Gdy dziesięć lat temu na konferencji prasowej przedstawiono Daniela Craiga jako nowego odtwórce roli Jamesa Bonda wybuchł skandal. Fani agenta 007 byli oburzeni takim wyborem i mieli dużo obiekcji: poczynając od blond włosów i wzrostu poniżej 1,8 m a kończąc na urodzie, która według wielu zdecydowanie nie pasowała do Bonda. Jednak po premierze Casino Royal głosy krytyki zamieniły się w zachwyt a każdy kolejny film z Craigiem umacniał przekonanie, że Brytyjczyk był bardzo dobrym wyborem. Na ekrany wszedł własnie czwarty film z tym aktorem, a dwudziesty czwarty z oficjalnej serii o Jamesie Bondzie. Czy można go uznać za kolejny sukces?
James Bond po śmierci poprzedniej M. (Judi Dench) dostaje taśmę z zadaniem, które ma go naprowadzić na trop tajnej organizacji przestępczej. Operacja w Meksyku pozwala mu zbliżyć się do tajemniczej Spectre, ale zniszczenia jakie agent poczynił w Ameryce Południowej sprawiają, że zostaje wysłany na przymusowy urlop z zakazem dalszych działań. Dodatkowo agencja MI6 przechodzi kryzys i jest o krok od włączenia do większej komórki wywiadowczej o nazwie Centrum Bezpieczeństwa Narodowego i zlikwidowania programu 00. Bohater oczywiście nie ma zamiaru siedzieć bezczynnie namawia do współpracy Q. (Ben Whishaw) oraz Moneypenny (Naomie Harris) i mimo zakazu M. (Ralph Fiennes) rusza do Włoch by znaleźć kolejny ślad, prowadzący do Spectre. Na miejscu 007 zdobywa nie tylko potrzebne informacje, ale też serce pięknej wdowy (Monica Bellucci) po płatnym mordercy a kolejny trop prowadzi do dawnego przeciwnika, który teraz musi ukrywać się przed czyhającymi na jego życie mordercami. Agent Jej Królewskiej Mości obiecuje zaopiekować się córką Pana White’a, a ta jest kluczem do rozwiązania zagadki. Czy Bond powstrzyma Spectre? Co łączy organizację ze zmianami w MI6?
Już pierwsze sceny podczas meksykańskiego święta zmarłych pokazują, że nowy Bond został wyprodukowany z rozmachem. Olbrzymie fundusze jakie zostały przeznaczone na Spectre zostały wydane w najlepszy z możliwych sposobów. Ogromne wrażenie robi nie tylko tłum przebranych ludzi (szczególnie gdy widzimy ich w tle biegającego po dachach 007), pościgi super sportowymi samochodami, ale przede wszystkim dbałość o szczegóły. Reżyser mając do dyspozycji najlepszych speców od efektów specjalnych i topowych aktorów nie zapomina o komponowaniu kadrów i dostarczania czysto wizualnych doznań. Nie znaczy to, że akcji i efektów specjalnych jest mało! Spectre jest po prostu dobrze zbalansowanym filmem, w którym akcja, dialogi i elementy fabularne są w odpowiednich proporcjach, a do tego wszystkie te części są na naprawdę wysokim poziomie. Wystarczy wspomnieć pościg po ulicach Włoch, który mocno podniósł poprzeczkę innym filmom akcji. Co prawda Sam Mendes ucieka się do kilku uproszczeń w fabule, ale tego typu kino (a w szczególności produkcje z Bondem) wymagają od widza zaakceptowania pewnej konwencji i głosy, że Spectre nie jest realistyczny nie brzmią zbyt rozsądnie. To prawda, że najnowszy film jest inny niż Casino Royal, ale jednocześnie jest też powrotem do wzorców, które przyniosły agentowi 007 ogromną popularność.
Filmy o Bondzie zawsze miały kilka charakterystycznych cech, które wyróżniały je wśród innych tego typu produkcji. I tak oprócz szybkich samochodów, efektów specjalnych na najwyższym poziomie i ciętych ripost głównego bohatera w produkcjach spod znaku 007 od zawsze pojawiały się piękne kobiety. W Spectre mamy przyjemność podziwiać dwie aktorki, których postacie różnią się od siebie nie tylko urodą ale również charakterem. Monicca Belluci wciela się w Lucie Sciarre, która mimo, że pojawia się na ekranie tylko na moment w pamięci zostaje do końca filmu a w męskich głowach zapewne jeszcze dłużej. W postać córki White wcieliła się Léa Seydoux i jak w przypadku Bellucci można przyczepić się tylko do tego, że jest jej zdecydowanie za mało na ekranie, tak do gry francuskiej aktorki jest trochę więcej zastrzeżeń. Między Bondem a Madeleine Swann nie widać w ogóle „chemii”, a ich romans pozbawiony jest zupełnie ognia i wyrazistości. Jest to tyle niedopuszczalne, że dziewczyna 007 pretenduje do miana wielkiej miłości agenta a nie kolejnej przelotnej miłostki. Na tle, tak znakomitych aktorów jak : Christoph Waltz, Ralph Fiennes czy Ben Whishaw, Léa Seydoux wypada naprawdę słabo i trudno znaleźć scenę gdzie jej praca mogła by zachwycić, jest to duży mankament biorąc pod uwagę, że panna Swann jest jedną z czołowych postaci filmu. Oprócz wcześniej wymienionych aktorów na pochwałę zasługuję również Daniel Craig – nie widać po nim, żeby rola Bonda zaczynała mu ciążyć. Dowodzą tego sceny akcji w których się pojawia, Brytyjczyk wciąż jest w doskonałej formie. Miejmy nadzieje, że plotki jakoby miał to być ostatni Bond z jego udziałem były nieprawdziwe.
