Prawdziwy Mikołaj jeździ busem… z silnikiem Porsche

Hobby, Motoryzacja / 

Dziś Wigilia, dzień pełen radości, przyjaźni, miłości i prezentów. Nie każdy zdaje sobie jednak sprawę, jak ciężko przed świętami muszą pracować kurierzy, aby nasze upominki zdążyły trafić pod choinkę.

Jak wiadomo, głównym narzędziem pracy każdego kuriera jest samochód, zazwyczaj pod postacią ładownego „busa” lub mniejszego vana. Najważniejszą cechą tych aut jest pakowność i ekonomia. Wybierając flotę pojazdów, firmy kurierskie nie kierują się miłością do motoryzacji, lecz opłacalnością. Cechy takie jak piękno, osiągi czy prowadzenie odchodzą na dalszy plan. Co, gdyby jednak popuszczono wodze fantazji? Wtedy zaczyna robić się o wiele ciekawiej.

Zwłaszcza jeśli do napędu i zawieszenia busa adaptuje się części wprost z Porsche 911 GT3 i GT2, jednocześnie jeszcze je udoskonalając i poprawiając. Z takiego połączenia powstaje coś, co ciężko sklasyfikować do konkretnej kategorii motoryzacji, ale śmiało można określić jako najszybszego busa na świecie. Za cel zbudowania rakiety w skórze vana, postawiła sobie berlińska firma TH. Projekt powstał w oparciu Volkswagena T5 i mnóstwo części ze wspomnianych modeli Porsche.

TH2 RS z zewnątrz, dla niewprawnego oka z daleka może wyglądać, jak zwykła „T5itka”. Przy bliższym kontakcie zauważymy 20 calowe felgi skrywające hamulce z 911-tki i centralny wydech. Fani Porsche mogą mieć również wrażenie, że skądś znają ten zielony odcień lakieru. Tak, to lakier z palety zarezerwowanej dla Porsche serii GT.

W środku auta już chyba nikt nie będzie miał wątpliwości, że nie jest to zwykły VW. TH2 ma w sobie coś zarówno z McLarena F1 – centralnie umieszczoną kierownicę, przez co kierowca siedzi na środku auta w karbonowym fotelu, jak i pierwszych modeli VW Transportera – silnik umieszczony z tyłu, pod bagażnikiem. Wnętrze auta pomieści łącznie 5 osób w bardzo spartańskich i „twardych” warunkach, gdyż ilość tapicerki ograniczono do absolutnego minimum na rzecz niższej masy. Zapomnijcie o schowkach, radiu czy nawet ogrzewaniu, w zamian dostajemy 5 idealnie trzymających na boki „kubełków” z włókna węglowego.

Zastanawiacie się pewnie, czemu silnik został umieszczony z tyłu pod bagażnikiem, tuż za tylną osią pojazdu. Po prostu nie zmieścił się pod maskę T5, dodatkowo jest to naturalne usytuowanie silników Porsche i umieszczenie go z tyłu również w TH2 pozwoliło zastosować układ napędowy z GT 2 bez zbędnych komplikacji. Konstruktorzy od początku wiedzieli, że oryginalna moc silnika 911 nie będzie wystarczająca do ciężkiej (1800 kg) i mało opływowej bryły vana. Postanowiono udać się do firmy 9ff, która z oryginalnych „ledwie” 462 KM i 620 Nm, po zmianie turbosprężarek, oprogramowania i paru innych modyfikacjach zrobiła, uwaga… 800 KM i 900 Nm!

Poprzez zmianę lokalizacji silnika mocno zaburzono oryginalny rozkład masy T5, jednak tunerzy poradzili sobie z tym bez problemu. Zastosowano aktywne, pneumatyczne zawieszenie H&R oraz liczne elementy z 911. Inteligentny sterownik po przekroczeniu prędkości 220 km/h obniża przednie zawieszenie o 3 cm, poprawiając docisk i aerodynamikę.

