Nie da się ukryć, że tętno kulturalnego życia w okresie wakacyjnym bije na muzycznych festiwalach. Ich rosnąca liczba, zróżnicowany format, a także coraz bogatsza artystyczna oferta bardzo skutecznie zagospodarowały czas i pieniądze ludzi poszukujących kontaktu z kulturą. Znalazły swoich wielbicieli nie tylko wśród zdeklarowanych melomanów, ale przede wszystkim wśród tych, dla których liczy się dobra zabawa w kręgu znajomych i taniec w kilkudziesięciotysięcznym – zdawałoby się anonimowym – festiwalowym tłumie. Formuła kilkudniowego, masowego wydarzenia koncertowego zaczęła się w Polsce rozwijać na początku lat dwutysięcznych i z perspektywy dekady widać, że w tym wszystkim nie chodzi tylko o muzykę w plenerze.
Open’er – festiwalowy kolos dla wszystkich
Pierwsza edycja Open’era odbyła się jeszcze w Warszawie w 2002 r., by rok później zawitać na Pomorze jako skromna jednodniowa impreza. W następnych latach festiwal wielowymiarowo rósł w siłę i pracował na swoją markę – trwał coraz dłużej, line-up zapełniał się zagranicznymi gwiazdami i co za tym idzie, notował regularny wzrost. Dziś Open’er Festival to największe tego typu wydarzenie muzyczne w tej części Europy, zaliczany do najważniejszych festiwali kontynentu. Pod względem artystycznym to niewątpliwie impreza środka i stylistycznego kompromisu. W przeciągu 11 lat nad polskim morzem zagrały zarówno rockowe tuzy jak Pearl Jam, Faith No More, Blur; międzygatunkowe legendy pokroju Björk, czy Prince’a, a z drugiej strony gwiazdy rapu jak Drake, Kendrick Lamar oraz cała czereda rodzimego hip – hopu na mniejszych scenach.
W związku z tym na gdyńskim lotnisku Kosakowo na przełomie czerwca i lipca spotykają się rokrocznie bardzo różne grupy ludzi. Z jednej strony pasjonaci rocka alternatywnego, nawet ciężkiego grania, z drugiej zaś – fani muzyki elektronicznej, rapu czy dance. To poza tym prawdziwy społeczny misz-masz. Wśród publiczności zgromadzonej pod scenami szaleje młodzież gimnazjalna, licealiści, studenci, grupy trzydziestolatków, ale również nieco starsi ludzie. Są wreszcie wyedukowani melomani i poszukujący niuansów znawcy, a z drugiej strony Ci, którym zależy tylko na tym, żeby było tłoczno, głośno, i żeby zwyczajnie „się działo”. W tym roku zadzieje się już od 29 czerwca. W ciągu czterech dni wystąpi cały szereg gwiazd. Z rockowych tuz to m.in. mająca lata świetności za sobą, ale wciąż znacząca czwórka z Kaliforni – Red Hot Chili Peppers, ikona brytyjskiej muzyki ostatnich 25 lat – PJ Harvey, czy też islandzka legenda – zespół Sigór Ros. Stawkę headlinerów uzupełniają supergwiazdy rapu jak Whiz Kalifa, Pharell Williams, a fanów rodzimego hip-hopu dodatkowo zelektryzuje powrót legendarnego składu Kaliber44.
OFF-owo w Katowicach
Bez wątpienia wiele dobrego dzieje się również na katowickim OFF Festiwalu, którego jubileuszowa dziesiąta edycja odbyła się w ubiegłym roku. Organizowana obecnie w urokliwej dolinie Trzech Stawów w Katowicach impreza jest, wydaje się, bardzo ciekawym rozwinięciem tego, co na Open’erze jedynie zaakcentowane – prezentuje najciekawsze i często niszowe zjawiska muzyki alternatywnej. Festiwal również doczekał się uznania za granicą, o czym mogą świadczyć przyjeżdżający co roku zagraniczni goście i regularnie zbierane nagrody. OFF w porównaniu do Open’era jest oczywiście wydarzeniem o znacznie mniejszej skali. Z promujących go plakatów nie biją po oczach nazwiska supergwiazd i autorów radiowych przebojów, choć zdarzają się efektowne wyjątki w postaci chociażby Patti Smith, Smashing Pumpkins, czy Iggy’ego Popa. Tegoroczna edycja tradycyjnie odbędzie się na początku sierpnia. Przyjadą chociażby klasycy grunge’u z Seattle – zespół Mudhoney, czy deathmetalowcy z Napalm Death, choć akurat klasyfikowanie muzyki dobiegającej nomen omen z Off-u to zadanie bardzo karkołomne i momentami po prostu bezcelowe. Znakomita część repertuaru to zespoły funkcjonujące na gatunkowym pograniczu, często też o eksperymentalnym charakterze. Taka też jest publiczność katowickiego festiwalu – świadoma muzycznie, poszukująca i nastawiona na obcowanie z artystycznym eksperymentem.
