreman, niczym swoisty wehikuł czasu, daje kibicom i znawcom obraz tego, jak bokser walczący kiedyś poradziłby sobie w dzisiejszym boksie. Foreman został mistrzem świata w 1973 r. pokonując Joe Fraziera, tak samo jak resztę swoich rywali. Był silny jak tur i miał znakomite warunki fizyczne. Wydawało się, że będzie dominował w wadze ciężkiej przez długie lata. Jednak miano niezwyciężonego pięściarza zniszczył mu Muhammad Ali, nokautując Foremana w 1974 r. Po tej porażce Foreman już nie był tak pewny siebie, wygrał kilka walk, ale po drugiej porażce w 1977 r. zakończył karierę. 10 lat później ludzie przecierali oczy ze zdumienia, gdy George Foreman ogłosił, że wraca na ring, aby ponownie zdobyć tytuł mistrzowski. Najpierw nie traktowano tego poważnie, jednak gdy Foreman z charakterystycznym brzuszkiem nokautował rywala za rywalem, zmieniono o nim zdanie. Po dwóch nieudanych próbach ataku na tytuł w walkach z Evanderem Holyfieldem i Tommym Morrisonem, w 1994 r. Foreman w końcu zdobył upragnione mistrzostwo. Znokautował w 10 rundzie Michaela Moore zostając tym samym najstarszym mistrzem wagi ciężkiej (45 lat, 9 miesięcy i 26 dni). Foreman odzyskał tytuł po 20 latach! Czegoś takiego boks zawodowy jeszcze nie widział. Big George stał się tym samym symbolem dążenia do celu i nie poddawania się upływającemu czasowi.

To zaledwie kilka postaci spośród wielu znakomitości boksu zawodowego, jednak każda z nich odcisnęła wyraźne piętno na dyscyplinie, która jak żadna inna od ponad wieku wywołuje niespotykane emocje na całym świecie, wyzwalając w ludziach pierwotne instynkty.

Kogo uważacie za najlepszego pięściarza w historii boksu?

Autor: Krzysztof Borowik

Komentarze

  1. A Joe Calzaghe?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Ikona stylu: Zbigniew Cybulski

Ikony Stylu, Moda / 

Wybitny aktor filmowy i teatralny, legenda powojennej polskiej kinematografii, polski James Dean. Choć zmarł tragicznie w wieku zaledwie 40 lat, wszyscy pamiętają jego role — charakterystyczne i autentyczne niczym sam Cybulski. W pamięć zapadł nam również jego styl, który zdecydowanie wyróżniał się wśród szarości okresu PRL-u.

Grał siebie. W filmach był taki sam jak w życiu. Robił to świadomie. Bez przerwy się spóźniał, ale jeśli zaszła taka potrzeba, przychodził z dokładnością co do minuty. Sprawiał wrażenie człowieka, który niczym się nie przejmuje. Często czekała na niego taksówka, licznik bił, a on gadał godzinę, dwie — tymi słowami wypowiedzianymi przez jednego z rozmówców Marioli Pryzwan w jej książce Cześć, starenia! Cybulski we wspomnieniach można rozpocząć opowieść o tym niezwykłym człowieku, który stał się wzorem dla ówczesnego pokolenia młodych Polaków.

Młodość Cybulskiego

Zbigniew Cybulski urodził się 3 listopada 1927 roku w Kniażach koło Stanisławowa. W wieku dwudziestu  lat rozpoczął naukę na Wydziale Dziennikarstwa w Wyższej Szkole Nauk Społecznych w Krakowie, jednak już po dwóch latach porzucił je dla aktorstwa i przystąpił do egzaminów na Państwowej Wyższej Szkole Artystycznej w Krakowie, którą ostatecznie ukończył w 1953 roku. Wtedy też pod opieką reżyserki Lidii Zamkow wyjechał do Gdańska i zaczął występować w Teatrze Wybrzeże. Zadebiutował tam w sztuce Intryga i Miłość Schillera.

