Zginąć, zostać rannym, postradać zmysły? Wojnę trudno przeżyć bez jakichkolwiek blizn, czy to na ciele czy na psychice. A może przestać robić to czego wymagają decydenci i choćby na chwilę, w okresie świąt wrócić do normalności?
Plany wojenne Niemiec na wypadek wybuchu wojny w Europie zakładały szybką ofensywę i pokonanie Francji w czasie nie dłuższym niż 6 tygodni. Koncepcja podboju dużego, nowoczesnego państwa, w tak krótkim okresie nie powiodła się i armie obu stron zaległy w okopach na terenach Europy.
I wojna światowa weszła w fazę tzw. „wojny pozycyjnej”. Dla planistów oznaczało to mozolne zdobywanie terenu kawałek po kawałku, jednak dla żołnierzy tkwiących miesiącami w okopach niemal pewną śmierć lub kalectwo. Warunki panujące na szańcach były straszne. W ciągu dnia ostrzał artylerii i snajperów uniemożliwiał swobodne poruszanie się po za obrębem swoich pozycji, które w wyniku grudniowej aury szybko stały się dołami pełnymi błota. Walczących dziesiątkowały choroby, stres oraz wrogi ogień do tego zbliżały się święta i wszystko wskazywało na to, że uczestnicy tej kampanii nie spędzą ich w domu.
Nagromadzenie wszystkich przeciwności losu sprawiło, że 24 grudnia 1914 roku rozpoczęła się piękna i niezwykła historia. Żołnierze dwóch wrogich obozów – Brytyjczycy i Niemcy znajdujący się na terenach Belgii w okolicach miasta Ypres nie bacząc na rozkazy i kary ze strony dowódców, zaniechali walk i wywołali jedną z najpiękniejszych masowych niesubordynacji w historii świata – rozejm bożonarodzeniowy.
Pierwszy krok do zjednoczenia postawili żołnierze niemieccy przystrajając swoje pozycje lampkami przypominającymi te świąteczne. Na umocnieniach pojawiły się również choinki. Te działania wzbudziły czujność w brytyjskich liniach, gdzie myślano, że dekoracje to fortel i oczekiwano na atak. Mimo strachu wielu młodych Brytyjczyków z zazdrością spoglądało w stronę okopów przeciwnika. Prowizoryczne ozdoby dawały namiastkę domu, świątecznego nastroju.
Obawa przed atakiem i negatywne myśli zniknęły dopiero, gdy Niemcy zaczęli głośno śpiewać „Cichą noc”. Napięcie pękło i kolędę zaśpiewali również Brytyjczycy. Po wspólnym kolędowaniu, przez pas ziemi niczyjej, dzielący pozycje przeciwnych wojsk, przetaczały się okrzyki z wesołymi, czasem ironicznymi życzeniami. Te radosne chwile szybko zamieniły się w zdziwienie i niepewność anglików, gdy na przedpolu ich transzei pojawił się pierwszy niemiecki żołnierz. Za nim przyszli następni, ale bynajmniej nie był to atak. Niemcy chcieli złożyć życzenia osobiście. Po chwili swoje fortyfikacje zaczęli opuszczać również Brytyjczycy.
Niedawni przeciwnicy spotkali się pomiędzy okopami. Pierwszy kontakt był niepewny, a wielu żołnierzom towarzyszył strach, lecz szybko zastąpiła go radość. Zaczęli częstować się papierosami, wymieniali racjami żywnościowymi. Prezentami stawały się autografy na fotografiach czy pocztówkach, a także rzeczy osobiste. Wzdłuż frontu stały grupki rozmawiających żołnierzy. Po jakimś czasie każdy wrócił do swoich okopów, obie strony uzgodniły, że to spontaniczne zawieszenie broni można wykorzystać na zebranie zwłok i pochówek. Wielu postanowiło zdobyć opał, nie bano się już, że blask ognia przyciągnie wrogi ostrzał. „Wycieczki” na drugą stronę odbywały się przez cały okres trwania rozejmu. Świadczono sobie usługi fryzjerskie, żołnierze wspólnie spożywali alkohol, grali na harmonijkach.
Dla dowództwa bratanie się z wrogiem oznacza niesubordynacje, w tym przypadku na masową skalę. Takie zachowanie żołnierzy na froncie pod Ypres nie mogło ujść uwadze wyższych rangą dowódców,. Obie strony wysłały delegację, które uzgodniły oficjalne zawieszenie broni na okres świąteczny. Oficerowie wymienili się prezentami. Niemcy podarowali Brytyjczykom beczkę piwa, ci natomiast odpowiedzieli śliwkowym puddingiem. Rozegrano także mecz piłkarski zakończony wynikiem 3:2 dla drużyny niemieckiej. Futbolowy pojedynek zakończył się przed czasem ponieważ piłka wpadła w drut kolczasty i się przebiła.
Tymczasem w okopach żołnierze zaczęli chować zmarłych, odprawiane były msze święte zarówno po angielsku jaki niemiecku.
Nie wszyscy jednak byli w stanie opuścić umocnienia i godzić się z przeciwnikiem. Zarówno Niemcom jak i Anglikom zdarzały się sytuacje, w których żołnierze widząc idących w ich stronę rywali, otwierali ogień.
Naczelne dowództwo starało się opanować spontaniczne przypływy radości i samowolną świąteczną przyjaźń. Wydarzenia grudniowych dni starano się utrzymać w tajemnicy, żeby wiadomości z Belgii nie trafiły do innych regionów objętych działaniami wojennymi. Pierwszy artykuł prasowy dotyczący rozejmu ukazał się dopiero 31 grudnia, tego samego roku, na łamach New York Times.
Oficjalne zawieszenie broni trwało do drugiego dnia świąt. We wczesnych godzinach porannych w niebo wystrzelono race i strzały ostrzegawcze – umówiony sygnał rozpoczęcia walk. Żołnierze jednak niechętnie strzelali do ludzi, z którymi spędzali święta. Pomimo surowych rozkazów zawieszenie broni utrzymywało się na niektórych odcinkach frontu aż do końca grudnia.
Naczelni dowódcy obu armii robili wszystko żeby walki rozpoczęły się na nowo. W rejony gdzie w dalszym ciągu nie przestrzegano rozkazów wysyłano snajperów i prowadzono ostrzał artyleryjski. Do Ypres przysyłano nowe oddziały a w wielu jednostkach wymieniono ludzi.
W skrajnych przypadkach pojednanie się z przeciwnikiem miało być karane śmiercią. Od czasu rozejmu bożonarodzeniowego starano się aby formacje nie pozostawały na jednym odcinku dłużej niż kilka miesięcy, aby nie udało się poznać przeciwnika, choćby za pośrednictwem ironicznych czy obelżywych okrzyków. Żołnierze uznawali jednak zasadę „lepszy znany wróg niż nowy, nieznany”.
Na nagłe zaprzestanie działań wojennych miało wpływ wiele czynników. Żołnierzom w tamtych chwilach towarzyszyły głód, choroby, ogromny stres. Dali upust swoim emocjom w akcie pojednania się z przeciwnikiem. Takie niecodzienne, wręcz niemożliwe sytuacje udowadniają jak magicznym okresem są święta.
Autor: Maciej Drewniak.
Od dzieciństwa związany z Częstochową. Opuścił ją tylko na czas studiów we Wrocławiu. Z wykształcenia dziennikarz, z zamiłowania historyk. Jego pasją jest II Wojna Światowa i góry, o obu potrafi opowiadać godzinami.
Dodaj komentarz
Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.