Nie ma drugiej dziedziny, która wzbudzała by tyle emocji, co sport. My, Polacy, mamy to szczęście, że na brak sukcesów w rozmaitych dyscyplinach narzekać nie możemy. Wybranie dziesięciu z tak wielu wydarzeń nie było łatwe. Sprawdźcie, co znalazło się w naszym zestawieniu.
Mając na uwadze fakt, że dla większości sportowców najwyższym celem w karierze jest medal olimpijski, warto wspomnieć kilka dat stanowiących początki udziału Polski w tej zaszczytnej imprezie:
- 1912 rok – Sztokholm – pierwszy Polak (Wacław Ponurski) na Olimpiadzie. Pewnie niewiele osób wie, że występował on w barwach austriackich. Dlaczego? Otóż Karta Olimpijska dopuszczała wyłącznie drużyny narodowe, więc dopóki Polska nie odzyskała niepodległości, nie mogła wystawić swojej reprezentacji.
- 1924 rok – Paryż – reprezentacja Polski zadebiutowała na letnich Igrzyskach i od razu odniosła sukces. Srebrny medal wywalczył bowiem zespół kolarzy torowych w składzie: Tomasz Stankiewicz, Józef Lange, Franciszek Szymczyk i Jan Łazarski.
- 1928 rok – Amsterdam – Pierwsze upragnione złoto dla Polski. Halina Konopacka w rzucie dyskiem nie miała sobie równych i zdobyła medal z najcenniejszego kruszcu.
- 1928 rok – Amsterdam – Złoto Kazimierza Wierzyńskiego w Olimpijskim Konkursie Sztuki za poematy „Laur Olimpijski” (do 1948 roku równocześnie z Olimpiadą odbywały się konkursy literackie).
Gest Kozakiewicza
Konkurs skoku o tyczce na igrzyskach w Moskwie w 1980 roku został zdominowany przez Polaków – Władysława Kozakiewicza i Tadeusza Ślusarskiego. Mimo wielu nieprawidłowości i oszustw ze stornu gospodarzy Olimpiady, pokonali oni zawodnika ZSSR, który był faworytem tych zawodów. Władysław Kozakiewicz nie miał tego dnia łatwego zadania. Przy każdej próbie towarzyszyła mu ogromna porcja gwizdów, a gospodarze robili naprawdę wszystko, by utrudnić rywalom życie. Radzieccy kibice wspierali Konstantina Wołkowa, który startował w roli faworyta.
Historyczny moment nastąpił przy drugiej próbie Polaka na wysokość 5,74. Zakończyła się ona powodzeniem, a nasz zawodnik pokazał gest ręki zgiętej w łokciu, co dziś określa się mianem gestu Kozakiewicza. Gdyby tego było mało, polski sportowiec pokonał jeszcze wysokość 5,78 i ustanowił tym samym nowy rekord świata. Publiczność sprawiała wrażenie jakby miała zaraz wybuchnąć ze złości. Ależ nieprawdopodobnej próbie charakteru poddany został Kozakiewicz!
Wembley – remis, który obiegł świat
Kmiotki znad Wisły – tak o Polakach pisały brytyjskie media w przededniu słynnej potyczki na Wembley (17 października 1973 roku). Anglicy nie czuli najmniejszego respektu przed przeciwnikiem i jak się później okazało, zostali za to przykładnie ukarani. Nadmieńmy, że starcie odbyło się w ramach eliminacji do Mistrzostw Świata w piłce nożnej, które obyły się w RFN w 1974 roku. Gospodarze potrzebowali zwycięstwa do awansu, natomiast biało-czerwonym wystarczał remis, by uzyskać przepustkę do turnieju finałowego. Atmosfera od samego początku była bardzo napięta, a prymitywne zachowania Anglików jeszcze bardziej nakręcały drużynę Kazimierza Górskiego. Podczas Mazurka Dąbrowskiego, angielscy fani wykrzykiwali: Animals!.