Jedyne poprawne buty do stylizacji sylwestrowej. Ciekawe jak sprawdziły by się w prowadzeniu TH2.

Po procesie projektowania i tworzenia tego niezwykłego samochodu przyszedł czas na testy „bojowe”. Auto już podczas pierwszej próby uzyskało prędkość maksymalną na poziomie 310 km/h! Nie jest to jeszcze koniec możliwości auta, a testujący go na torze sam Walter Röhrl uzyskał czas tylko o 4 sekundy gorszy niż w Porsche 911 Turbo AWD. Wynik ten świadczy, że TH kompleksowo i rzetelnie podeszło do tematu budowy tego „bolidu” – zadbano zarówno o moc, jak i prowadzenie tak ciężkiego i nieporęcznego pojazdu.

Śmiało można stwierdzić, że auto jest ucieleśnieniem marzeń każdego kuriera, zwłaszcza teraz, gdy spoczywa na nich ciężkie zadanie dostarczenia Waszych prezentów pod choinkę na czas.

Autor: Adrian Walkiewicz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Najlepsze piosenki świąteczne

Kultura, Muzyka / 

Okres przedświąteczny rządzi się swoimi prawami. Mimo że na zewnątrz robi się bardzo zimno, a do naszych oczu coraz rzadziej dociera światło słoneczne, cieszymy się nadchodzącymi świętami i z wypiekami na twarzy wyczekujemy końcówki grudnia. Ta magiczna atmosfera nie byłaby jednak taka sama, gdyby nie wszechobecne choinki, charakterystyczne filmy w telewizji i, oczywiście, Bożonarodzeniowe piosenki w radiu. Oto pięć najlepszych świątecznych utworów, wszystkie je znajdziecie na tej playliście.

LAST CHRISTMAS

Prawdopodobnie najpopularniejsza piosenka w okresie świątecznym. Co prawda ze świętami wspólny ma tylko tytuł – według słów nie traktuje ona o Bożym Narodzeniu per se, a o utraconej miłości – jednak żadna grudniowa lista przebojów nie może się obejść bez tego utworu. Ciężko powiedzieć, czy to przez prosty i wpadający w ucho refren, czy po prostu przez przyzwyczajenie, fakt faktem zespół Wham! na stałe zagościł w naszej świadomości jako ten od „piosenki o świętach”.

ALL I WANT FOR CHRISTMAS IS YOU

Mariah Carey nagrała zdecydowanie bardziej świąteczną piosenkę niż Wham! i grudniowe playlisty również nie mogą się bez niej obyć. Pozornie smutny początek szybko przekształca się w skoczny utwór o miłości, lecz tym razem Boże Narodzenie nie jest tylko jedną frazą w refrenie. Tekst bezpośrednio nawiązuje do tradycji dawania i otrzymywania prezentów, i nie pozostawia wiele miejsca na swobodną interpretację.

HAPPY XMAS

Kiedy cofniemy się parę (paręnaście) lat wstecz, z łatwością zauważymy, że nagrywanie piosenek specjalnie na Boże Narodzenie nie jest trendem rozpoczętym dopiero w XXI wieku. Wśród starszych artystów na pewno warto wyróżnić Johna Lennona, który może nie nagrał energicznego utworu, przy którym można się wyszaleć, ale poszedł bardziej w stronę pozytywnych uczuć, wręcz wylewających się z jego twórczości. „Happy Xmas” to piosenka wpisująca się w atmosferę świąt, jednocześnie nie sprawiając wrażenia napisanej „na siłę”.

WONDERFUL CHRISTMASTIME

Rok 1979. Paul McCartney, legendarny Beatles, podejmuje się nagrania utworu wpasowującego się w atmosferę świąt i nawet mu to wychodzi. „Wonderful Christmastime” nie emanuje może aż tak pozytywną energią, jak „Happy Xmas” Lennona, ale z pewnością jednak jest warte odnotowania, czy to przez samą osobę McCartneya, czy to przez odrobinę elektroniki wprowadzonej dla urozmaicenia całości, czy to w końcu przez bożonarodzeniowo-beatlesowski klimat.