Początek kariery

Rok później, wraz z Bogumiłem Kobielą, stał się współzałożycielem legendarnego już teatru studenckiego Bim-Bom, gdzie pełnił rolę kierownika artystycznego. Był to, tuż obok warszawskiego Studenckiego Teatru Satyryków, najpopularniejszy teatr ówczesnego okresu. Cybulski z Kobielą w nim nie grali (…) Tylko gdy Bim-Bom występował za granicą — w Paryżu, Moskwie — wchodzili na scenę, ale poza tym nie mieli w zwyczaju tego robić. Oni obmyślali, animowali. Żona Cybulskiego, Elżbieta Chwalibóg, napisała potem: „Najszczęśliwsi byliśmy na Wybrzeżu” — wspomina teatrolog, prof. Jan Ciechowicz. W latach 60-tych aktor przeniósł się do Warszawy, gdzie grał  w teatrze Wagabunda, a następnie Ateneum. Cybulski był bardzo charakterystyczną postacią. Prof. Jan Ciechowicz wspomina, że artysta w swojej grze bywał nieobliczalny. Stosował sposoby grania, które jego partnerów przyprawiały o palpitację serca, a które były przy tym zawsze oryginalne, niepowtarzalne. O ile w kinie było to jeszcze do przyjęcia, o tyle w teatrze – w żadnym razie —  zauważa teatrolog. Cybulskiemu często zarzucano, że nie potrafi nauczyć się na pamięć tekstu i każdego dnia odgrywa swoją rolę inaczej. Pomimo tego, w późniejszym okresie aktor na stałe zapisał się w historii polskiej kinematografii.

Eksplozja popularności

Sukces Cybulskiego przypieczętował występ w filmie Andrzeja Wajdy Popiół i Diament z 1954 roku. To właśnie tam stworzył tak dobrze zapamiętaną przez widzów postać Maćka Chełmickiego. Bohater Maciek Chełmicki, akowiec, romantyk i buntownik, polski młody gniewny, który tragicznie wkracza z doświadczeniem okupacji w powojenną Polskę, ma zniewalający urok Cybulskiego, nowoczesne dżinsy i czarne okulary — pisze Magda Podsiadły. Po tej roli aktor został okrzyknięty polskim James’em Dean’em. W rozmowie z Magdą Podsiadły, Wowo Bielicki zauważył, że: Prości chłopcy naśladowali jego zewnętrzność  — okulary, uczesanie, nosili skórzane kurtki. A w tym nie było niczego z jego osobowości. Nikogo nie interesowało, jaki jest naprawdę. Lucyna Legut dodaje:  Marzeniem Zbyszka Cybulskiego było grać tak jak James Dean. I tak jak słynny amerykański aktor Zbyszek Cybulski stał się aktorem kultowym. I jak Amerykanin zginął tragicznie i przed czasem.

Niepowtarzalny styl

Cybulski otwarcie inspirował się amerykańską modą i kulturą. Jego znakiem rozpoznawczym stały się przede wszystkim charakterystyczne ciemne okulary w mocnej, rogowej oprawie, w których pojawiał się w każdym swoim filmie. Podobne modele do tych, w których chodził Cybulski, znajdziemy dziś w ofercie producentów takich jak Massada czy Ray Ban. Aktor zapoczątkował też modę na wojskowe i skórzane kurtki, w których pojawiał się regularnie — jak chociażby w Popiele i Diamencie, w którym nosił klasyczną kurtkę wojskową M43. Całość jego stylizacji dopełniała charakterystyczna fryzura Cybulskiego — bujne włosy zaczesane do tyłu oraz dżinsy, które w ówczesnym okresie były obiektem pożądania większości młodych Polaków. Zarówno strój, jak i sposób bycia Cybulskiego zasługiwały na uwagę. Był człowiekiem niezwykle wrażliwym, spontanicznym i życzliwym, że marzył o bohaterstwie, miał niezwykle dobre serce i przejmował się cudzym nieszczęściem — mówił na antenie Trójki Polskiego Radia Michał Nogaś.

Jednym z bardziej pamiętnych wydarzeń z życia Cybulskiego był jego ślub z Elżbietą Chwalibóg. — To było niezapomniane wydarzenie tego lata, na miarę całego kraju, bo na wesele Zbyszka zjechał cały Bim-Bom, cała artystyczna socjeta Wybrzeża i Polski. Ten ślub był w ogóle przedziwny. Po ceremonii ślubnej w Sopocie, zresztą cywilnej, pojechaliśmy autobusami do dużej kaszubskiej karczmy, gdzieś za Kartuzy. Atmosfera, jaką stworzyli państwo młodzi, też była niezwykła, odbywały się życiowe spory, zawarte zostały nowe przyjaźnie, tworzyły się konflikty, inne nieporozumienia zostały rozwiązane — wspomina aktorka Zofia Czerwińska.

