Piwna rewolucja w Poznaniu

Alkohol, Dla Ciała, Lifestyle / 

Piwo to nie tylko kilka najpopularniejszych marek produkowanych przez wielkie koncerny i dziś nie trzeba już o tym nikogo przekonywać. Świadomość konsumentów alkoholu wzrasta i zdają sobie z tego sprawę nawet osiedlowe sklepiki, które coraz częściej mają w ofercie wyroby z niewielkich lokalnych browarów. Z kolei dla prawdziwych piwoszy, głodnych nowych i nietuzinkowych smaków, powstają specjalistyczne sklepy z piwami z całego świata. W takich miejscach nie tylko zaopatrzymy się w rzadko spotykane trunki, ale równie porozmawiamy o naszej pasji z ludźmi, którzy o tym alkoholu wiedzą niemal wszystko. Jednak sklepy mają dosyć ograniczoną powierzchnię i mimo bardzo bogatej oferty nie zawsze mogą spełnić każde życzenie klienta. Na szczęście jest miejsce gdzie nawet najbardziej obeznany i wymagający koneser znajdzie coś dla siebie. To targi piwne!

14

W drugiej połowie listopada w Poznaniu odbyła się trzecia edycja Targów Piwnych. Wydarzenie trwało trzy dni, w trakcie których ponad 60 wystawców prezentowało swoje wyroby. Pojawiło się około 50 największych niezależnych browarów z Polski oraz kilkanaście zagranicznych, które oferowały zarówno najpopularniejsze piwa jak i edycje sezonowe, czy nawet trunki warzone specjalnie na tę imprezę. To właśnie piwne premiery budziły największe zainteresowanie a kolejki, jakie ustawiały się do kranów z podpiętymi nowościami potrafiły zadziwić nie jednego. Gigantyczny sznur ludzi czekających na orzeźwiający napój wcale nie zniechęcał do „odstania swojego”. Głównie, dlatego że atmosfera panująca na targach była znakomita – na każdym kroku spotykaliśmy lekko podchmielonych uczestników, chętnie dzielących się swoimi wrażeniami oraz polecających piwa, które „trzeba spróbować”. Było w czym wybierać, bo tylko premierowych wyrobów pojawiło się prawie 40 a to tylko kropla w piwnym morzu, bo oferta wszystkich wystawców przekraczała kilkaset pozycji.

13

Targi były świetnym miejscem zarówno dla znawców, którzy mieli już wyrobiony gust i szukali piw warzonych w konkretnym stylu, jak i dla zupełnych laików wkraczających dopiero na chmielową drogę. Wykwalifikowana obsługa potrafiła świetnie doradzić najciekawsze wyroby ze swoich browarów, jednak tłumy szturmujące stanowiska uniemożliwiały dłuższą rozmowę, na przykład o tajnikach produkcji piwa. Pozostało nam rozkoszować się smakiem chmielowego napoju. Najciekawsze propozycje, jakie mieliśmy okazję spróbować to Session brown IPA z Nepomucena i Imperial Stout od Beer Bros a amatorom smakowego piwa możemy polecić czekoladowy trunek z browaru EDI. Jesień jest czasem, gdy mamy okazję spróbować piwa dyniowego i faktycznie na targach znaleźliśmy je na kilku stanowiskach, ale trzeba przyznać, że najlepsze uwarzył czeski browar. To ich wyrób najbardziej przypadł nam do gustu.

Szczególnie zawiódł fakt, że na imprezie przeznaczone dla miłośników piwa można było dostać ten napój w temperaturze mocno odbiegającej od prawidłowej. Ciemne piwo, które ma zaledwie kilka stopni nie pozawala cieszyć się bogactwem aromatów a po spróbowaniu w ustach wyczuwalna jest jedynie goryczka. W ten sposób zaserwowano nam jednego z sezonowych porterów i nawet ogrzewanie pokala w dłoniach nie pomogło – ze świątecznych aromatów nie zostało nic. Drugą, równie bolesną, kwestią były małe zapasy premierowych piw. Niektóre pozycje skończyły się po kilu godzinach od otwarcia beczki. Szkoda, ale widocznie tłumy zaskoczyły również wystawców.