THANK GOD IT’S CHRISTMAS

Jeżeli Lennon i McCartney nie robią wrażenia, to teraz nadszedł moment na prawdziwą wisienkę na torcie – Queen. Zespół wielbiony przez miliony ludzi na całym świecie – i słusznie – dołożył swoje trzy grosze nie tylko do klasyki rocka, ale też i do świątecznych utworów. Wszystko oczywiście przesączone stylem Mercurego.

Piosenek kojarzonych ze świętami Bożego Narodzenia z pewnością jest zdecydowanie więcej, lecz te pięć utworów szczególnie zapada w pamięć.

Jakie są Wasze ulubione piosenki świąteczne?

Autor: Kamil Brycki

Pasjonat muzyki, literatury i mody. Klasyczną męską elegancją interesuje się od 18 roku życia i od tego czasu jego ciekawość tylko przybiera na sile. Redaktor serwisu muzycznego Music To The People.

portfel

Komentarze

  1. Chris Rea- Driving Home For Christmas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Moda przez dekady: Krótka historia garnituru

Moda / 

Garnitur – może nie podstawowy, ale z pewnością najważniejszy element męskiej garderoby. W życiu każdego mężczyzny przychodzi taki moment, że jeansy i t-shirt nie wystarczają. Niektóre okazje wymagają tego, aby założyć spodnie zaprasowane w kant, marynarkę z wypełnionymi ramionami, porządnie zawiązany krawat i śnieżnobiałą koszulę. Kiedyś jednak to właśnie garnitury – albo coś, co je przypominało – były fundamentem męskiej szafy. Aby osiągnąć taką postać, jaką mają dzisiaj, musiały przebyć naprawdę długą drogę. Skąd więc wziął się pomysł na męski, dwu- lub trzyczęściowy, elegancki strój?

Ubranie, które można określić pierwszym garniturem, pojawiło się około 1700 roku. W tamtym czasie mężczyźni powoli przestawali nosić rajstopy w połączeniu z długimi, rozkloszowanymi okryciami wierzchnimi, a zaczynali lubować się w bryczesach – spodniach wiązanych tuż pod kolanem. W modzie męskiej występowały one już wcześniej, jednak dopiero w tych latach stały się smuklejsze i bardziej eleganckie, dzięki czemu eksponowanie ich nie było powodem do wstydu. Długie płaszcze lub marynarki oczywiście nie zniknęły – przeszły jednak swoistą metamorfozę poprzez znaczące wyszczuplenie rękawów, a kamizelki noszone pod nimi stały się krótsze. Zestaw składający się z bryczesów, kamizelki oraz płaszcza możemy uznać za „pierwszy garnitur”.

Barok charakteryzował się przepychem –  z tego powodu na męskich ubraniach można dostrzec złote ornamenty i bogate przeszycia. Z kolei okres rokoko rozpoczął trend, który, w pewnym sensie, utrzymał się do dziś. To właśnie wtedy mężczyźni zaczęli odchodzić od dodatkowych ozdób. W XVIII wieku niekwestionowanym centrum mody była Francja i to właśnie tam rozwinięto pomysł na trzyczęściowy kostium. Bryczesy szyto z tego samego materiału, co marynarkę, a całość stała się bardziej luksusowa poprzez wykorzystanie jedwabiu w okresie letnim, a aksamitu w okresie zimowym. Kamizelki znów zmieniły swoją długość (po raz kolejny stały się krótsze), lecz nadal odszywano je z kontrastującego materiału i zdobiono przy pasie. Dolne części męskich marynarek były usztywniane i bardzo dobrze eksponowały wszystkie detale. Ubrania były dopasowane, lecz dalej dość krzykliwe jak na dzisiejsze standardy – w tym zakresie do rewolucji doszło w Anglii.