Gra była bardzo zacięta, ale do przerwy żadnej z ekip nie udało się trafić do bramki rywala. Pierwszy gol padł dopiero w 57. minucie, gdy podanie Grzegorza Laty wykorzystał Jan Domarski. Polacy próbowali jeszcze podwyższyć wynik, ale kilka minut później sędzia podyktował rzut karny dla gospodarzy, a jedenastkę na bramkę zamienił Allan Clarke. Więcej goli kibice już nie obejrzeli, choć do końca było bardzo gorąco – bynajmniej nie za sprawą angielskiej pogody. Bohaterem spotkania okrzyknięty został Jan Tomaszewski, którego do dziś określa się mianem człowieka, który zatrzymał Anglię.
Złoty Kulej w Tokio
W styczniu 1964 w potyczce reprezentacyjnej Jewgienij Frołow zapewnił zespołowi Związku Radzieckiego wygraną w walce bokserskiej z kadrą biało-czerwonych. Kilka miesięcy później na Igrzyskach Olimpijskich nadarzyła się znakomita okazja do rewanżu. Tym razem na ringu w Tokio rękawice skrzyżowali wspomniany Frołow i Jerzy Kulej. Mając w pamięci styczniową porażkę, trener Polaka Feliks Stamm postanowił zaskoczyć rywala.
Doradził on swojemu podopiecznemu: Zmieniamy twój styl walki. Tym razem nie zaatakujesz, a poczekasz na niego. Po konfrontacji Kulej wspomniał: Byłem znany z tego, że idę do przodu, a tymczasem miałem udawać kogoś, kto się boi. Właśnie ta taktyka okazała się kluczem do sukcesu. Polski pięściarz wywalczył złoty medal, a swój wyczyn powtórzył jeszcze cztery lata później w Meksyku.
Niedościgniona Szewińska
W biegu na 200 metrów nie miała sobie równych Irena Szewińska. Na Olimpiadzie w Meksyku (1968) we wspomnianym dystansie zdeklasowała rywalki i świętowała triumf. Była wybitną lekkoatletką, która w swojej karierze zgromadziła aż siedem medali IO.
To był dla mnie najlepszy spośród wszystkich moich występów. Głównie dlatego, że oprócz wywalczenia złota pobiłam jeszcze rekord świata. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło pójść jeszcze lepiej. Do wirażu co prawda ostro rywalizowałam jeszcze z Australijką i Amerykanka, ale ostatnie 50 metrów należało już do mnie – sięgała pamięcią Irena Szewińska w rozmowie w Polskim Radiu.
Korzeniowski zaszedł na szczyt
Australijska ziemia okazała się bardzo przychylna dla jednego z najlepszych polskich lekkoatletów w historii – Roberta Korzeniowskiego. W Sydney w 2000 roku nasz chodziarz został podwójnym złotym medalistą. Triumfował zarówno na dystansie 20 jak i 50 kilometrów.
Jego dorobek mógł być bogatszy, ale w 1992 roku na igrzyskach w Barcelonie chodziarz został zdyskwalifikowany za, jak to sędziowie określili, “nieprawidłowy krok”, co budzi kontrowersje do dziś. Na przestrzeni całej kariery Korzeniowskiemu zarzucano podbieganie na niektórych odcinkach i domagano się dla niego kary, ale oficjalnie niczego podobnego mu nie udowodniono.
Motylem po tytuł
200 metrów motylkiem to koronny dystans Otylii Jędrzejczak. Właśnie dlatego polska pływaczka była pretendentką do złota w Atenach w 2004 roku. Rekordzistka świata sprostała oczekiwaniom i wygrała pomimo ogromnego zmęczenia wynikającego z wcześniejszych finałów. Nie sposób nie wspomnieć, że nasza wyśmienita sportsmenka na tej samej imprezie sięgnęła jeszcze po dwa “srebra”: na dystansie 100 metrów stylem motylkowym oraz na 400 metrów stylem dowolnym.