11

Poznańskie Targi Piwne były świetnym miejscem dla spragnionych nowości entuzjastów tego alkoholu, ale też dla ludzi poszukujących kontaktów biznesowych. Właściciele barów mieli możliwość, zapoznania się z najnowszymi technologiami chłodzenia piwa. Natomiast przedstawiciele sklepów mogli pozyskać nowych dostawców, z kolei browarnicy i amatorzy samodzielnego warzenia piwa zapoznawali się z chmielami z całego świata. Atmosfera na tych stanowiskach może nie była tak swobodna, jak przy pozostałych stoiskach, ale klimat panujący na targach z pewnością ułatwił niejedne negocjacje.

^BBC59F460C4B39973C1214093741EE89EB7C1FCA02C9AC2004^pimgpsh_fullsize_distr

Na terenie targów znajdowali się również wystawcy oferujący artykuły „około piwne” – była możliwość zakupu koszulek, czapeczek czy innych tego typu gadżetów. Pojawiły się też stoiska luźno powiązane z alkoholem, na których można było na przykład skorzystać z oferty barbera, sprawdzić poziom alkoholu w wydychanym powietrzu czy zjeść regionalne potrawy. Na targach znalazła się nawet scena, na której odbywały się koncerty. Stoiska z kuflami i pokalami kusiły bardzo atrakcyjną ofertą, która umożliwiała uzupełnienie kolekcji szkieł do piwa za niewielkie pieniądze.

12

Z każdą edycją Poznańskie Targi Piwne przyciągają coraz więcej zwiedzających i wystawców. Zainteresowanie tematyką chmielowego napoju ciągle rośnie a wraz z nią nasza świadomość jako konsumentów. Pozostaje nam się cieszyć, że piwna rewolucja trwa i ma się bardzo dobrze.

15

Autor: Mateusz Stachura

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Imperium słońca oczami dziecka

Film, Kultura / 

Steven Spielberg to nazwisko znane każdemu, a dzisiaj jest nawet symbolem kina najwyższych lotów. Trudno się dziwić, w końcu filmy stworzone przez Amerykanina od lat zajmują najwyższe miejsca w rankingach filmowych, a krytycy i widzowie nie bez powodu zachwycają się produkcjami takimi jak: Szeregowiec Ryan, Szczęki czy Indiana Jones. Jednak czy każdy film, za który zabiera się Steven automatycznie zamienia się w złoto? Oczywiście, że nie, ale w dorobku Spielberga trudno znaleźć produkcje, które jednoznacznie można uznać za porażkę. Świetny warsztat reżyserski i wspaniale komponowane plany zwykle windują ocenę filmu w górę, nawet jeżeli pozostałe elementy produkcji nie są najlepsze. Czy Imperium Słońca jest po prostu świetnym obrazem, czy talent Spielberga był tu niezbędny by uniknąć klapy?

Rok 1941. Mimo szalejącej wojny, biali osadnicy czują się bezpiecznie w Szanghaju. Narastające społeczne niepokoje nie przeszkadzają dobrze sytuowanym Europejczykom w prowadzeniu normalnego życia i urządzaniu wystawnych przyjęć. Jednak wkroczenie japońskich wojsk do Chin zmusza ich do opuszczenia kraju. Jedną z rodzin, która stara się uciec, z ogarniętego wojną Państwa Środka, są Grahamowie, ale z powodu zamieszania podczas ewakuacji rodzina zostaje rozdzielona i 11 letni Jamie (Christian Bale) zostaje sam zdany na pastwę losu. Chłopiec musi zadbać o siebie i przetrwać ciężkie czasy. Gdy w poszukiwaniu jedzenia bohater błąka się po najgorszych dzielnicach, na swej drodze spotyka Amerykanina Basiego (John Malkovich). Człowiek ten, jest pozbawiony skrupułów, a dzięki sprytowi potrafi poradzić sobie w każdych warunkach. Chłopiec i mężczyzna zostają złapani przez Japończyków i trafiają do obozu dla internowanych, który okazuje się być prawdziwym szkołą życia. W tak ciężkich warunkach Jamie musi dorosnąć i z chłopca zmienić się w mężczyznę.

