Walki cholitas i tinku, czyli podróż do Tybetu Ameryki

Hobby / 

Boliwia nazywana jest Tybetem Ameryki, dzięki wyżynie Altiplano, leżącej na wysokości od 3500 do 4000 m n.p.m. Choć ten kraj należy do najbiedniejszych państw na świecie, to jednocześnie jest najbardziej żywym w kulturze i tradycji indiańskiej, dlatego że ponad połowa Boliwijczyków to rdzenni Indianie. Jest również państwem, w którym występują wszystkie możliwe krajobrazy, od lasów tropikalnych, sawann aż po góry. W tym kraju znajduje się wiele atrakcji dla turystów, ale największe zainteresowanie (również wśród mieszkańców) budzą zapasy. Największą popularnością o dziwo cieszą się nie te tradycyjne, ale… walki cholitas.

Pojedynki te, odbywają się tylko między kobietami z plemienia Ajmara. Ich przodkowie stworzyli w okolicach jeziora Titicaca wysoko rozwiniętą cywilizację, która niestety została podbita przez Inków i hiszpańskich konkwistadorów.

Cholitas walczą w makijażu i tradycyjnym stroju plemienia Ajmara. Charakterystycznym elementem stroju są wykrochmalone szeleszczące kolorowe halki, przykryte błyszcząca spódnica. Oprócz tego, nie może zabraknąć grubego szala zarzucanego na ramiona. Jedną z ważniejszych części stroju jest też  melonik. Według opowiadań, nakrycie głowy wzięło się od przybyłych do Boliwii w XIX wieku angielskich dżentelmenów.

Jak przystało na eleganckich mężczyzn, Anglicy chodzili w melonikach. Miejscowi sklepikarze zauważyli, że mogą na tym sporo zarobić i sprowadzili te nakrycia głowy w dużych ilościach. Niestety, przeliczyli się i stosy meloników zaczęły zalegać w magazynach. Wtedy jeden ze sprzedawców zaczął opowiadać wszystkim paniom, że te niezwykłe nakrycia głowy, zostały wytworzone specjalnie dla kobiet. Boliwijki uwierzyły i zaczęły kupować i nosić meloniki.

Boliwijskie zapasy są połączeniem meksykańskiej luncha libre (wolnej walki) i amerykańskiego wrestlingu. Na początku panie były tylko maskotkami, które towarzyszyły mężczyznom na ringu i nikt nie traktował ich poważnie. Z czasem jednak, damskie zapasy zaczęły cieszyć się większym zainteresowaniem niż walki panów. Pomysłodawcą damskich pojedynków był zapaśnik Juan Mamani. Boliwijczyk w 2001 roku zorganizował casting, ażeby wybrać najbardziej utalentowane kobiety.

Zgłosiło się 60 cholitas, z czego tylko ok. 10 nadal bierze udział w walkach. Dzisiaj w całej Boliwii jest już kilkadziesiąt półprofesjonalnych zapaśniczek. Najlepsze z nich to Carmen Rojas („Champion”), Yolanda („Ukochana”), „Juana z La Paz” i Ana („Mścicielka”). Cholitas pojedynkują się nie tylko w kraju, ale również poza jego granicami.

Mimo że walki są reżyserowane i z góry jest ustalane, kto ma wygrać, to i tak bardzo często wymykają się one spod kontroli i budzą wiele emocji zarówno wśród zawodniczek jak i publiczności. W boliwijskich pojedynkach zawsze istnieje wyraźny podział na dobrego zawodnika i jego złego rywala.

Zawodniczki w czasie walki okładają się pięściami, ciągną za włosy, skaczą na siebie, często też rozbijają sobie na głowach plastikowe krzesła. Zwykle pojedynki nie mają za dużo wspólnego z zasadami fair play. Choć w teorii są to zapasy kobiet, to w praktyce niezwykle często zdarza się, że cholitas muszą walczyć z zamaskowanymi mężczyznami.

