Stwierdzić, iż strój artysty jest jednym z najważniejszych elementów jego wizerunku to w zasadzie nie powiedzieć nic. Często staje się emblematem, który funkcjonuje w powszechnej świadomości na równych zasadach z samym dorobkiem artystycznym. Muzycy, którym z samej definicji „wolno więcej”, byli kreatorami masowej wyobraźni od początku istnienia popkultury.
Elegancja pionierów popkultury
Na długo przed nastaniem ery wszędobylskich mediów plotkarskich czy społecznościowych kombinatów, masową świadomością zawładnął biały garnitur Elvisa Presleya, jego kolorowe, pasiaste koszule i ekstrawaganckie marynarki, które chętnie przywdziewał zwłaszcza we wczesnych etapach kariery w latach 50. W licznych zestawieniach ikon elegancji, np. w rankingu 50 muzycznych ikon stylu przygotowanym przez magazyn Esquire, dzielą i rządzą herosi starej daty: Miles Davis, pionier rock’n’rolla Bo Didley czy też Frank Sinatra, którego słynne kapelusze stały się jednym z najbardziej wyrazistych symboli epoki.
Zmarły przed niemal dwudziestoma laty Sinatra wypracował w najdrobniejszych detalach kompletny, niepodrabialny styl łączenia elegancji z kontrolowaną nonszalancją. Smoking to styl życia – mawiał, a do historii przeszły jego nienagannie skrojone garnitury, jedwabne krawaty, czy wyglancowane buty. Choć akurat najsłynniejszą parę obuwia w historii muzyki rozrywkowej – słynne blue suede shoes przywdziewał wspomniany Elvis. Możesz mnie powalić / Stanąć na twarz / Szargać moje imię/ Możesz zrobić cokolwiek ale z dala od moich niebieskich zamszowych butów. To bez wątpienia jedne z najbardziej charakterystycznych dwóch minut rock‘n’rolla.
Sprzeciw i bunt wypisany na ubraniach
Symbole bywały również kwestią przypadku. Johnny Cash, legendarna postać bluesa i amerykańskiego folku, swój przydomek „Man in Black” zawdzięczał przywiązaniu do czerni. Jak wspomniał w wywiadzie przed jednym z pierwszych koncertów, który miał odbyć się w kościele w Memphis, szukał z zespołem wspólnego elementu garderoby, dodatkowo pasującego do okoliczności występu. Jedyną wspólną rzeczą, jaką mieliśmy, były czarne koszule. Tak dobrze się w nich czuliśmy, że po prostu w nich zostaliśmy. W innym wywiadzie mówił: Noszę się na czarno, bo to lubię. Wielu próbowało do tych prozaicznych przyczyn dorobić ideologię. Dorabiał ją po trochu i sam Cash, mówiąc później o znaczeniu czarnego koloru – symbolu buntu, sprzeciwu wobec stagnacji, nierównościom i dyskryminacji.
Przypadek Casha dobrze pokazuje, że styl artysty może odgrywać wielką rolę jako nośnik idei i być niejako dodatkowym, równorzędnym kanałem komunikacji artysty ze światem zewnętrznym. Czasami jest narzędziem podkreślającym osobowość muzyka, natomiast sięgając do historii wiemy, że ubiór bardzo często był jednym z przejawów działań kontrkulturowych czy zwyczajnie oznaką obyczajowego buntu, jak w przypadku hippisów oraz rozwijającej się kilka lat później subkultury punkrockowej.
Jestem w stanie uwierzyć, że ktoś nie zna takich szlagierów jak „Blitzkrieg Bop” czy „Beat on the Brat”. Każdy jednak kojarzy nieśmiertelny zestaw pod tytułem: skórzana kurtka, jeansy, T-shirt i trampki. A oba te zestawy to dorobek tych samych ludzi – muzyków spod szyldu The Ramones. Paradoksalnie zestaw, który dziś uznawany jest za symbol buntu, odwoływał się do wyglądu przeciętnego jankeskiego młodzieńca z pierwszej połowy lat 70. Słynna ramoneska na trwałe wpisała się do masowej świadomości kilka lat później, gdy stała się jednym z pokoleniowych znaków wspomnianej punkowej fali, symbolem łamania zasad, sprzeciwem wobec postaw mainstreamowych i wyrazem młodzieńczego nieposłuszeństwa.
David Bowie – wizerunek totalny
Muzyka i moda zawsze szły ze sobą w parze, ale w żadnym przypadku w historii muzyki nie były ze sobą tak autentycznie i nierozerwalnie związane jak w miało to miejsce w karierze Davida Bowiego. W chwili, gdy świat opłakiwał rozpad Beatlesów, a Mick Jagger na trwałe ustalił archetyp rockmana, Bowie zrewolucjonizował znaczenie mody, pokazując całkowicie nowe, autorskie podejście do kreowania wizerunku. Był pierwszym, dla którego ubiór przestał być wyłącznie użytkową formą, której można w zależności od potrzeb dosztukować ideologię. Jego kreacje były raczej przesłaniem ubranym w precyzyjną formę – ekstrawaganckim przebraniem, rozbudowanym o odważny makijaż i całą niemalże fabularną historię powoływania do życia kolejnych wcieleń artysty – Majora Toma, Ziggy’ego Stardusta, Alladyna, czy wreszcie Białego Księcia.