Druga wojna światowa jest tematem mocno wyeksploatowanym, jednak spojrzenie na nią z perspektywy Azji wydaje się dosyć innowacyjnym pomysłem. Nie raz na ekranie widzieliśmy heroicznych alianckich żołnierzy walczących o wolność czy pogrążoną w cierpieniu Europę. Jednak udział Japonii w II wojnie światowej zwykle był marginalizowany do ataku na Perl Harbor. Spielberg postanowił zrobić film nieco inny – o chłopcu, który co prawda pochodzi z Wielkiej Brytani, ale nigdy nie widział jej na oczy, a całe dzieciństwo spędził w Chinach. Jamie mimo, że od lat mieszka w Sznaghaju nie rozumie, ani języka, ani miejsca, w którym żyje. Jeszcze, gdy oglądamy szczęśliwe życie rodziny Grahamów w ich willi, chłopiec jawi się jako rozpieszczony dziecko. Jednak wojenne wydarzenia sprawiają, że musi dorosnąć i stawić czoła trudnej sytuacji. Jedyne, co w Jamiem się nie zmienia to miłość do samolotów, która staje się o tyle bolesna, że za ogrodzeniem obozu znajduje się Japońskie lotnisko, z którego startują ukochane przez chłopca Mitsubishi Zero. Imperium Słońca to z jednej strony opowieść o wojnie widzianej oczami dziecka, a z drugiej o pasji, która jest silniejsza niż wszystko inne, i to własnie ona trzyma przy życiu.

Film zachwyca wizualnie. Wspaniałe plenery i przemyślane ujęcia, to chleb powszedni w Imperium Słońca, ale scena nalotu amerykańskich myśliwców na japońską bazę jest majstersztykiem. Czegoś tak wspaniałego nie zobaczycie w żadnym innym filmie, gdy ogląda się nisko lecące Mustangi, to można w pełni  zrozumieć pasję Jamiego. Wiele dobrego należy również powiedzieć o muzyce, którą do filmu skomponował John Williams, i za którą był nominowany do Oscara. Ścieżka dźwiękowa podkreśla dramatyzm wydarzeń i wzbudza emocje nie mniejsze niż obraz. Jednak największe wrażenie robi młody Christian Bale w roli głównej. Dzisiaj oglądając jego popisy z perspektywy czasu i wiedząc jaką zrobił karierę przyglądamy mu się dużo baczniej. Bale mimo, że na planie filmu miał 13 lat, gra bardzo dojrzale, a jego ekranowe przejście w dorosłość wypada bardzo przekonujący. Czytając o tych wszystkich zaletach, można by dojść do wniosku, że Imperium słońca jest filmem wybitnym, jednak fabuła należy do przeciętnych i akcja momentami dłuży się niemiłosiernie. Postacie często są przerysowane i bazują raczej na stereotypach niż realnych postaciach. Tak na prawdę mamy do czynienia ze średnim kinem, zrealizowanym na bardzo wyskokom poziomie, które próbuje nas przekonać o swojej wyjątkowości.