Wbrew pozorom, to nie jest lekki i łatwy sport (o ile tak można to nazwać), zapaśniczki poświęcają wiele czasu na przygotowanie, muszą trenować co najmniej trzy razy w tygodniu. Oprócz tego normalnie pracują, gdyż za walkę otrzymują tylko równowartość 10 dolarów, co nie wystarcza na utrzymanie. Walki cholitas odbywają się przez cały rok co niedzielę.

Z kolei tinku odbywa się w maju, w rejonie Patosi i w czasie karnawału w Oruro. W języku keczua „tinku” oznacza spotkanie, ale u Aymarów to samo słowo jest tłumaczone jako atak fizyczny. Uczestnicy spotykają się 2 maja wieczorem i wszyscy razem świętują, tańczą i piją chicha (alkohol kukurydziany).

Zgodnie ze zwyczajem mężczyźni grają na instrumentach tradycyjna muzykę, a kobiety śpiewają w języku keczua piskliwym głosem. Pojedynki odbywają się dopiero następnego dnia. Tak dzisiaj wygląda tinku, jednak zwyczaj ten ma ponad 1000 lat i kiedyś wyglądał zupełnie inaczej.

Pierwotnie tradycja ta była demonstracja technik wojennych, z czasem jednak stała się też ceremonią, której celem było ofiarowanie przelanej krwi Pachamamie, bogini ziemi, ażeby wyprosić u niej łaski. Andyjskie Altiplano jest bardzo suche i jest tam mało wody. Społeczność, która wygrała tinku miała przez rok dostęp do rzeki. W rytuałach oprócz mężczyzn uczestniczyły też kobiety i dzieci, które toczyły walki między sobą.

Pojedynek toczył się do pierwszej krwi lub śmierci jednego z uczestników. W efekcie, w walkach zawsze ginęło wiele ludzi. Kiedy w 2008 roku do władzy w Boliwi doszedł Morales, jednym z jego głównych celów było pogodzenie skłóconych plemion. Stąd od kilku lat tinku stało się atrakcją turystyczną, przy której obecna jest policja, żeby nie dochodziło do śmiertelnych pojedynków.

W Boliwii cholitas walczą nie tylko dla pieniędzy. Zostając zapaśniczką kobieta uzyskuje wyższy status społeczny i uczy się również, jak może się bronić. Z kolei tinku z biegiem lat ze śmiertelnych walk zmieniło się w festiwal, na którym pojedynki są atrakcją turystyczną.

Autor: Agata Szymczak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

Trzech polskich artystów, których zna cały świat

Kultura, Sztuka / 

Działalność artystyczna Polaków bardzo często zostaje zauważana i doceniana poza granicami naszego kraju. Miłośnicy sztuki są w stanie zapłacić kolosalne sumy za prace Mitoraja czy Sasnala, a największe światowe galerie – takie jak Metropolitan Museum of Art, czy Tate Modern w swoich murach chętnie organizują wystawy ich prac. O dziwo, nie wszyscy artyści, którzy osiągnęli sukces za granicą cieszą się równie dużą popularnością w naszym kraju. Jeżeli chcecie, aby przysłowie: Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie” nie odzwierciedlało Waszego stosunku do polskiej sztuki współczesnej koniecznie przeczytajcie ten artykuł!

IGOR MITORAJ

Pomimo że ukończył studia na wydziale malarstwa, to zaliczany jest do grona najwybitniejszych współczesnych rzeźbiarzy. Jego prace możemy podziwiać w muzeach, fundacjach, siedzibach korporacji, a także w przestrzeni publicznej najważniejszych miast na świecie. Rzeźby Mitoraja – często gigantycznych rozmiarów – zdobią takie miasta jak: Rzym, Paryż, Mediolan, Londyn, czy … Kraków. Jego pracę można również znaleźć w Japonii i Stanach Zjednoczonych.