Czy Spectre spełnił pokładane w nim oczekiwania? Z pewnością nie wszystkich, co jest oczywiste przy tak dużej i długo wyczekiwanej produkcji, ale chyba nikt po wyjściu z kina nie stwierdzi, że wyrzucił pieniądze w błoto. Nowy film o Bondzie trzyma bardzo wysoki poziom, ale niestety całe wrażenie psuje Léa Seydoux, która miejscami aż przeszkadza w oglądaniu filmu. Jeżeli oczekujesz od Spectre dużo akcji, ciętego dowcipu a do tego chciałbyś przenieść się w świat gdzie nawet przestępcy chodzą w świetnie skrojonych garniturach to Spectre z pewnością Cię nie zawiedzie. Jeżeli jednak szukasz długich analiz osobowości głównego bohatera i ultrarealizmu to niestety trafiłeś pod zły adres.
Nasza ocena:
Komentarze
Dodaj komentarz
Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.
Łukasz
„To prawda, że najnowszy film jest inny niż Casino Royal, ale jednocześnie jest też powrotem do wzorców, które przyniosły agentowi 007 ogromną popularność.”
Do jakich konkretnych wzorców mieliśmy tutaj powrót ? Na pewno nie było ich tutaj więcej niż w Skyfall.
Ostatnio produkowane filmy z 007 przyzwyczaiły nas do tego, że każdy kolejny jest lepszy od poprzednika. Casino Royale było dalekie od „typowego” bondowskiego filmu, ale każdy kolejny przybliżał agenta 007 do wzorów sprzed lat.
W Skyfall twórcy zawiesili sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Oglądając Skyfall czuło się, że film jest dopracowany a scenariusz precyzyjnie skrojony jak smoking samego James’a Bonda. Spectre ustępuje znacznie poprzednikowi. Ratuje go nieco świetna scena w Meksyku i pościg, ale rażą niektóre fragmenty, które moim zdaniem świadczą o tym, że scenariusz w pewnych miejscach został napisany „na siłę”, np. panna Swann mówiąca James’owi „Kocham Cię” ;)
Gentleman's Choice
„Skyfall” był dosyć nietypowym filmem jak na „Bondy”. Agent 007 na koniec zawsze szturmował bazę wroga, w poprzednim Bondzie sprawa ma się odwrotnie, a dodatkowo kobiet z którymi romansuje szpieg jest jak na lekarstwo. „Skyfall” to film w gruncie rzeczy bardzo podobny do „Casino Royal” i „Quantum of Solace” – realistyczny (jak na Bonda oczywiście), „brudny” wizualnie i przepełniony wątkami osobistymi głównego bohatera.
„Spectre” nawiązuje do tych produkcji, w których główny nacisk położono na akcję, nie do końca przejmując się realizmem. Mamy tutaj więcej gadżetów, Mannypenny głownie pracuje w biurze i ponownie pojawia się organizacja „Spectre”, nie mówiąc już o tak oczywistych odniesieniach do poprzednich części jak walka w pociągu.
M W
Odnoszę wrażenie, że osoba pisząca ten artykuł nie widziała filmu. Bond w odsłonie Spectre to najgorsze widowisko z Craigiem i bez wątpienia najsłabszy film w dwudziestoletniej karierze agenta 007. Tragiczna i przewidywalna fabuła. Żenująco słaba gra aktorska, epizod z Bellucci jest tak żałosny, że nawet nie warto o nim wspominać. Te niby super efekty specjalne – oprócz efektownego początku – są prawie niezauważalne. Craig wyraźnie wygląda na zmęczonego. Film pokazuje, że formuła z Craigiem się wyczerpała (choć uważam go za jednego z lepszych odtwórców agenta jej królewskiej mości). Tak Panie sprawozdawco – większość znawców dobrego kina po wyjściu z tego filmu powie, że to najgorzej wydane pieniądze na kino ostatnich lat.
Sceny, w których Monica Bellucci stoi podczas pogrzebu to jedne z lepiej zrealizowanych ujęć w całym filmie. Aktorka jest bardzo zmysłowa, a postać jaką wykreowała wydaje się ciekawa. Jedyny zarzut jaki można postawić to, tak jak wspomniałem wcześniej jej krótka obecność na ekranie.