Tragiczny koniec

8 stycznia 1967 roku okazał się dla Cybulskiego pechowym dniem. Wraz ze swoim przyjacielem Alfredem Andrysem „Alfą” jechał z Wrocławia do Warszawy. Tego samego dnia aktor miał pojawić się w stolicy w Teatrze Telewizji, gdzie grał w Tajemnicy starego domu w reżyserii Iwana Komitowa. Pechowy zbieg okoliczności i, jak przypuszczają niektórzy, problem z alkoholem, z którym borykał się Cybulski, doprowadziły tamtego poranka do tragicznego w skutkach wypadku. Aktor zginął pod kołami pociągu, próbując wskoczyć do rozpędzającej się właśnie maszyny. Zauważyła to dyżurna ruchu stojąca na peronie i, widząc dwóch mężczyzn próbujących wskoczyć do pociągu, dała sygnał konduktorowi. Pociąg zaczął hamować, ale Cybulski zaklinował się pomiędzy stopniem pociągu a krawędzią peronu. W stanie krytycznym został odwieziony do szpitala, gdzie w krótkim czasie zmarł.

Ostatni film, w którym zagrał Cybulski, Morderca zostawia ślad Aleksandra Ścibora-Rylskiego, kręcony był, o ironio, w gmachu ówczesnej Dolnośląskiej Dyrekcji Kolei Państwowych. Cybulski pozostawił po sobie bogatą spuściznę filmową i teatralną. Jego najważniejszą rolą teatralną była postać młodego narkomana Johnny’ego Pope’a w sztuce Kapelusz pełen deszczu Michaela Vincente’a Gazzo, wyreżyserowanym przez Andrzeja Wajdę.

Występował też w Teatrze Telewizji, gdzie został doceniony za rolę Sammy’ego w sztuce Sammy Kena Hughes’a w reż. Jerzego Gruzy. Na wielkim ekranie zadebiutował w Pokoleniu Wajdy, jednak podczas montażu jego rola została ograniczona do minimum i ostatecznie Cybulski pojawia się w filmie jedynie epizodycznie. Jedną z jego najlepszych ról był film Rękopis znaleziony w Saragossie. Na uznanie zasługuje również rola Romka w filmie dyplomowym absolwentów łódzkiej szkoły filmowej: Juliana Dziedziny, Pawła Komorowskiego i Walentyny Uszyckiej, pod tytułem Koniec nocy. Ze względu na wierne odwzorowanie realiów lat 50-tych film nie mógł być wyświetlany w Polsce aż do lat 80-tych. Zyskał za to uznanie w RFN, gdzie doceniono jego walory aktorskie, sztukę reżyserską i operatorską. Warto wspomnieć także film Do widzenia, do jutra… który znacznie przyczynił się do kreacji wizerunku Cybulskiego jako romantycznego bohatera. Aktor miał zagrać w telewizyjnej wersji sztuki Tramwaj zwany pożądaniem oraz wystąpić w filmie z Marleną Dietrich. W sumie Cybulski zagrał w 35 filmach, 10 sztukach teatralnych i 9 spektaklach telewizyjnych, a dla młodego pokolenia stał się niedoścignionym wzorem romantycznego buntownika.

Autor: Alicja Szwarczyńska

Inne wpisy z tej kategorii

portfel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Wirtuozi stylu – o muzykach, którzy ukształtowali współczesną modę

Kultura, Muzyka / 

Stwierdzić, iż strój artysty jest jednym z najważniejszych elementów jego wizerunku to w zasadzie nie powiedzieć nic. Często staje się emblematem, który funkcjonuje w powszechnej świadomości na równych zasadach z samym dorobkiem artystycznym. Muzycy, którym z samej definicji „wolno więcej”, byli kreatorami masowej wyobraźni od początku istnienia popkultury.

Elegancja pionierów popkultury

Na długo przed nastaniem ery wszędobylskich mediów plotkarskich czy społecznościowych kombinatów, masową świadomością zawładnął biały garnitur Elvisa Presleya, jego kolorowe, pasiaste koszule i ekstrawaganckie marynarki, które chętnie przywdziewał zwłaszcza we wczesnych etapach kariery w latach 50. W licznych zestawieniach ikon elegancji, np. w rankingu 50 muzycznych ikon stylu przygotowanym przez magazyn Esquire, dzielą i rządzą herosi starej daty: Miles Davis, pionier rock’n’rolla Bo Didley czy też Frank Sinatra, którego słynne kapelusze stały się jednym z najbardziej wyrazistych symboli epoki.