Igor Mitoraj większość swojego życia spędził we Francji i Włoszech. Jego dom i pracownia znajdują się we włoskiej stolicy marmuru – Pietrasanta. To miasto, które szczególnie upodobali sobie rzeźbiarze, na czele z Michałem Aniołem. Styl Mitoraja należy do bardzo charakterystycznych i łatwo rozpoznawalnych. Główny temat jego dzieł to ludzkie ciało, a źródłem inspiracji artysty jest antyk – w swoich pracach bardzo często odwoływał się do historii Grecji i Rzymu. Do antyku nawiązywał bezpośrednio, nadając swoim dziełom takie tytuły jak: Ikar, Eros, czy Paessagio Ithaka. Najbardziej charakterystycznym elementem jego prac są usta, które zawsze przybierają kształt ust autora i są pewnego rodzaju ”podpisem” artysty.

Jego dzieła na aukcjach osiągają bardzo wysokie ceny. Jeździec bez głowy – praca z 1985 roku, została sprzedana w nowojorskim domu aukcyjnym Sotheby’s w 2011 roku za ponad 290 000 dolarów. Jednak nie wszystkie prace artysta postanowił sprzedać, Część z nich sprezentował miastom, z którymi był związany emocjonalnie, i tak na przykład to, w którym żył i tworzył otrzymało rzeźbę z brązu II Centauro, freski do sali obrad ratusza oraz rozetę z rzeźbami, która zawisła na fasadzie kościoła św. Augustyna. W Polsce prezentem od artysty była figura Eros bendato, ustawiona w 2005 roku na rynku w Krakowie niedaleko wieży ratuszowej. Początkowo głowa wykonana z brązu budziła wiele kontrowersji. Krytycy sztuki uważali, że znajduje się w nieodpowiednim miejscu i burzy kształtowaną przez lata harmonię, jednak dziś stała się jednym z ważniejszych punktów orientacyjnych Krakowa.

Artysta, po walce z ciężką chorobą zmarł w 2014 roku w wieku 70 lat. Jego rzeźby i rysunki pokazano na ponad 120 wystawach indywidualnych na całym świecie.

WILHELM SASNAL

Przez krytyków sztuki nazwany został jednym z czołowych artystów młodego pokolenia. To też najdrożej “sprzedający się” polski malarz za granicą, który stał się artystyczną wizytówką Polaków.

Sasnal jest artystą zaangażowanym, a w swoich pracach porusza tematy ważne dla społeczeństwa. Twórca za pomocą sztuki zdaje relacje z otaczającego go świata. Na swoich obrazach nie tylko komentuje wydarzenia polityczne, ale również przedstawia życie codzienne. Bohaterami jego prac są również członkowie rodziny. Najistotniejszymi elementami twórczości Sasnala są detal i emocje. Nie ważne, czy artysta dotyka spraw politycznych, czy codzienności zawsze widać, że tematyka, którą porusza nie jest mu obojętna. W swoich dziełach odrzuca podział na popkulturę i kulturę wysoką – wszystkie sprawy są dla niego tak samo ważne. Źródłem inspiracji malarza bardzo często są materiały przedstawiające rzeczywistość już przetworzoną takie jak fotografie, film, ale też materiały pochodzące z Internetu np. memy.

Artysta zajmuje się również filmem – za dramat Z daleka widok jest piękny otrzymał Wrocławską Nagrodę Filmową w konkursie “Nowe Kino Polskie”, jednak największą sławę przyniosło mu malarstwo. Jego dzieła wystawiały takie instytucje jak nowojorskie Metropolitan Museum of Art, londyńskie Tate Modern, czy paryskie Centrum Pompidou. Prace Sasnala osiągają olbrzymie kwoty na aukcjach, jednak nie było tak od początku jego działalności artystycznej. W 1999 roku jego płótna można było kupić za kwotę około 1000 – 2000 złotych, a w 2007 roku ceny jego prac wzrosły 800 razy. Na aukcji w Chrieste’s jego praca Samoloty wylicytowana została za ponad milion złotych.

