Najlepsze piosenki świąteczne

Kultura, Muzyka / 

Okres przedświąteczny rządzi się swoimi prawami. Mimo że na zewnątrz robi się bardzo zimno, a do naszych oczu coraz rzadziej dociera światło słoneczne, cieszymy się nadchodzącymi świętami i z wypiekami na twarzy wyczekujemy końcówki grudnia. Ta magiczna atmosfera nie byłaby jednak taka sama, gdyby nie wszechobecne choinki, charakterystyczne filmy w telewizji i, oczywiście, Bożonarodzeniowe piosenki w radiu. Oto pięć najlepszych świątecznych utworów, wszystkie je znajdziecie na tej playliście.

LAST CHRISTMAS

Prawdopodobnie najpopularniejsza piosenka w okresie świątecznym. Co prawda ze świętami wspólny ma tylko tytuł – według słów nie traktuje ona o Bożym Narodzeniu per se, a o utraconej miłości – jednak żadna grudniowa lista przebojów nie może się obejść bez tego utworu. Ciężko powiedzieć, czy to przez prosty i wpadający w ucho refren, czy po prostu przez przyzwyczajenie, fakt faktem zespół Wham! na stałe zagościł w naszej świadomości jako ten od „piosenki o świętach”.

ALL I WANT FOR CHRISTMAS IS YOU

Mariah Carey nagrała zdecydowanie bardziej świąteczną piosenkę niż Wham! i grudniowe playlisty również nie mogą się bez niej obyć. Pozornie smutny początek szybko przekształca się w skoczny utwór o miłości, lecz tym razem Boże Narodzenie nie jest tylko jedną frazą w refrenie. Tekst bezpośrednio nawiązuje do tradycji dawania i otrzymywania prezentów, i nie pozostawia wiele miejsca na swobodną interpretację.

HAPPY XMAS

Kiedy cofniemy się parę (paręnaście) lat wstecz, z łatwością zauważymy, że nagrywanie piosenek specjalnie na Boże Narodzenie nie jest trendem rozpoczętym dopiero w XXI wieku. Wśród starszych artystów na pewno warto wyróżnić Johna Lennona, który może nie nagrał energicznego utworu, przy którym można się wyszaleć, ale poszedł bardziej w stronę pozytywnych uczuć, wręcz wylewających się z jego twórczości. „Happy Xmas” to piosenka wpisująca się w atmosferę świąt, jednocześnie nie sprawiając wrażenia napisanej „na siłę”.

WONDERFUL CHRISTMASTIME

Rok 1979. Paul McCartney, legendarny Beatles, podejmuje się nagrania utworu wpasowującego się w atmosferę świąt i nawet mu to wychodzi. „Wonderful Christmastime” nie emanuje może aż tak pozytywną energią, jak „Happy Xmas” Lennona, ale z pewnością jednak jest warte odnotowania, czy to przez samą osobę McCartneya, czy to przez odrobinę elektroniki wprowadzonej dla urozmaicenia całości, czy to w końcu przez bożonarodzeniowo-beatlesowski klimat.

THANK GOD IT’S CHRISTMAS

Jeżeli Lennon i McCartney nie robią wrażenia, to teraz nadszedł moment na prawdziwą wisienkę na torcie – Queen. Zespół wielbiony przez miliony ludzi na całym świecie – i słusznie – dołożył swoje trzy grosze nie tylko do klasyki rocka, ale też i do świątecznych utworów. Wszystko oczywiście przesączone stylem Mercurego.

Piosenek kojarzonych ze świętami Bożego Narodzenia z pewnością jest zdecydowanie więcej, lecz te pięć utworów szczególnie zapada w pamięć.

Jakie są Wasze ulubione piosenki świąteczne?

Autor: Kamil Brycki

Pasjonat muzyki, literatury i mody. Klasyczną męską elegancją interesuje się od 18 roku życia i od tego czasu jego ciekawość tylko przybiera na sile. Redaktor serwisu muzycznego Music To The People.