Moda angielska była bardziej stonowana i nie aż tak bogata kolorystyczniedominował styl wiejski i wypoczynkowy, na podstawie którego zaczęto szyć surduty (marynarki sięgające do kolan), w których pierwszy raz pojawiły się klapy wywinięte na zewnątrz, optycznie poszerzające klatkę piersiową. Rezygnowano z francuskiego, pełnego przepychu, stylu, na rzecz prostoty i elegancji, o czym świadczą kamizelki pochodzące z tamtego okresu – znów stały się krótsze i przestały być zdobione przez odwracające uwagę elementy.

11416191_969784236399422_7996060999456976804_nCo ciekawe, stroje dalej posiadały wcięcia w talii, wąskie rękawy i nogawki – pod względem dopasowania ubioru do ciała nadal najważniejsze było realne odwzorowanie sylwetki. Zanim Francja oficjalnie przestała być europejską stolicą mody, pojawił się podział na „makaroniarzy” oraz „dandysów”, gdzie ci pierwsi nosili wręcz karykaturalne, kolorowe i „udekorowane” po brzegi przebrania, a drudzy szczycili się swoim wysublimowanym wyczuciem stylu.

Kolejnym kamieniem milowym na drodze do dzisiejszego garnituru był strój rozpowszechniony przez George’a Bryana Brummella. Beau, bo tak również go nazywano, był doradcą księcia Walii – księcia-regenta Jerzego. Królewskiemu styliście podobał się kierunek, w jakim zmierzała męska moda i dość szybko (mając trochę ponad dwadzieścia lat) stał się ikoną elegancji. Zrezygnował z bryczesów na rzecz dłuższych, dopasowanych pantalonów, jego surduty były koniecznie dwurzędowe i zapięte, a pod szyją ekstrawagancko wiązał kawałek materiału, który później przekształcił się w krawat. Wełniana, granatowa lub czarna marynarka była wysoko podcięta z przodu, dzięki czemu odsłaniała jasne spodnie, a z tyłu schodziła niemal do kolan, zasłaniając pośladki. Pod marynarką znajdowała się oczywiście biała koszula – Beau uwielbiał te wykrochmalone i lniane, zapewniające świetną przewiewność i niespotykany wcześniej komfort. Dzięki niemu Londyn stał się ostoją krawiectwa miarowego i jest nią, w zasadzie, do dziś.

Dzięki Brummellowi mężczyźni zaczęli zwracać większą uwagę na jakość materiału, z którego szyto ich ubrania. Zainteresowanie zdobionym jedwabiem malało na rzecz mocnej i przyjemnej w dotyku wełny, która z pewnością nie była aż tak delikatna. Bryczesy całkowicie wyszły z użytku, odnosząc druzgocącą porażkę w pojedynku  ze spodniami z wysokim stanem. Okrycia wierzchnie przypominały surduty – co prawda nie były charakterystycznie wycięte, posiadały za to szerokie klapy z guzikami na całej długości, dając możliwość zapięcia w zasadzie pod samą szyję. Jedynymi elementami, które się wyróżniały były kontrastowe klapy lub kolorowy krawat – ten z kolei w latach dwudziestych XIX wieku zaczynał przypominać muszkę, a jego wiązanie dalej było niezwykle szykowne. Dominowały zestawy z białymi spodniami i ciemnymi surdutami, a dokładając kamizelkę z rewersem, można było uzyskać jeden z bardziej formalnych ubiorów.