MAGDALENA ABAKANOWICZ

To jedna z najbardziej rozpoznawalnych polskich artystek za granicą. Jest rzeźbiarką, której prace zdecydowanie wykraczają poza konwencjonalne ramy tej dyscypliny.

Sławę na całym świecie przyniosły jej ogromne, abstrakcyjne struktury tkackie, które od jej nazwiska zyskały nazwę abakanów. Za ich pomocą Abakanowicz zerwała z tradycją przyściennych tkanin służących do dekoracji wnętrz.

Jednak większa część twórczości artystki to nie abakany, a dzieła wykonane z trwalszych materiałów takich jak metal, drewno, czy kamień. Abakanowicz zamiast pojedynczych prac woli tworzyć zbiory. W swojej twórczości inspiruje się figurą ludzką i za jej pomocą stara się ukazać ciemną stronę funkcjonowania jednostki w grupie. Figury Abakanowicz nie mają twarzy, przez co tracą swoją indywidualność. Za pomocą swoich prac artystka pokazuje, że jednostka w tłumie traci swoją tożsamość, a jej obowiązkiem jest zajmowanie przypisanego z góry miejsca.

Wiele jej projektów, zwykle te monumentalne, wypełnia przestrzeń publiczną. Największa tego typu realizacja znajduje się w poznańskim parku Cytadela. Instalacji składającej się ze 112 postaci wykonanych z żeliwa artystka nadała tytuł Nierozpoznani. Jest to jedna z niewielu tego typu prac, które znajdują się na stałe w naszym kraju. Dzieła Abakanowicz wypełniają przestrzeń publiczną wielu miejsc na świecie. Znaleźć je można między innymi we: Francji, Korei Południowej, Japonii oraz Stanach Zjednoczonych.

baner_ idealne w podróży_1200x500

Prace artystki brały udział w wielu międzynarodowych wystawach między innymi w Musée d’Art Moderne w Paryżu, Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku, Museum Sonje w Kyongju (Korea), czy Ludwig Museum w Kolonii. Jej prace znajdują się w wielu światowych galeriach i muzeach, w Polsce największym zbiorem jej dzieł poszczycić się może Wrocławskie Muzeum Narodowe.

A wy których artystów cenicie najbardziej? Są wśród nich Polacy, czy może jesteście miłośnikami sztuki zagranicznej?

Autor: Patrycja Kasterska

portfel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Czytaj kolejny artykuł

French Press. Na dzień dobry.

Dla Ciała, Kawa / 

French Press to jedno z najbardziej rozpoznawalnych i charakterystycznych urządzeń do parzenia kawy. Niejeden reżyser filmowy wykorzystał go w swojej produkcji jako niezbędny element romantycznego śniadania podanego do łóżka. Co jest takiego zachwycającego w tym urządzeniu?

Prasa francuska, French Press, a także cafeteria bądź press pot, to różne nazwy dla tego samego urządzenia. Historia tego zaparzacza sięga początków XX wieku, mając swoje korzenie we Francji, największą popularność zyskał jednak w Wielkiej Brytanii i Dani. Właśnie tamtejsi mieszkańcy najchętniej kupowali french pressy i to tam znajdowały się największe fabryki. Duńska firma Bodum, działa do tej pory i jest najbardziej rozpoznawalną marką produkującą te urządzenia.

wyparzarka3_20.01

Co takiego urzekającego jest w prasie francuskiej? Moim zdaniem jest to przykład bardzo dobrego połączenia prostoty użytkowania z dobrym designem i elegancją. Dzięki temu można śmiało podać bardzo dobrą kawę większej liczbie gości w zgrabnym opakowaniu, pasującym zarówno do współczesnych wnętrz, jak i tych w stylu retro.

Czym jest French Press?