Zmarły przed niemal dwudziestoma laty Sinatra wypracował w najdrobniejszych detalach kompletny, niepodrabialny styl łączenia elegancji z kontrolowaną nonszalancją. Smoking to styl życia – mawiał, a do historii przeszły jego nienagannie skrojone garnitury, jedwabne krawaty, czy wyglancowane buty. Choć akurat najsłynniejszą parę obuwia w historii muzyki rozrywkowej – słynne blue suede shoes przywdziewał wspomniany Elvis. Możesz mnie powalić / Stanąć na twarz / Szargać moje imię/ Możesz zrobić cokolwiek ale z dala od moich niebieskich zamszowych butów. To bez wątpienia jedne z najbardziej charakterystycznych dwóch minut rock‘n’rolla.

Sprzeciw i bunt wypisany na ubraniach

Symbole bywały również kwestią przypadku. Johnny Cash, legendarna postać bluesa i amerykańskiego folku, swój przydomek „Man in Black” zawdzięczał przywiązaniu do czerni. Jak wspomniał w wywiadzie przed jednym z pierwszych koncertów, który miał odbyć się w kościele w Memphis, szukał z zespołem wspólnego elementu garderoby, dodatkowo pasującego do okoliczności występu. Jedyną wspólną rzeczą, jaką mieliśmy, były czarne koszule. Tak dobrze się w nich czuliśmy, że po prostu w nich zostaliśmy. W innym wywiadzie mówił: Noszę się na czarno, bo to lubię. Wielu próbowało do tych prozaicznych przyczyn dorobić ideologię. Dorabiał ją po trochu i sam Cash, mówiąc później o znaczeniu czarnego koloru – symbolu buntu, sprzeciwu wobec stagnacji, nierównościom i dyskryminacji.

Przypadek Casha dobrze pokazuje, że styl artysty może odgrywać wielką rolę jako nośnik idei i być niejako dodatkowym, równorzędnym kanałem komunikacji artysty ze światem zewnętrznym. Czasami jest narzędziem podkreślającym osobowość muzyka, natomiast sięgając do historii wiemy, że ubiór bardzo często był jednym z przejawów działań kontrkulturowych czy zwyczajnie oznaką obyczajowego buntu, jak w przypadku hippisów oraz rozwijającej się kilka lat później subkultury punkrockowej.

Jestem w stanie uwierzyć, że ktoś nie zna takich szlagierów jak „Blitzkrieg Bop” czy „Beat on the Brat”. Każdy jednak kojarzy nieśmiertelny zestaw pod tytułem: skórzana kurtka, jeansy, T-shirt i trampki. A oba te zestawy to dorobek tych samych ludzi – muzyków spod szyldu The Ramones. Paradoksalnie zestaw, który dziś uznawany jest za symbol buntu, odwoływał się do wyglądu przeciętnego jankeskiego młodzieńca z pierwszej połowy lat 70. Słynna ramoneska na trwałe wpisała się do masowej świadomości kilka lat później, gdy stała się jednym z pokoleniowych znaków wspomnianej punkowej fali, symbolem łamania zasad, sprzeciwem wobec postaw mainstreamowych i wyrazem młodzieńczego nieposłuszeństwa.

David Bowie – wizerunek totalny

Muzyka i moda zawsze szły ze sobą w parze, ale w żadnym przypadku w historii muzyki nie były ze sobą tak autentycznie i nierozerwalnie związane jak w miało to miejsce w karierze Davida Bowiego. W chwili, gdy świat opłakiwał rozpad Beatlesów, a Mick Jagger na trwałe ustalił archetyp rockmana, Bowie zrewolucjonizował znaczenie mody, pokazując całkowicie nowe, autorskie podejście do kreowania wizerunku. Był pierwszym, dla którego ubiór przestał być wyłącznie użytkową formą, której można w zależności od potrzeb dosztukować ideologię. Jego kreacje były raczej przesłaniem ubranym w precyzyjną formę – ekstrawaganckim przebraniem, rozbudowanym o odważny makijaż i całą niemalże fabularną historię powoływania do życia kolejnych wcieleń artysty – Majora Toma, Ziggy’ego Stardusta, Alladyna, czy wreszcie Białego Księcia.