Na wypadek niepowodzenia Polka miała plan awaryjny: – Mówiłam, że gdyby się nie udało wygrać, to wrócę do rodziców i będę miała okazję poimprezować, a później to się chyba powieszę. Narzeczony razem ze mną, bo przecież nie może beze mnie żyć (śmiech).
Wynieśli skoki na wyżyny
Trio skoczków narciarskich zapisało się złotymi zgłoskami w historii polskiego sportu. Mowa o Wojciechu Fortunie, Adamie Małyszu i Kamilu Stochu. Pierwszy z nich w 1972 roku w Sapporo dokonał rzeczy, której wtedy nikt po nim się nie spodziewał, a już na pewno nikt nie oczekiwał. Fortuna pofrunął po olimpijskie złoto, choć niewiele brakowało, a na Igrzyska w ogóle by nie pojechał! Jego dyspozycja przed tą imprezą była daleka od ideału i nominacja dla tego akurat skoczka nie była przesądzona.
Kolejnym wielkim skoczkiem był człowiek, który zapoczątkował „małyszomanię”. W 2001 roku na zawodach w Lahti Adam Małysz odniósł swój pierwszy ogromny sukces zdobywając tytuł Mistrza Świata w skokach narciarskich. Od tamtego czasu Polacy wpadli w narodowy szał, a późniejszy komentarz Włodzimierza Szaranowicza „leć Adam, leć!”, stał się prawdziwym klasykiem.
Mało kto się spodziewał, że po erze Małysza tak szybko przyjdzie nam świętować kolejne triumfy w skokach narciarskich. W ślad za swoim starszym kolegą ruszył Kamil Stoch. Prawdziwa eksplozja jego formy nastąpiła na Olimpiadzie w Soczi w 2014 roku. Dokonał tego, co przez całą karierę nie udało się nawet Orłowi z Wisły – wywalczył mistrzostwo olimpijskie. Jakby tego było mało, na tej samej imprezie zdobył drugie złoto i dokonał rzeczy bez precedensu w polskim narciarstwie. Dziwne, że po tych sukcesach skocznie w Soczi nie zostały nazwane jego imieniem…
Antiga i spółka na wagę złota
Jeśli ktoś odniósł wrażenie, że niniejszy artykuł wspomina wyłącznie odległą przeszłość, to spieszymy z sukcesem bliższym naszej pamięci. W 2014 roku Polska była organizatorem siatkarskiego mundialu i spisała się w tej roli w wyśmienicie. Nie dość, że goście czuli się dobrze nad Wisłą, to fani biało-czerwonych z wypiekami na polikach śledzili rywalizację do ostatniego meczu turnieju. Tak daleko zawędrowali bowiem podopieczni Stephana Antigi.
W finale stanęli w szranki z herosami z Brazyli, którzy bronili tytułu. Okazało się, że nie taki diabeł straszny jak go malują i niesieni kapitalnym dopingiem swojej publiczności Polacy rozbili Canarinhos 3:1. Pierwsze skrzypce w naszej drużynie grał powracający po wielu nieporozumieniach do kadry Mariusz Wlazły i od razu sięgnął do nagrodę MVP mistrzostw. Nasi siatkarze powtórzyli tym samym sukces reprezentacji Huberta Wagnera z Meksyku z 1974 roku.
Jesteśmy przekonani, że na tym nie koniec wielkich sukcesów polskich sportowców. Okazje do kolejnych medali za pasem, wszak zbliżają się Letnie Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro i… Mistrzostwa Europy w piłce nożnej we Francji. Pomyśli ktoś, że to drugie, to spóźniony żart prima aprillisow. Być może, choć jak mawiał Kazimierz Górski: „Dopóki piłka w grze…”, dokończcie sami.
Autor: Marcin Konieczny
Inne wpisy z tej kategorii
Komentarze
Dodaj komentarz
Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.
KTM
Klasyki! Bardzo fajne zestawienie.
Maciek
Ostatnie zdanie jak przepowiednia ;)