Zanim przejdziemy do samej metody parzenia i najlepszych sposobów na nie, przyjrzyjmy się najpierw temu, czym powinien charakteryzować się dobry french press. Jak wspomniałem, urządzenie jest niezwykle proste w swojej konstrukcji i obsłudze. Składa się ze szklanego cylindra oraz tłoczka, zakończonego drobną siateczką, i pokrywki. Z zewnątrz najczęściej okala go ozdobny szkielet z tworzywa sztucznego, metalu czy drewna. Na rynku są też metalowe prasy, ale uważam je za mało użyteczne. Metal może wpływać na smak kawy, ponadto uniemożliwia on sprawdzenie, co dzieje się w środku. Przy wyborze french pressa powinniśmy kierować się nie tylko wyglądem, który jest bardzo ważny, ale także jakością wykonania. Pisałem o produktach firmy Bodum, ale warto sprawdzić także ofertę takich producentów jak Hario, La Cafeterie, Randwyck bądź Bialetti. Wybierając coś z wyższej półki mamy gwarancję po pierwsze, dobrej jakości materiałów, zwłaszcza tworzyw sztucznych, które nie będą miały zapachu (lata temu miałem swoją prasę kupioną za trzydzieści złotych. Zapach plastiku w tłoczku był bardzo intensywny, zwłaszcza po kontakcie z gorącą wodą). Po drugie, metalowy filtr w tłoczku będzie dobrze przylegał do ścianek prasy i będzie wystarczająco drobny, by zatrzymać jak najwięcej drobinek kawy.
Ważna jest także pojemność french pressa. Tak samo, jak w przypadku kawiarki, o której pisałem poprzednio na łamach Gentleman’s Choice, najlepszym rozwiązaniem jest parzenie zawsze dedykowanej ilości kawy. Oznacza to, że decydując się na litrowego french pressa, parzymy cały litr, a nie pół. Nie jest to, aż tak znaczące, jak w przypadku kawiarki, ale zdecydowanie polecam użytkowanie prasy francuskiej w ten sposób.
wyparzarka2_20.01_2

Przygotowanie

Parzenie kawy w french pressie sprowadza się do wsypania grubo zmielonej kawy, zalania jej gorącą wodą, odczekania i przeciśnięcia tłoczka, aby fusy zostały na dnie naczynia. Warto jednak zadbać o szczegóły, by maksymalnie wykorzystać możliwości sprzętu jak i samej kawy.

Bardzo przydatnym, dodatkowym akcesorium będzie waga (wykorzystywana przy niemal każdej metodzie parzenia kawy). No i oczywiście młynek, żarnowy, ręczny lub elektryczny. Do tego czysta, przefiltrowana woda i najważniejsze – świeża kawa dobrej jakości. Mogą to być ziarna dedykowane pod metody przelewowe, jaśniejsze i lżejsze w smaku, ale można także użyć dobrej jakości mieszanek do espresso. Jednak lepiej wybrać te wypalane jaśniej niż popularne, “marketowe” kawy włoskie czy niemieckie.

Kiedy to wszystko jest już przygotowane, zabierzmy się za parzenie!

Przyjęło się w świecie kawowym, że najlepszymi proporcjami dla większości metod alternatywnych (czyli wszystkich poza espresso) jest 60g kawy na litr wody. Z doświadczenia wiem, że w przypadku French Pressa lepiej sprawdzi się proporcja 70g/litr, ale polecam to sprawdzić na własnym podniebieniu. Należy jednak pamiętać o trzymaniu się proporcji. Wystarczy raz obliczyć odpowiednią porcję kawy, pasującą do objętości Waszej prasy i ją stosować . Pozwoli to, na uzyskanie powtarzalnych efektów, a także wyczucie różnic między różnymi gatunkami kaw.