Bowie to w zasadzie trwający kilkadziesiąt lat eklektyczny eksperyment sceniczny, w którym artysta wizjonersko łączył całkowicie odmienne stylizacje i trendy, będąc inspiracją dla dziesiątek wykonawców, począwszy od rocka, glam rocka, szeroko pojętego świata muzyki pop, dance i rzeszy projektantów momentalnie podchwytujących jego styl. Do tego stopnia, że międzynarodowa wielkoformatowa wystawa „David Bowie is”, objeżdżająca największe miasta świata, obok dorobku muzycznego, prezentuje jego osiągnięcia w dziedzinie designu i mody oraz liczne znaki firmowe artysty: dziwaczne kombinezony, buty na koturnach, ekscentryczne fryzury. Dlatego bardzo symboliczne i zarazem niezwykle wymowne jest opublikowane zaledwie kilka dni przed śmiercią jedno z ostatnich zdjęć artysty, przedstawiające eleganckiego pana przed siedemdziesiątką w modnym garniturze i kapeluszu. Imponujący katalog ekstrawaganckich wcieleń zamknęła klasyczna, ponadczasowa stylizacja. Historia zatoczyła koło.

Polska ucieczka od szarzyzny

Polska scena również miała w ciągu kilku dekad swoich modowych bohaterów, choć nie da się ukryć, że pojawiające się trendy były efektem przejmowania w mniejszym bądź większym stopniu zagranicznych inspiracji. Kontekst polityczny oraz kilkudziesięcioletnia międzynarodowa izolacja spowodowały jednak, że trendy światowej popkultury trafiały nad Wisłę ze znacznym opóźnieniem. Cieniutki głos tęsknoty za indywidualizmem i wolnością artystyczną dało się już słyszeć w drugiej połowie lat 50. za sprawą bikiniarzy i ich ojca chrzestnego Leopolda Tyrmanda zafascynowanego jazzem i zachodnią modą. Jednak za pierwszego prawdziwie kolorowego ptaka na polskiej scenie może uchodzić dopiero Czesław Niemen. Jego wyraziste stroje, awangardowe kapelusze wybijały się na tle wszechobecnej szarzyzny nie mniej niż brawurowe i dziś już legendarne utwory.

Ponad dekadę później nastały czasy Republiki, nowofalowego zespołu z Torunia i jej lidera – Grzegorza Ciechowskiego, który stworzył jeden z bardziej konsekwentnych i spójnych wizerunków w historii polskiej muzyki rozrywkowej. W 2014 roku jedna z marek odzieżowych przygotowała nawet kolekcję zainspirowaną wizerunkiem legendarnego lidera Republiki. Seria prezentowała minimalistyczne propozycje utrzymane w czarno–białych barwach, a wśród nich garnitury, marynarki, płaszcz, a nawet krawat w „republikańskich” kolorach. Wprowadzeniu kolekcji towarzyszyły liczne głosy krytyki ze strony m.in. byłych członków zespołu dotyczące biznesowego wykorzystania sylwetki Obywatela G.C do stricte komercyjnych celów.

Na zakończenie – nieco przewrotnie – słowo o modowych rebeliantach. Przywołany ranking Esquire wskazuje, że stylistyczni ignoranci, hołdujący często zwykłemu niedbalstwu, po latach dalej inspirują, a niektórzy nawet otrzymują miano ikony stylu, mimo że z podstawowym wyczuciem estetyki nie mają nic wspólnego. Bo jak inaczej ocenić obecność w różnych notowaniach Axla Rose –frontmana Guns n’ Roses i jego nieco kiczowaty styl, czy Kurta Cobaina w brudnych trampkach i w rozciągniętym zgniłozielonym swetrze? Przy nich nawet Pete Doherty, lider The Libertines i enfante terrible współczesnej sceny rockowej, wygląda cokolwiek gustownie, mimo że sprawia wrażenie jakby zaraz po przebudzeniu założył przypadkowe ciuchy. Nie da się ukryć, że granice nonszalancji rozumianej kategoriami czasów Sinatry czy Davisa znacznie się przesunęły.

Kto Waszym zdaniem jest najlepiej ubranym muzykiem?

Autor: Michał Kosiorek

portfel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Miler Menswear
Top