Komentarze

  1. Chris Rea- Driving Home For Christmas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Moda przez dekady: Krótka historia garnituru

Moda / 

Garnitur – może nie podstawowy, ale z pewnością najważniejszy element męskiej garderoby. W życiu każdego mężczyzny przychodzi taki moment, że jeansy i t-shirt nie wystarczają. Niektóre okazje wymagają tego, aby założyć spodnie zaprasowane w kant, marynarkę z wypełnionymi ramionami, porządnie zawiązany krawat i śnieżnobiałą koszulę. Kiedyś jednak to właśnie garnitury – albo coś, co je przypominało – były fundamentem męskiej szafy. Aby osiągnąć taką postać, jaką mają dzisiaj, musiały przebyć naprawdę długą drogę. Skąd więc wziął się pomysł na męski, dwu- lub trzyczęściowy, elegancki strój?

Ubranie, które można określić pierwszym garniturem, pojawiło się około 1700 roku. W tamtym czasie mężczyźni powoli przestawali nosić rajstopy w połączeniu z długimi, rozkloszowanymi okryciami wierzchnimi, a zaczynali lubować się w bryczesach – spodniach wiązanych tuż pod kolanem. W modzie męskiej występowały one już wcześniej, jednak dopiero w tych latach stały się smuklejsze i bardziej eleganckie, dzięki czemu eksponowanie ich nie było powodem do wstydu. Długie płaszcze lub marynarki oczywiście nie zniknęły – przeszły jednak swoistą metamorfozę poprzez znaczące wyszczuplenie rękawów, a kamizelki noszone pod nimi stały się krótsze. Zestaw składający się z bryczesów, kamizelki oraz płaszcza możemy uznać za „pierwszy garnitur”.

Barok charakteryzował się przepychem –  z tego powodu na męskich ubraniach można dostrzec złote ornamenty i bogate przeszycia. Z kolei okres rokoko rozpoczął trend, który, w pewnym sensie, utrzymał się do dziś. To właśnie wtedy mężczyźni zaczęli odchodzić od dodatkowych ozdób. W XVIII wieku niekwestionowanym centrum mody była Francja i to właśnie tam rozwinięto pomysł na trzyczęściowy kostium. Bryczesy szyto z tego samego materiału, co marynarkę, a całość stała się bardziej luksusowa poprzez wykorzystanie jedwabiu w okresie letnim, a aksamitu w okresie zimowym. Kamizelki znów zmieniły swoją długość (po raz kolejny stały się krótsze), lecz nadal odszywano je z kontrastującego materiału i zdobiono przy pasie. Dolne części męskich marynarek były usztywniane i bardzo dobrze eksponowały wszystkie detale. Ubrania były dopasowane, lecz dalej dość krzykliwe jak na dzisiejsze standardy – w tym zakresie do rewolucji doszło w Anglii.

Moda angielska była bardziej stonowana i nie aż tak bogata kolorystyczniedominował styl wiejski i wypoczynkowy, na podstawie którego zaczęto szyć surduty (marynarki sięgające do kolan), w których pierwszy raz pojawiły się klapy wywinięte na zewnątrz, optycznie poszerzające klatkę piersiową. Rezygnowano z francuskiego, pełnego przepychu, stylu, na rzecz prostoty i elegancji, o czym świadczą kamizelki pochodzące z tamtego okresu – znów stały się krótsze i przestały być zdobione przez odwracające uwagę elementy.

11416191_969784236399422_7996060999456976804_nCo ciekawe, stroje dalej posiadały wcięcia w talii, wąskie rękawy i nogawki – pod względem dopasowania ubioru do ciała nadal najważniejsze było realne odwzorowanie sylwetki. Zanim Francja oficjalnie przestała być europejską stolicą mody, pojawił się podział na „makaroniarzy” oraz „dandysów”, gdzie ci pierwsi nosili wręcz karykaturalne, kolorowe i „udekorowane” po brzegi przebrania, a drudzy szczycili się swoim wysublimowanym wyczuciem stylu.