Przed wojną niezbędny atrybut każdego gentlemana, dziś powraca…

Kaszkiet świetnie łączy się zarówno z dżinsami jak i garniturem dzięki czemu można nosić go praktycznie wszędzie! Detronizuje kompromitujące połączenie wełnianej czapki i garnituru oraz świetnie zastępuje kapelusz, który dzisiaj nie każdy chce nosić. Kaszkiety, które dla Was przygotowało Miler Spirits&Style, są całkowicie wyjątkowe i jesteśmy przekonani, że szybko stracicie dla nich głowę. Ale najpierw warto się dowiedzieć o co tu w ogóle chodzi – klik

121

Film ze wspaniałą stroną wizualną i godną uwagi rolą młodego Bale, opowiada o wojnie z trochę innej perspektywy. Ogląda się go całkiem przyjemnie, ale po seansie czegoś brakuje. Imperium słońca nie wstrząsa, nie budzi emocji, ani nie skłania do głębszej refleksji. Miłośnikom filmów wojennych można go polecić, ale pozostali będą ziewać.

Nasza ocena: 

5

Autor: Mateusz Stachura

portfel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Kilka kroków do lepszego wina

Alkohol, Dla Ciała / 

Powodów otwarcia butelki z winem jest wiele. Niektórzy z nas szukają chwili relaksu i odpoczynku po długim dniu w pracy. Często też kieliszek wypełniony bordowym trunkiem staje się kompanem przy książce, dobrym filmie lub innych codziennych czynnościach, przyjmując niezobowiązującą formę. Dla innych wino będzie nierozłącznym elementem posiłku. Choćby niewielka jego ilość, gdy jest dobrze dobrane i podane, potrafi zwielokrotnić doznania kulinarne, a w najlepszym przypadku osiągnąć przez wielu efekt synergii. To „niebiańskie połączenie” ma miejsce wtedy, gdy złączenie wina i jedzenia daje lepszy smak niż te same elementy spożywane oddzielnie. Jeśli tego nie doświadczyliście, to najlepsze przed Wami. Jeszcze inni lubią po prostu świętować przy akompaniamencie tego, a nie innego alkoholu. 

wino Rioja Navajas

Inwestując nierzadko kilkadziesiąt, a nawet kilkaset złotych, chcemy, by dany trunek pokazał nam to, co ma w sobie najlepszego. Należy jednak pamiętać, że w przypadku prostszych win odpowiednie podanie potrafi zdecydowanie polepszyć jego odbiór, ale także ukryć ewentualne wady. I obojętnie w jakiej sytuacji widzisz siebie najczęściej, sugeruję by poświęcić parę minut na proste przygotowania, tak aby alkohol, po który sięgasz, pokazał swój największy potencjał i klasę oraz oddał to, co ma najlepszego do zaoferowania. 

Odpowiednia temperatura 

Większość osób uważa, że wino białe należy podawać schłodzone, a czerwone w temperaturze pokojowej. Niestety, te obiegowe prawdy nie są zbyt dokładne, a rozumiane dosłownie mogą wręcz wyrządzić więcej szkód niż pożytku. Należy pamiętać, że czerwone wino powinno być delikatnie schłodzone. Obecnie temperatura w naszych domach sięga 20-24 stopni i picie tak ciepłego trunku na pewno nie sprawi nam odpowiedniej przyjemności. Chyba, że mówimy o temperaturze pokojowej średniowiecznego zamku, czyli 16-18 stopni. Lekko schłodzony trunek spowoduje, że alkohol będzie mniej lotny i nie przytłoczy właściwych aromatów. Chłodniejsze wino ma także świeższy charakter i jest delikatniejsze w odbiorze.

Z białym sytuacja wydaje się prostsza. Zazwyczaj wkładamy je do lodówki na kilka godzin przed otwarciem butelki. Jednak serwowanie wina w temperaturze “lodówkowej”, to nie najlepszy pomysł. Należy pamiętać, że zbyt mało stopni zamyka aromaty i trunek najzwyczajniej przestanie pachnieć. Nie każdy jednak ma chęci by mierzyć jego temperaturę termometrem. W mojej opinii najprostszym i najbardziej uniwersalnym sposobem na odpowiednie schłodzenie tego trunku jest tzw. “zasada 20 minut”. Mówi ona o tym, żeby białe wina trzymać w lodówce, a czerwone poza nią. Kiedy najdzie nas ochota na otwarcie butelki, białe wyciągamy 20 minut przed piciem, a czerwone na 20 minut wkładamy do lodówki. Tym sposobem większość win doprowadzimy do prawie idealnej temperatury.