Po odważeniu odpowiedniej ilości ziaren, trzeba je zmielić. Przy tej metodzie parzenia najlepiej sprawdzi się grube mielenie. Drobinki kawy powinny być spore z kilku powodów. Tu kawa ma długi kontakt z wodą. Dzięki temu z ziaren zostaną wyciągnięte najlepsze aromaty i i zminimalizuje się ryzyko przeparzenia kawy, co mogłoby przełożyć się na odczucie cierpkości. Ponadto, grubsza frakcja uniemożliwia przedostanie się przez sitko drobinek kawy do gotowego napoju. Podczas przeciskania prasy, przez siateczkę przedostaje się płyn, a wszelkie cząstki kawy zostają na dnie. Przy tej metodzie drobniejsze mielenie wpłynęłoby na ogólną gorycz kawy.

wyparzarka4_20.01_2

Nie pozostaje teraz nic innego, jak wsypać kawę do zaparzacza i zalać odrobiną gorącej wody. Nigdy nie używajcie wrzątku! Kawa tego bardzo nie lubi. Optymalna temperatura to trochę ponad 90 st. C. A przez odrobinę wody mam na myśli około ¼ objętości french pressa. Kilka razy mieszamy i czekamy pół minuty. Teraz następuje faza tzw. preinfuzji, czyli namaczania kawy i jej otwierania się, aby wydobyć jak najwięcej smaków. Po tym czasie uzupełniamy pozostałą wodą prasę aż do żądanej objętości, później zakrywamy naczynie pokrywką, ale jeszcze nie przeciskamy tłoczka! Czekamy cztery minuty, po czym odkrywamy, ściągamy łyżką drobinki kawy, które będą na powierzchni, ze dwa, trzy razy mieszamy wszystko i odstawiamy na kolejne dwie minuty. Po tym czasie można ponownie zebrać to, co pływa na wierzchu, a następnie umieszczamy pokrywkę z tłoczkiem i swobodnie, powoli zaczynamy przeciskać kawę. Nie używamy dużej siły. W zupełności wystarczy waga własnej ręki. Kiedy tłoczek opadnie na samo dno, kawa jest gotowa i można nią częstować siebie oraz najbliższych.

Smak

Kawa z french pressu jest łagodniejsza, mniej intensywna niż ta znana z kawiarki. To nie jest skondensowane espresso. Jednak ta kawa przypadnie do gustu fanom nieco cięższych smaków. W porównaniu do innych metod, z których otrzymuje się duży kubek czarnej kawy, czyli ekspresów przelewowych, drip czy chemex, kawa z prasy francuskiej należy do tych najbardziej intensywnych i najmniej delikatnych. Jest to spowodowane tym, że nie ma tu użytego żadnego, papierowego filtra, a jedynie stalowa siateczka. Przez to w gotowej kawie znajduje się nieco pyłu, który powstaje podczas mielenia i nie zostaje przesiany przez tłoczek. Sprawia to, że kawa jest mniej delikatna, o podwyższonym body, z nieco większą dozą goryczy, z kolei owocowe smaki zostają nieco zgaszone. Natomiast nie będzie niczym dziwnym, jeśli do kawy z french pressu użyje się ziaren wypalanych do espresso i doda się mleko lub cukier. Choć osobiście tego nie polecam. Używając dobrych i świeżych ziaren, kaw z dobrych palarni, można wyczuć naprawdę wiele wspaniałych nut smakowych i zapachowych i nie ma sensu poprawiać ich smaku żadnymi dodatkami.

wyparzarka1_20.01 _2

Autor: Marcin Rzońca, PopularCoffee Blog.

popularcoffee-logo-png

Rocznik ’89. Z wykształcenia dziennikarz i operator. Z zawodu operator i fotograf. Z zamiłowania wszystko naraz, do tego oblane skrupulatnie kawą. Tą dobrą i tą jeszcze lepszą. Bloger. Fan mediów tradycyjnych i nowych, a także gadżetów i nowinek technologicznych. Niepoprawny liberalny konserwatysta i konserwatywny liberał. I najlepiej, gdy to wszystko można wykorzystać do działania, do życia i cieszenia się nim.

portfel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Miler Menswear
Top