W poszukiwaniu swojego odbiorcy
Wobec supremacji Open’era pozostałe festiwale, aby zachować ekonomiczny sens istnienia starają się różnicować swoje grupy docelowe i szukać indywidualnej niszy na festiwalowej mapie kraju. A na niej ważne miejsce zajmuje chociażby Audioriver, który co roku gromadzi na płockiej plaży nad Wisłą wielbicieli szeroko pojętej muzyki klubowej i uznane gwiazdy electro, drum’n base, czy house. Organizatorzy oprócz powiększającej się z roku na rok listy artystów, proponują także projekcje filmowe, a nawet targi mody niezależnej. Audioriver 2016 odbędzie się pod koniec lipca i zapowiadany jest jako największe święto muzyki elektronicznej i najlepsza letnia impreza plenerowa w kraju. Na scenie mają pojawić się twórcy przebojów ze światowych list przebojów – m.in. duety Sigma i Gorgon City.
O potrzebie zindywidualizowania oferty mogą świadczyć również działania i zmiana kursu organizatorów reaktywowanego w 2005 roku festiwalu w Jarocinie. Żeby nie iść koleinami utorowanymi przez większe festiwale – Jarocin ma stać się sceną ciężkiego hardrockowego grania, co potwierdza tegoroczny rozkład – zagrają m.in. Slayer i Prodigy. Ponadto koncert „Tribute to Motorhead” w hołdzie zmarłemu Lemmy’emu Kilmisterowi zagra Acid Drinkers, a uwagę uczestników na pewno przykuje powrót Sweet Noise. Kultywowaną tradycją Jarocina, który wyróżnia go na tle innych festiwali jest coroczny przegląd młodych wykonawców. Wieloetapowe i czasochłonne przesłuchania w całym kraju kończy występ młodych zwycięzców na scenie głównej podczas Festiwalu.
Ludzie Jarocina na pewno nie chcą popełnić błędów, jakie stały się udziałem Orange Warsaw Festival. Wydawało się, że organizowana od 2009 impreza na stałe stanie się jednym z najważniejszych wydarzeń muzycznych w kraju. Po kilku efektownych edycjach, organizowanych m.in. na Stadionie Narodowym, przyszedł spektakularny regres. Impreza przeniesiona na Tor Wyścigów Konnych na Służewcu ledwo wybija się na lokalnym warszawskim rynku. W ubiegłym roku organizatorzy w akcie desperacji w przeddzień imprezy wysprzedawali karnety za pół ceny, a w tym roku rozdawali podwójne zaproszenia w licznych internetowych konkursach.
Moda, pieniądze i muzyka – kolejność dowolna
Festiwale od samego początku przyciągały nie tylko dzięki muzyce, którą w dużej dawce można było posłuchać na żywo. Były przede wszystkim interesującym społecznym wydarzeniem, na którym obecność niejednokrotnie była nobilitacją, albo wyrazem przynależności do określonej grupy, czy też subkultury. Także dziś festiwal to precyzyjny i rozbudowany kodeks zachowań. Świadczy o tym, chociażby fenomen mody festiwalowej – przejętego z Zachodu zjawiska, które zafunkcjonowało jako szczególna odmiana mody plenerowej. Źródeł tego fenomenu trzeba pewnie szukać na legendarnym Woodstocku – trzech letnich dniach z 1969 roku, które praktycznie wymyśliły wszystko, na czym zasadza się współczesna kultura młodzieżowa. Dlatego też moda festiwalowa – oprócz nieodłącznych kaloszy – w dużej mierze nawiązuje do motywów hippisowskich – jest barwna, luźna, błyszcząca. Współcześnie prym w wyznaczaniu modowych trendów wiedzie kalifornijska Coachella, prawdopodobnie największy regularnie odbywający się obecnie festiwal. Każdego roku w kwietniu przyciąga zarówno setki tysięcy fanów muzyki, jak i tabuny przedstawicieli branży modowej z całego świata. I nie bez znaczenia pozostaje fakt, że w festiwalowym kalendarzu odbywa się jako pierwsza w roku, dzięki czemu uczestnicy kolejnych imprez mają okazję przenieść trendy z Coachelli do krajobrazu rodzimych festiwali.
Ponadto dla coraz liczniejszych grup fanów, festiwale stają się głównym sposobem spędzania wolnego czasu i – nie ukrywajmy – angażowania pokaźnych środków finansowych. Gdy na jednym festiwalu wybrzmiewają bisy ostatniego artysty i gasną reflektory pod sceną, zastępy festiwalowych obieżyświatów jadą do kolejnego punktu wyprawy, gdzieś w Europie, gdzie właśnie zaczyna się kolejne muzyczne święto. Zresztą festiwalem i jego atmosferą zapamiętały fan może żyć praktycznie cały rok. Chociażby słuchając specjalnych kompilacji przygotowanych na platformach typu Spotify, albo emocjonując się kolejną edycją, gdy jesienią organizatorzy ogłaszają pierwszych headlinerów. Podczas gdy, dla jednych festiwal to styl życia, dla innych to przemyślana strategia marketingowa i styl zarabiania niemałych pieniędzy.
Autor: Michał Kosiorek
Dodaj komentarz
Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.
Simon
Faktycznie niebieski silnie się wybija na tle innych kolorów