Kolejnym kamieniem milowym na drodze do dzisiejszego garnituru był strój rozpowszechniony przez George’a Bryana Brummella. Beau, bo tak również go nazywano, był doradcą księcia Walii – księcia-regenta Jerzego. Królewskiemu styliście podobał się kierunek, w jakim zmierzała męska moda i dość szybko (mając trochę ponad dwadzieścia lat) stał się ikoną elegancji. Zrezygnował z bryczesów na rzecz dłuższych, dopasowanych pantalonów, jego surduty były koniecznie dwurzędowe i zapięte, a pod szyją ekstrawagancko wiązał kawałek materiału, który później przekształcił się w krawat. Wełniana, granatowa lub czarna marynarka była wysoko podcięta z przodu, dzięki czemu odsłaniała jasne spodnie, a z tyłu schodziła niemal do kolan, zasłaniając pośladki. Pod marynarką znajdowała się oczywiście biała koszula – Beau uwielbiał te wykrochmalone i lniane, zapewniające świetną przewiewność i niespotykany wcześniej komfort. Dzięki niemu Londyn stał się ostoją krawiectwa miarowego i jest nią, w zasadzie, do dziś.

Dzięki Brummellowi mężczyźni zaczęli zwracać większą uwagę na jakość materiału, z którego szyto ich ubrania. Zainteresowanie zdobionym jedwabiem malało na rzecz mocnej i przyjemnej w dotyku wełny, która z pewnością nie była aż tak delikatna. Bryczesy całkowicie wyszły z użytku, odnosząc druzgocącą porażkę w pojedynku  ze spodniami z wysokim stanem. Okrycia wierzchnie przypominały surduty – co prawda nie były charakterystycznie wycięte, posiadały za to szerokie klapy z guzikami na całej długości, dając możliwość zapięcia w zasadzie pod samą szyję. Jedynymi elementami, które się wyróżniały były kontrastowe klapy lub kolorowy krawat – ten z kolei w latach dwudziestych XIX wieku zaczynał przypominać muszkę, a jego wiązanie dalej było niezwykle szykowne. Dominowały zestawy z białymi spodniami i ciemnymi surdutami, a dokładając kamizelkę z rewersem, można było uzyskać jeden z bardziej formalnych ubiorów.

Pierwsza połowa XIX wieku była również okresem, w którym mężczyźni zaczęli interesować się sportem – albo przynajmniej udawali, że się interesują, ponieważ było to w dobrym guście. Różnica pomiędzy tak zwanym „morning outfit”, czyli strojem porannym, a strojem sportowym, zacierała się coraz bardziej. Ten pierwszy dalej był elegancki, jednak stroje zakładane przez mężczyzn, chociażby na polowania, również nie przynosiły im wstydu. Płaszcz odsłaniający spodnie, przypominający dwurzędową marynarkę Brummella, miał tutaj praktyczne zastosowanie, ponieważ pozwalał bezproblemowo jeździć konno. Powiększone obcasy w skórzanych butach pozwalały na dobre zakleszczenie nóg w strzemionach. Odważniejsi dalej nosili kontrastowe pantalony, zazwyczaj w jasnych kolorach, powoli jednak odchodzono od tego zwyczaju, na rzecz jeszcze większego uproszczenia całego stroju.

Nastała druga połowa XIX wieku – czas, w którym maszyny do szycia weszły do powszechnego użytku, a garnitur w zasadzie nabrał ostatecznego kształtu. Kamizelki wróciły do łask i znów były szyte ze wzorzystych materiałów, jednak nie aż tak krzykliwych, jak w okresie baroku. Były one widoczne dzięki jednorzędowym marynarkom, które w latach 1840-1870 uległy znaczącemu skróceniu i nie sięgały już do kolan. Zaczęto doceniać cięższe odmiany wełny jak chociażby tweed, i ciemniejsze, bardziej praktyczne spodnie. Nastąpiło rozdzielenie ozdób wiązanych pod szyją na muchy i krawaty – wtedy też został rozpowszechniony piękny w swej prostocie węzeł „na cztery”, optycznie wydłużający szyję i wyszczuplający twarz.