Bowie to w zasadzie trwający kilkadziesiąt lat eklektyczny eksperyment sceniczny, w którym artysta wizjonersko łączył całkowicie odmienne stylizacje i trendy, będąc inspiracją dla dziesiątek wykonawców, począwszy od rocka, glam rocka, szeroko pojętego świata muzyki pop, dance i rzeszy projektantów momentalnie podchwytujących jego styl. Do tego stopnia, że międzynarodowa wielkoformatowa wystawa „David Bowie is”, objeżdżająca największe miasta świata, obok dorobku muzycznego, prezentuje jego osiągnięcia w dziedzinie designu i mody oraz liczne znaki firmowe artysty: dziwaczne kombinezony, buty na koturnach, ekscentryczne fryzury. Dlatego bardzo symboliczne i zarazem niezwykle wymowne jest opublikowane zaledwie kilka dni przed śmiercią jedno z ostatnich zdjęć artysty, przedstawiające eleganckiego pana przed siedemdziesiątką w modnym garniturze i kapeluszu. Imponujący katalog ekstrawaganckich wcieleń zamknęła klasyczna, ponadczasowa stylizacja. Historia zatoczyła koło.
Polska ucieczka od szarzyzny
Polska scena również miała w ciągu kilku dekad swoich modowych bohaterów, choć nie da się ukryć, że pojawiające się trendy były efektem przejmowania w mniejszym bądź większym stopniu zagranicznych inspiracji. Kontekst polityczny oraz kilkudziesięcioletnia międzynarodowa izolacja spowodowały jednak, że trendy światowej popkultury trafiały nad Wisłę ze znacznym opóźnieniem. Cieniutki głos tęsknoty za indywidualizmem i wolnością artystyczną dało się już słyszeć w drugiej połowie lat 50. za sprawą bikiniarzy i ich ojca chrzestnego Leopolda Tyrmanda zafascynowanego jazzem i zachodnią modą. Jednak za pierwszego prawdziwie kolorowego ptaka na polskiej scenie może uchodzić dopiero Czesław Niemen. Jego wyraziste stroje, awangardowe kapelusze wybijały się na tle wszechobecnej szarzyzny nie mniej niż brawurowe i dziś już legendarne utwory.
Ponad dekadę później nastały czasy Republiki, nowofalowego zespołu z Torunia i jej lidera – Grzegorza Ciechowskiego, który stworzył jeden z bardziej konsekwentnych i spójnych wizerunków w historii polskiej muzyki rozrywkowej. W 2014 roku jedna z marek odzieżowych przygotowała nawet kolekcję zainspirowaną wizerunkiem legendarnego lidera Republiki. Seria prezentowała minimalistyczne propozycje utrzymane w czarno–białych barwach, a wśród nich garnitury, marynarki, płaszcz, a nawet krawat w „republikańskich” kolorach. Wprowadzeniu kolekcji towarzyszyły liczne głosy krytyki ze strony m.in. byłych członków zespołu dotyczące biznesowego wykorzystania sylwetki Obywatela G.C do stricte komercyjnych celów.
Na zakończenie – nieco przewrotnie – słowo o modowych rebeliantach. Przywołany ranking Esquire wskazuje, że stylistyczni ignoranci, hołdujący często zwykłemu niedbalstwu, po latach dalej inspirują, a niektórzy nawet otrzymują miano ikony stylu, mimo że z podstawowym wyczuciem estetyki nie mają nic wspólnego. Bo jak inaczej ocenić obecność w różnych notowaniach Axla Rose –frontmana Guns n’ Roses i jego nieco kiczowaty styl, czy Kurta Cobaina w brudnych trampkach i w rozciągniętym zgniłozielonym swetrze? Przy nich nawet Pete Doherty, lider The Libertines i enfante terrible współczesnej sceny rockowej, wygląda cokolwiek gustownie, mimo że sprawia wrażenie jakby zaraz po przebudzeniu założył przypadkowe ciuchy. Nie da się ukryć, że granice nonszalancji rozumianej kategoriami czasów Sinatry czy Davisa znacznie się przesunęły.
Kto Waszym zdaniem jest najlepiej ubranym muzykiem?
Autor: Michał Kosiorek
Inne wpisy z tej kategorii
Dodaj komentarz
Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.
Multi Srulti
Oj tam Idris Elba, jedźmy po całości – Takeshi Kaneshiro na Bonda! Albo Shahid Kapoor! Trzeba być nowoczesnym…. ;)
Andrzej
Moim zdaniem. Musi to być jakiś Tom
Marek
No to Tom asz Karolak. Bond – Słowianin.
wkoorwiony
Jason, Jason Stetham.
Mordechaj
To oczywiście drobnostka, ale Roger Moore rownież jest blondynem.
Gentleman's Choice
Można znaleźć zdjęcia, na których Moore ma kilka nieco jaśniejszych kosmyków, ale nazwanie go blondynem jest chyba lekkim nadużyciem.:) Ma Pan jakieś zdjęcie?