Uogólnienie, że gra aktorska jest żenująca, wydaje się bardzo krzywdzące. Oczywiście są słabsze momenty i aktorzy, którzy nie wypadli najlepiej, ale np. Ralph Fiennes, Christoph Waltz czy Ben Whishaw poradzili sobie bardzo dobrze.
Daniel Craig, mimo tego, że ma 47 lat jest ciągle w świetnej formie. Sceny akcji nie sprawiają mu wielkich trudności. Nie widziałem w jego grze znużenia rolą, a plotki o tym są raczej chwytem marketingowym. Film jest z pewnością inny niż wcześniejsze produkcje z Danielem Craigem, ale czy gorszy? To już subiektywna opinia, każdego widza.
„Spectre” rozczarowało wielu widzów (trudno tego uniknąć przy tak wielkiej produkcji), ale twierdzenie, że to pieniądze wyrzucone w błoto to gruba przesada.
Bartek
Zastanawiam sie czy osoba pisząca tą recenzje widziała wogole film ? Nie jestem osoba która wszystko krytykuje dla samej krytyki ale uważam sie także za prawdziwego fana filmów o agencie 007, wiec muszę to powiedzieć.Film wypadł bardzo słabo na tle reszty, począwszy od muzyki do filmu ( sam smith ) całego wejścia (intro) które było żywcem skopiowane i zlepkiem innych oraz wielu wątków które reżyser poprostu zepsuł ( jak wątek vesper). Chciałbym tez także zapytać recenzenta jaka akcja ? Pościg który kończy sie tak samo jak w Casino royale – zniszczeniem auta czy skakanie po dachach jak w skyfall ? Walka w pociągu tez już była . Akcja jest nudna, jest jej mało, jest przewidywalna jest poprostu odgrzewanym kotletem. Gadżety ? Nic więcej poza astonem specjalnie stworzonym do filmu i zegarkiem agent nie posiada, wiec mówienie o gadżetach jest nie potrzebne . Nawet dialogi nie są w tym filmie błyskotliwe, nie wspominając o typowym dla tego filmu humorze. Powiem krótko jeżeli ktoś szuka filmu do oglądania na telefonie w trakcie oczekiwania na wizytę u lekarza- polecam, jeśli zacnego Bondowskiego kina- stanowczo mowię „Spectre” nie, mimo nazwy która sprawia wrażenie dobrego kina.
Akcja to nie tylko pościgi, ale też inne trzymające w napięciu fragmenty filmu. Wydaje mi się, że należy jeszcze wymienić pościg samolotem, świetnie zrealizowaną scenę otwierającą, czy chociażby wizytę Bonda na zebraniu Spectre, a to i tak nie wszystko. Faktycznie dla fana agenta 007, większość z wymienionych sekwencji może wydawać się nudna i niezbyt oryginalna, ale dwadzieścia trzy poprzednie filmy zapewniły tyle emocji i spektakularnych scen, że wymyślenie czegoś innowacyjnego nie jest łatwym zadaniem. W porównaniu ze „Skyfall”, „gadżetów” było zdecydowanie więcej i mam tu na myśli np. chip umieszczony we krwi Bonda, który pozwala go nie tylko śledzić, ale przesyła też informacje stanie o jego zdrowia, albo o „gadżecie” do torturowania, w który został wyposażony Blofeld. W kwestii muzyki, wymienił Pan jedynie otwierającą piosenkę, która w porównaniu z utworem Adele faktycznie wypada nie najlepiej, ale na tym nie kończy się warstwa muzyczna filmu. Dalej jest już całkiem dobrze.
Bartek
Z całą sympatią ciesze się Panie Mateuszu ze ktoś w sposób konstruktywny spróbował obronić tą cześć. Ma Pan racje zapomniałem wspomnieć o scenie z samolotem która rzeczywiście była ok i to w „Bond-woskim stylu” wszystko odpada a Bond twardo sunie po zboczu góry -jednak tak jak dobrze Pan wspomniał dużo brakuje do „Skyfall” :) Pozdrawiam
Przemek Semczuk
Z bólem i krwawiącym sercem muszę przyznać rację Panu Bartkowi. Zapowiedzią dramatu była właśnie piosenka. Mnie kojarzyła się z beczeniem kastrata (sory za brutalność). A co do fabuły. Coś niecoś o Bondzie wiem. I określenie „zlepek” lub „odgrzewany kotlet” bardzo pasują do tego obrazu. Ale co się dziwić? Po śmierci Fleminga możemy już liczyć tylko na zlepki (tak oczywiście kilku autorów popełnia kontynuacje, lepsze lub gorsze). Tym razem wyszło… Na szczęście radio się zlitowało i nie raczy nas najnowszym bondowskim „przebojem” tak jak po poprzednich filmach ;) Przemek Semczuk