 barman z kieliszkiem wina

Odpowiednie szkło

Wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, jak ważny w odbieraniu wina jest odpowiedni kieliszek. W domowym zaciszu często nie zwracamy uwagi na to, z czego pijemy. Warto jednak poświęcić temu większą uwagę, gdyż różnica potrafi być znacząca. Więcej o szkle przeczytasz tutaj.

barman nalewający wino do kieliszka

Dekantacja i napowietrzanie

Sięgając po starsze wina, bardziej dojrzałe, z tak zwanym “potencjałem”, które często nie są poddawane filtracji, istnieje ryzyko, że w środku butelki znajduje się osad. Jest to nic innego jak koncentracja cząsteczek stałych, garbników oraz substancji kolorystycznych, które wytrącają się z trunku. Te składniki dają bardzo dużo dojrzewającemu winu, ale nie są pożądane podczas samego picia. Trunek ten należy wtedy poddać procesowi dekantacji, czyli zlania cieczy znad osadu. Polega to najczęściej na delikatnym przelaniu go do szklanej karafki, uważając, by stałe cząstki z resztką trunku pozostały w butelce. Jeszcze jednym powodem, dla którego warto przelewać czerwone wino do karafki, jest jego napowietrzanie. Dojrzałe i leciwe wina, które przez lata były zamknięte w butelce, potrzebują powietrza, aby uwolnić skondensowane aromaty. Jednakże w przypadku prostszych i bardziej codziennych win napowietrzanie również przynosi pozytywne efekty. Przelanie ich do karafki uwydatnia owocowość, ukrywa ewentualne wady oraz powoduje, że staje się ono delikatniejsze w odbiorze. Należy jednak pamiętać, że po pewnym czasie powietrze zaczyna mieć destrukcyjny wpływ na wino. Pewne aromaty zaczynają bezpowrotnie ulatywać i trunek staje się płaski. Dostęp powietrza sprzyja także rozwojowi mikroorganizmów, co może doprowadzić do jego zepsucia. 

butelki wina

Co z otwartą butelką?

Jeśli zdarzy się, że zostanie nam trochę wina w butelce, powinniśmy je jak najszybciej zamknąć i włożyć do lodówki. Niestety trunek ten po otwarciu, w odróżnieniu do mocniejszych alkoholi, ma bardzo krótką zdatność do spożycia. Już po kilku dniach możemy zauważyć znaczący ubytek smaków i aromatów. Oczywiście istnieją pewne sposoby na wydłużenie jego życia. Najbardziej popularnym jest używanie pompek, które tworzą w butelce próżnie i konserwują wino. Jeżeli jednak nie mamy takich akcesoriów, sugeruję wypijać trunek maksymalnie dwa dni po jego otworzeniu.

Pamiętajmy, że pić powinniśmy tak, jak lubimy. Jeżeli jednak będziemy pamiętać o wyżej wymienionych zasadach, to w prosty sposób możemy zintensyfikować doznania lub po prostu uniknąć niepotrzebnych rozczarowań. Nie chcemy bowiem, aby zbyt wysoka temperatura lub osad w cennym i rzadkim trunku spowodowały, że jego odbiór będzie przeciętny.

Dotyczy to także prostych i codziennych win, które odpowiednio podane potrafią zaoferować zdecydowanie więcej niżeli bez tych kilku prostych zabiegów. Czynności niewiele a różnica ogromna.

O Autorze:

MaurycyMichalak

Maurycy Michalak – pasjonat win i mocnych alkoholi. Wieloletnie doświadczenie w branży alkoholowej zdobywał w całej Europie. Posiada trzeci poziom certyfikatu WSET (Wine & Spirit Education Trust). Na co dzień odpowiedzialny jest za dobór portfolio win w sklepie Miler Spirits & Style.

Zapisz

portfel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Miler Menswear
Top