Powrócono do odszywania marynarki i spodni z tego samego materiału, a dzięki temu, że guziki zapinano coraz wyżej, pojawiło się też miejsce na kieszeń piersiową i ozdobną, białą chusteczkę nazwaną poszetką. Koszula dalej była elementem bielizny – zazwyczaj zasłoniętym przez kamizelkę – jednak zaczęto już odrobinę eksperymentować z kołnierzykami. W przeciwieństwie do ubiorów formalnych strój sportowy stawał się różnorodniejszy kolorystycznie. Fasony nie odbiegały za daleko od tego, do czego zdążono mężczyzn przyzwyczaić, i dalej były nowocześnie dopasowane.

Na początku XX wieku stroje „wiejskie” noszono już w miastach, przez co garnitur trzyczęściowy stał się pomostem pomiędzy formalnym, wieczorowym surdutem (który powoli przekształcał się we frak) a ubraniem odpowiednim na poranne spacery. Delikatnie obniżono najwyższy guzik w marynarce, aby wyeksponować kamizelkę, i zmieniono przeznaczenie butonierki – teraz kiedy nie można było zapiąć marynarki pod samą szyję, zaczęto wkładać do niej kwiaty. Ciężko jednoznacznie stwierdzić, kiedy te wszystkie zmiany nastąpiły – tak naprawdę od czasów Brummella brakowało kolejnej ikony stylu, która wyznaczałaby trendy, aż do ówczesnego Księcia Walii. Kreowanie garnituru, jak widać, trwało setki lat i wykorzystywało doświadczenie wielu mężczyzn i krawców, z tego powodu nie można jednoznacznie wskazać jednej przełomowej daty. Mimo wszystko dzisiejsze garnitury różnią się detalami od tych, które noszono sto lat temu. Tempo zmian znacząco wzrastało, nie tylko w świecie mody, ale i we wszystkich dziedzinach życia. W zasadzie każda dekada miała w rękawie coś nowego dla spragnionych nowości mężczyzn. Garniturom popularnym w kolejnych latach przyjrzymy się jednak dopiero w kolejnych artykułach z cyklu Moda przez dekady.

Autor: Kamil Brycki

Pasjonat muzyki, literatury i mody. Klasyczną męską elegancją interesuje się od 18 roku życia i od tego czasu jego ciekawość tylko przybiera na sile. Redaktor serwisu muzycznego Music To The People.

Inne wpisy z tej kategorii

portfel

Komentarze

  1. świetny artykuł :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Wino na wigilijny stół

Alkohol, Dla Ciała / 

Czy wino powinno znaleźć się na wigilijnym stole? Jest to oczywiście bardzo subiektywna sprawa. Ci z nas, którzy traktują wigilijne potrawy w sposób postny być może zrezygnują tego dnia  z alkoholu. Dla reszty jednak, trunek ten będzie doskonałym uzupełnieniem uroczystości. Zawsze można postawić wino na stole, a decyzję czy pić czy nie, pozostawić uczestnikom. Abstrahując od samej przyjemności picia i łączenia go z wigilijnymi potrawami, wino może też okazać się zbawienne w walce z efektami świątecznego obżarstwa. Jego niewielka ilość może poprawić nasze trawienie i znacznie spotęgować wrażenia kulinarne.

Jakie wina na Wigilijny wieczór?