Pierwsza połowa XIX wieku była również okresem, w którym mężczyźni zaczęli interesować się sportem – albo przynajmniej udawali, że się interesują, ponieważ było to w dobrym guście. Różnica pomiędzy tak zwanym „morning outfit”, czyli strojem porannym, a strojem sportowym, zacierała się coraz bardziej. Ten pierwszy dalej był elegancki, jednak stroje zakładane przez mężczyzn, chociażby na polowania, również nie przynosiły im wstydu. Płaszcz odsłaniający spodnie, przypominający dwurzędową marynarkę Brummella, miał tutaj praktyczne zastosowanie, ponieważ pozwalał bezproblemowo jeździć konno. Powiększone obcasy w skórzanych butach pozwalały na dobre zakleszczenie nóg w strzemionach. Odważniejsi dalej nosili kontrastowe pantalony, zazwyczaj w jasnych kolorach, powoli jednak odchodzono od tego zwyczaju, na rzecz jeszcze większego uproszczenia całego stroju.

Nastała druga połowa XIX wieku – czas, w którym maszyny do szycia weszły do powszechnego użytku, a garnitur w zasadzie nabrał ostatecznego kształtu. Kamizelki wróciły do łask i znów były szyte ze wzorzystych materiałów, jednak nie aż tak krzykliwych, jak w okresie baroku. Były one widoczne dzięki jednorzędowym marynarkom, które w latach 1840-1870 uległy znaczącemu skróceniu i nie sięgały już do kolan. Zaczęto doceniać cięższe odmiany wełny jak chociażby tweed, i ciemniejsze, bardziej praktyczne spodnie. Nastąpiło rozdzielenie ozdób wiązanych pod szyją na muchy i krawaty – wtedy też został rozpowszechniony piękny w swej prostocie węzeł „na cztery”, optycznie wydłużający szyję i wyszczuplający twarz.

Powrócono do odszywania marynarki i spodni z tego samego materiału, a dzięki temu, że guziki zapinano coraz wyżej, pojawiło się też miejsce na kieszeń piersiową i ozdobną, białą chusteczkę nazwaną poszetką. Koszula dalej była elementem bielizny – zazwyczaj zasłoniętym przez kamizelkę – jednak zaczęto już odrobinę eksperymentować z kołnierzykami. W przeciwieństwie do ubiorów formalnych strój sportowy stawał się różnorodniejszy kolorystycznie. Fasony nie odbiegały za daleko od tego, do czego zdążono mężczyzn przyzwyczaić, i dalej były nowocześnie dopasowane.

Na początku XX wieku stroje „wiejskie” noszono już w miastach, przez co garnitur trzyczęściowy stał się pomostem pomiędzy formalnym, wieczorowym surdutem (który powoli przekształcał się we frak) a ubraniem odpowiednim na poranne spacery. Delikatnie obniżono najwyższy guzik w marynarce, aby wyeksponować kamizelkę, i zmieniono przeznaczenie butonierki – teraz kiedy nie można było zapiąć marynarki pod samą szyję, zaczęto wkładać do niej kwiaty. Ciężko jednoznacznie stwierdzić, kiedy te wszystkie zmiany nastąpiły – tak naprawdę od czasów Brummella brakowało kolejnej ikony stylu, która wyznaczałaby trendy, aż do ówczesnego Księcia Walii. Kreowanie garnituru, jak widać, trwało setki lat i wykorzystywało doświadczenie wielu mężczyzn i krawców, z tego powodu nie można jednoznacznie wskazać jednej przełomowej daty. Mimo wszystko dzisiejsze garnitury różnią się detalami od tych, które noszono sto lat temu. Tempo zmian znacząco wzrastało, nie tylko w świecie mody, ale i we wszystkich dziedzinach życia. W zasadzie każda dekada miała w rękawie coś nowego dla spragnionych nowości mężczyzn. Garniturom popularnym w kolejnych latach przyjrzymy się jednak dopiero w kolejnych artykułach z cyklu Moda przez dekady.

Autor: Kamil Brycki

Pasjonat muzyki, literatury i mody. Klasyczną męską elegancją interesuje się od 18 roku życia i od tego czasu jego ciekawość tylko przybiera na sile. Redaktor serwisu muzycznego Music To The People.

Inne wpisy z tej kategorii

portfel

Komentarze

  1. świetny artykuł :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Miler Menswear
Top