Niestety nie ma na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi. Prawie w każdym domu, potrawy wigilijne różnią się od siebie. Gdyby zapytać przypadkowych ludzi o 12 świątecznych potraw nie usłyszelibyśmy identycznych odpowiedzi. Nie wspominając o tym, że potrawy wigilii wielkopolskiej mogą znacząco różnić się od tych podawanych w Małopolsce. Dotyczy to także kwestii napitków. Spośród mnogości potraw możemy znaleźć jednak pewną prawidłowość. Prawie w każdym domu znajdziemy karpia oraz kapustę z grzybami, a na deser wypieki z makiem i bakaliami. I do tych potraw białe wino wydaje się być najlepszym wyborem. Lekko wytrawne lub półwytrawne pozycje powinny idealnie współgrać z tymi potrawami. Świeżość wina dobrze zrównoważy kwasowość kapusty, a delikatna słodycz dobrze zagra z karpiem. Trunków o takim charakterze znajdziemy sporo. Poza tym nie ma jednoznacznej odpowiedzi jaki szczep winogron będzie najlepszym wyborem. Jedni sięgną po chardonnay dojrzewające w beczce,  inni po sauvignon blanc, a jeszcze inni po swojego ulubionego gewurztraminera. Nic jednak nie łączy się tak dobrze z wigilijnymi potrawami jak niemieckie rieslingi. Przemawia za nimi ich niesamowita uniwersalność. Kieliszek świeżego i soczystego rieslinga podanego przed kolacją doskonale pobudzi nasz apetyt i poprawi trawienie. Ich lekko wytrawne oraz półwytrawne wydania, nie tylko bardzo dobrze skomponują się ze wspomnianym karpiem i kapustą, ale także podołają innym wigilijnym potrawom.  Dla miłośników tego szczepu winogron polecam jego bardziej dojrzałe wydania, gdyż jako jeden z niewielu białych win  przepięknie się starzeje.

Na deser

Riesling jednak poza swoim wytrawnym obliczem ma także słodką naturę. Należy pamiętać, że z tego szczepu winogron powstają jedne z najbardziej prestiżowych i cenionych win słodkich na świecie. Często tworzone są z gron które dłużej pozostały na krzakach i zdążyły zrodzynkowieć lub też zostały dotknięte szlachetną pleśnią. Ze szczepu tego powstają także wspaniałe wina lodowe robione z zamarzniętych winogron.

Świetną alternatywą dla rieslingów mogą być węgierskie tokaje lub francuskie sauterny. Ich słodycz połączona z dyskretną kwasowością doskonale uzupełni mniej słodkie wypieki i desery oraz sprawi, że na długo pozostaną w naszej pamięci. Jeśli natomiast na naszych stołach królują wypieki z większą ilością czekolady, ich świetnym uzupełnieniem będzie dobre porto lub legendarne włoskie recioto, o którym więcej możecie przeczytać tutaj.

1200x500kieliszkipopr

A gdy jest zimno

Większości z nas, gdy pomyślimy o rozgrzewającym napoju na mroźne dni, przychodzi na myśl “herbatka z prądem” lub grzaniec. Ten popularny w okresie świątecznym i zimowym napój najczęściej kojarzony jest z czerwonym winem i przyprawami. A gdyby tak zastąpić czerwone wino, białym? Jeśli nie znacie jeszcze białego grzańca to gorąco zachęcam by nadrobić zaległości. Do jego przygotowania  wystarczy dowolne wino białe, ale dobrze jest użyć trunku ze szczepu muller thurgau, który sam w sobie jest bardzo aromatyczny i pachnie przyprawami. W połączeniu z miodem, goździkami i cynamonem powstaje niezwykle smaczny i rozgrzewający napitek, w  sam raz na zimowe wieczory.

Święta Bożego Narodzenia to czas spotkań z rodziną, odpoczynku, radości ale także jedzenia. Dobrze dobrane wino potrafi spotęgować przyjemność płynącą z jedzenia i pomimo, że Wigilia jest dniem postnym, symboliczna porcja wina, podczas jednego z najprzyjemniejszych dni w roku może spowodować, że będzie on jeszcze lepszy.

O Autorze:

MaurycyMichalak
Maurycy Michalak – pasjonat win i mocnych alkoholi. Wieloletnie doświadczenie w branży alkoholowej zdobywał w całej Europie. Posiada trzeci poziom certyfikatu WSET (Wine & Spirit Education Trust). Na co dzień odpowiedzialny jest za dobór portfolio win w sklepie Miler Spirits & Style.

portfel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Miler Menswear
Top